W dniu dzisiejszym, po raz pierwszy w historii obchodzony jest Światowy Dzień Stwardnienia Rozsianego (SM), ustanowiony i organizowany przez Międzynarodową Federację Stwardnienia Rozsianego (MSIF) oraz krajowe towarzystwa zrzeszające chorych i ich bliskich. Chodzi o upowszechnienie wiedzy o chorobie i nagłośnieniu walki o prawa pacjentów.
Stwardnienie rozsiane (SM) to poważna choroba ośrodkowego układu nerwowego o charakterze przewlekłym, u podłoża której leży uszkodzenie (tzw. demielinizacja) włókien nerwowych w obrębie mózgu i rdzenia kręgowego. Objawia się w postaci początkowo przemijających, a potem utrwalonych, licznych zaburzeń neurologicznych. Szacuje się, że na stwardnienie rozsiane na świecie choruje 2,5 mln. osób, w Europie 500 tys., a w Polsce około 60 tysięcy. SM jest nieuleczalne, chociaż istnieją preparaty, które w istotny sposób wpływają na zahamowanie postępu choroby, spowalniają jej przebieg lub łagodzą jej objawy.
Niemoc medycyny w leczeniu SM nasuwa mi myśl o ewangelicznej, chorej na krwotok kobiecie, która „dużo ucierpiała od wielu lekarzy, i wydała wszystko, co miała, a nic jej nie pomogło, przeciwnie, raczej jej się pogorszyło” [Mk 5,26]. W beznadziejnym położeniu wpadła na desperacki pomysł, żeby się dotknąć Jezusa. Gdy dopięła swego, usłyszała z ust Pana: „Córko, wiara twoja uzdrowiła cię, idź w pokoju i bądź uleczona z dolegliwości swojej” [Mk 5,34].
Ludzka opinia o stwardnieniu rozsianym jest taka, że nie można tej choroby wyleczyć. Słowo Boże natomiast obwieszcza prawdę, mającą uniwersalne zastosowanie: „U ludzi to rzecz niemożliwa, ale nie u Boga; albowiem u Boga wszystko jest możliwe” [Mk 10,27]. Rozumiemy, że Bóg w swojej wszechmocy jest doskonale mądry i absolutnie suwerenny. Oznajmił to już w rozmowie z Mojżeszem mówiąc: „i zmiłuję się, nad kim się zmiłuję, i zlituję się, nad kim się zlituję” [2Mo 33,19]. To zmiłowanie ma jednak zakres znacznie szerszy, niż się ludziom wydaje.
Z pewnością Bóg może uzdrowić człowieka z nieuleczalnej choroby, ale może też dla jego dobra, w celu jego zbawienia [czego być może nigdy nie ogarniemy naszym umysłem] pozwolić tej chorobie wyniszczać jego fizyczne ciało. „Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł?” [Mk 8,36]. Na zbawienie ciała z pewnością przyjdzie czas, bo nastąpi to w chwili zmartwychwstania. Śpieszyć się trzeba ze zbawieniem duszy.
Mocno chwytam się więc prawdy Słowa Bożego, „że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują” [Rz 8,28]. Tym bardziej w zaufaniu lgnę tu do Boga, bo mój młodszy brat od kilku lat choruje na SM. Choroba częściowo odebrała mu sprawność psychofizyczną, ale z pewnością nie zniszczyła go duchowo! U Boga wszystko jest możliwe!
Amen.
OdpowiedzUsuńo, kolejna osoba, o której zdrowie i dotknięcie się Pana będę się modlić, bo wiem, że modlitwa ma niewyobrażalną moc (Jakub 5 chyba :)). za przykład: moja znajoma Justyna (chłoniak) i Piotrek (sepsa), oboje juz prawie wyzdrowieli, choć szanse były minimalne. Bóg jest wielki! :)
OdpowiedzUsuń