28 grudnia, 2010

Globalne ocieplenie ;)

Nastała sroga zima. Widać to nie tylko z perspektywy lokalnej, jako że Gdańsk dawno już nie był tak zasypany jak obecnie, ale – jak donoszą agencje informacyjne – zima daje się też we znaki w wielu innych częściach świata, nawet tam, gdzie zazwyczaj przebiega łagodnie.

 W świetle Biblii zima jest świadectwem stałości Bożego porządku we wszechświecie. Tyś ustalił wszystkie granice ziemi; Tyś ukształtował lato i zimę [Ps 74,17].

 Żyjący w zamierzchłych czasach Hiob najwidoczniej musiał wiedzieć, co to jest śnieg, skoro Bóg go zapytał: Czy dotarłeś aż do składów śniegu albo widziałeś składy gradu, który przechowuję na czas ucisku, na dzień walki i bitwy? [Jb 38,22–23]. Również za czasów Jezusa była zima [Jn 10,22]. Nic dziwnego, że jest teraz i tak będzie aż do końca świata.

 Widziałem dziś fotografie z zasypanego Nowego Jorku. Widziałem Chińczyków walczących ze zwałami śniegu. Sam jechałem dziś po baaardzo zaśnieżonych okolicach i pomyślałem sobie, jak można wciskać ludziom taki kit, że mamy problem z globalnym ociepleniem?

 Biblia stwierdza, że dopóki ziemia istnieć będzie, nie ustaną siew i żniwo, zimno i gorąco, lato i zima, dzień i noc [1Mo 8,22]. Ja wierzę Słowu Bożemu i podziwiam Boga, że nie ugiął się, jak większość rządów, i nie ogranicza emisji śniegu ;)

24 grudnia, 2010

Obyśmy nie dostali dziś takiego sms'a

Dziś wigilia Świąt Narodzenia Pańskiego. Od lat słyszę, że to najbardziej rodzinne święta. Rzeczywiście, jakkolwiek zagonieni przez cały rok, w tych dniach zwalniamy nieco, by spędzić czas z rodziną i bliskimi. Tłok na lotniskach, dworcach i drogach świadczy, że gotowi jesteśmy znieść nawet wiele niedogodności, aby w tych dniach dotrzeć do ludzi bliskich naszemu sercu.

 Skąd w ogóle wziął się pomysł, że mają to być święta rodzinne? Przecież – jak już sama nazwa wskazuje – mają to być święta z Panem Jezusem w roli głównej. W kalendarzu w innym czasie mamy dzień dziecka, matki, ojca, kobiet, chłopaka, dzień zakochanych itd. Corocznie mamy też rocznicę swoich urodzin – a więc istnieje wiele okazji, by zachwycać się swoimi bliskimi i sobą. Dzisiaj i jutro powinniśmy skupić uwagę na Panu Jezusie.

 Nie wiadomo kiedy ktoś jednak przemianował nam Święta Narodzenia Pańskiego na święta rodzinne. Dlaczego? Komu mogło na tym zależeć, żeby w święta Bożego Narodzenia ludzie starali się pobyć przede wszystkim z rodziną, a nie z Panem Jezusem?

 Syn Boży chce bliskości z nami. Po to przyszedł na świat. Oto panna pocznie i porodzi syna, i nadadzą mu imię Immanuel, co się wykłada: Bóg z nami [Mt 1,23]. Co jednak Go tu spotkało? Na świecie był i świat przezeń powstał, lecz świat go nie poznał. Do swej własności przyszedł, ale swoi go nie przyjęli [Jn 1,10-11].

Niechby nie było tak, że komukolwiek z nas Pan Jezus musiałby wysłać dziś wieczorem albo jutro sms następującej treści: Oto stoję u drzwi i kołaczę... [Obj 3,20]. Niech Pan Jezus autentycznie będzie zaproszony i od początku do końca świętowania siedzi z nami przy stole!

W tych dniach mamy święto Jezusa, a nie święta rodzinne. Weźmy to pod uwagę, zwłaszcza, że On powiedział: przecież mojej chwały nie oddam innemu [Iz 48,11].

Pragnę te dni spędzić z Jezusem, bo wiem z Biblii, że On chce bliskości ze mną.  A Ty?

18 grudnia, 2010

Błogosławieństwo życia wśród swoich

Dziś Międzynarodowy Dzień Migrantów [ang. International Migrants Day] - coroczne święto ustanowione przez ONZ na wniosek Rady Gospodarczej i Społecznej w celu zapewnienia przestrzegania praw człowieka i podstawowych wolności wszystkich migrantów.

 Data obchodów nie jest przypadkowa. 18 grudnia 1990 roku weszła w życie Międzynarodowa Konwencja o Ochronie Praw Wszystkich Pracowników - Migrantów i Członków Ich Rodzin (rezolucja 45/158). Wg ONZ co 35 osoba na świecie jest migrantem, to znaczy żyje i pracuje poza krajem swojego pochodzenia.

 Mądrość ludowa głosi, że "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej". To jest prawda. Abstrahując od przyczyn, dla których ludzie decydują się na emigrację, można powiedzieć, że najczęściej poprawa materialnych warunków życia pociąga za sobą jakąś przykrość rozłąki i tęsknoty za swoimi stronami.

 Osobiście wierzę, że Bóg powołując człowieka do życia, określił miejsce jego ziemskiej pielgrzymki i wpisał w jego naturę jakieś przywiązanie do rodzinnych stron. Z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania [Dz 17,26].

 Jednym z przejawów błogosławieństwa Bożego w doczesności jest możliwość życia w swojej ziemi. Dlatego tak mówi Wszechmocny Pan: Teraz odmienię los Jakuba, zmiłuję się nad całym domem izraelskim i zadbam gorliwie o święte moje imię. I zapomną o swojej hańbie i wszelkim swoim odstępstwie, którego się dopuścili wobec mnie, gdy bezpiecznie mieszkać będą na swojej ziemi i nikt ich nie będzie straszył [Ez 38,25–26].

 Jestem wdzięczny Bogu, że jako Polak mieszkam w Polsce. O żadnym emigrancie bynajmniej źle nie myślę. Wręcz przeciwnie, domyślam się, że wbrew obiegowym opiniom, wcale nie jest im aż tak lekko. Nawet jeśli jest im łatwiej pod względem materialnym, to jednak życie w obcym kraju niesie przecież z sobą wiele niepewności.

 Pozdrawiam więc serdecznie wszystkich, którzy z rozmaitych przyczyn znaleźli się daleko od swojej ziemi i modlę się dziś o Boże błogosławieństwo dla każdego z Was.

12 grudnia, 2010

Czy bunt jest dojrzałą formą reakcji?

Czterdzieści lat temu, 12 grudnia 1970 roku umęczeni coraz cięższym życiem Polacy usłyszeli wieczorem w radiu, że decyzją władzy ludowej wprowadza się podwyżkę cen głównych artykułów żywnościowych.

 Tak poważny wzrost, średnio o 23%, cen żywności nie mógł pozostać bez reakcji społeczeństwa. Wybuchły gwałtowne protesty. W Gdańsku, Gdyni, Szczecinie i Elblągu bunt robotniczy przybrał takie rozmiary, że nie sposób było go stłumić. Przywódcy rządzącej wówczas partii, nie przebierając w środkach, wydali rozkaz strzelania do ludzi.

 W trakcie wydarzeń grudniowych, które przeszły do historii pod nazwą "Grudzień 1970", po stronie społeczeństwa zginęło łącznie 39 osób, rany odniosły 1164 osoby, a ponad 3 tysiące osób aresztowano. Śmierć poniosło też kilku funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej oraz żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego a kilkudziesięciu zostało rannych. Podpalono 17 gmachów (w tym budynki Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku i Szczecinie), rozbito 220 sklepów, podpalono kilkadziesiąt samochodów i zniszczono kilkanaście pojazdów wojskowych.

 Abstrahując od politycznego kontekstu Grudnia '70 i nie oceniając w tym miejscu zasadności owych protestów, chcę dziś zwrócić uwagę na typową reakcję człowieka, gdy robi się trudniej i gorzej.

 Otóż pogorszenie warunków życia zazwyczaj prowadzi do buntu. Nieważne, że wcześniej było dobrze. Ważne, że zrobiło się gorzej, a tak być nie może!!! Gdy uwolnieni z niewoli egipskiej Izraelici doświadczyli pogarszających się warunków życia na pustyni, natychmiast odpowiedzieli buntem przeciwko Bogu i przeciwko Mojżeszowi. Ileż to razy buntowali się przeciwko niemu na pustyni i zasmucali go na pustkowiu! Ustawicznie kusili Boga i zasmucali Świętego Izraela. Nie pamiętali czynów jego ręki, dnia, w którym wyzwolił ich od ciemięzcy [Ps 78,40–42].

 Wiele lat później, już w swojej ziemi, po złotym wieku panowania Salomona, Izraelici stanęli w obliczu kolejnego pogorszenia warunków życia: Odezwał się król do ludu twardo, odrzuciwszy radę starszych, jakiej mu udzielili, i przemówił do nich według rady młodszych tak: Mój ojciec uczynił ciężkim wasze jarzmo, lecz ja dołożę jeszcze do waszego jarzma; mój ojciec chłostał was biczami, lecz ja chłostać was będę kańczugami. I nie wysłuchał król ludu, gdyż takie było zrządzenie Pana, by utrzymać w mocy słowo jego, jakie wyrzekł przez Achiasza z Sylo do Jeroboama, syna Debata [1Kr 12,13–15].

 Jak zareagowali? Gdy tedy cały Izrael widział, że król ich nie wysłuchał, dał lud królowi taką odpowiedź: Nie mamy nic wspólnego z Dawidem! Nie mamy dziedzictwa z synem Isajego! Do namiotów swoich, o Izraelu! Teraz troszcz się ty o swój dom, Dawidzie! I rozszedł się Izrael do swoich namiotów [1Kr 12,16].

 Prawdziwy chrześcijanin nie poddaje się i nie pozwala prowadzić się tak prymitywnym bodźcom, jak "lepiej – gorzej". Apostoł Paweł napisał: Bo nauczyłem się przestawać na tym, co mam. Umiem się ograniczyć, umiem też żyć w obfitości; wszędzie i we wszystkim jestem wyćwiczony; umiem być nasycony, jak i głód cierpieć, obfitować i znosić niedostatek. Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie [Flp 4,11–13].

 Nieraz tak w życiu bywa, że robi się gorzej. Wówczas część ludzi od razu się buntuje. Porzuca dotychczasowe miejsce życia, pracy, służby Bożej i czym prędzej szuka dla siebie miejsca, gdzie będzie im łatwiej.

 A ja? Czy potrafię z godnością przyjąć pogorszenie warunków życia? Czy nie jestem gotów zbyt szybko buntować się przeciwko Bogu i ludziom?

11 grudnia, 2010

Pora iść w góry!

11 grudnia to Międzynarodowy Dzień Terenów Górskich. Z inicjatywy Międzynarodowej Organizacji ds. Żywności i Rolnictwa (FAO) w tym dniu w krajach europejskich promuje się kulturę terenów górskich i produkty w warunkach górskich wytwarzane.

 Tereny górskie zajmują 1/3 terytorium Europy i mieszka w nich około 18% ludności państw członkowskich Unii Europejskiej. Trudne warunki naturalne i ukształtowanie terenu znacznie zwiększają koszty wytwarzania i wprowadzania produktów na rynek. Koszty transportu, budowy infrastruktury, świadczenia usług, dostarczania energii są przecież w górach znacznie wyższe, niż na pozostałych terenach.

 Tym bardziej więc godne podziwu są wysiłki mieszkańców gór na rzecz osiągania najwyższej jakości produktów i usług, mimo tak wielu utrudnień, z którymi muszą się oni borykać. Mieszkańcy nizin tego rodzaju problemów i takiego wysiłku na co dzień nie mają.

 Jakkolwiek trudno żyje i pracuje się w górach, to jednak w zamieszkiwaniu tam jest coś tak uroczego, że ludzie nie chcą się stamtąd wyprowadzać. Przecież mogliby sobie ułatwić życie i przenieść się na tereny wygodniejsze do życia i pracy. Nie. Gotowi są raczej zmagać się z rozmaitymi trudnościami, a pozostać w górach, niż mieć łatwiej, ale za cenę przeprowadzki na dół.

 Góry w Biblii wielokrotnie obrazują miejsce działania Bożego i błogosławionego życia na wyższym poziomie duchowym. Jak Jeruzalem otaczają góry, Tak Pan otacza lud swój teraz i na wieki [Ps 125,2]. Wszechmogący Pan jest moją mocą. Sprawia, że moje nogi są chyże jak nogi łań, i pozwala mi kroczyć po wyżynach [Ha 3,19]. Są też właściwym miejscem schronienia.  Gdy więc ujrzycie na miejscu świętym ohydę spustoszenia, którą przepowiedział prorok Daniel - kto czyta, niech uważa - wtedy ci, co są w Judei, niech uciekają w góry [Mt 24,15–16].

Gdy życie ludu Bożego ogarnęła powszechna mizeria, Bóg przemówił przez proroka Aggeusza: Otóż teraz tak mówi Pan Zastępów: Zważcie, jak się wam powodzi! Siejecie wiele, lecz mało zbieracie, jecie, lecz nie do syta, pijecie, lecz nie gasicie pragnienia, ubieracie się, lecz nikt nie czuje ciepła; a kto pracuje by zarobić, pracuje dla dziurawego worka. Tak mówi Pan Zastępów: Zważcie, jak się wam powodzi! Idźcie w góry, sprowadźcie drzewo i budujcie dom, a upodobam go sobie i ukażę się w nim w chwale - mówi Pan! [Ag 1,5–8].

 W Dniu Terenów Górskich mam następującą refleksję: Skoro pomimo tego, że w górach trudniej się żyje i ciężej pracuje, ich mieszkańcy tak bardzo cenią je sobie, to znaczy, że w przebywaniu tam widzą niezwykłe wartości, nieznane mieszkańcom dolin.

 W sensie duchowym bywa podobnie. Komu z łaski Bożej dane jest wspiąć się na wyższy poziom życia duchowego, ten już nie żałuje niczego, co mają i czym zachwycają się ludzie na dole. Kto skosztował jak dobry jest Pan, ten wartości świata uznaje wręcz za śmieci w porównaniu z wartością, jaką stał się dla niego Jezus Chrystus [por. Flp 3,7-10].

 Pora iść w góry! Nie wolno mi zostać w dole duchowym, chociaż wydaje się to znacznie wygodniejsze. Trzeba mi zapierać się samego siebie i piąć się w górę – aż ujrzę prawdziwego Boga na Syjonie [por. Ps 84,8].

08 grudnia, 2010

Mam rację i jestem o tym przekonany

Dziś trzydziesta rocznica śmierci Johna Lennona. 8 grudnia 1980 roku zastrzelił go w Nowym Jorku jeden z jego fanów tuż po premierze długo oczekiwanej płyty, mającej stanowić muzyczny comeback Lennona na scenę.

 Owszem, w tamtych latach słuchałem Beatlesów. Jako już świadomy chrześcijanin usłyszałem kiedyś Lennona mówiącego: Chrześcijaństwo minie. Skurczy się i zaniknie. Mam rację i jestem o tym przekonany. Jesteśmy dzisiaj popularniejsi od Jezusa. Nie wiem co pierwsze minie – rock & roll czy chrześcijaństwo. Ta butna wypowiedź sprawiła, że nabrałem do nich dużego dystansu.

 Burzliwy dla Polaków grudzień 1980 roku, dla Lennona oznaczał niespodziewany koniec życia. Cztery kule w bramie jego domu na Manhattanie tragicznie przerwały plany zaledwie czterdziestoletniego gwiazdora.

 Jezus też został zabity. On jednak zmartwychwstał i żyje! Owszem, nominalne chrześcijaństwo będzie zanikać ale prawdziwych wyznawców Jezus Chrystus będzie miał aż do końca świata.  Mam rację i jestem o tym przekonany.

Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam i na wieki [Hbr 13,8].

05 grudnia, 2010

Niech miłość zakwitnie!

Czytałem ostatnio o róży jerychońskiej, niezwykłej roślinie pustynnej, która nie boi się suszy. Zwija się w brunatną kulę, tygodniami znosi upał pustyni, bywa, że wiatr odrywa ją od podłoża i przemieszcza hen w nieznane, ale któregoś dnia, gdy pojawi się woda, zakwita zielenią. Faktycznie każdy kolejny proces zasuszania jest warunkiem i szansą na jeszcze piękniejszą jej zieleń po deszczu.

 Myślę dziś o wzajemnej miłości. Są dni, gdy wezwanie do wzajemnej miłości zazwyczaj pozostaje bez większego odzewu. W dniach dobrobytu, sukcesu i osobistej pomyślności nierzadko stajemy się egocentryczni i zapatrzeni w siebie. Trudniej przychodzi nam współczucie wobec biednych, chorych i nieszczęśliwych. Narasta powierzchowność, miłość niskiej próby, zmienność nastrojów.

 A co dzieje się z nami w wyniku przeżycia tarapatów i trudności? One zazwyczaj zbliżają nas do siebie wzajemnie. Nieraz słyszeliśmy o scaleniu całego narodu w wyniku kataklizmu albo wojny.

 Biblia podkreśla szczególną wartość dni smutnych. Lepszy jest smutek niż śmiech, bo gdy smutek jest na twarzy, serce staje się lepsze. Serce mądrych jest w domu żałoby, lecz serce głupich w domu wesela [Kzn 7,3–4].

 Ileż dobra i radości pojawia się w relacjach międzyludzkich, gdy zakwita wzajemna miłość! A uradowałem się wielce w Panu, że nareszcie zakwitło staranie wasze o mnie, ponieważ już dawno o tym myśleliście, tylko nie mieliście po temu sposobności [Flp 4,10].

 Róża jerychońska może oczywiście pozostać na zawsze suchym kłębkiem. Aby rozkwitnąć potrzebuje wody. Tylko wówczas uruchamia się ten niezwykły proces.

 My też, mimo możliwości rozkwitu miłości, w trudnościach życiowych możemy się pogrążyć we frustracji, rozczarowaniu i duchowej oschłości. Chyba, że napełni nas Duch Święty! A w ostatnim, wielkim dniu święta stanął Jezus i głośno zawołał: Jeśli kto pragnie, niech przyjdzie do mnie i pije. Kto wierzy we mnie, jak powiada Pismo, z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej. A to mówił o Duchu, którego mieli otrzymać ci, którzy w niego uwierzyli [Jn 7,37–39]. Miłość jest owocem Ducha.

 Trudności nie są nam obce. Usychamy. Radzę dziś, aby na każdą kolejną z nich spojrzeć jednak, jako na zwiększającą się szansę rozkwitu miłości. Tylko w wyniku takich dni mogą bowiem nastąpić pozytywne zmiany w naszej duchowości i wzajemnych relacjach.

 Rozwiniesz się, czy zostaniesz suchym kłębkiem!? Niech miłość zakwitnie!

30 listopada, 2010

Miasta dla Życia

Ostatni dzień listopada – to od wielu lat pora akcji "Miasta dla Życia" [właśc. "Cities for Life/Cities Against the Death Penalty"]. Upamiętnia ona pierwszą na świecie uchwałę prawną znoszącą karę śmierci, co miało miejsce 30 listopada 1786 roku i dotyczyło Wielkiego Księstwa Toskanii.

 "Cities for Life" to apel do rządów i parlamentów kilkudziesięciu krajów świata, gdzie wciąż kara śmierci jest wykonywana, aby odstąpili od jej stosowania. W tym roku nadzieję na zniesienie kary ostatecznej wyraża 1307 "Miast dla Życia" w 85 krajach świata, w tym 64 miasta stołeczne.

 Akcja "Cities for Life" bierze się z przekonania, że wyrok śmierci jest nie tylko karą tak bardzo okrutną i nieludzką, że we współczesnym świecie nie powinien już być wykonywany, ale że jest karą wręcz niesprawiedliwą.

  Rzeczywiście, wzdragamy się na myśl o takim strasznym, a przy tym jak najbardziej zgodnym z prawem i tak przeraźliwie proceduralnym zakończeniu ludzkiego życia. Co jednak mówi o tym Biblia?

Z Pisma Świętego wyraźnie wynika, że Bóg formując z potomków Abrahama, Izaaka i Jakuba nowy naród, nadając im prawa regulujące życie społeczne, w niektórych przypadkach nakazał stosowanie kary śmierci. Oto kilka przykładów:

 Lecz jeżeli ktoś miał w nienawiści swego bliźniego i czyhał na niego, i powstawszy przeciwko niemu ugodził go śmiertelnie, a potem schronił się w jednym z tych miast, to wtedy starsi jego miasta poślą i sprowadzą go stamtąd, i oddadzą w ręce mściciela krwi, i poniesie śmierć. Nie ulitujesz się nad nim, lecz zetrzesz z Izraela winę przelania krwi niewinnej, aby ci się dobrze powodziło [5Mo 19,11–13].

 Jeżeli zastanie się mężczyznę złączonego z kobietą zamężną, to śmierć poniosą oboje; zarówno ten mężczyzna, złączony z kobietą zamężną, jak i ta kobieta. Wytępisz to zło z Izraela [5Mo 22,22].

 Jeżeli ktoś ma syna upartego i krnąbrnego, który nie słucha ani głosu swojego ojca, ani głosu swojej matki, a choć oni go karcą, on ich nie słucha, to pochwycą go jego ojciec i matka i przyprowadzą do starszych jego miasta, do bramy tej miejscowości, i powiedzą do starszych miasta: Ten nasz syn jest uparty i krnąbrny, nie słucha naszego głosu, żarłok to i pijak. Wtedy wszyscy mężowie tego miasta ukamienują go i poniesie śmierć. Wytępisz zło spośród siebie, a cały Izrael to usłyszy i będzie się bał [5Mo 21,18–21].

 Przypominam, że sławne przykazanie Dekalogu znane nam w brzmieniu: "Nie zabijaj", w języku biblijnego oryginału brzmi: Nie wolno ci mordować [2Mo 20,13 wg Tora Pardes Lauder].

 Świadomość nieodwołalnego poniesienia surowych konsekwencji za złe czyny jest najwidoczniej właściwym sposobem powstrzymania złych ludzi przed popełnieniem przestępstwa, a jednocześnie zapewnienia bezpieczeństwa ludziom prawym.

 W międzynarodowym dniu akcji "Miasta dla Życia" wołam więc nie tyle o zniesienie kary śmierci, co bardziej o odrodzenie ludzkich serc, o odwrócenie się od grzechów i nawrócenie się do Boga. Jeżeli ktoś naprawdę uwierzy w Pana Jezusa Chrystusa, to kara śmierci już mu nie grozi. Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie. Bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cię od zakonu grzechu i śmierci [Rz 8,1–2].

W świetle Biblii wyraźnie widać, że kara śmierci nie została przez Boga zniesiona. Zgodnie z Nowym Przymierzem Syn Boży wziął tę karę na siebie. Zaliczony do przestępców poniósł śmierć w miejsce wszystkich, którzy w Niego uwierzyli lub uwierzą i ich usprawiedliwił. Na pozostałych grzesznikach ta kara ciąży nadal i wyrok zostanie wykonany, choćby nawet wszystkie parlamenty świata zgodnie orzekły inaczej.

Nawiasem mówiąc, hasło "Miasta dla Życia" bardziej pasowałoby mi do idei biblijnych "miast ucieczki", w których mogli się schronić przed odwetem mścicieli sprawcy śmierci nieumyślnej, a nie zdeklarowani przestępcy i mordercy.

29 listopada, 2010

Niechby przestali nienawidzić Żydów

29 listopada – to Międzynarodowy Dzień Solidarności z Narodem Palestyńskim. Ustanowiło go Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych w celu upamiętnienia rezolucji nr 181 Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych z dnia 29 listopada 1947 roku, projektującej podział brytyjskiego terytorium mandatowego Palestyny na dwie części żydowską i arabską. Miały one stać się zalążkami dwóch skonfederowanych ze sobą państw – Izraela i Palestyny.

 Jak wiadomo, w następnym roku proklamowano państwo Izrael, które konsekwentnie umacniało i nadal umacnia swoją państwowość. Jeżeli zaś chodzi o Palestynę, to o niepodległym państwie wciąż mówić nie można. Wprawdzie Strefa Gazy i Zachodni Brzeg tworzą terytorium tzw. Autonomii Palestyńskiej ale mieszkający tam Palestyńczycy są zależni od Izraela.

 Abstrahując tu od wszystkich racji społeczno – politycznych, wiem z Pisma Świętego, że Bóg jest jednakowo życzliwy dla wszystkich ludzi. Albowiem u Boga nie ma względu na osobę [Rz 2,11]. Nawet narody objęte swego czasu sądem i przekleństwem Bożym mogą liczyć na łaskawość Bożą. Lecz potem odmienię los Ammonitów - mówi Pan [Jr 49,6]. Lecz w dniach ostatecznych odmienię los Elamu - mówi Pan [Jr 49,39].

 A co z Palestyńczykami? Czy jest dla nich miejsce na ziemi? Czy Bóg ma z tym narodem jakieś plany na przyszłość, czy raczej na wieki odrzucił ich jako wrogów Izraela?

 Z pewnością los Palestyńczyków jest w jakimś stopniu determinowany ich stosunkiem do Żydów. I będę błogosławił błogosławiącym tobie, a przeklinających cię przeklinać będę; i będą w tobie błogosławione wszystkie plemiona ziemi [1Mo 12,3] - powiedział Bóg do Abrahama, protoplasty Hebrajczyków.

 Gdybym więc w Dniu Solidarności z Narodem Palestyńskim mógł stanąć przed nimi i gdybym cokolwiek mógł im powiedzieć, to wyrażając solidarność z tym narodem, przede wszystkim zaapelowałbym do nich, aby przestali nienawidzić Izraelitów.

Wszyscy powinniśmy wiedzieć, że nienawiść do kogokolwiek, choćby nie wiem jak uzasadniona, jest też zawsze strzałem do własnej bramki.

27 listopada, 2010

Prymitywna refleksja

Dziś katolicy na całym świecie wspominają świętego Prymitywa, który w czasach rzymskich, u boku innego hiszpańskiego świętego, Fakunda, około 300 roku poniósł śmierć męczeńską.

 Obaj mężczyźni zostali ścięci w Sahagún, nad rzeką Cea w Hiszpanii, gdy odmówili uczestniczenia w pogańskich świętach na cześć lokalnych bogów. Nic bliższego o nich jednak nie wiemy, ponieważ legenda o ich męczeństwie, znana od X wieku, nie może być źródłem wiarygodnych informacji.

 Wiadomo, że czczono ich intensywnie w pobliskim León, na terenach hiszpańskiej Galicii, Austrii oraz w niektórych okolicach Kastylii. W miejscu egzekucji świętych zostało wzniesione opactwo benedyktynów. Wspomnienie liturgiczne św. Fakunda i św. Prymitywa w Kościele katolickim obchodzone jest 27 listopada.

 Nie wiem dlaczego, ale pozwolę dziś sobie na krótkie rozważanie o Prymitywie ;). Prymityw to imię męskie pochodzenia łacińskiego. Wywodzi się od słowa primitivus, co znaczy – "pierworodny, pierwszy w swoim rodzaju".

 Jakże inne skojarzenia wywołuje to słowo w naszych uszach. Nazwanie dziś kogoś prymitywem bynajmniej nie oznacza ani żadnego uznania czyjegoś pierwszeństwa, ani też nie jest pochwałą męczeństwa za wiarę. Prymityw – to przykry epitet, którym niektórzy próbują obrazić bliźniego.

 Pomyślmy, jak bardzo zmiana epoki, kultury czy położenia geograficznego może temu samemu słowu nadawać zgoła inne znaczenie i wpłynąć na zupełnie inny jego odbiór społeczny. W starożytnej Hiszpanii mówiło się "święty Prymityw" i to hasło wzbudzało cześć. We współczesnej Polsce na dźwięk słowa prymityw ludzie gotowi są skoczyć sobie do gardeł.

 Skoro nawet w granicach Europy mogą wystąpić tak wielkie rozbieżności w rozumieniu tego samego słowa, to cóż dopiero, gdy weźmie się pod uwagę różnice, jakie zachodzą pomiędzy tym światem a Królestwem Bożym?

 Ważna wskazówka dla tych, którzy chcą coś znaczyć w Królestwie Bożym brzmi: Jeśli ktoś chce być pierwszy, niechaj stanie się ze wszystkich ostatnim i sługą wszystkich [Mk 9,35]. Problem w tym, że nikt w tym świecie nie chce uchodzić za prymitywa (primitivus), bo to wstyd.

 Bracia, nie bądźcie dziećmi w myśleniu, ale bądźcie w złem jak niemowlęta, natomiast w myśleniu bądźcie dojrzali [1Ko 14,20]. To, co dla jednych jest godne chwały, u innych może być w całkowitej pogardzie.

24 listopada, 2010

Katarzynki

Noc z 24 na 25 listopada w dawnej Polsce to Katarzynki, czyli wróżby młodych mężczyzn dotyczące poszukiwania partnerki i ożenku. Wprawdzie to męskie "święto" poszło do lamusa wyparte przez bardziej dziś popularne święto panien, zwane andrzejkami, kiedy to dziewczęta próbują wywróżyć sobie partnera, niemniej jednak nadal świadczy o otwartości naszego narodu na tego rodzaju zaciekawienie przyszłością.

 Świętą Katarzynę uważano za patronkę cnotliwych kawalerów, którzy pragną poznać pannę i w przyszłości wejść w szczęśliwy związek małżeński. Największe nasilenie jej kultu przypadło na okres średniowiecza. 24 listopada, w wigilię św. Katarzyny, w przekonaniu, że zatroszczy się ona o ich udany związek małżeński, mężczyźni przywoływali jej imię i poprzez rozmaite wróżby prosili o wskazanie partnerki.

 Legenda o świętej Katarzynie-Męczennicy, dziewicy, która oprócz urody obdarowana była niezwykłą inteligencją i wiedzą, głosiła, że odrzucała małżeństwo, nie widząc godnego swej ręki, póki we śnie nie ujrzała ideału, jakim stał się Jezus, który włożył jej na palec złoty zaręczynowy pierścień. Od tego czasu Katarzyna czuła się Mu zaślubiona. Wśród odtrąconych zalotników znalazł się nawet cesarz, który upokorzony jej odrzuceniem, uwięził Katarzynę, a nie złamawszy jej postanowienia skazał ją na śmierć przez ścięcie.

 Zwyczaj Katarzynek, powszechnie znany w Polsce i żywo obchodzony jeszcze pod koniec XIX wieku, podobnie jak Andrzejki przypadał na okres schyłku jesieni, czyli zakończenia prac polowych, porę długich jesiennych wieczorów, a jednocześnie przesilenia jesiennego, uważanego za czas najwłaściwszy dla nawiązania kontaktu z zaświatami. W ludowych tradycjach tę porę obrano też jako czas najlepszy dla zalotów, słania swatów, kojarzenia małżeństw. "Kto się zaleca w adwenta będzie miał żonę na święta".

Chociaż w dawnej Polsce małżeństwa przeważnie kojarzono na mocy porozumienia między rodzinami i młodzi niewielki mieli wpływ na decyzje podejmowane w ich imieniu przez głowy rodzin, to jednak Katarzynkowe wróżby cieszyły się dużą popularnością. Dla przykładu, w myśl porzekadła: "W noc świętej Katarzyny pod poduszką są dziewczyny" wkładano pod poduszkę dziewczęce przedmioty, np. części garderoby lub ptasie pióro, mające sprowadzić proroczy sen o przyszłej narzeczonej, bądź karteczki z żeńskimi imionami, które zaraz po przebudzeniu miały być wylosowane. Wróżono też z kubków z ukrytymi w nich przedmiotami symbolizującymi: ożenek (obrączka), przypływ majątku (monety), dobrą pracę (zboże), chwilowy zastój (pusty kubek). Losowaniu towarzyszył wierszyk: Kasiu daj znać, co się będzie ze mną dziać.

 Tego rodzaju zabawy, chociaż wydają się być absolutnie niewinne, kryją w sobie jednak duchowe niebezpieczeństwo. Po pierwsze, sugestywność takich wróżb, zwłaszcza jeśli niespodziewanie ich wynik pokryje się z wcześniej istniejącym już stanem serca (np. zakochaniem) może zintensyfikować nierealne dążenia do zdobycia ukochanej i doprowadzić młodego człowieka do zachowań wręcz obsesyjnych.

 Po drugie, dają one siłom ciemności łatwy dostęp do ludzkiej duszy. Otwartość na każde wskazanie wróżby – to doskonała możliwość wpuszczenia w maliny, zwiedzenia do złego i skomplikowania życia wielu osobom. Wróg ludzkiej duszy takiej okazji nigdy nie przegapi. Dlatego Pismo Święte ostrzega: Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, chodzi wokoło jak lew ryczący, szukając kogo by pochłonąć [1Pt 5,8].

 Już w okresie Starego Przymierza Bóg ostrzegał przed tego rodzaju poszukiwaniem odpowiedzi życiowych. A gdy wam będą mówić: Radźcie się wywoływaczy duchów i czarowników, którzy szepcą i mruczą, to powiedzcie: Czy lud nie ma się radzić swojego Boga? Czy ma się radzić umarłych w sprawie żywych? [Iz 8,19].

 Owszem, król babiloński stoi na rozdrożu, na początku obydwu dróg, aby radzić się wyroczni: Potrząsa strzałami, radzi się bałwanów, bada wątrobę [Ez 21,26] i na tej podstawie podejmuje decyzję, jak ma postąpić. Jednakże człowiek wierzący w Boga ma inne źródła poznania swojej przyszłości i całkiem inne podstawy do podejmowania decyzji.

 A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe [Rz 12,2]. Słowo twoje jest pochodnią nogom moim i światłością ścieżkom moim [Ps 119,105].

 Sam Duch Święty chce prowadzić wierzącego człowieka i pomagać mu w podejmowaniu decyzji. A chociaż Pan dał wam chleb niedoli i wodę ucisku, to jednak nie będzie się już ukrywał twój nauczyciel i twoje oczy będą oglądać twojego nauczyciela. A gdy będziecie chcieli iść w prawo albo w lewo, twoje uszy usłyszą słowo odzywające się do ciebie z tyłu: To jest droga, którą macie chodzić! [Iz 30,20–21].

 Zakochany chrześcijanin powinien swoje serce poddać pod autorytet Słowa Bożego i w Biblii szukać wskazówek w sprawie ożenku. Bóg przestrzegał swój lud przed wiązaniem się małżeństwem z osobami o innych wierzeniach i zwyczajach: Nie będziesz z nimi zawierał małżeństw. Swojej córki nie oddasz jego synowi, a jego córki nie weźmiesz dla swojego syna, gdyż odciągnęłaby ode mnie twojego syna i oni służyliby innym bogom. Wtedy zapłonąłby przeciwko wam gniew Pana i szybko by cię wytępił [5Mo 7,3–4]. Także Nowy Testament wzywa: Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi [2Ko 6,14] a mówiąc o swobodzie zawarcia związku małżeńskiego, uściśla tę wolność słowami: Byle w Panu [1Ko 7,39].

 Chociaż w dzisiejszej Polsce mało kto bawi się w katarzynkowe wróżby po staremu, to jednak popularność tego rodzaju sposobów poznawania i przepowiadania przyszłości nie pozwala bagatelizować tematu. Każdego dnia tysiące osób karmi się bowiem horoskopami, przesądami i zabobonami, dopytuje się, co o ich losie mówią gwiazdy. Powracają nawet te starsze wróżby i zwyczaje, tyle że w nowoczesnym przebraniu [patrz: foto].

 Ludzie żyjący bez Boga na świecie będą oczywiście nadal chodzić do wróżki, ale wszystkich wierzących zainteresowanych swoją przyszłością serdecznie zachęcam do zbliżenia się do Boga i o to modlę się, aby miłość wasza coraz bardziej obfitowała w poznanie i wszelkie doznanie, abyście umieli odróżniać to, co słuszne, od tego, co niesłuszne [Flp 1,9–19].

20 listopada, 2010

Przykrość szczególnej dezorientacji

Każdemu zdarza się doświadczyć przykrości braku orientacji. Gdy znajdziemy się w obcym mieście lub nowym środowisku, miewamy kłopoty z komunikacją, na nowo nabieramy orientacji, kto jest nam życzliwy, a od kogo winniśmy się trzymać z daleka.

 Nigdy nie zapomnę własnej dezorientacji, gdy jako 15–letni chłopak ze wsi, dwa miesiące po rozpoczęciu nowego roku szkolnego, trafiłem do szkoły w Gdańsku. Wszystko było nowe; i miasto, i przedmioty szkolne, i środowisko rówieśnicze, a nawet wspólnota kościelna.

 Dość szybko rozeznałem się jednak w nowym otoczeniu. Trochę pocierpiałem, popełniłem kilka błędów, ale wiedziałem kim jestem i czego chcę, więc nie było tak źle. Po jakimś czasie nowe środowisko okazało się całkiem dobre, bo już nabrałem w nim orientacji.

 Gdzieś obok nas żyją jednak ludzie, którzy mimo zamieszkiwania przez całe lata w tym samym miejscu, przeżywają ustawiczny dramat kompletnej dezorientacji. Myślę o osobach borykających się z własną tożsamością płciową czyli tzw. transgenderach.

 Bycie osobą transpłciową to musi być przykrość. Grać cudzą rolę płciową w społeczeństwie, czuć się obco we własnym ciele lub wręcz go nienawidzić, lękać się nietolerancji i idącej za nią przemocy. Problemem stają się nawet pozornie banalne czynności: codzienna higiena, zakup ubrania, złożenie podpisu na liście obecności, zamówienie posiłku w barze, spotkanie ze znajomym używającym niechcianego imienia. Czasem boli własne odbicie w lustrze. Transgender nierzadko zrywa kontakty ze znajomymi i samotnie przeżywa swój dramat.

 20 listopada to Dzień Pamięci Osób Transpłciowych (ang. Transgender Day of Remembrance). Okazja do spokojnego przyjrzenia się sprawie, bez niepotrzebnej transfobii, bowiem brak zrozumienia tych osób i ich odrzucenie potęguje ich cierpienie i może skończyć się tragicznie. Świadczą o tym setki dramatycznych przypadków.

 Co na to Biblia? Czy możemy wyczytać z niej jakiekolwiek wezwanie do transfobii? Absolutnie nie. Owszem, czytamy: Kobieta nie będzie nosiła ubioru męskiego, a mężczyzna nie ubierze szaty kobiecej, gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni [5Mo 22,5] ale Słowo Boże równie ostro odnosi się do innych grzechów: Tych sześć rzeczy nienawidzi Pan, a tych siedem jest dla niego obrzydliwością: Butne oczy, kłamliwy język, ręce, które przelewają krew niewinną, serce, które knuje złe myśli, nogi, które śpieszą do złego, składanie fałszywego świadectwa, i sianie niezgody między braćmi [Prz 6,16].

Nie zauważyłem, żebyśmy jakoś szczególnie piętnowali powyższe zachowania. Dlaczego mielibyśmy inaczej postępować w stosunku do osób transgender? Myślę, że jako chrześcijanie koniecznie powinniśmy nie tylko mniej surowo patrzeć na ludzi borykających się z grzechem, ale wręcz okazać im więcej empatii, gdyż On dobrotliwy jest i dla niewdzięcznych, i dla złych. Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest Ojciec wasz [Łk 6,35–36].

Jeżeli uważamy się za dzieci Boże, to pamiętajmy, że On miłuje grzeszników. Owszem, nienawidzi grzechu, który nas wyniszcza. Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł [Rz 5,8]. Nie naśmiewajmy się więc, nie róbmy przykrych uwag, gdy w naszym otoczeniu zauważymy kogoś borykającego się ze swoją płciowością.

Osoby transpłciowe mają aż nadto cierpienia i rozterki z powodu swojej wewnętrznej dezorientacji. Niechby chrześcijanie nie dokładali im kolejnych przykrości. W imię Boże okazujmy im miłość i w miarę możliwości podajmy rękę pomocy.

19 listopada, 2010

Odróżniajmy przemoc od klapsa

Z inicjatywy szwajcarskiej organizacji Women's World Summit Foundation od początku XXI wieku 19 listopada obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Zapobiegania Przemocy wobec Dzieci.

 Organizatorzy obchodów odwołują się do art. 34 Konwencji Narodów Zjednoczonych o Prawach Dziecka, który mówi, że "Państwa-Strony zobowiązują się do ochrony dzieci przed wszelkimi formami wyzysku seksualnego i nadużyć seksualnych", a także do art. 19 tej Konwencji wzywającego do ochrony dzieci "przed wszelkimi formami przemocy fizycznej bądź psychicznej, krzywdy lub zaniedbania bądź złego traktowania lub wyzysku, w tym wykorzystywania w celach seksualnych".

 Międzynarodowy Dzień Zapobiegania Przemocy wobec Dzieci jest zawołaniem do rządów i społeczeństw o większą aktywność w promowaniu praw dziecka. Zdaniem jego organizatorów, międzynarodowe partnerstwo organizacji działających na rzecz podnoszenia świadomości społecznej o seksualnym wykorzystywaniu i przemocy wobec dzieci,  zaowocuje stworzeniem powszechnej "kultury zapobiegania przemocy".

 Warto mieć świadomość, że w samej tylko Polsce rokrocznie policja odnotowuje dziesiątki tysięcy przypadków różnorodnej przemocy w stosunku do dzieci i bynajmniej nie chodzi tu o zwykłego klapsa. Zbytnie nagłaśnianie takich przypadków owocuje jednak tworzeniem przesadnych przepisów prawa, w ogóle zakazujących stosowanie kar fizycznych. Związuje to ręce rodzicom odpowiedzialnym za należyte wychowanie swoich dzieci i z pewnością nie służy dobru nawet samych dzieci.

 Pismo Święte jest oczywiście przeciwko krzywdzeniu i niecnym wykorzystywaniu dzieci. Trzeba jednak to odróżniać od prawidłowego dyscyplinowania dzieci w ramach rodzicielskiej miłości i troski. Ktoś z pewnością nazwie tę dyscyplinę przemocą, ale jest ona jak najbardziej uprawnionym sposobem przywoływania dzieci do porządku.

 Biblia zaleca tu po prostu zachowanie zdrowego rozsądku. Ojcowie, nie rozgoryczajcie dzieci swoich, aby nie upadały na duchu [Kol 3,21]. Nie szczędź chłopcu karcenia; jeżeli go uderzysz rózgą, nie umrze. Ty go uderzysz rózgą, a jego duszę wyrwiesz z krainy umarłych [Prz 23,13–14]. Ćwicz swego syna, póki jeszcze jest nadzieja; lecz nie unoś się przy tym, aby nie spowodować jego śmierci [Prz 19,18].

W Międzynarodowym Dniu Zapobiegania Przemocy wobec Dzieci pragnę zaapelować o większą wrażliwość społeczną w przypadku zaobserwowania znęcania się nad dziećmi i ich wykorzystywania. Dziecko samo nie potrafi się obronić. Krzywdzone potrzebuje pomocy dorosłych!

Jednocześnie apeluję jednak, abyśmy do tego samego worka przemocy nie wrzucali rodzicielskich klapsów, bez których dzieci mogą nie nabrać właściwej orientacji, co jest dobre, a co złe.

18 listopada, 2010

Dzięki Bogu za Biblię Gdańską!

Dziś rocznica wydania Biblii Gdańskiej, czyli przekładu Biblii z języka hebrajskiego i greckiego na język polski. Ukazała się ona drukiem 18 listopada 1632 roku w drukarni Hünefelda w Gdańsku i przez ponad trzysta lat była jednym z najpopularniejszych polskich tłumaczeń protestanckich. W 1975 roku zastąpił ją nowy przekład Pisma Świętego z języków oryginalnych, zwany Biblią Warszawską.

 Rokrocznie 18 listopada jest więc dla mnie podwójnym świętem. Po pierwsze dlatego, że kocham Słowo Boże, a Biblia Gdańska była pierwszym egzemplarzem Pisma Świętego, jaki dostałem do ręki na początku lat siedemdziesiątych poznając Pana Jezusa. Prostota, dosadność i – jak potem odkryłem – wierność oryginałowi tego przekładu jest wartością, którą cenią sobie pobożni czytelnicy Biblii do dzisiaj. Nie zmieniło tego pojawienie się na rynku wielu nowych, współczesnych tłumaczeń.

 Po drugie, 18 listopada jest dla mnie ważną rocznicą, bowiem dotyczy – jak nazwa wskazuje – Biblii Gdańskiej, a piszący te słowa od 1974 roku jest Gdańszczaninem. Jestem dumny, że 378 lat temu właśnie tutaj, w moim mieście, Słowo Boże zatriumfowało, stając się dostępne w języku polskim dla tysięcy ewangelicznie wierzących Polaków. Kto kocha Biblię, ten wie dlaczego czuję się szczęśliwy.

 Odrodzeni będąc nie z nasienia skazitelnego, ale z nieskazitelnego przez słowo Boże żywe i trwające na wieki. Ponieważ wszelkie ciało jest jako trawa i wszelka chwała człowieka jako kwiat trawy; uwiędła trawa i kwiat jej opadł; ale słowo Pańskie trwa na wieki. A toć jest słowo, które wam jest zwiastowane [1Pt 1,23–25].

 Słowo Chrystusowe niechaj mieszka w was obficie ze wszelką mądrością, nauczając i napominając samych siebie przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, wdzięcznie śpiewając w sercach waszych Panu [Kol 3,16].

 Boć żywe jest słowo Boże i skuteczne, i przeraźliwsze nad wszelki miecz po obu stronach ostry, i przenikające aż do rozdzielenia i duszy, i ducha, i stawów, i szpików, i rozeznawające myśli i zdania serdeczne [Hbr 4,12].

 Wiara tedy jest z słuchania, a słuchanie przez słowo Boże [Rz 10,17]. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą [Mt 24,35. Dziś wszystkie fragmenty w brzmieniu Biblii Gdańskiej].

 Czyż wobec tego Pismo Święte nie jest warte czytania i głoszenia? Pragnę to czynić przez wszystkie moje dni na ziemi.

16 listopada, 2010

Całkowity pokój i bezpieczeństwo?

65 lat temu, 16 listopada 1945 roku w Londynie została powołana do życia specjalna Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki i Kultury, w skrócie zwana UNESCO (od pierwszych liter ang.: The United Nations Educational, Scientific and Cultural Organization). Aktualnie zrzesza ona 193 państwa.

 Celem UNESCO jest szerzenie pokoju i bezpieczeństwa na świecie poprzez upowszechnienie międzynarodowej współpracy w zakresie edukacji, nauki i kultury oraz respektowanie zasad sprawiedliwości społecznej i przestrzeganie praw człowieka.

 Oto główne kierunki misji UNESCO w świecie, znane też jako  Milenijne Cele Rozwoju:  (1) wyeliminować skrajne ubóstwo i głód.  (2) zapewnić powszechne nauczanie na poziomie podstawowym. (3) promować równość płci i awans społeczny kobiet. (4) ograniczyć umieralność dzieci. (5) poprawić opiekę zdrowotną nad matkami. (6) ograniczyć rozprzestrzenianie się HIV/AIDS, malarii i innych chorób zakaźnych. (7) zapewnić ochronę środowiska naturalnego. (8) stworzyć globalne partnerskie porozumienie na rzecz rozwoju.

 Powyższe hasła, choć kryją w sobie wiele tajemnic, wydają się jak najbardziej dobrze brzmieć i zapowiadać świetlaną przyszłość świata. Tymczasem Słowo Boże ostrzega: Gdy mówić będą: Pokój i bezpieczeństwo, wtedy przyjdzie na nich nagła zagłada, jak bóle na kobietę brzemienną, i nie umkną [1Ts 5,3].

 UNESCO nie jest w stanie zaprowadzić pokoju na świecie ani też go utrzymać. Raczej nie ma co na to liczyć, bo nie mają pokoju bezbożni - mówi Pan [ Iz 48,22].  Nawiasem mówiąc, wprowadzanie i utrzymywanie pokoju na zasadzie zrównoważenia przciwległych sił nigdy nie zapewni trwałego pokoju. Wystarczy bowiem, że jedna ze stron zwiększy nagle napięcie albo druga na moment osłabnie, a już taki pokój ulega zachwianiu.

Można jednak już dziś cieszyć się trwałym pokojem we własnej duszy.  Biblia wskazuje, że taki pokój daje wiara w Jezusa. On powiedział: Pokój zostawiam wam, mój pokój daję wam; nie jak świat daje, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze i niech się nie lęka [Jn 14,27]. Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa [Rz 5,1].

Ach, gdyby zechcieli to wziąć pod uwagę działacze UNESCO...

15 listopada, 2010

Czy staniemy się zdrowsi i lepsi?

Z dniem dzisiejszym weszła w życie nowelizacja ustawy o ochronie zdrowia, która wprowadza zakaz palenia tytoniu w miejscach publicznych. Nowe przepisy zabraniają palenia w szpitalu, w szkole, w pracy, w autobusie, w pociągu, w restauracji, na stadionie itd. Póki co, można będzie jeszcze  palić w szczelnie zamkniętych palarniach, ale i to wkrótce zostanie zakazane.

Zadaniem sejmowej komisji zdrowia chodzi o dobro 9 milionów palaczy czynnych i znakomitą większość palaczy biernych. Teraz ma być inaczej. Polska dołączyła do dwudziestu pięciu europejskich państw, w których podobne przepisy już obowiązują. Nie wolno palić i koniec.

 Palenie tytoniu z pewnością nie jest dobre dla zdrowia, ale czy aby naprawdę wspomniana ustawa jest dobrym pomysłem? Czy narzucając ludziom obowiązkową troskę o zdrowie i strasząc ich karami, rzeczywiście można poprawić stan zdrowia narodu?

Nie wierzę w takie metody. Przypomnijmy biblijny model podejmowania decyzji w podobnych kwestiach: Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić [1Ko 6,12]. Wszystko wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne; wszystko wolno, ale nie wszystko buduje [1Ko 10,23]. Oto odpowiedzialne i dojrzałe podejście do życia człowieka naprawdę wolnego!

Uciekając przed policjantem lub ukrywając przed strażnikiem miejskim zapalonego papierosa, Polak jest przede wszystkim nastawiony na omijanie przepisów, chęć przechytrzenia funkcjonariusza, a nawet ewentulane jego korumpowanie. Czy w takim ferworze będzie go stać na jakąś głębszą autorefleksję nad stanem własnego serca?

Biblia w tzw. ostatnim słowie nie zmusza nikogo do czynienia dobrze:  Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się uświęca [Obj 22,11]. Bóg respektuje wolną wolę człowieka, zapowiadając oczywicie na końcu sprawiedliwy sąd: Oto przyjdę wkrótce, a zapłata moja jest ze mną, by oddać każdemu według jego uczynku [Obj 22,12].

Rozumiem, że w zakazie palenia wyrażona została troska o tych, którzy nie palą. Coś mi się jednak zdaje, że surowe zakazy nie przerobią Polaków na lepszych ludzi, a może nawet jeszcze bardziej skłócą ich między sobą...

Jedno wiem na pewno: w Królestwie Bożym nie ma żadnego zakazu palenia w miejscach publicznych. Dlaczego? Bo jego obywatelom nie przychodzi do głowy, by palić nawet we własnym mieszkaniu. Dlatego wyglądam czasów pełnego objawienia się Królestwa Bożego, gdy nikt nikomu niczego nie będzie zakazywał i nakazywał.

12 listopada, 2010

Rekordziści pilnie potrzebni

12 listopada to Światowy Dzień Bicia Rekordów [ang. Guinness World Records Day]. Ustanowienie go miało na celu podkreślenie przyjemności i emocji z bicia rekordów oraz stworzenie dla kolejnych osób lub grup z całego świata okazji do tego, aby mogli wziąć udział w tej zabawie i stać się autorami kolejnych rekordów. Dzień GWR miał także uczcić wydany w 2005 roku 100 milionowy egzemplarz księgi Guinness World Records.

Któż nie słyszał o najrozmaitszych rekordach Guinnessa? Niemal każdego dnia ktoś stara się zaimponować całemu światu ustanawiając jakiś nowy rekord lub bijąc rekord wcześniej już ustanowiony. Oto garść przykładów tegorocznych: Największa czekolada, najszersze usta, największa dynia, największy kieliszek do wina, rekord gry na pianinie itd.

Czy to nie zdumiewające, że ludzie potrafią tak bardzo mobilizować się i poświęcać, aby zaistnieć publicznie i choć przez chwilę być obiektem zainteresowania massmediów? Przecież wpisanie się do Księgi Rekordów Guinnessa  w większości przypadków wiąże się z  nie lada wysiłkiem. Krakowskie pobicie rekordu Włochów w przygotowaniu największej pizzy to m.in. cztery tony mąki, 1500 litrów sosu pomidorowego i 1600 kg mozzarelli. Trzeba było nie tylko zdobyć te produkty, ale także właściwie je przetworzyć. Nawet wyhodowanie najdłuższego na świecie, 170 cm ogórka wymagało systematycznego podlewania i rzucania na niego końskiego łajna.

Co popycha ludzi do bicia rekordów? Próżność serca? Chęć zwrócenia na siebie uwagi?  Nadmiar wolnego czasu i pieniędzy? Motywacje są oczywiście bardzo różne, ale nowych rekordów nigdy nie zabraknie, ponieważ ludzie po prostu lubią się ścigać i konkurować.

A chrześcijanie? Czy również stają do rywalizacji? Czy noszą w sercu pragnienie pobicia jakiegoś rekordu? Bicie rekordów nadających się do GWR raczej pozostawmy ludziom duchowo przynależących do świata. My mamy zaszczyt prezentowania rekordów o całkiem innym charakterze.

Biblia zachęca: Wyprzedzajcie się wzajemnie w okazywaniu szacunku [Rz 12,10].  Jeśli ktoś chce być pierwszy, niechaj stanie się ze wszystkich ostatnim i sługą wszystkich [Mk 9,35]. Przestrzegając przed zamiłowaniem do pieniędzy, wskazuje właściwą drogę: Ale ty, człowiecze Boży, unikaj tego, a zabiegaj o sprawiedliwość, pobożność, wiarę, miłość, cierpliwość, łagodność [1Tm 6,11].

Po rozmowie z Jezusem apostoł Piotr zrozumiał, że może ustanowić nowy rekord świata:  Ile razy mam odpuścić bratu memu, jeżeli przeciwko mnie zgrzeszy? Czy aż do siedmiu razy? Mówi mu Jezus: Nie powiadam ci: do siedmiu razy, lecz do siedemdziesięciu siedmiu razy [Mt 18,21–22].

W świadectwie jednego z biblijnych rekordzistów czytamy: więcej pracowałem, częściej byłem w więzieniach, nad miarę byłem chłostany, często znajdowałem się w niebezpieczeństwie śmierci. Od Żydów otrzymałem pięć razy po czterdzieści uderzeń bez jednego, trzy razy byłem chłostany, raz ukamienowany, trzy razy rozbił się ze mną okręt, dzień i noc spędziłem w głębinie morskiej. [...] W trudzie i znoju, często w niedosypianiu, w głodzie i pragnieniu, często w postach, w zimie i nagości. Pomijając te sprawy zewnętrzne, pozostaje codzienne nachodzenie mnie, troska o wszystkie zbory [2Ko 11,23–28].

Oto rekordy, które interesują prawdziwych chrześcijan: Przodować w wierności, posłuszeństwie, pokorze,  poświeceniu, cierpieniu, dawaniu, cierpliwym oczekiwaniu itd. Czy nie zechciałbyś zostać Bożym rekordzistą w którejś z tych dziedzin, choćby w obrębie własnej rodziny?

Wprawdzie z takimi osiągnięciami nie wpiszą nas do Księgi Rekordów Guinnesa, ale z całą pewnością nasz rekord zostanie odnotowany w niebie.

09 listopada, 2010

Czy wkalkulowałem w swój życiorys noce kryształowe?

Dziś Międzynarodowy Dzień przeciwko Faszyzmowi i Antysemityzmowi, upamiętniający tzw. Noc Kryształową – czyli pogrom Żydów w hitlerowskich Niemczech w nocy z 9 na 10 listopada 1938 roku. Nazwa wzięła się z tego, że ulice niemieckich miast zostały wręcz zasypane odłamkami szkła i kryształów ze zniszczonych żydowskich mieszkań i sklepów.

 Tej strasznej nocy w całych Niemczech doszło do niebywałego pogromu ludności żydowskiej. W efekcie zamordowano 91 Żydów, spalono lub uszkodzono kilkaset synagog, zniszczono ponad 7 tysięcy sklepów, zdemolowano wiele domów mieszkalnych i zbezczeszczono prawie wszystkie żydowskie cmentarze.

 Wspomnienie tej potworności rodzi we mnie smutną refleksję na temat poczucia bezpieczeństwa w ogóle. Wystarczy, że ze swoimi przekonaniami i sympatiami znajdziesz się nie po tej stronie "co trzeba", a już twój los nikogo tu nie obchodzi. Wystarczy, że z racji swego pochodzenia, poglądów lub wiary jesteś człowiekiem w jakiś sposób społecznie odrzuconym, a już nie masz na kogo liczyć. Możesz dzwonić, wołać o pomoc, powoływać się na obowiązujące prawo, a i tak nikt nie kiwnie palcem, żeby cię poratować.

 Tamtej nocy niemiecka Policja Państwowa nie zrobiła nic, by zatrzymać skandalicznie bezprawne zachowania Niemców w stosunku do Żydów. Jak na ironię, skupiła się na ochronie prześladowców, bowiem władze wydały instrukcję, że działania antyżydowskie należy podejmować tak, by nie narazić na szwank życia i własności ludności niemieckiej.

 Ktoś może pomyśli, że tego rodzaju pogwałcenie zasad bezpieczeństwa i sprawiedliwości społecznej dzisiaj się już nie może wydarzyć. Tymczasem w świetle Biblii widać, że lud Boży na tym świecie zawsze powinien się liczyć z nadejściem jakiegoś ucisku i próby.

Pierwsi chrześcijanie doznali szyderstw i biczowania, a nadto więzów i więzienia; byli kamienowani, paleni, przerzynani piłą, zabijani mieczem, błąkali się w owczych i kozich skórach, wyzuci ze wszystkiego, uciskani, poniewierani; ci, których świat nie był godny, tułali się po pustyniach i górach, po jaskiniach i rozpadlinach ziemi [Hbr 11,36-38]. Na jakiej podstawie współcześni wyznawcy Chrystusa mieliby spodziewać się ze strony świata lepszego traktowania?

Pan Jezus  powiedział: Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi [Jn 15,19]. Scharakteryzował też czasy ostateczne w następujący sposób: Wtedy bowiem nastanie wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd, i nie będzie. A gdyby nie były skrócone owe dni, nie ocalałaby żadna istota, lecz ze względu na wybranych będą skrócone owe dni [Mt 24,21–22].

Abstrahując więc od kwestii antysemityzmu, każdy chrześcijanin wie z Biblii, że na tym świecie nie może liczyć na przychylność i ochronę. Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, Ja zwyciężyłem świat [Jn 16,33]. Nie od dziś wiadomo, że musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego [Dz 14,22].

 Prawdziwy chrześcijanin swoje bezpieczeństwo upatruje nie w poszukiwaniu tego, jak uniknąć prześladowania, lecz w tym, jak zacieśnić swoje relacje z Panem Jezusem i jak ich nie zaniedbać w tym świecie. Ponieważ zachowałeś nakaz mój, by przy mnie wytrwać, przeto i Ja zachowam cię w godzinie próby, jaka przyjdzie na cały świat, by doświadczyć mieszkańców ziemi [Obj 3,10].

 Ten, kto ma serce rozmiłowane w Jezusie i jest nastawiony na rychłe odejście stąd do Niebiańskiej Ojczyzny, tego żadne prześladowania i pogromy nie złamią. Lecz co zrobią chrześcijanie, którym fałszywi nauczyciele i prorocy od lat sączą do duszy ewangelię sukcesu?

06 listopada, 2010

Warto być znanym z użyteczności

Dziś Międzynarodowy Dzień Zapobiegania Eksploatacji Środowiska Naturalnego podczas Wojen i Konfliktów Zbrojnych, proklamowany przez ONZ w 2001 roku.

 Ogłaszając taki dzień, Zgromadzenie Ogólne miało na celu zwrócenie uwagi na fakt, że szkody wyrządzane zasobom naturalnym podczas konfliktów zbrojnych odbijają się szerokim echem w całym środowisku naturalnym. Niszczą nie tylko samo pole walki, ale niosą za sobą długotrwałe, negatywne skutki również dla terenów bezpośrednio nie objętych działaniami wojennymi.

 W bitewnym ferworze zazwyczaj w ogóle nie myśli się o takich sprawach. Szkody w przyrodzie, niszczenie budowanych przez lata ekosystemów – te sprawy wydają się być absolutnie drugorzędne. Liczy się zwycięstwo! Wszystko jest mu przyporządkowywane. Zdaniem ONZ każda władza prowadząc działania zbrojne powinna mieć świadomość zniszczeń, które mogą się obrócić przeciwko niej samej.

 A Biblia? Czy napotykamy w niej na tego rodzaju zagadnienia? Oczywiście, że tak. Oto przykład: Jeżeli będziesz oblegał jakieś miasto przez długi czas, walcząc przeciwko niemu, aby je zdobyć, nie niszcz jego drzew podnosząc na nie siekierę, bo z nich możesz się żywić; nie wycinaj ich więc, bo czyż drzewo polne jest człowiekiem, aby miało być przez ciebie oblegane? Tylko drzewo, które znasz jako drzewo nie wydające owocu, możesz zniszczyć, ściąć i budować z niego narzędzia oblężnicze przeciwko miastu, które wszczęło z tobą wojnę, aż padnie [5Mo 20,19–20].

Biblia wzywa do mądrego i odpowiedzialnego postępowania z przyrodą w trakcie działań wojennych. Zaleca kierowanie się użytecznością drzew, a nie jedynie ich walorami estetycznymi. Koniecznie należy oszczędzić drzewa owocujące. W działaniach wojennych można posłużyć się jedynie takimi, które nie przynoszą owocu.

Owocujące drzewa są dobre dla wszystkich. Są apolityczne. Nie dzieli się ich na sojusznicze i wrogie. Każdy żołnierz, czy z lewa, czy z prawa, może skorzystać z ich owoców i zazwyczaj tak robi. Prawdziwy chrześcijanin jest w swoim środowisku, jak drzewo owocowe w pośrodku pola bitwy. Nie miesza się do żadnej walki. I za komuny, i w czasach III Rzeczypospolitej,  jest po prostu użyteczny dla ludzi.

 Oto kapitalna myśl: Jeżeli będę znany z użyteczności, to obojętnie jakie czasy nastaną i pod jakimi rządami przyjdzie mi dożywać moich dni, niczym biblijny prorok Daniel, zostanę oszczędzony, abym nadal mógł przynosić pożytek.

05 listopada, 2010

Dlaczego chcę iść do nieba?

Dwa dni temu głosiłem Słowo Boże na pogrzebie w Wejherowie. Na nowo zacząłem się zastanawiać, dlaczego po śmierci chciałbym znaleźć się w niebie? Dlaczego wzdycham pragnąc przyoblec się w domostwo nasze, które jest z nieba [2Ko 5,2]?

 Czy tylko dlatego, że nie chciałbym trafić do piekła? Czy może dlatego, że tutaj jest mi źle? Bo jestem zmęczony i chciałbym już sobie odpocząć? A może pociąga mnie po prostu niezwykłość nieba i panująca tam radość?

 Zaniepokoiłem się, że ktoś obserwując mnie i słuchając, mógłby tak sobie pomyśleć. Przecież chcę znaleźć się w niebie przede wszystkim dlatego, że tam spotkam się z moim umiłowanym Zbawicielem, Panem Jezusem Chrystusem! On poszedł przygotować w niebie miejsce dla wszystkich swoich wyznawców. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli [Jn 14,3].

 Kto naprawdę kocha, ten chce być blisko. Wiemy, że dopóki przebywamy w ciele, jesteśmy oddaleni od Pana; gdyż w wierze, a nie w oglądaniu pielgrzymujemy. Jesteśmy więc pełni ufności i wolelibyśmy raczej wyjść z ciała i zamieszkać u Pana [2Ko 5,6–8].  Separacja, zatracenie wieczne, oddalenie od oblicza Pana i od mocy chwały jego [2Ts 1,9] byłoby największym nieszczęściem dla człowieka rozmiłowanego w Panu Jezusie.

Wspaniałość nieba polega głównie na tym, że wreszcie ujrzymy Go takim, jakim jest [1Jn 3,2] i tak zawsze z Panem będziemy [1Ts 4,17].
 

Ten powód pójścia do nieba pragnę w sobie pielęgnować i rozwijać.

04 listopada, 2010

Oto ci, którzy trzęsą światem!

Amerykański dwutygodnik biznesowy, Forbes przedstawił wczoraj 68. najpotężniejszych ludzi na ziemi. Znaleźli się na niej osobistości, które na różne sposoby kształtują świat według swojej woli. Są to głowy państw, przywódcy duchowi, przedsiębiorcy, a nawet ludzie wyjęci spod prawa.

 Próbując zdefiniować władzę, redaktorzy Forbes'a wzięli najpierw pod uwagę to, na jak wiele osób dany człowiek ma wpływ? Następnie, czy w porównaniu z równymi sobie ma znaczące zasoby finansowe? Po trzecie, czy jest potężny w więcej niż jednej sferze? I wreszcie, czy jego władza ma charakter aktywny? Tak powstała lista aktualnie najpotężniejszych ludzi świata.

 Oto pierwsza dziesiątka: (1) Prezydent Chin, Hu Jintao, (2) Prezydent USA, Barack Obama, (3) król Arabii Saudyjskiej, Abdullah bin Abdul Aziz al-Saud, (4) Premier Rosji, Vladimir Putin, (5) Papież Benedykt XVI, (6) Kanclerz Niemiec, Angela Merkel, (7) Premier Wielkiej Brytanii, David Cameron, (8) Szef Systemu Rezerw Federalnych USA, Ben Bernanke, (9) Prezydent Indii, Sonia Gandhi, (10) Twórca Microsoftu, Bill Gates.

 Jak ta lista Forbes'a wygląda w świetle Biblii? Kto czyta Pismo Święte, ten wie, że władza na ziemi zależy od Boga. Gdy Piłat nieskromnie rzucił Jezusowi w twarz następujące słowa: Nie wiesz, że mam władzę wypuścić cię i mam władzę ukrzyżować cię? Odpowiedział Jezus: Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdyby ci to nie było dane z góry [Jn 19,10–11].

Podobnie ma się sprawa z popularnością. Gdy ludzie przyszli do Jana Chrzciciela i zaczęli go podburzać przeciwko Jezusowi zyskującemu coraz większe wpływy,  Jan, odpowiadając, rzekł: Nie może człowiek niczego wziąć, jeśli mu nie jest dane z nieba [Jn 3,27]. Nie należy się więc złościć, że ktoś ma od nas większe możliwości oddziaływania. Zakres i poziom wpływów danego człowieka na ziemi ostatecznie zależy od Boga.

Słowo Boże objaśnia, że Najwyższy ma moc nad królestwem ludzkim; daje je, komu chce, może nad nim ustanowić najuniżeńszego z ludzi [Dn 4,14] a zmartwychwstały Jezus Chrystus powiedział: Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi [Mt 28,18]. Dziś nie każdy jeszcze o tym wie, ale zbliża się dzień, gdy stanie się to powszechnie wiadome.

 Patrząc na listę najpotężniejszych ludzi na świecie i jak najbardziej uznając ich wielkość, chciałoby się jedynie im powiedzieć: Nie podnoście głów przeciwko niebu, Nie mówcie zuchwale przeciwko Bogu! Bo nie ze wschodu, ani z zachodu, ani z pustyni, ani z gór przychodzi sąd, lecz Bóg jest sędzią, tego poniża, tamtego wywyższa [Ps 75,6–8].

02 listopada, 2010

Kogo dziś wspominam?

Zgodnie z polską tradycją 2. listopada to dzień pamięci o zmarłych. Pomijając kwestię modlitwy za nich w celu skrócenia ich mąk czyśćcowych, co jest niezgodne z nauką Pisma Świętego, uważam, że samo wspominanie życia i osiągnięć ludzi minionych pokoleń jest jak najbardziej słuszne i potrzebne.

 Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę ich [Hbr 13,7]. Posłuszny temu wezwaniu myślę więc dzisiaj o ludziach, których nie ma już na tym świecie, a którzy uczyli mnie Chrystusa i w związku z tym odegrali w moim życiu ważną rolę.

 Po pierwsze, chcę dziś wspomnieć śp. Józefa Wołoszczuka z Hniszowa nad Bugiem, przełożonego zboru, w którym stawiałem pierwsze kroki w wierze. Był to prostolinijny rolnik szczerze wierzący w Pana Jezusa i oddany sprawie Bożej. Pozostał w mojej pamięci, jako troskliwy duszpasterz, którego bardzo obchodził los innych ludzi. Jego cicha życzliwość, gościnność i zainteresowanie drugim człowiekiem przyświeca mi i motywuje mnie do dzisiaj.

 Koniecznie muszę wspomnieć też dzisiaj człowieka, którego przywołuję dość często w moich rozmowach i kazaniach. Myślę o śp. pastorze Sergiuszu Waszkiewiczu z Gdańska. Ten człowiek stał się dla mnie wzorem duchowej równowagi, kaznodziejstwa, poczucia humoru, troski o zdrową naukę i odwagi w prezentowaniu biblijnego stanowiska. Pozostanie moim niedoścignionym przykładem błyskotliwego umysłu i życiowej mądrości, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych.

 Przywołuję też na pamięć Jana Brózdę z Puław Górnych k. Rymanowa. Na początku lat osiemdziesiątych, gdy rozpocząłem pracę duszpasterską w Krośnie, pomimo sporej różnicy wieku między nami, stał się moim serdecznym przyjacielem. Przez lata świecił mi przykładem gorliwości w głoszeniu ewangelii, użyczał samochodu, wspierał mnie na rozmaite sposoby. Nigdy nie zapomnę tego niezwykłego człowieka.

Żyje we mnie pamięć o wielu innych wspaniałych ludziach. Wymieniłem trzech braci, którzy zanim odeszli, w rozmaitej formie głosili mi Słowo Boże. Dobrze zakończyli swój bieg. Do końca wytrwali w wierze i w służbie. Bogu niech będą dzięki za ich przykładne życie.

 A Ty? Kogo dziś chciałbyś wspomnieć?

01 listopada, 2010

A co z moim odejściem?

W takim dniu jak dzisiaj nie sposób nie pomyśleć o własnej śmierci. Postanowione jest ludziom raz umrzeć [Hbr 9,27]. Nie mam złudzeń, że w szybkim tempie zbliża się chwila i mojego odejścia z tego świata.

 Cała moja aktywność życiowa ma charakter doczesny i przejściowy. Któregoś dnia ostatni raz przytulę żonę, stanę za kazalnicą, usiądę w fotelu, włączę laptop i wstawię ostatni post na blogu...

 Wszystko zostanie nagle przerwane. Ktoś wejdzie do mojego gabinetu, zacznie przeglądać szuflady mojego biurka i zawartość dysków w moim komputerze. Jeżeli tylko będzie się mu chciało, to będzie mógł poznać takie szczegóły, które teraz, gdy jeszcze żyję, są raczej dla niego niedostępne.

 Jednakże spora część z tego, czym jestem obstawiony i co na co dzień tworzę, nikogo nie będzie interesować. Trafi do jakiegoś worka lub pojemnika, poleży może jakiś czas, a potem trafi na śmietnik.

 Czy jestem smutny z tego powodu? Czy ogarnia mnie żal, że wkrótce tak się to moje życie zakończy? Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny. Dlatego też w tym doczesnym wzdychamy, pragnąc przyoblec się w domostwo nasze, które jest z nieba [2Ko 5,1–2].

 Powyższe słowa Pisma Świętego wskazują mi, że należałoby się martwić raczej wówczas, gdyby mój ziemski namiot zbyt długo rozpaść się nie chciał. Prawdziwy uczeń Jezusa, jeśli już w ogóle wzdycha, to nie dlatego, że trzeba umierać, ale raczej dlatego, że czym prędzej chciałby się spotkać z Panem Jezusem. Pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej [Flp 1,23].

Syn Boży powiedział do wierzących:  W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; [...] Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli [Jn 14,2–3].

 Zanim nastąpi powtórne, widzialne przyjście Jezusa Chrystusa na ziemię, każdego dnia – zgodnie z zapowiedzią – Pan wciąż na nowo przychodzi po kolejne osoby. Tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? [Łk 18,8].

Niechby – gdy przyjdzie po mnie – zobaczył człowieka od dawna już rozmiłowanego w Jego przyjściu i nastawionego na odejście stąd bez żadnego żalu.

31 października, 2010

Dzień prawdy o moim chrześcijaństwie

31 października to Święto Reformacji. Upamiętnia ono moment ogłoszenia przez Marcina Lutra w dniu 31 października 1517 roku w Wittenberdze 95 tez wyrażających krytykę ówczesnego Kościoła Rzymskokatolickiego. Odbiło się to wielkim echem niemal w całej Europie i zaowocowało przemianami, które objęły dużą część Kościoła powszechnego.

 Jednak ostatni dzień października to nie tylko wspomnienie Reformacji. Jest to faktycznie dość dziwna pora. Część współczesnych chrześcijan organizuje akademie i nabożeństwa okolicznościowe, wspominając Reformację. W tym samym czasie większość skupia się na grobach. Obładowani zniczami i chryzantemami, tłoczą się u bram cmentarzy, by zgodnie z niebiblijną tradycją rzymskokatolicką modlić się za zmarłych. Jeszcze inna część, głównie przedstawiciele młodszego pokolenia, przebierają się i zabawiają na imprezach Halloween, wywołując duchy i strasząc się nawzajem.

 Wszyscy twierdzą, że są chrześcijanami. Robią jednak to, co się im podoba i co sami uważają za słuszne. Czy to możliwe, aby chrześcijaństwo stało się aż tak rozciągliwe i opcjonalne? Przypomnijmy, że być chrześcijaninem to znaczy naśladować Chrystusa; być Chrystusowcem, mieć myśli Chrystusowe, wstępować w ślady Chrystusa!

 Zabawa Halloween to obrzydliwość w oczach Bożych, ponieważ Biblia naucza: Niech nie znajdzie się u ciebie taki, który przeprowadza swego syna czy swoją córkę przez ogień, ani wróżbita, ani wieszczbiarz, ani guślarz, ani czarodziej, ani zaklinacz, ani wywoływacz duchów, ani znachor, ani wzywający zmarłych; gdyż obrzydliwością dla Pana jest każdy, kto to czyni [5Mo 18,10–12].

 Modlitwy za zmarłych to nic innego, jak w imię tradycji rzekomo chrześcijańskiej, ignorowanie Pisma Świętego,  co można nazwać unieważnianiem Słowa Bożego dla nauki swojej [Mk 7,13]. Świętowanie Reformacji zaś bez osobistego przeżycia nowego narodzenia i dogłębnej reformy duchowej własnego życia, to pusta forma bez treści, co wcale nie mniej zasmuca Boga...

 Jak więc osobiście przeżywam ostatni dzień października? Reformuję, czy tylko wspominam Reformację? Modlę się za zmarłych, czy sam umieram dla grzechu? Zabawiam się ze złymi duchami, czy toczę przeciwko nim bój duchowy?

 W 31. dniu października, być może bardziej niż w pozostałych dniach roku,  pokazuję swemu otoczeniu, kim naprawdę jestem.

28 października, 2010

W górę serca!

28 października to rocznica odsłonięcia w 1886 roku jednego z najbardziej rozpoznawalnych na świecie symboli – Statui Wolności w Nowym Jorku. Ten monumentalny obiekt [wysokość wraz z cokołem – 93 m, waga – 229 ton, obwód w "talii" – 11 m] wzniesiono w latach 1884–1886 jako dar narodu francuskiego ku upamiętnieniu przymierza obu narodów w czasie wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych.

 Inspirowana obrazem "Wolność wiodąca lud na barykady" Statua Wolności opromieniającej świat (ang. Liberty Enlightening the Word), jako symbol wolności Nowego Jorku i całych Stanów Zjednoczonych, wysyła z Wyspy Wolności przy ujściu rzeki Hudson skierowane do całego świata przesłanie, że warto i należy walczyć o wolność, nawet jeżeli wydaje się ona niemożliwa do osiągnięcia.

 Nadająca ton amerykańskiej demokracji wielka potrzeba wolności może zobrazować pragnienie każdej ludzkiej duszy. Biblia dobitnie poucza, że największe zniewolenie człowieka bierze się nie z panowania jednych ludzi nad drugimi, lecz z zależności każdego człowieka od grzechu, gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej [Rz 3,23].

 Jezus im odpowiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu. [...] Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie [Jn 8,34–36]. Nikt nie został stworzony po to, by żyć w zniewoleniu. Bóg stworzył i przeznaczył człowieka do życia w wolności, więc Syn Boży przyszedł, by nas wyzwolić. Bo wy do wolności powołani zostaliście, bracia [Gal 5,13].

Chociaż więc wciąż miewamy problemy z grzechem, to jednak bardzo ważne jest, abyśmy nigdy nie zwątpili w możliwość całkowitej odmiany. Gdy bowiem byliście sługami grzechu, byliście dalecy od sprawiedliwości. Jakiż więc mieliście wtedy pożytek? Taki, którego się teraz wstydzicie, a końcem tego jest śmierć. Teraz zaś, wyzwoleni od grzechu, a oddani w służbę Bogu, macie pożytek w poświęceniu, a za cel żywot wieczny [Rz 6,20–22].

 Tak jak monumentalna Statua Wolności głosi całemu światu, że żaden naród nie musi tkwić w niewoli, że koniecznie powinien sięgać po swoją wolność i z niej korzystać, tak też Pismo Święte oświeca ludzkie dusze i przekonuje, że żaden grzesznik nie musi trwać w zniewoleniu, że powinien wytrwale dążyć do wolności od grzechu!

 Nieprawda, że każdy alkoholik na zawsze już musi pozostać alkoholikiem. To nieprawda, że w ludzkim losie na ziemi nic się nie da zmienić. Słowo Boże wskazuje na Jezusa Chrystusa, który zbawi lud swój od grzechów jego [Mt 1,21] i każdego wzywa ku chwalebnej wolności dzieci Bożych [Rz 8,21].

 Tak więc - w górę serca! Nawet w chwilach upadku niech wciąż nam pachnie wolność od grzechu.

27 października, 2010

Czy Bóg utajni zapis filmowy niektórych moich czynów?

Dziś Światowy Dzień Dziedzictwa Audiowizualnego ustanowiony przez UNESCO w 1980 roku. Dzięki tej inicjatywnie dzień 27 października stał się świętem wszystkich miłośników dawnej sztuki filmowej, zarówno fabularnej jak i dokumentalnej. Mają oni okazję do zapoznania się z wcześniejszymi sposobami zapisu obrazu, zmieniającymi się formami narracji oraz środków wyrazu, od czasów czarnobiałego kina niemego, aż do współczesności.

 Tego dnia wiele zbiorów filmowych otwiera nieco szerzej swoje podwoje i urządza pokazy rozmaitych archiwalnych 'perełek'. Nawiasem mówiąc, największym archiwum filmowym na świecie jest niemieckie Filmarchiv, założone w 1950 roku. Jego zbiory dokumentują ponad 100 lat historii filmu w postaci 146 tys. filmów dokumentalnych i fabularnych. Najstarszy przechowywany tam zapis filmowy pochodzi z 1895 roku.

 Archiwa filmowe to wielka kopalnia wiedzy o ludzkiej przeszłości. Już nawet podręczne wideoarchiwum rodzinne uzmysławia, jak wiele informacji o nas można przechować. Mogę na przykład włączyć dziś nagranie sprzed dwudziestu kilku lat i zobaczyć jak wówczas wyglądałem, co mówiłem i jak się zachowywałem.

 Skoro ludzie potrafią przechować tak wiele informacji i dowodów swojej działalności sprzed lat, to tym bardziej Bóg dysponuje archiwum, gdzie są przechowane zapisy wszystkich naszych czynów. Z Biblii wiadomo, że zbliża się dzień, gdy na podstawie tych zbiorów Bóg osądzi każdego człowieka.

 I widziałem umarłych, wielkich i małych, stojących przed tronem; i księgi zostały otwarte; również inna księga, księga żywota została otwarta; i osądzeni zostali umarli na podstawie tego, co zgodnie z ich uczynkami było napisane w księgach [Obj 20,12].

 Nie wszystkie nasze czyny i stojące za nimi motywacje są publicznie znane, ale wszystkie z pewnością znajdują się w Bożym archiwum. Są ludzie, których grzechy są jawne i bywają osądzone wcześniej niż oni sami; ale są też tacy, których grzechy dopiero później się ujawniają. Podobnie jest i z dobrymi uczynkami: są jawne, ale i te, z którymi rzecz ma się inaczej, ukryte pozostać nie mogą [1Tm 5,24–25].

 Wysłuchaj końcowej nauki całości: Bój się Boga i przestrzegaj jego przykazań, bo to jest obowiązek każdego człowieka. Bóg bowiem odbędzie sąd nad każdym czynem, nad każdą rzeczą tajną - czy dobrą, czy złą [Kzn 12,13–14].

 W Światowym Dniu Dziedzictwa Audiowizualnego myślę o tym, jakie dziedzictwo obrazów pozostawiam po sobie w pamięci osób, które się ze mną zetknęły, a przede wszystkim, co  gromadzi się tam - na mojej osobistej półce archiwum w niebie? Czy każdy z tych plików chętnie odtworzyłbym w obecności moich bliskich? Czy z przyjemnością oglądałbym je razem z całą moją wspólnotą kościelną?

 Tego, co już zapisane nie mogę cofnąć. Mogę jednak skorzystać z łaski Bożej, ażeby te zapisy – jeżeli znajdzie się na nich znak krwi Pana Jezusa Chrystusa z adnotacją: A grzechów ich i ich nieprawości nie wspomnę więcej [Hbr 10,17] – nigdy nie zostały ujawnione.

 I dzięki Bogu mogę dzisiaj zadbać o to, aby na moją półkę w niebiańskim "Filmarchiv" nie trafiały kolejne kompromitujące mnie materiały.

26 października, 2010

Kto nie lubi życzeń?

Dobiega końca jeden z najmilszych dla mnie dni w roku. 26 października przekonuję się, że mam nie tylko wrogów i ludzi mi niechętnych, ale wciąż na nowo utwierdzam się w przekonaniu, że mam też wielu przyjaciół, którzy z różnych stron posyłają mi życzenia urodzinowe. Serdecznie Wam wszystkim dziękuję!

 Lubię wsłuchiwać się w kierowane do mnie życzenia. To wielki zaszczyt, gdy ktoś o mnie życzliwie pomyśli i zrobi wysiłek, by tę serdeczność ubrać w słowa. Ze wzruszeniem i wdzięcznością odbieram każdy taki gest.

 Lektura Biblii przekonuje, że serca wierzących ludzi zawsze były pełne życzliwości. A czego chrześcijanie okresu wczesnego Kościoła wzajemnie sobie życzyli? Przede wszystkim zdrowia? Dużo pieniędzy? Sukcesu w interesach?

 Życzenia chrześcijańskie zasadniczo miały charakter duchowy ale było w nich też miejsce na zwykłą doczesność. Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie z wami wszystkimi [2Ts 3,18]. Umiłowany! Modlę się o to, aby ci się we wszystkim dobrze powodziło i abyś był zdrów tak, jak dobrze się ma dusza twoja [3Jn 1,2].  Tak, bracie, życz mi, abym się tobą uradował w Panu; pokrzep me serce w Chrystusie [Flm 1,20].

 Zauważmy też, że ostatnie słowa Biblii to nic innego, jak właśnie natchnione przez Ducha Świętego życzenia: Łaska Pana Jezusa niech będzie z wszystkimi. Amen [Obj 22,21]. Taka jest wola Boża względem wierzących. Bóg dobrze myśli o nas, posyła nam dobre Słowo i współdziała we wszystkim ku dobremu, bo nas miłuje.

Jestem szczęśliwy, że tego rodzaju serdeczność dotarła dziś także do mnie.

23 października, 2010

Nowoczesne bożki

Kilka dni temu przeczytałem w Gazecie interesujący artykuł Janusza Urbanowicza pt. "Jest niedziela, przekażcie sobie markę pokoju". Ponieważ dzień 23 października zbiega się z datą  wejścia w 2001 roku na rynek iPoda, pozwolę sobie przywołać kilka tamtych myśli.

 Wspomniany artykuł porusza kwestię przywiązywania się ludzi do określonej marki z intensywnością i oddaniem, wcześniej właściwym kultowi bóstwa, które czcili. Dziś znaki firm i produktów bardzo ekspansywnie wchodzą w rolę symboli religijnych. Dawniej było przede wszystkim ważne to, jakiego jesteśmy wyznania religijnego, teraz coraz częściej chcemy być rozpoznawani po tym, jakiego używamy laptopa i telefonu.

 Weźmy dla przykładu firmę Apple i jej cudowne produkty. Naukowcy z uniwersytetów Duke i Texas A & M przeprowadzili rozmaite badania społeczne, z których wynikła m.in. matematycznie wykrywalna korelacja, że im więcej w danej aglomeracji Apple Store'ów, tym mniej kościołów.

 Zrobiono na przykład taki eksperyment, że po ustaleniu przekonań religijnych badanych ludzi, wysłano ich na wirtualne zakupy produktów codziennego użytku. Okazało się, że ludzie głębiej wierzący ignorowali markowe akcesoria, natomiast pozostali szukali tego, co podkreślałoby ich wyjątkową osobowość i stanowiło dla nich kolejny element tzw. lansu.

 Z badań wspomnianych naukowców wynikło też, że Apple używa języka religii do opisu swoich produktów, a konferencje prasowe firmy przypominają festyny religijne. Gdy dodać do tego symbol wyraźnie kojarzący się z Biblią oraz zręczne tworzenie w umysłach klientów przekonania, że żyjąc i pracując pod jego znakiem staną się lepszymi ludźmi – to mamy niemal wszystkie cechy nowej religii.

 No, cóż? Nie od dziś dostrzegamy tę smutną tendencję, że galerie handlowe przyciągają w niedzielę tłumy "wiernych", a kościoły zaczynają świecić pustkami.

 Niechże więc znowu przemówi natchniony apostoł: Bądźcie naśladowcami moimi, bracia, i patrzcie na tych, którzy postępują według wzoru, jaki w nas macie. Wielu bowiem z tych, o których często wam mówiłem, a teraz także z płaczem mówię, postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego; końcem ich jest zatracenie, bogiem ich jest brzuch, a chwałą to, co jest ich hańbą, myślą bowiem o rzeczach ziemskich [Flp 3,17–19].

 Prawdziwy chrześcijanin nie ma czasu ani pieniędzy na markowe gadżety i lans. Nie przywiązuje do takich spraw zbytniej uwagi. A ci, którzy kupują, jakby nic nie posiadali; a ci, którzy używają tego świata, jakby go nie używali; przemija bowiem kształt tego świata [1Ko 7,30-31].  Pamięta o wezwaniu: Nie bądźcie wyniośli, lecz się do niskich skłaniajcie; nie uważajcie sami siebie za mądrych [Rz 12,16]. O tym, co w górze, myślcie, nie o tym, co na ziemi [Kol 3,2].

Taki rodzaj myślenia w wolnych chwilach i z nadwyżką w portfelu prowadzi go więc do ludzi w potrzebie, a nie do świątyni współczesnych bożków.

22 października, 2010

Czy wielkie rozczarowanie już nikomu nie grozi?

W dniu 22 października warto wspomnieć wielkie rozczarowanie, jakiego w XIX wieku doznało tysiące wierzących, którzy pod przewodnictwem niejakiego Williama Millera, byłego kapitana Armii Stanów Zjednoczonych, farmera i baptystycznego pastora zarazem, dokładnie tego dnia w 1844 roku wyczekiwali na powtórne przyjście Jezusa Chrystusa na Ziemię.

 Miller uważał, że na podstawie Księgi Daniela [Dn 8,14] można ustalić datę ponownego przyjścia Jezusa Chrystusa i sądu ostatecznego. Dokonał takich obliczeń i zaczął ogłaszać rychłą Paruzję. Wkrótce ruch zwolenników Millera osiągnął ponad sto tysięcy wyznawców. Ludzie posprzedawali farmy, porzucili pracę i całą uwagę skupili na zbliżającym się dniu 22 października 1844 roku.

 Brak oczekiwanego pojawienia się Mesjasza w tym dniu nazwano wielkim rozczarowaniem. Wiele tysięcy zwolenników Millera odeszło od niego. Część poszła jednak w zaparte i aby z tego zamieszania jakość wyjść z twarzą, dokonała reinterpretacji ustaleń swojego przywódcy. W świetle ich nowych rewelacji faktycznie chodziło nie o przyjście Chrystusa na Ziemię, a o Jego wejście do miejsca najświętszego niebiańskiej świątyni oraz rozpoczęcie drugiej fazy Jego pośrednictwa w celu ostatecznego oczyszczenia zbawionych z grzechu, zanim powróci On na Ziemię.

 Z jednej strony, jest mi przykro z powodu uczucia zawodu, którego doznało wielu szczerych i poczciwych wierzących tamtego okresu. Z drugiej jednak strony dziwię się, a nawet oburzam, że najwidoczniej musieli oni zaniedbać osobistą lekturę Słowa Bożego, skoro tak łatwo dali się zbałamucić.

 Co się zaś tyczy przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa i spotkania naszego z nim, prosimy was, bracia, abyście nie tak szybko dali się zbałamucić i nastraszyć, czy to przez jakieś wyrocznie, czy przez mowę, czy przez list, rzekomo przez nas pisany, jakoby już nastał dzień Pański. Niechaj was nikt w żaden sposób nie zwodzi; bo nie nastanie pierwej, zanim nie przyjdzie odstępstwo i nie objawi się człowiek niegodziwości, syn zatracenia, przeciwnik, który wynosi się ponad wszystko, co się zwie Bogiem lub jest przedmiotem boskiej czci, a nawet zasiądzie w świątyni Bożej, podając się za Boga. Czy nie pamiętacie, że jeszcze będąc u was, o tym wam mówiłem? [2Ts 2,1–5].

 W związku z tym myślę dziś znowu o odpowiedzialności przywódców duchowych. Oni to bowiem czuwają nad duszami waszymi i zdadzą z tego sprawę [Hbr 13,17] - poucza Słowo Boże wzywając do okazywania im posłuszeństwa. Czy jednak winniśmy okazywać ślepe zaufanie do wszystkiego, co usłyszymy z kazalnicy? William Miller najwyraźniej robił na ludziach wrażenie człowieka duchowego i dobrze poinformowanego. A jednak okazał się zwodzicielem.

 A dzisiaj? Czyż nie zdarza się nam natknąć na podobnych kaznodziejów i przywódców, którzy z absolutną pewnością wygłaszają swoje twierdzenia? Iluż poczciwych chrześcijan doznało z tego tytułu rozmaitych rozczarowań? Jakież rozterki mogą wywołać w ludzkich duszach np. nauczyciele ruchu wiary, obwieszczający nadejście rozmaitych błogosławieństw, zwłaszcza materialnych, które nigdy się nie ziszczą?

Także autor tego bloga rozczarował już niejednego swoimi poglądami ;). Nie traci jednak nadziei, że jego Czytelnicy nie ulegną powierzchownym odczuciom lub tendencyjnym komentarzom i zadadzą sobie trud, by osobiście sprawdzić jak się rzeczy mają w świetle Biblii, a następnie spokojnie  przeanalizują  zaprezentowane tu myśli.

 Jak uchronić się przed wielkim rozczarowaniem? Słowo Boże zadaje pytanie: Czy może ślepy ślepego prowadzić? Czy obaj nie wpadną do dołu? [Łk 6,39]. Brak dobrego widzenia może wystąpić po obydwu stronach kazalnicy, albowiem wszyscy dopuszczamy sie wielu uchybień [Jk 3,2]. Dlatego trzeba również uważać nawet na najbardziej uznanych mówców, że o krasomówcach, którzy przez piękne a pochlebne słowa zwodzą serca prostaczków [Rz 16,18] już nie wspomnę. Nikomu po prostu nie należy zbyt pochopnie dawać wiary.

Na szczęście każdy dziś może sam osobiście sprawdzić w Biblii, jak naprawdę się rzeczy mają. Słowo twoje jest pochodnią nogom moim i światłością ścieżkom moim [Ps 119,105].

19 października, 2010

Przecedzanie komara

Zaostrza się kolejny etap publicznej dyskusji o wzbudzaniu potomstwa metodą in vitro. Na przeciwległych jej biegunach nieliczne grono osób, dla których niemal wszystko jest tu oczywiste, podczas gdy pośrodku mamy mnóstwo ludzi zdezorientowanych i niepewnych swego stanowiska.

 Koronnym argumentem przeciwników metody in vitro jest jej uboczny, ale nieodłączny skutek uśmiercania embrionów odrzuconych po wyselekcjonowaniu tego jednego, uznanego za najlepszy. Zwolennicy in vitro zaś podkreślają wartość rodzącego się w ten sposób życia i szansę rodziców na upragnione potomstwo.

 Wszyscy wiedzą, że celem in vitro nie jest zabijanie. Kto skupia się na tym, że przy tej metodzie dochodzi do uśmiercania zarodków powinien pamiętać, że życie i śmierć splatają się ustawicznie w rozmaitych konfiguracjach i są od siebie uzależnione. Nowe życie powstaje i rodzi się z procesu umierania.

 Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje [Jn 12,24]. Czy jest w nas jakiś żal, że ziarno musi umrzeć, ażeby pojawiło się nowe życie i zwielokrotniony owoc?

 Ta prawidłowość ma swoje odniesienie do duchowej sfery życia. Czy nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni? Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili [Rz 6,3–4]. Nie ma życia bez śmierci.

 Metody in vitro nie wymyślono po to, żeby zabijać, a jedynie po to, żeby wzbudzać życie! Nic dziwnego, że w tym procesie napotykamy na zagadnienie śmierci. Nie ma tu jednak absolutnie mowy o takim uśmiercaniu, które w świetle Biblii łamałoby prawa Dekalogu i zasługiwałoby na karę.

Obserwując rażącą drobiazgowość w niektórych kwestiach i daleko idącą pobłażliwość w sprawach dużo poważniejszych,  Jezus powiedział kiedyś do duchowych przywódców narodu: Ślepi przewodnicy! Przecedzacie komara, a połykacie wielbłąda [Mt 23,24]. Mam wrażenie, że dziś znowu tak mówi...