30 maja, 2009

Razem!

Przed nami Święto Zesłania Ducha Świętego z polska zwane Zielonymi Świątkami. Upamiętniają one niezwykłe wydarzenie jakie miało miejsce w żydowskie Święto Pięćdziesiątnicy, inaczej - Święto Tygodni. Otóż na zgromadzonych w Jerozolimie uczniów Jezusa zstąpił wtedy Duch Święty! „A gdy nadszedł dzień Zielonych Świąt, byli wszyscy razem na jednym miejscu. I powstał nagle z nieba szum, jakby wiejącego gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, gdzie siedzieli. I ukazały się im języki jakby z ognia, które się rozdzieliły i usiadły na każdym z nich. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał” [Dz 2,1–4].

To było wypełnienie Duchem Świętym pierwszej grupy wyznawców Jezusa Chrystusa. Tak narodził się Kościół – Ciało, którego głową jest Chrystus. „Albowiem jak ciało jest jedno, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała, chociaż ich jest wiele, tworzą jedno ciało, tak i Chrystus; bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało - czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni, i wszyscy zostaliśmy napojeni jednym Duchem” [1Ko 12,12–13]. Chrzest Duchem Świętym był zespoleniem uczniów Jezusa w jedno ciało. Byli razem! Wszyscy stali się jedno w Duchu!

Mamy wokół siebie tak wiele przykrych obrazów rozdwojenia. Ludzie nie wytrzymują razem ani w małżeństwie, ani w biznesie, ani na scenie, ani nawet w jednym mieszkaniu. Tak wiele rzeczy może przeszkadzać w byciu razem. Dziwne, że przyczyną może być tu nawet dostatek. „Również Lot, który wędrował z Abramem, miał owce, bydło i namioty. Lecz kraj nie mógł ich obu utrzymać, bo dobytek ich był tak wielki, że nie mogli przebywać razem” [1Mo 13,5–6]. Brak jedności, to znak czasów! Słyszałem, że w Sztokholmie aż 70% wszystkich gospodarstw domowych, to gospodarstwa jednoosobowe.

Oczywiście, nie zawsze i nie wszystko Bóg chce widzieć razem. Widać to w rozmaitych dziedzinach. Np. „Nie będziesz zaprzęgał do orki razem wołu i osła” [5Mo 22,10]. Bóg nie chce też, by Jego lud jednoczył się z niewiernymi. Nie chce widzieć pobożnego razem z bezbożnikami. „Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym?” [2Ko 6,14-15]. Rozdwojenia muszą być - naucza nas Biblia - aby wyszło na jaw, którzy z nas są prawdziwymi chrześcijanami [1Ko 11,29]. Kto miłuje Jezusa, jest Mu w tym posłuszny, czym wywołuje zdziwienie a nawet wrogość otoczenia: „Przy tym dziwią się temu, że wy nie schodzicie się razem z nimi na takie lekkomyślne rozpusty, i oczerniają was” [1Pt 4,4].

Kto i w czym wg Biblii powinien być razem? Razem, pomimo naturalnych różnic, powinni być ludzie pragnący chwalić Boga. „Młodzieńcy, a także dziewice, starcy razem z dziećmi niech chwalą imię Pana” [Ps 148,12–13]. Razem powinni trzymać się ludzie zbawieni stroniąc tym samym od bałwochwalców. „Zbierzcie się i przyjdźcie, przystąpcie razem, wy, ocaleni z narodów! Nierozumni są ci, którzy noszą swojego bałwana z drewna i modlą się do boga, który nie może wybawić” [Iz 45,20].

Tak jest! Ludzie prawdziwie wierzący są razem! „Wszyscy zaś, którzy uwierzyli, byli razem i mieli wszystko wspólne” [Dz 2,44]. Ma się rozumieć, że nie razem z kapłanami i faryzeuszami. Razem ze sobą i razem z Jezusem! „Gdyż Bóg nie przeznaczył nas na gniew, lecz na osiągnięcie zbawienia przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który umarł za nas, abyśmy, czy czuwamy, czy śpimy, razem z nim żyli” [1Ts 5,9–10].

Zesłanie Ducha Świętego stanowi źródło i tajemnicę pełnej jedności. Nie wszyscy są jednego ducha, lecz napełnieni Duchem Świętym zawsze są razem, nawet jeśli mieszkają na innych kontynentach! Oto prawdziwe świadectwo napojenia jednym Duchem.

29 maja, 2009

W jakiej misji pokojowej aktualnie uczestniczysz?


29 maja jest dniem corocznych obchodów Międzynarodowego Dnia Uczestników Misji Pokojowych ONZ. Chodzi o złożenie hołdu wszystkim kobietom i mężczyznom, którzy brali i biorą udział w operacjach pokojowych Narodów Zjednoczonych, za ich wysoki stopień profesjonalizmu, oddanie i odwagę. Trzeba też oddać cześć pamięci tych, którzy dla sprawy pokoju poświęcili swoje życie.

Rzeczywiście, świat żyje w wielkim napięciu. Ostatnie próby z bronią jądrową w Korei Północnej i gwałtowność reakcji różnych państw na te próby, dobrze to uświadamiają. Podobno od zakończenia II Wojny Światowej nie było na świecie ani jednego dnia bez konfliktu zbrojnego. A co mówić o nieporozumieniach w rodzinach, w małżeństwach? Ileż jest napięcia w sferze polityki i ekonomii? Nawet w świecie sportu i rozrywki toczy się ustawiczna wojna o wpływy, popularność i pieniądze. "Nie mają pokoju bezbożni - mówi Pan" [Iz 48,22].

Pośród tak skonfliktowanego społeczeństwa pojawiają się różni ludzie, często przypisujący sobie miano sług Bożych i zwiastujący cudowną wolność od niepokoju. Zazwyczaj, wystarczy tylko przyłączyć się do nich i sypnąć jakimś groszem. "Gdyż od najmłodszego do najstarszego wszyscy oni myślą o wyzysku; zarówno prorok jak i kapłan - wszyscy popełniają oszustwo. I leczą rany swojego ludu powierzchownie, mówiąc: Pokój, pokój! - choć nie ma pokoju" [Jr 6,13–14]. Uważajmy na nich! Obiecują gruszki na wierzbie. To nie są prawdziwi emisariusze pokoju Bożego. Pełnią rozmaite misje, ale zawsze z jakimś prywatnym interesem w tle.

W Dzień Uczestników Misji Pokojowych pomyślmy o tym, jaką rolę na tym polu ma do spełnienia każdy z nas. W świetle Biblii wygląda to tak, że każdy może wokół siebie czynić pokój. Przede wszystkim nie wywołując nowych konfliktów, nie podżegając do walki, nie inspirując złego nastawienia. Po drugie zaś, okazując czynne zainteresowanie niepokojem w najbliższym otoczeniu; nieporozumieniem małżonków, walką między rodzicami i dziećmi, konfliktem sąsiedzkim, złą rywalizacją w pracy.

Wszechobecna obojętność jest wygodna, lecz nie służy pokojowi. Trzeba podjąć się misji pokojowej! Podjąć próbę rozmowy, wysłuchać ludzi, odwrócić ich uwagę od walki i pokazać im, że obok nich kwitną kwiaty. "Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami Bożymi będą nazwani" [Mt 5,9]. Załóżmy błękitne berety! Jest tak wiele do zrobienia, nawet na własnym podwórku.

28 maja, 2009

Nie ze mną te numery Brunne(r)

We wczorajszej prasie można było przeczytać, że wybory na nowego biskupa Sztokholmu szwedzkiego Kościoła Luterańskiego wygrała kobieta żyjąca w zarejestrowanym związku partnerskim, Eva Brunne, pełniąca już od jakiegoś czasu urząd dziekana diecezji sztokholmskiej. Nadmieńmy, że Kościół Ewangelicko-Luterański to największa wspólnota religijna w Szwecji. Należy do niej 73% Szwedów, choć tylko 2% regularnie uczestniczy w nabożeństwach.

Pięćdziesięciopięcioletnia Brunne nie ukrywa swojego homoseksualizmu. Wraz z partnerką wychowuje trzyletniego syna. Uważa, że nieprzyjemności, jakie spotykały ją z powodu orientacji seksualnej pozwolą jej lepiej angażować się w obronę pokrzywdzonych i słabych.

Ta wiadomość sygnalizuje dwa kardynalne uchybienia w stosunku do nauki Pisma Świętego, które w Kościele Zachodnim zdają się już być całkiem normalne: Powoływanie kobiet do posługi nauczania w Kościele oraz zgoda na to, by służbę w Kościele sprawowali ludzie praktykujący homoseksualizm.

Pierwsza kwestia wydaje się być mało istotna. Wystarczy pominąć lub „dojrzalej” zinterpretować naukę apostolską: "Kobieta niech się uczy w cichości i w pełnej uległości; nie pozwalam zaś kobiecie nauczać ani wynosić się nad męża; natomiast powinna zachowywać się spokojnie. Bo najpierw został stworzony Adam, potem Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz kobieta, gdy została zwiedziona, popadła w grzech; lecz dostąpi zbawienia przez macierzyństwo, jeśli trwać będzie w wierze i w miłości, i w świątobliwości, i w skromności" [Tm 2,11–15]. Gdy tak zrobimy, wówczas zdaje się, że droga do ordynowania kobiet stoi otworem!

Jednak Słowo Boże ostrzega przed konsekwencjami naginania Biblii do swoich poglądów i potrzeb. Gdy już raz coś do Biblii dodamy, to wkrótce pojawią się kolejne sprawy. Furtka raz otwarta kusi, by ją ponownie i jeszcze szerzej otworzyć. Wtedy zaczynają się nowe kwestie. Oto Pismo mówi: "Albo czy nie wiecie, że niesprawiedliwi Królestwa Bożego nie odziedziczą? Nie łudźcie się! Ani wszetecznicy, ani bałwochwalcy ani cudzołożnicy, ani rozpustnicy, ani mężołożnicy, ani złodzieje, ani chciwcy, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą. A takimi niektórzy z was byli; aleście obmyci, uświęceni, i usprawiedliwieni w imieniu Pana Jezusa Chrystusa i w Duchu Boga naszego" [1Ko 6,9–11]. Wymieniony na tej liście grzech homoseksualizmu, to już znacznie poważniejsza sprawa, bo przy trwaniu w nim, oznacza brak dostępu do Królestwa Bożego. A czy ktoś, kto sam nie odziedziczy Królestwa Bożego powinien posługiwać w Kościele?

Baczny obserwator bez trudu może zauważyć, że problem oficjalnego udziału homoseksualistów w służbie kościelnej, zasadniczo rzecz biorąc, dotyczy tych środowisk, gdzie wcześniej zrobiono już jakieś ustępstwo w stosunku do nauki biblijnej. Gdzie uprawia się kult świętych albo np. dopuszczono kobiety do nauczania i przywództwa w Kościele. Każde zaniedbanie porządku lub samowola w Domu Bożym musi sprowadzić jakieś konsekwencje. Jedną z nich jest właśnie coraz większe brnięcie w odstępstwo od Słowa Bożego.

Lecz najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że informacje takie, jak wybór lesbijki na biskupa, powoli przestają już nas szokować. Coraz szybciej oswajamy się ze światem na terenie Kościoła. Nic co świeckie, nie jest nam już obce. Nie razi już nas też to, że trwający w grzechu członkowie Kościoła przestają mieć jakiekolwiek skrupuły z tym związane. "Czy się wstydzą, że popełnili obrzydliwość? Oni nie potrafią się wstydzić, nie umieją także się rumienić" [Jr 6,15]. Są zakałą w społeczności świętych, wcale się tym już nie przejmują a i my przyzwyczajamy się do ich obecności.

Ludzie o homoseksualnej orientacji mają oczywiście swoje prawo i miejsce w społeczeństwie. Nikt nie powinien im tego prawa odmawiać. Jednak sfera naśladowania Jezusa domaga się określonej jakości życia i zaniechania grzechu. Gdy trener piłki nożnej nie wpuszcza na boisko siatkarza, to wcale nie oznacza, że go dyskryminuje i odmawia mu prawa do uprawiania sportu. Jak najbardziej niech sobie gra, tyle że nie na tej murawie. Po prostu nie to boisko i nie ta drużyna. Kropka.

Pani Brunne zapytana przed wyborami o hobby, powiedziała że jest nim stolarstwo, któremu poświęca jeden wieczór w tygodniu. – Czego nie robi się, aby upodobnić się do Jezusa? – wyjaśniła. To chyba miał być jakiś żart! Chciałoby się rzec: – Nie ze mną te numery, Brunne(r).

27 maja, 2009

Wszystko jest możliwe

W dniu dzisiejszym, po raz pierwszy w historii obchodzony jest Światowy Dzień Stwardnienia Rozsianego (SM), ustanowiony i organizowany przez Międzynarodową Federację Stwardnienia Rozsianego (MSIF) oraz krajowe towarzystwa zrzeszające chorych i ich bliskich. Chodzi o upowszechnienie wiedzy o chorobie i nagłośnieniu walki o prawa pacjentów.

Stwardnienie rozsiane (SM) to poważna choroba ośrodkowego układu nerwowego o charakterze przewlekłym, u podłoża której leży uszkodzenie (tzw. demielinizacja) włókien nerwowych w obrębie mózgu i rdzenia kręgowego. Objawia się w postaci początkowo przemijających, a potem utrwalonych, licznych zaburzeń neurologicznych. Szacuje się, że na stwardnienie rozsiane na świecie choruje 2,5 mln. osób, w Europie 500 tys., a w Polsce około 60 tysięcy. SM jest nieuleczalne, chociaż istnieją preparaty, które w istotny sposób wpływają na zahamowanie postępu choroby, spowalniają jej przebieg lub łagodzą jej objawy.

Niemoc medycyny w leczeniu SM nasuwa mi myśl o ewangelicznej, chorej na krwotok kobiecie, która „dużo ucierpiała od wielu lekarzy, i wydała wszystko, co miała, a nic jej nie pomogło, przeciwnie, raczej jej się pogorszyło” [Mk 5,26]. W beznadziejnym położeniu wpadła na desperacki pomysł, żeby się dotknąć Jezusa. Gdy dopięła swego, usłyszała z ust Pana: „Córko, wiara twoja uzdrowiła cię, idź w pokoju i bądź uleczona z dolegliwości swojej” [Mk 5,34].

Ludzka opinia o stwardnieniu rozsianym jest taka, że nie można tej choroby wyleczyć. Słowo Boże natomiast obwieszcza prawdę, mającą uniwersalne zastosowanie: „U ludzi to rzecz niemożliwa, ale nie u Boga; albowiem u Boga wszystko jest możliwe” [Mk 10,27]. Rozumiemy, że Bóg w swojej wszechmocy jest doskonale mądry i absolutnie suwerenny. Oznajmił to już w rozmowie z Mojżeszem mówiąc: „i zmiłuję się, nad kim się zmiłuję, i zlituję się, nad kim się zlituję” [2Mo 33,19]. To zmiłowanie ma jednak zakres znacznie szerszy, niż się ludziom wydaje.

Z pewnością Bóg może uzdrowić człowieka z nieuleczalnej choroby, ale może też dla jego dobra, w celu jego zbawienia [czego być może nigdy nie ogarniemy naszym umysłem] pozwolić tej chorobie wyniszczać jego fizyczne ciało. „Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł?” [Mk 8,36]. Na zbawienie ciała z pewnością przyjdzie czas, bo nastąpi to w chwili zmartwychwstania. Śpieszyć się trzeba ze zbawieniem duszy.

Mocno chwytam się więc prawdy Słowa Bożego, „że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują” [Rz 8,28]. Tym bardziej w zaufaniu lgnę tu do Boga, bo mój młodszy brat od kilku lat choruje na SM. Choroba częściowo odebrała mu sprawność psychofizyczną, ale z pewnością nie zniszczyła go duchowo! U Boga wszystko jest możliwe!

26 maja, 2009

Różne etapy w relacjach z matką

26 maja to Dzień Matki. Faktycznie tylko w Polsce, bo w większości krajów przypada on na drugą niedzielę maja, pozostałe zaś obchodzą to święto w różnych, często bardzo odległych od siebie terminach.

Matka i dla małego dziecka, i dla dojrzałego mężczyzny, zazwyczaj jest osobą absolutnie wyjątkową. A jak wyglądają nasze osobiste relacje z własną matką? Czy są dobre i prawidłowe? Skąd właściwie możemy wiedzieć, co jest tu słuszne, a co niesłuszne?

W tej kwestii najlepszym wzorcem dla chrześcijan jest Jezus i jego matka. Z relacji pomiędzy naszym Panem i Jego matką wyłuskałem pięć rozmaitych obrazów, które mogą ilustrować poszczególne etapy relacji z naszymi matkami.

1. Pod opieką matki. Lecz oni nie rozumieli tego słowa, które im mówił. I poszedł z nimi, i przyszedł do Nazaretu, i był im uległy. A matka jego zachowywała wszystkie te słowa w sercu swoim [Łk 2,50–51]. Nawet najmądrzejsze i bardzo samodzielne dziecko ma w tym okresie bezwzględnie okazać posłuszeństwo matce i ojcu.

2. Pod naciskiem matki. I rzekł do niej Jezus: Czego chcesz ode mnie, niewiasto? Jeszcze nie nadeszła godzina moja. Rzekła matka jego do sług: Co wam powie, czyńcie! [Jn 2,4–5]. To okres, kiedy mądra matka pobudza dorosłego już syna do samodzielnego działania, a syn nie upiera się, lecz poddaje się tym matczynym naciskom. Dzięki temu on wkracza na arenę, ona zostaje w cieniu.

3. Niezależny od matki. I powiedzieli mu: Oto matka twoja i bracia twoi, i siostry twoje są przed domem i poszukują cię. I odpowiadając, rzekł im: Któż jest matką moją i braćmi? I powiódł oczyma po tych, którzy wokół niego siedzieli, i rzekł: Oto matka moja i bracia moi. Ktokolwiek czyni wolę Bożą, ten jest moim bratem i siostrą, i matką [Mk 3,32–35]. Przychodzi czas, gdy matka już nie może wydawać poleceń synowi. Syn ma już odpowiedzialność inną niż słuchanie poleceń matki. Koniec. Kropka.

4. Zatroskany o los matki. A gdy Jezus ujrzał matkę i ucznia, którego miłował, stojącego przy niej, rzekł do matki: Niewiasto, oto syn twój! Potem rzekł do ucznia: Oto matka twoja! I od owej godziny wziął ją ów uczeń do siebie [Jn 19,26–27]. Obowiązkiem dorosłego dziecka jest zaopiekowanie się sędziwą matką. Ten obraz przekonuje, że w każdych okolicznościach można o to zadbać.

5. Przywódca dla matki. Jezus wydał uczniom polecenie oczekiwania na chrzest w Duchu Świętym. Maria znalazła się w gronie posłusznych wyznawców Pana Jezusa. Ci wszyscy trwali jednomyślnie w modlitwie wraz z niewiastami i z Marią, matką Jezusa, i z braćmi jego [Dz 1,14]. Przychodzi czas, że dziecko, które wcześniej zupełnie podlegało matce, wyrasta na przywódcę, któremu własna matka staje się podległa. Role się zamieniają.

Dzień Matki – to bardzo dobra okazja do przemyślenia naszych relacji z naszymi matkami. Najlepiej, żebyśmy również w tej sprawie naśladowali Jezusa.

25 maja, 2009

Pij mleko, a będziesz kaleką?

Z inicjatywy ONZ ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) 25 maja obchodzony jest w 35 krajach jako Światowy Dzień Mleka. Po co? Przede wszystkim po to, by propagować mleko jako najbardziej wartościowy składnik codziennej diety człowieka.

Kłóci się z tym popularyzowany ostatnio pogląd, że mleko wcale nie jest zdrowe dla dorosłego człowieka. Lekarz i pisarz hinduski, Nand Kishare Dharma, autor książki pt. „Mleko – cichy morderca”, zdecydowanie odradza spożywanie mleka. W ten ton uderzyły też niedawno nasze masmedia, ogłaszając, że ludziom dorosłym mleko bardziej szkodzi niż pomaga.

Tak oto, z jednej strony mamy producentów mleka, z drugiej promotora wegetarianizmu i reprezentantów jakichś innych interesów. Kto jest bardziej wiarygodny? Której ze stron można zaufać? Przekonałem się, że nie można polegać na ludziach. W pełni ufam jedynie Pismu Świętemu. Spójrzmy więc na tę sprawę w świetle Biblii.

Biblia wskazuje mleko, jako pokarm stosowny i dobry dla niemowląt. "Jako nowonarodzone niemowlęta, zapragnijcie nie sfałszowanego duchowego mleka, abyście przez nie wzrastali ku zbawieniu" [1Pt 2,2]. "I ja, bracia, nie mogłem mówić do was jako do duchowych, lecz jako do cielesnych, jako do niemowląt w Chrystusie. Poiłem was mlekiem, nie stałym pokarmem, bo jeszcze go przyjąć nie mogliście, a i teraz jeszcze nie możecie" [1Ko 3,1–2]

Wraz z wzrostem, zmienia się rodzaj pokarmu. "Biorąc pod uwagę czas, powinniście być nauczycielami, tymczasem znowu potrzebujecie kogoś, kto by was nauczał pierwszych zasad nauki Bożej; staliście się takimi, iż wam potrzeba mleka, a nie pokarmu stałego. Każdy bowiem, który się karmi mlekiem, nie pojmuje jeszcze nauki o sprawiedliwości, bo jest niemowlęciem. Pokarm zaś stały jest dla dorosłych, którzy przez długie używanie mają władze poznawcze wyćwiczone do rozróżniania dobrego i złego" [Hbr 5,12–14].

Jednakże Biblia nie daje podstaw do twierdzenia, że mleko ma całkowicie zniknąć z jadłospisu dorosłego człowieka. Raczej wskazuje je, jako stały element bogatego menu. "Karmił go miodem ze skały i oliwą z opoki krzemiennej, śmietanką krowią i mlekiem owczym wraz z tłuszczem jagniąt i baranów z Baszanu, i kozłów oraz najwyborniejszą mąką pszeniczną, a zapijesz to winem z krwi winogron" [5Mo 32,14]. Mleko jest też w myśli biblijnej celowym i właściwym rezultatem hodowli trzody. "Kto kiedy pełni służbę żołnierską własnym kosztem? Kto zakłada winnicę, a owocu jej nie spożywa? Albo kto pasie trzodę, a mleka od trzody nie spożywa?" [1Ko 9,7].

Krótko mówiąc, nie ma w Biblii żadnego skrajnego stanowiska na temat mleka. Rozumiemy, że mleko matki jest pokarmem niemowląt, a mleko zwierząt wzbogaca dietę ludzi dorosłych. Zupełnie podobnie podpowiada nam zdrowy rozsądek. Nie dajmy się zwariować.

22 maja, 2009

Dzień Praw Zwierząt


Nieludzkie traktowanie zwierząt bulwersuje każdą wrażliwą duszę. Jak można sprowadzać do domu psa lub kota, bawić się z nim, głaskać, a potem go głodzić, bić, kopać albo wywozić do lasu? Jak można zastawiać na zwierzęta sidła i sprawiać, że całymi dniami powoli giną w strasznych męczarniach? Jak można w potwornych warunkach transportować je tysiące kilometrów od ich naturalnego środowiska w celu osiągnięcia większego zysku albo w bestialski sposób je mordować, aby tylko zdobyć ich skórę lub jakąś część ciała? To, że ludzie dostali od Boga zadanie: "panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi!" [1Mo 1,28], absolutnie nie oznacza przyzwolenia na takie ich traktowanie.

Zwierzę nie jest rzeczą! Jest integralną częścią obdarzonego życiem stworzenia. Ze względu na Stwórcę trzeba się należycie z Jego dziełem obchodzić! Bóg stworzył zwierzęta w całej ich różnorodności i nadał im cechy oraz instynkty, które czynią każde z nich naprawdę wyjątkowym. Obserwując życie i zwyczaje zwierząt możemy czerpać ogromną wiedzę mającą zastosowanie także w ludzkim życiu. Do tego zachęca nas Słowo Boże: "Oto hipopotam, którego stworzyłem jak i ciebie, żywi się trawą jak wół. Lecz patrz, jaka siła w jego biodrach i jaka moc w mięśniach jego cielska!" [Jb 40,15–16]. Albo: "Idź do mrówki, leniwcze, przypatrz się jej postępowaniu, abyś zmądrzał" [Prz 6,6].

Nie jest jednak rzeczą słuszną przesadne gloryfikowanie zwierząt i ptaków. W wyniku skrajności niektórych prawodawców bywa, że zaczynaj one mieć lepszą ochronę prawną niż niejeden człowiek. Słowo Boże w następujący sposób wskazuje pozycję zwierząt w stosunku do ludzi: "A bojaźń i lęk przed wami niech padnie na wszystkie zwierzęta ziemi i na wszelkie ptactwo niebios, na wszystko, co się rusza na ziemi i na wszystkie ryby morskie; wszystko to oddane jest w ręce wasze. Wszystko, co się rusza i żyje, niech wam służy za pokarm; tak jak zielone jarzyny, daję wam wszystko" [1Mo 9,2–3]. Jak widać, Biblia nie wzywa do wegetarianizmu. Zwierzęta zostały podporządkowane potrzebom ludzi. Jednak panowanie nad zwierzętami i korzystanie z nich ma przebiegać w sposób godny.

Bóg ustanowił cały porządek stworzenia i mamy obowiązek zgodnie z nim postępować. Totalna ochrona dzikich zwierząt zagraża bezpieczeństwu ludzi. Tę mądrość objawił Bóg przekazując Izraelitom Ziemię Obiecaną. "Nie wypędzę go przed tobą w jednym roku, aby ziemia nie stała się pustkowiem i nie rozmnożył się zwierz dziki przeciwko tobie. Powoli będę ich wypędzał przed tobą, aż się tak rozmnożysz, iż będziesz mógł objąć tę ziemię, dziedzictwo twoje" [2Mo 23,29]. Człowiek ma kontrolować populację zwierząt i ptaków. Gardłowanie demagogicznych haseł niektórych obrońców praw zwierząt nie znajduje uzasadnienia ani w Słowie Bożym, ani nawet w zdrowym rozsądku.

Bóg wzywając nas do właściwego postępowania ze zwierzętami objawia troskę także o tę część swojego stworzenia. "Sprawiedliwość twoja - jak góry Boże, Prawo twoje - jak głębina niezmierna! Panie, pomagasz ludziom i zwierzętom" [Ps 36,7]. Ten, który stworzył wszelką żywą istotę wie najlepiej, co jest dla niej dobre. Zechciejmy tylko być Mu posłuszni.

21 maja, 2009

Chata - zaciemniające wyjaśnienie

Przeczytałem właśnie powieść pt. „Chata” autorstwa Williama P. Younga. Książka z empikowej półki „TOP”, bestseller New York Timesa, ponad sześć milionów sprzedanych egzemplarzy. Na tytułowej okładce intrygująca opinia: „Chata na zawsze zmieni sposób, w jaki myślicie o Bogu”.

Rzeczywiście, jest nieźle pomyślana. Nie tylko porusza ważny temat, ale też robi to w niezwykły sposób. Po jej przeczytaniu zrozumiałem wszakże, skąd tak wielkie zainteresowanie tą książką. Na przykład, ukazuje ona Trójcę Świętą w bardzo ‘nowoczesnej’ wersji. Dwie kobiety, z których jedna nosi męskie imię i mężczyzna. Bóg Ojciec to wielka Murzynka o imieniu Tata. Jezus to postawny ogrodnik podobny do Araba, a Duch Święty to kobieta Sarayu o urodzie Azjatki.

Atmosfera miłości jaka między nimi panuje wyraża się całkowitą dowolnością działania całej trójki w obrębie jakby zwykłego gospodarstwa domowego i wesołym chichotaniem. Nikt od nikogo niczego nie wymaga, wszystko sobie wybaczają. Bohater powieści w gościnie u nich może robić, co chce. Jasne, że taki Bóg może się podobać.

Równie ważnym zaciemnieniem prawdy o Bogu jest przemycany w tej książce uniwersalizm zbawienia. Wszyscy mają wszystko przebaczone. Trafiający na tamtą stronę życia są wspaniali i czują się wspaniale. Pijak i brutal, który doprowadził nastoletniego syna do desperackiej ucieczki z domu, tam jest znany i kochany. Żadnej wzmianki o jego wcześniejszym nawróceniu.

Jakkolwiek interesująca i mądra jest ta książka, nijak ma się ona do tego, co o Bogu mówi Biblia. Więc niczego o Bogu tak naprawdę nie wyjaśnia, a jeszcze bardziej zaciemnia Jego obraz. Takim Go maluje, jakim ludzie chcieliby Go wiedzieć. Prawdę o Bogu mamy w Biblii.

Takie są moje pierwsze wrażenia po lekturze „Chaty”. Podkreślam - pierwsze, bo na dojrzalszą opinię być może przyjdzie jeszcze czas.

20 maja, 2009

Jak można skutecznie to oczyścić?

To pytanie stawiamy sobie i innym setki razy w rozmaitych okolicznościach. Gdy coś się nam zanieczyści i nie tylko źle wygląda, ale też brudne nie działa jak powinno, wówczas szukamy sposobu na skuteczne oczyszczenie. Podwójną przykrością jest nieraz to, że napracujemy się, wydamy pieniądze, a po wyschnięciu nadal widoczna jest plama, albo gdzieś tam wewnątrz urządzenia brud pozostał i zakłóca jego pracę.

Usłyszałem, że 20 maja to Międzynarodowy Dzień Płynu do Mycia Naczyń. Dziwne święto i być może niewarte wspomnienia, ale od razu przyszła mi do głowy myśl o naszych próbach oczyszczenia się z poczucia winy. Każdego dnia ludzie na wiele sposobów starają się jakoś oczyścić i uspokoić swoje sumienie.

Osoby religijne chodzą do spowiedzi, przyjmują komunię, aby usłyszeć słowa rozgrzeszenia. Inni przykrywają swoje grzechy dobrymi uczynkami. Udzielają się w organizacjach dobroczynnych, wspierają finansowo inicjatywy prospołeczne i w ten sposób uspokajają swoje sumienie. Jednakże tego rodzaju zabiegi nie sięgają istoty problemu. Zdają się być skuteczne tylko w czasie ich trwania, niczym czyszczenie plamy niewłaściwym środkiem. Gdy środek wyschnie – plama znowu staje się widoczna i niepokoi.

Jeżeli chodzi o ludzką duszę, to jest tylko jeden środek na jej skuteczne oczyszczenie. Pochodzi on od Boga. Bóg zareklamował go na kilkaset lat wcześniej, zanim go ludziom udostępnił: „Choć wasze grzechy będą czerwone jak szkarłat, jak śnieg zbieleją; choć będą czerwone jak purpura, staną się białe jak wełna” [Iz 1,18].

Oczywiście, mowa tu o krwi Jezusa Chrystusa! Gdy damy wiarę Słowu Bożemu, przestajemy łudzić duszę tymi ludzkimi sposobami, przychodzimy w osobistej modlitwie bezpośrednio do Boga „i krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu” [1Jn 1,7]. „Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości” [1Jn 1,9]. Następuje wewnętrzny cud usprawiedliwienia i przebaczenia! "Usprawiedliwieni z wiary pokój mamy z Bogiem" [Rz 5,1].

Każdy człowiek jest jakimś naczyniem; do celów zaszczytnych albo pospolitych. Nieważne. Problem w tym, że jesteśmy naczyniami brudnymi, bo – jak czytamy w Biblii – wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej. Tak pożądany przez nas błysk czystości i pokoju Bożego w sercu możemy osiągnąć tylko poprzez obmycie naszej duszy krwią Baranka Bożego, który gładzi grzech świata!

19 maja, 2009

Dzień Dobrych Uczynków

Jedna z ekologicznych fundacji od pięciu lat promuje w Polsce ideę Dnia Dobrych Uczynków. W tym roku takim dniem jest 19 maja. Zdaje się, że ta pozytywna inicjatywa wzbudziła już zainteresowanie w społeczeństwie. Coraz więcej można o tym usłyszeć i przeczytać, co jak najbardziej inspiruje też do działania.

Z biblijnego punktu widzenia zachęcanie do dobrych uczynków jest wspaniałą inicjatywą. Jest to nieodłączna cecha ludzi wierzących w Boga. „Prawdziwa to mowa i chcę, abyś przy tym obstawał, żeby ci, którzy uwierzyli w Boga, starali się celować w dobrych uczynkach. To jest dobre i użyteczne dla ludzi” [Tt 3,8]. Winniśmy uczyć się tego i rozwijać w sobie tę zdolność: „A niech się i nasi uczą celować w dobrych uczynkach, aby zaspokajać palące potrzeby, żeby nie byli bezużyteczni” [Tt 3,14].

Dobre uczynki nie są wszakże podstawą usprawiedliwienia i zbawienia ludzkiej duszy. Zbawienie jest darem łaski Bożej. Każdy chrześcijanin zobowiązany jest pełnić dobre uczynki, lecz nie w celu zapracowania sobie i zasłużenia na zbawienie! Dobre uczynki są po prostu owocem, zewnętrzną oznaką tego, że nastąpił cud odrodzenia duchowego i przyjęcie daru zbawienia. Bardzo dobrze wyjaśnia to Słowo Boże w Liście do Efezjan: „Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili” Ef 2,8–10].

Bardzo dobrze, że ludzie w naszym kraju są zachęcani do dobrych uczynków. Faktycznie, dla prawdziwych uczniów Jezusa jest to chleb powszedni. Każdego dnia Duch Święty pobudza w nas pragnienie pełnienia czynów zgodnych z naszym przeznaczeniem. Dobre uczynki nie otworzyły nam dostępu do zbawienia, ale idą za nami do wieczności i zadecydują o tym, jaka nagroda nas tam czeka. "Albowiem my wszyscy musimy stanąć przed sądem Chrystusowym, aby każdy odebrał zapłatę za uczynki swoje, dokonane w ciele, dobre czy złe" [2Ko 5,10].

17 maja, 2009

Czy uważasz, że słusznie jesteś oburzony?

Dziś Międzynarodowy Dzień Przeciwko Homofobii [ang. International Day Against Homophobia, IDAHO]. Jest obchodzony co roku z intencją walki z homofobią na pamiątkę wykreślenia 17 maja 1990 roku homoseksualizmu z listy chorób Światowej Organizacji Zdrowia.

Homofobia jak i wszelkie inne fobie obce są ewangelicznemu chrześcijaństwu. Biblijne wzorce zachowań człowieka pobożnego w otoczeniu bezbożnych w żadnym razie nie propagują pogardy i wrogości wobec grzeszników, a tym bardziej nienawiści w stosunku do nich. Za przykład możemy wziąć sprawiedliwego Lota „udręczonego przez rozpustne postępowanie bezbożników, gdyż sprawiedliwy ten, mieszkając między nimi, widział bezbożne ich uczynki i słyszał o nich, i trapił się tym dzień w dzień w prawej duszy swojej” [2Pt 2,7–8]. Nie ma tu śladu żadnej homofobii. Jest poczucie smutku z powodu otaczającego grzechu, wewnętrzna przykrość i z pewnością jest pragnienie, aby jego sąsiedzi nawrócili się do Boga.

Gdy Bóg w odniesieniu do mieszkańców Niniwy zauważył w sercu proroka Jonasza niewłaściwą postawę serca, zadał mu bardzo ważne pytanie: „Czy uważasz, że słusznie jesteś oburzony?” [Jon 4,4]. Co Bóg w tym przypadku chciałby zobaczyć w sercu swojego sługi? Życzliwość i pragnienie ich nawrócenia, a następnie radość, gdy już zmienili swoje postępowanie!

Przyszły czasy, że głosząc Słowo Boże nieraz będziemy stawać pod zarzutem homofobii. Już dość często tak bywa, ponieważ Biblia praktyki homoseksualne nazywa grzechem, a my jesteśmy ludźmi, którzy wierzą Pismu Świętemu, niezależnie od opinii ludzi, jakiekolwiek by mieli pozycje społeczne i tytuły naukowe.

Jednak głoszenie tego, co jest napisane w Biblii nie jest automatycznie żadnym sianiem nienawiści! Bóg miłuje grzeszników i nigdy w nikim nie rozbudza nienawiści do ludzi, którzy błądzą i zmagają się z grzechem. Wręcz przeciwnie! „Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł” [Rz 5,8]. Biblia poucza – „Nie gniewaj się na niegodziwych” [Ps 37,1]. Oburzenie nic tu nie da. Potrzebna miłość, prawda i wskazywanie drogi zbawienia.

Gdy obserwuję działaczy walczących z homofobią, gdy słucham ich wypowiedzi, to widzę, że wiele nienawiści jest też po tamtej stronie. Nie ma jej i nigdy nie będzie po stronie Jezusa i prawdziwych jego uczniów.

16 maja, 2009

Błogosławieństwo ograniczeń

16 maja w Polsce, to Święto Straży Granicznej RP. Jest to powołana w 1990 roku umundurowana, w pełni zawodowa formacja typu policyjnego. Wykonuje zadania związane z ochroną granicy państwowej i kontrolą ruchu granicznego.

Idea granicy stara jest jak świat. Niektórzy ludzie nie lubią granic. Dla mnie mają one przede wszystkim wydźwięk pozytywny. Zakreślona granica pozwala dobrze orientować się w otaczającej mnie rzeczywistości i swobodnie korzystać z tego, co leży w wyznaczonej dla mnie przestrzeni.

Słowo Boże naucza, że pomysłodawcą granic jest sam Bóg. "Z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania" [Dz 17,26]. "Tyś ustalił wszystkie granice ziemi; Tyś ukształtował lato i zimę" [Ps 74,17]. Wszystko, co pochodzi od Boga jest dla człowieka dobre.

Słowo Boże zakreśla wokół mojego życia cały szereg ograniczeń. Żadne z nich nie ma na celu stłamszenia mnie i zniewolenia. Raczej pozwalają mi w mądry sposób korzystać z wolności. "Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne. Wszystko mi wolno, lecz ja nie dam się niczym zniewolić" [1Ko 6,12]. "Wszystko wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne; wszystko wolno, ale nie wszystko buduje" [1Ko 10,23]. Oto moja przestrzeń wolności!

Są ludzie, dla których granica, gdziekolwiek by nie była, zawsze jest zła. Strasznie im przeszkadza i uwiera. Nie mogą znieść myśli, że ktoś ośmielił się wyznaczać im granicę, ciągle więc przy niej kombinują. "Niegodziwcy przesuwają granice, zagarniają trzody wraz z pasterzami" [Jb 24,2]. A ja dziękuję Bogu, że obdarzając mnie wolnością w Chrystusie, zabezpieczył mnie przed jej utratą szeregiem dobrych granic.

14 maja, 2009

Rewizja poglądów w podejściu do Żydów?

Dziś 61. Rocznica proklamacji państwowości izraelskiej. 14 maja 1948 roku pod portretem głównego ideologa ruchu syjonistycznego Theodora Herzla, pochodzący z Polski Dawid Ben Gurion, ogłosił powstanie państwa Izrael. Rok temu fetowano sześćdziesięciolecie tego wydarzenia.

Nie wdając się w polityczne szczegóły całej sprawy i nie oceniając jej pod względem moralnym, należy uznać, że powstanie państwa Izrael jest z pewnością ważnym elementem wypełniania się Bożych planów, jakie ma On od wieków w stosunku do Żydów. Można tak powiedzieć, ponieważ nic, co dzieje się pod słońcem nie dzieje się bez wiedzy, woli lub przyzwolenia Najwyższego. Nie można natomiast twierdzić, że cała polityka ruchu syjonistycznego była inspirowana przez Ducha Świętego, a dzisiejsza działalność Izraela jest wyrazem woli Bożej. Większość współczesnych obywateli Izraela w ogóle nie wierzy w Boga i nie jest zainteresowana Słowem Bożym. Realizują swoje plany i uprawiają całkowicie świecką politykę.

W związku z powyższym od dawna niepokoi mnie rosnący z roku na rok w kręgach chrześcijańskich zachwyt wszystkim, co żydowskie. Niektóre zbory zaczęły nawet kultywować rozmaite zwyczaje żydowskie, przeobrażając miejsce swoich zgromadzeń przynajmniej od czasu do czasu nieomal w synagogę. Obawiam się, że jest to duchowo niezdrowa tendencja. Miłość do Żydów to dobra rzecz, ale tylko w takim samym stopniu jak miłość do Cyganów, Niemców, Rosjan i Murzynów. Modlić się o Żydów, to słuszna sprawa, ale zachwycać się nimi, nie bacząc na to, że trwają w niewierze, to jakiś rodzaj duchowego zwiedzenia.

Jako uczniowie Jezusa winniśmy Żydom głosić ewangelię, a nie przejmować ich zwyczaje i poniekąd popularyzować w zborach judaizm. Nawracający się do wiary w Chrystusa Żydzi winni się przyłączać do istniejących zborów ewangelicznych, a nie tworzyć odrębnych społeczności. Przez wiarę w Jezusa Chrystusa każdy człowiek staje się całkowicie nowym stworzeniem. „Dlatego już odtąd nikogo nie znamy według ciała; a jeśli znaliśmy Chrystusa według ciała, to teraz już nie znamy. Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” [1Ko 5,16–17]. Powoływanie się na żydowskie korzenie, a tym bardziej chlubienie się nimi, jest niezgodne z nauką Pisma. „Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie” [Ga 3,28]. Bardzo dobre kazanie na ten temat wygłosił niedawno w Łodzi pastor Kazimierz Sosulski. Zachęcam do posłuchania!

W lutym tego roku w Jerozolimie, z ust wierzącej Żydówki usłyszałem ważne słowa skierowane do chrześcijan. Wy mieliście dwa tysiące lat na to, aby nauczyć się tego, czym jest wiara w Jezusa Chrystusa. Macie więc doświadczenie, którym powinniście się teraz dzielić z Żydami. Oto nasze zadanie! Skoro wierzymy, że Jezus jest jedyną drogą zbawienia, winniśmy prowadzić Żydów do praktykowania wiary chrześcijańskiej, a nie sami wdrażać się w zwyczaje judaizmu. Mam nadzieję, że zostałem dobrze zrozumiany.

12 maja, 2009

Zachwyt nad ptasim móżdżkiem

Od 1993 roku dwunasty dzień maja to Światowy Dzień Ptaków Wędrownych. Chodzi w nim o zwrócenie uwagi na problemy napotykane przez ptaki w trakcie ich naturalnej migracji. Każdego roku dwukrotnie pokonują one przecież wiele tysięcy kilometrów. Dla przykładu "nasz" bocian leci ok. dziesięć tysięcy kilometrów w tamtą stronę, w celu bezpiecznego przezimowania i znowu tyle samo tysięcy kilometrów do nas – aby wychować potomstwo. Wszystko byłoby z tymi ptakami tak jak trzeba, gdyby nie postęp technologiczny. Wyrastające każdego roku na trasie przelotu nowe przeszkody w postaci wieżowców, mostów, linii energetycznych, iluminacji czy elektrowni wiatrowych, sieją wśród ptaków wędrownych ogromne spustoszenie.

Trzy myśli cisną mi się do głowy: Po pierwsze, chcę się dziś głośno zachwycić wspaniałością stworzenia Bożego. Jakże zaskakująco mądry i pomysłowy jest nasz Stwórca! Słyszałem na przykład, że zalatująca czasem do Polski siewka podczas migracji sezonowej pokonuje nad Pacyfikiem trasę długości prawie czterech tysięcy kilometrów. Wśród ptaków lądowych jest to rekordowy przelot bez odpoczynku. Odpoczywa na jakiejś malutkiej wyspie i leci dalej. Gdyby się tylko troszeczkę pomyliła i nieszczęśliwie minęła tę wyspę, zginęłaby z wyczerpania. Skąd w tym ptasim móżdżku tak doskonały i precyzyjny system nawigacyjny?

Po drugie, myślę sobie, jakże często człowiek, w imię postępu zakłóca Boży porządek rzeczy. Na przykład silne oświetlenie wielkich obiektów wprowadza ptaki w straszną dezorientację. Obawiają się one wylecieć poza oświetloną przestrzeń i latają dopóki nie padną z wyczerpania. To trafna ilustracja tego, co dzieje się z niektórymi ludźmi w sensie duchowym. Dostali się pod silny wpływ jakiejś filozofii lub jakiegoś guru i zgubili właściwą drogę. Myśląc, że lecą do celu, kręcą się w kółko i koniec. „Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie” [Kol 2,8]. Nie dajmy się omamić. Przed nami długa droga i każdego dnia trzeba zmierzać do celu! „Bracia, ja o sobie samym nie myślę, że pochwyciłem, ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie” [Flp 3,13–14].

I po trzecie, jestem przez tę myśl o wędrownych ptakach na nowo zmotywowany do posłuszeństwa Słowu Bożemu. Nie ukrywam, że ich przykład zawstydza mnie dość mocno. „Nawet bocian w przestworzach zna swój czas, synogarlica, jaskółka i żuraw przestrzegają pory swojego przylotu, lecz mój lud nie chce znać prawa Pana” [Jr 8,7]. Tak Bóg swego czasu ocenił zachowanie synów Izraela. A co powiedziałby, gdyby miał wyrazić opinię o mnie?

08 maja, 2009

Jeszcze trochę i go nie będzie

Sześćdziesiąt cztery lata temu, 8 maja 1945 roku w kwaterze marszałka Żukowa w Berlinie, w obecności przedstawicieli mocarstw sojuszniczych nastąpiło podpisanie bezwarunkowej kapitulacji Niemiec, co definitywnie zakończyło II Wojnę Światową w Europie. Drapieżnik, który skoczył do gardła całemu światu, skapitulował.

Ta lekcja historii wpisuje się w cały szereg dowodów na to, że ludzka złość i panowanie ma swoje granice. Któż kilka lat wcześniej pomyślałby, że tak to się skończy? Zaledwie pięć lat dzieliło Hitlera od tryumfalnej ekspansji do całkowitego upadku. Haniebnie zszedł ze sceny dziejów, pozostawiając po sobie ogromne zgliszcza i do dzisiaj w ludziach budząc odrazę.

Nawiasem mówiąc, myślę sobie, jakże inaczej potoczyłyby się losy Europy i świata, gdyby Hitler całą swoją energię i kreatywność myślenia skierował we właściwym kierunku. Kim byłby dziś w oczach świata, gdyby cały swój naród, tak jak poderwał go do podboju, zmotywował w takim samym stopniu do działania na rzecz dobra ludzkości?

I dzisiaj także nieraz wydaje się, że zło na całego zatryumfowało. Zarówno w skali makro jak też w obrębie własnego podwórka odnosimy czasem takie wrażenie. Jednak prawda Słowa Bożego jest inna. Zło może wprawdzie na jakiś czas podnieść głowę i wyrządzać krzywdę, ale zawsze ma to charakter tymczasowy. Wcześniej czy później następuje kres złego. Tyran znika, przemoc ustaje, dobro zwycięża!

Tajemnicą takiego obrotu spraw jest Bóg żywy i prawdziwy! Stanowisko Biblii jest w tej kwestii jednoznaczne: „On nie dopuści, By na zawsze zachwiał się sprawiedliwy” [Ps 55,23].
„Jeszcze trochę, a nie będzie bezbożnego; spojrzysz na miejsce jego, a już go nie będzie. Lecz pokorni odziedziczą ziemię i rozkoszować się będą obfitym pokojem” [Ps 37,10–11].

Wojna duchowa trwa! Jakkolwiek jednak dzisiaj bywa na świecie i cokolwiek wydaje się tryumfować, Słowo Boże zapowiada ostateczne rozwiązanie kwestii dominacji złego nad dobrem w następujących słowach: „A diabeł, który ich zwodził, został wrzucony do jeziora z ognia i siarki, gdzie znajduje się też zwierzę i fałszywy prorok, i będą dręczeni dniem i nocą na wieki wieków” [Obj 20,10].

Mając biblijne objawienie co do przyszłości, angażujmy się po właściwej stronie! "Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!" [Rz 12,21]. Wszystko, co należy do świata nie ma przyszłości. Ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną. Przyszłość należy do Jezusa Chrystusa! Niech cała nasza pomysłowość, utalentowanie, gorliwość i pracowitość służą interesom Królestwa Bożego!

Dzisiejsza rocznica kapitulacji hitlerowskich Niemiec odświeża we mnie myśl o zbliżającej się całkowitej klęsce przeciwnika Bożego, „którego Pan Jezus zabije tchnieniem ust swoich i zniweczy blaskiem przyjścia swego” [2Ts 2,8]. Z nadzieją w sercu ufnie wyczekujmy zapowiedzianego powrotu Jezusa Chrystusa i chwalebnej wolności dzieci Bożych.

06 maja, 2009

Chrześcijański samobój


Wczorajsze serwisy informacyjne przyniosły bardzo interesującą wiadomość pt. „Wojsko USA zniszczyło Biblie w językach Afganistanu”. Chodziło o to, że któryś z amerykańskich żołnierzy, w prywatnej poczcie od swojego zboru dostał egzemplarze Biblii w afganistańskich językach - paszto i dari. Przyniósł je na zajęcia z Pisma Świętego, a tam ktoś je sfilmował i nagłośniono całą sprawę.

Problem w tym, że żołnierzom nie wolno uprawiać prozelityzmu wśród miejscowej ludności muzułmańskiej. Próba nawrócenia muzułmanina na inną wiarę jest w Afganistanie zbrodnią. Dlatego też owe Biblie zostały zebrane przez kapelanów, a następnie zniszczone w bazie Bagram, na północ od Kabulu.

To symptomatyczne zdarzenie nasuwa pytanie o granice chrześcijańskiej poprawności politycznej w tym świecie. Sprawy zaczynają się już mieć tak, że rozmaite religie i mniejszości mają szereg przywilejów, z którymi chrześcijanie oczywiście bardzo muszą się liczyć. Owe religie zaś i mniejszości mogą manifestować swoje poglądy i praktykować wiarę, wcale nie przejmując się tym, w co wierzą chrześcijanie.

Muzułmanin ma prawo a nawet obowiązek postępować zgodnie z nauką Koranu i to pod każdą szerokością geograficzną. Wszyscy, nawet w krajach o utrwalonej kulturze chrześcijańskiej, schodzą mu z drogi, aby mu nie przeszkadzać, aby nie stanąć pod zarzutem nietolerancji religijnej. A chrześcijanin? Przecież według Biblii też ma taki obowiązek! Ma zgodnie z poleceniem Jezusa iść na cały świat i głosić ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Lecz w świetle nowoczesnych przepisów coraz bardziej zaczyna nie mieć do tego prawa.

Kto chrześcijanom ustanawia takie prawa? Zazwyczaj, sami sobie je ustanawiamy! Chcemy być aż tak bardzo poprawni politycznie, że powoli sami sobie zakładamy pętlę na szyję. Przecież to nie Afgańczycy zniszczyli chrześcijańskie Biblie, tylko zrobili to sami chrześcijanie! Dokonali tego w myśl przepisów, uchwalonych najwyraźniej w jakimś antychrześcijańskim duchu.

Weźmy inny przykład. Słyszeliśmy niedawno o propozycji zmiany w angielskiej nazwie świąt Narodzenia Pańskiego. Przecież to nie muzułmanie, a sami chrześcijanie dążą do odejścia od słowa Christ [Chrystus], występującego w dotychczasowej nazwie „Christmas” i postulują, żeby zacząć używać nazwy „Święto Zimy”, jako mniej rażącej. Obawiam się, że Chrystus nie podoba się, nie tyle muzułmanom, co samym chrześcijanom!

Przykładów tego dziwnego samoniszczenia wiary chrześcijańskiej jest już całkiem sporo. Chrześcijaństwo ze swą piękną i bogatą kulturą oraz głębokimi wartościami duchowymi znajduje się w odwrocie. Za ten stan rzeczy absolutnie nie wolno winić muzułmanów, ani tym bardziej żadnych mniejszości. Odpowiedzialność ponoszą tu sami chrześcijanie. Wiara w Jezusa Chrystusa jako jedynego Zbawiciela świata wymaga odwagi, poświęceń i gotowości na prześladowanie.

Kiedyś pierwsi chrześcijanie też usłyszeli oficjalny, konkretny zakaz: „I przywoławszy ich, nakazali im, aby w ogóle nie mówili ani nie nauczali w imieniu Jezusa”. Gdyby w ich sercach była wiara tej jakości, co wiara wielu dzisiejszych chrześcijan, to od razu mieliby usprawiedliwienie dla zaniechania dalszej ewangelizacji. „Lecz Piotr i Jan odpowiedzieli im i rzekli: Czy słuszna to rzecz w obliczu Boga raczej was słuchać aniżeli Boga, sami osądźcie; my bowiem nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy” [Dz 4,18–20]. Dostali za to ciężkie baty, ale interesów Królestwa Bożego nie spalili!

Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi! Skoro Słowo Boże jasno stwierdza, że poza Jezusem nie ma pod niebem żadnego innego imienia, przez które można być zbawionym – to mamy obowiązek tak głosić zawsze i wszędzie, gdzie jako chrześcijanie się pojawimy! Kto uwierzy, będzie zbawiony! Kto nie uwierzy, będzie potępiony! Ewangelia brzmi jednoznacznie!

Nie palmy Biblii i sami nie palmy się ze wstydu, z powodu naszej wiary w Jezusa Chrystusa! Nie dbajmy o to, czy ktoś nas pochwali, czy zgani za głoszenie ewangelii. Posłuszeństwo Słowu Bożemu może nie przysporzy nam przyjaciół i aplauzu w tym świecie, ale nas uratuje przed wieczną zgubą. Poprawność polityczna w końcu nas zgubi!

05 maja, 2009

A co z niepełnosprawnymi umysłowo?


Proponuję chwilę zastanowienia się nad kwestią niepełnosprawności umysłowej, bo dzisiaj na świecie obchodzony jest Dzień Godności Osób Niepełnosprawnych Intelektualnie.

Jest to zagadnienie bardzo złożone, zarówno pod względem przyczyn powstawania tej niepełnosprawności, jak też możliwości łagodzenia jej skutków oraz podejścia do niej w społeczeństwie. "Niepełnosprawność intelektualna jest to stan niedostatecznej sprawności intelektualnej wskutek niedorozwoju lub uszkodzenia we wczesnym dzieciństwie tkanki mózgowej" – wyjaśnia Encyklopedia PWN. Ten niedorozwój zaś według A. i A. Clarków oznacza "funkcjonowanie intelektu poniżej przeciętnej, a powstaje w okresie rozwojowym i towarzyszy mu obniżenie zdolności przystosowana się".

Po tym wstępie dokonajmy ważnego rozróżnienia. Są tacy, którzy z różnych powodów w określonych okolicznościach udają ludzi cofniętych umysłowo. Są oni, chciałoby się rzec, intelektualnie wyjątkowo sprawni. Swego czasu w ten sposób zachował się król Dawid. "Słowa te zaniepokoiły Dawida i bał się bardzo Achisza, króla Gat. I zachowywał się przed nimi niepoczytalnie, udawał obłąkanego, gdy go chwytali rękami, bił pięściami w odrzwia bramy i obśliniał swoją brodę. I rzekł Achisz do swoich sług: Oto widzicie, że to człowiek obłąkany; dlaczego przyprowadziliście go do mnie? Czy mało mam obłąkanych, że jeszcze tego sprowadziliście, aby szalał przede mną? Czy ten ma wejść do mojego domu?" [1Sm 21,13–16]. W tym samym czasie Dawid napisał Psalm 34. Warto go poczytać, bo świadczy o wyjątkowo bystrym umyśle i zdrowej duszy autora.

Tak więc pisząc o niepełnosprawności intelektualnej, w ogóle nie mam na uwadze przypadków takich, jak powyższy. Zasadniczo rzecz biorąc, myślę tu o przypadkach, gdy niepełnosprawność intelektualna wzięła się z przyczyn zaistniałych przed urodzeniem [prenatalne] w okresie porodowym [perinatalne] lub zaraz po urodzeniu [postnatalne], a więc gdy nie była ona poprzedzona okresem normalnego funkcjonowania intelektu i nie powstała w wyniku choroby. Ta refleksja dotyczy więc osób, które niezależnie od wieku i stopnia rozwoju fizycznego, pod względem intelektualnym pozostają na poziomie niemowlęcia.

Słowo Boże wskazuje, że takie dzieci, które nie nabyły zdolności do podejmowania świadomych i odpowiedzialnych decyzji są zbawione. Gwarancją tego jest cudowna moc ofiary Jezusa Chrystusa. Słowo Boże w 1 Liście św. Jana naucza, że "On ci jest ubłaganiem za grzechy nasze, a nie tylko za nasze, lecz i za grzechy całego świata" [2,2]. Normalnie warunkiem skorzystania z tej możliwości usprawiedliwienia i pojednania z Bogiem jest wiara w Syna Bożego i wyznanie swoich grzechów. "Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości" [1Jn 1,9].

Ale On jest ubłaganiem nie tylko za grzechy nasze! Osoby intelektualnie niezdolne do tego, aby wyznać swój grzech, takie jak np. niemowlęta i osoby niepełnosprawne umysłowo, korzystają z daru zbawienia z łaski, bezwarunkowo. "Zostawcie dzieci w spokoju i nie zabraniajcie im przychodzić do mnie; albowiem do takich należy Królestwo Niebios" [Mt 19,14].
Gdy wspomniany już Dawid nie doczekał się uzdrowienia niemowlęcia narodzonego z Batszeby powiedział: "Dopóki dziecię żyło, pościłem i płakałem, gdyż myślałem sobie: Kto wie? Może Pan zlituje się nade mną i dziecię będzie żyło? Teraz zaś, gdy zmarło, po cóż mam pościć? Czy mogę je jeszcze przywrócić życiu? To ja pójdę za nim, a nie ono powróci do mnie” [2Sm 12,22–23]. Dawid ponad wszelką wątpliwość wiedział, że wieczność będzie spędzał z Bogiem. „I zamieszkam w domu Pana po najdłuższe czasy" [Ps 23,6 wg BT].

Tak więc wierzę, że osoby niepełnosprawne intelektualnie są zbawione na skutek cudownej mocy ofiary Jezusa Chrystusa. "Albowiem jedną ofiarą uczynił na zawsze doskonałymi tych, którzy są uświęceni" [Hbr 10,14]. Będą one miały udział w pierwszym zmartwychwstaniu i jako już pod każdym względem zdrowe, znajdą się Królestwie Bożym.

Pozostaje jeszcze kwestia właściwego stosunku do takich osób w codziennym życiu. W jakim sensie możemy mówić o godności osób niepełnosprawnych intelektualnie? Jak powinniśmy traktować takie osoby w swoim środowisku?

Przede wszystkim trzeba troskliwie opiekować się nimi z uwzględnieniem stopnia ich braku przystosowania. Inaczej przecież traktujemy dziecko, które np. jeszcze w ogóle nie mówi od takiego, które potrafi wyrazić swoje potrzeby. Godne traktowanie człowieka polega na podejściu do niego z należytą wrażliwością i wsłuchiwaniu się w jego duszę.

Jeżeli takie osoby znajdą się w środowisku wspólnoty chrześcijańskiej, to po prostu należy je traktować jak dzieci. Nie powinny być w Kościele za nic odpowiedzialne, ale należą do Kościoła, bo są pod jego opieką jako obiekt naszej szczególnej troski.

04 maja, 2009

Nadzieja w Garncarzu


Mamy dziś w Polsce obok Dnia Strażaka, Hutnika, Piekarza i Kominiarza także Dzień Garncarza. Garncarstwo w naszym kraju należy do grupy zanikających zawodów. Już tylko w nielicznych miejscach można przypatrzeć się pracy garncarza, a jest to czynność pod wieloma względami bardzo pouczająca.

Swego czasu Bóg polecił prorokowi Jeremiaszowi, aby poszedł się jej przyjrzeć. "Wstań i zajdź do domu garncarza, a tam objawię ci moje słowa! I wstąpiłem do domu garncarza, a oto on pracował w swoim warsztacie. A gdy naczynie, które robił ręcznie z gliny, nie udało się - wtedy zaczął z niej robić inne naczynie, jak garncarzowi wydawało się, że powinno być zrobione. I doszło mnie słowo Pana tej treści: Czy nie mogę postąpić z wami, domu Izraela, jak garncarz? - mówi Pan. Oto jak glina w ręku garncarza, tak wy jesteście w moim ręku, domu Izraela! Raz grożę narodowi i królestwu, że je wykorzenię, wywrócę i zniszczę, lecz jeżeli się ów naród odwróci od swojej złości, z powodu której mu groziłem, to pożałuję tego zła, które zamierzałem mu uczynić. Innym razem zapowiadam narodowi i królestwu, że je odbuduję i zasadzę, lecz jeżeli uczyni to, co jest złe w moich oczach, nie słuchając mojego głosu, to pożałuję dobra, które obiecałem mu wyświadczyć" [Jr 18,2–10]. Dwie myśli w związku z tym fragmentem Pisma przychodzą mi do głowy.

Jak garncarz swobodnie, zgodnie ze swoimi umiejętnościami, fantazją i zapotrzebowaniem, może z gliny robić bardzo rozmaite naczynia – tak Bóg i mnie kształtuje wg własnego uznania. Cokolwiek ze mną robi, zgadzam się z Nim. Nawet gdy to boli albo się moim zdaniem przedłuża, chcę przyjmować to z dziękczynieniem. "Biada temu, kto się spiera ze swoim stwórcą, skorupka wśród glinianych skorupek! Czy glina może powiedzieć do tego, kto ją formuje: Co robisz?" [Iz 45,9]. On wie, co trzeba ze mną zrobić, jak mnie lepić, aby coś dobrego z tego wyszło!

I druga myśl: To, co Bóg wg swojej woli formuje jest powiązane z moją postawą. Fakt, że Bóg zaczął kształtować ze mnie naczynie do celów szlachetnych, nie oznacza, że tak już być musi. Bóg się przez to w żaden sposób nie związał. W każdej chwili, widząc moje podejście do sprawy, Bóg może przerwać swój zamysł i zrobić ze mnie inne naczynie, np. do celów pospolitych. Innymi słowy, On ma prawo zrobić ze mną, co tylko zechce! Rzecz więc w tym, abym przez swoje nieposłuszeństwo nie udaremniał dobrych zamiarów Pana względem mnie. Chcę trwać w postawie, jak to jest w jednej z pieśni: Tyś jest garncarzem, jam gliną Twą. Chętnie się poddam, Byś rządził mną.

Jako chrześcijanin w polskim Dniu Garncarza oddaję chwałę Wielkiemu Garncarzowi, który wziął klus tak marnej gliny, jaką jestem, i zaczął ze mnie kształtować naczynie wg upodobania swojej woli. Ciekawe co z tego wyjdzie? W bojaźni Bożej przyglądam się pracy Jego palców i ją z wdzięcznością przyjmuję.

02 maja, 2009

Pan sztandarem moim!


Drugi dzień maja w Polsce – to od 2004 roku Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Po raz pierwszy kolory biały i czerwony zostały uznane za narodowe 3 maja 1792 roku a pierwszej regulacji prawnej w sprawie polskiej flagi dokonał Sejm Królestwa Polskiego w dniu 7 lutego 1831 roku. Flaga narodowa jest środkiem identyfikacji. Pod tymi, ściśle określonymi barwami narodowymi występują i pracują Polacy na całym świecie, co stanowi nasz znak rozpoznawczy na lądzie, w powietrzu i na wodzie.

Jako obywatel Rzeczypospolitej Polskiej i umiarkowany patriota zgadzam się oczywiście z ideą tego święta. Jednakże jako chrześcijanin chcę tu przypomnieć, że Ojczyzną ludzi zrodzonych z Boga jest już nie ziemia, lecz niebo! "Nasza zaś ojczyzna jest w niebie, skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana Jezusa Chrystusa" [Flp 3,20].

W związku z tym także znakiem rozpoznawczym prawdziwych dzieci Bożych nie są już żadne barwy i flagi, lecz przede wszystkim podobieństwo do Jezusa. "Kto z Boga się narodził, grzechu nie popełnia, gdyż posiew Boży jest w nim, i nie może grzeszyć, gdyż z Boga się narodził. Po tym poznaje się dzieci Boże i dzieci diabelskie. Kto nie postępuje sprawiedliwie, nie jest z Boga, jak też ten, kto nie miłuje brata swego" [1Jn 3,9–10].

Swego czasu Mojżesz, w kontekście konfliktu z Amalekitami otrzymał polecenie od Boga, aby wbił w głowę swojego następcy Jozuego, że Bóg chce całkowicie wymazać pamięć o Amalekitach. Bogu chodziło oczywiście o duchową stronę całej sprawy. "Potem zbudował Mojżesz ołtarz i nazwał go: Pan sztandarem moim! I rzekł: Przyłóż rękę do sztandaru Pana; wojna jest między Panem a Amalekitami z pokolenia w pokolenie!" [2Mo 17,15–16].

Ja również z całą mocą chcę dziś wyznać: Pan sztandarem moim! Z pokolenia w pokolenie dzieci Boże mają pamiętać, że świat jest ich wrogiem duchowym. Nie chcę się więc upodabniać do świata. Pragnę, aby charakter Syna Bożego był moją flagą, moim znakiem rozpoznawczym.

01 maja, 2009

"Dobrodziejstwa" globalizacji

Mamy dziś 5. Rocznicę przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Zarówno wśród polityków jak i na ulicy słychać niemal same pozytywne głosy na ten temat. Z politycznego i ekonomicznego punktu widzenia być może był to jak najbardziej słuszny i pożądany krok. Polska zintegrowała się bardziej z Europą Zachodnią. Wiele zachodnich standardów staje się już normą życia także w naszym kraju. Niektóre z nich oznaczają potrzebne tu od lat zmiany, inne zaś sprowadzają zjawiska niepożądane.

Jak patrzeć na tę integrację z biblijnego punktu widzenia? Czy w ogóle Biblia mówi coś na ten temat?

Przede wszystkim chcę mocno podkreślić, że nie należy mieszać świeckiej polityki z chrześcijańskim spojrzeniem na świat. Jedno z drugim nigdy się nie spotka i nie będzie działać ramię w ramię. Dlaczego? Ponieważ reprezentują dwa różne światy. Zostawmy więc sprawę integracji Polski z Europą jako zjawisko ze świeckiego punktu widzenia jak najbardziej pozytywne i dobre, a pomyślmy, co to oznacza dla prawdziwych uczniów Jezusa?

Przyłączenie się przed pięciu laty Polski do Unii Europejskiej jest częścią zakrojonej na wielką skalę i zaplanowanej przed wieloma laty globalizacji. Duch Antychrysta od dzisięcioleci inspiruje wpływowe osobistości ze świata polityki, ekonomii i religii, aby doprowadzić do stworzenia światowego rządu, światowego systemu walutowego i światowej religii, w której wszystkie wierzenia i poglądy zyskają pełną akceptację.

Pismo Święte wzywa prawdziwych chrześcijan do trzymania się od tej globalizacji z daleka. Po pierwsze, Jezus Chrystus wyraźnie określił swój stosunek do rządów tego świata. Na początku działalności kuszony ofertą objęcia władzy nad światem, zdecydowanie odmówił. "I rzekł do niego diabeł: Dam ci tę całą władzę i chwałę ich, ponieważ została mi przekazana, i daję ją, komu chcę. Jeśli więc Ty oddasz mi pokłon, cała ona twoja będzie." [Łk 4,6-7]. Wiemy, że Jezus nie okazał zainteresowania tą ofertą. Potwierdził to na koniec w rozmowie z Piłatem: "Królestwo moje nie jest z tego świata; gdyby z tego świata było Królestwo moje, słudzy moi walczyliby, abym nie był wydany Żydom; bo właśnie Królestwo moje nie jest stąd" [Jn 18,36]. Syn Boży nie będzie jednoczyć istniejących rządów, a pewnego dnia je po prostu usunie i ustanowi swoje panowanie [Zobacz np.: Dn 2,40-45].

Dalej, w kwestii przyłączania się do światowego systemu monetarnego [Zob. Obj 13,14-17] mamy w Biblii następującą przestrogę: "A trzeci anioł szedł za nimi, mówiąc donośnym głosem: Jeżeli ktoś odda pokłon zwierzęciu i jego posągowi i przyjmie znamię na swoje czoło lub na swoją rękę, to i on pić będzie samo czyste wino gniewu Bożego z kielicha jego gniewu i będzie męczony w ogniu i w siarce wobec świętych aniołów i wobec Baranka" [Obj 14,9-10]. Trzeba będzie wybierać. Albo wielkie ułatwienia wynikające z przynależności do tego światowego systemu i gniew Boży, albo upodobanie w oczach Bożych i poważne trudności ze strony świata.

I wreszcie, kwestia budowania lub przyłączania się do jednolitej religii o zasięgu światowym. Biblia nie tylko nigdzie do tego nie nawołuje, ale raczej ostrzega: "Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat" [1Jn 4,1]. Podpowiada też, że dla jasności, kto jest prawdziwym chrześcijaninem musi dochodzić do rozdwojenia. "Zresztą, muszą nawet być rozdwojenia między wami, aby wyszło na jaw, którzy wśród was są prawdziwymi chrześcijanami" [1Ko 11,19]. Zbudowany w duchu Antychrysta światowy system religijny nie tylko nie zyska aprobaty w oczach Bożych ale zostanie zniszczony przez Boga [Porównaj Obj rozdz. 17 i 18].

Tak więc, gdy wszyscy wokoło wyrażają wielkie zadowolenie z procesu jednoczenia się całego świata, uczniowie Jezusa wiedzą, że zapowiada to zbliżanie się wielkiego ucisku duchowego. Już dzisiaj mamy pierwsze tego symptomy. Oto pastor Ake Green ze Szwecji został aresztowany i miał poważne kłopoty prawne z powodu studium biblijnego o homoseksualiźmie, z którego jasno wynikło, że w świetle Biblii jest on grzechem. Wierzący nauczyciel historii w Londynie, Kwabena Peat, został zawieszony w dalszym wykonywaniu zawodu, ponieważ wyszedł ze szkolenia, na którym pouczano, że homoseksualizm należy traktować jako zachowanie właściwe i normalne, tak jak każde inne. Firma fotograficzna w USA została ukarana grzywną za odmówienie sfotografowania ślubu lesbijskiego. Takie przykłady można by już mnożyć.

Mało tego. Wielu ludzi zachłyśniętych ideą globalizacji nawet nie zdaje sobie sprawy, co to będzie oznaczać w praktyce. Na przykład w świetle 'nowoczesnych' przepisów unijnych gdyby jakaś organizacja chrześcijańska ogłosiła konkurs na określone stanowisko z podaniem konkretnych wymogów kwalifikacyjnych i zgłosiłby się człowiek, spełniający te wymogi, to ta organizacja nie mogłaby mu odmówić zatrudnienia, gdyby się przy tym okazało, że jest on gejem. Już dzisiaj w Ameryce stało się całkiem realne to, że chrześcijaństwo, albo będzie musiało zrezygnować z głoszenia wielu podstawowych doktryn biblijnych, albo zostanie uznane za szkodliwe i nielegalne.

Czy to nie zastanawiące, że znany i wpływowy przywódca chrześcijański, Rick Warren, w programie telewizyjnym Larry King Live wycofał się ostatnio z krytyki związków homoseksualnych, a nawet przeprosił środowiska gejowskie, iż mógł być w przeszłości przez nich odbierany, jako niechętnie do nich nastawiony? Ktoś, kto chce być lubiany i ceniony w świecie, nie może już tak jednoznacznie trwać przy prawdzie Słowa Bożego. Rick Warren jest ceniony i najwyraźniej chce w tym świecie nadal coś znaczyć. Świadczy o tym już choćby jego członkostwo w Radzie doradczej ds. religii Fundacji Wiary Tony Blaira, stawiającej sobie za cel zjednoczenie wszystkich religii.

Ludzie tego świata cieszą się i nawołują do globalizacji. To normalne. Uczniowie Jezusa zaś wiedzą, że to oznacza dla nas nowe wyzwania, ucisk i prześladowanie.

PS. Na fotografii dzisiejszy piknik na zapleczu siedziby Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE w Gdańsku, w którym z radością uczestniczyłem w gronie ponad sześćdziesięciu innych osób.