Wczorajsze serwisy informacyjne przyniosły bardzo interesującą wiadomość pt. „Wojsko USA zniszczyło Biblie w językach Afganistanu”. Chodziło o to, że któryś z amerykańskich żołnierzy, w prywatnej poczcie od swojego zboru dostał egzemplarze Biblii w afganistańskich językach - paszto i dari. Przyniósł je na zajęcia z Pisma Świętego, a tam ktoś je sfilmował i nagłośniono całą sprawę.
Problem w tym, że żołnierzom nie wolno uprawiać prozelityzmu wśród miejscowej ludności muzułmańskiej. Próba nawrócenia muzułmanina na inną wiarę jest w Afganistanie zbrodnią. Dlatego też owe Biblie zostały zebrane przez kapelanów, a następnie zniszczone w bazie Bagram, na północ od Kabulu.
To symptomatyczne zdarzenie nasuwa pytanie o granice chrześcijańskiej poprawności politycznej w tym świecie. Sprawy zaczynają się już mieć tak, że rozmaite religie i mniejszości mają szereg przywilejów, z którymi chrześcijanie oczywiście bardzo muszą się liczyć. Owe religie zaś i mniejszości mogą manifestować swoje poglądy i praktykować wiarę, wcale nie przejmując się tym, w co wierzą chrześcijanie.
Muzułmanin ma prawo a nawet obowiązek postępować zgodnie z nauką Koranu i to pod każdą szerokością geograficzną. Wszyscy, nawet w krajach o utrwalonej kulturze chrześcijańskiej, schodzą mu z drogi, aby mu nie przeszkadzać, aby nie stanąć pod zarzutem nietolerancji religijnej. A chrześcijanin? Przecież według Biblii też ma taki obowiązek! Ma zgodnie z poleceniem Jezusa iść na cały świat i głosić ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Lecz w świetle nowoczesnych przepisów coraz bardziej zaczyna nie mieć do tego prawa.
Kto chrześcijanom ustanawia takie prawa? Zazwyczaj, sami sobie je ustanawiamy! Chcemy być aż tak bardzo poprawni politycznie, że powoli sami sobie zakładamy pętlę na szyję. Przecież to nie Afgańczycy zniszczyli chrześcijańskie Biblie, tylko zrobili to sami chrześcijanie! Dokonali tego w myśl przepisów, uchwalonych najwyraźniej w jakimś antychrześcijańskim duchu.
Weźmy inny przykład. Słyszeliśmy niedawno o propozycji zmiany w angielskiej nazwie świąt Narodzenia Pańskiego. Przecież to nie muzułmanie, a sami chrześcijanie dążą do odejścia od słowa Christ [Chrystus], występującego w dotychczasowej nazwie „Christmas” i postulują, żeby zacząć używać nazwy „Święto Zimy”, jako mniej rażącej. Obawiam się, że Chrystus nie podoba się, nie tyle muzułmanom, co samym chrześcijanom!
Przykładów tego dziwnego samoniszczenia wiary chrześcijańskiej jest już całkiem sporo. Chrześcijaństwo ze swą piękną i bogatą kulturą oraz głębokimi wartościami duchowymi znajduje się w odwrocie. Za ten stan rzeczy absolutnie nie wolno winić muzułmanów, ani tym bardziej żadnych mniejszości. Odpowiedzialność ponoszą tu sami chrześcijanie. Wiara w Jezusa Chrystusa jako jedynego Zbawiciela świata wymaga odwagi, poświęceń i gotowości na prześladowanie.
Kiedyś pierwsi chrześcijanie też usłyszeli oficjalny, konkretny zakaz: „I przywoławszy ich, nakazali im, aby w ogóle nie mówili ani nie nauczali w imieniu Jezusa”. Gdyby w ich sercach była wiara tej jakości, co wiara wielu dzisiejszych chrześcijan, to od razu mieliby usprawiedliwienie dla zaniechania dalszej ewangelizacji. „Lecz Piotr i Jan odpowiedzieli im i rzekli: Czy słuszna to rzecz w obliczu Boga raczej was słuchać aniżeli Boga, sami osądźcie; my bowiem nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy” [Dz 4,18–20]. Dostali za to ciężkie baty, ale interesów Królestwa Bożego nie spalili!
Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi! Skoro Słowo Boże jasno stwierdza, że poza Jezusem nie ma pod niebem żadnego innego imienia, przez które można być zbawionym – to mamy obowiązek tak głosić zawsze i wszędzie, gdzie jako chrześcijanie się pojawimy! Kto uwierzy, będzie zbawiony! Kto nie uwierzy, będzie potępiony! Ewangelia brzmi jednoznacznie!
Nie palmy Biblii i sami nie palmy się ze wstydu, z powodu naszej wiary w Jezusa Chrystusa! Nie dbajmy o to, czy ktoś nas pochwali, czy zgani za głoszenie ewangelii. Posłuszeństwo Słowu Bożemu może nie przysporzy nam przyjaciół i aplauzu w tym świecie, ale nas uratuje przed wieczną zgubą. Poprawność polityczna w końcu nas zgubi!
Problem w tym, że żołnierzom nie wolno uprawiać prozelityzmu wśród miejscowej ludności muzułmańskiej. Próba nawrócenia muzułmanina na inną wiarę jest w Afganistanie zbrodnią. Dlatego też owe Biblie zostały zebrane przez kapelanów, a następnie zniszczone w bazie Bagram, na północ od Kabulu.
To symptomatyczne zdarzenie nasuwa pytanie o granice chrześcijańskiej poprawności politycznej w tym świecie. Sprawy zaczynają się już mieć tak, że rozmaite religie i mniejszości mają szereg przywilejów, z którymi chrześcijanie oczywiście bardzo muszą się liczyć. Owe religie zaś i mniejszości mogą manifestować swoje poglądy i praktykować wiarę, wcale nie przejmując się tym, w co wierzą chrześcijanie.
Muzułmanin ma prawo a nawet obowiązek postępować zgodnie z nauką Koranu i to pod każdą szerokością geograficzną. Wszyscy, nawet w krajach o utrwalonej kulturze chrześcijańskiej, schodzą mu z drogi, aby mu nie przeszkadzać, aby nie stanąć pod zarzutem nietolerancji religijnej. A chrześcijanin? Przecież według Biblii też ma taki obowiązek! Ma zgodnie z poleceniem Jezusa iść na cały świat i głosić ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Lecz w świetle nowoczesnych przepisów coraz bardziej zaczyna nie mieć do tego prawa.
Kto chrześcijanom ustanawia takie prawa? Zazwyczaj, sami sobie je ustanawiamy! Chcemy być aż tak bardzo poprawni politycznie, że powoli sami sobie zakładamy pętlę na szyję. Przecież to nie Afgańczycy zniszczyli chrześcijańskie Biblie, tylko zrobili to sami chrześcijanie! Dokonali tego w myśl przepisów, uchwalonych najwyraźniej w jakimś antychrześcijańskim duchu.
Weźmy inny przykład. Słyszeliśmy niedawno o propozycji zmiany w angielskiej nazwie świąt Narodzenia Pańskiego. Przecież to nie muzułmanie, a sami chrześcijanie dążą do odejścia od słowa Christ [Chrystus], występującego w dotychczasowej nazwie „Christmas” i postulują, żeby zacząć używać nazwy „Święto Zimy”, jako mniej rażącej. Obawiam się, że Chrystus nie podoba się, nie tyle muzułmanom, co samym chrześcijanom!
Przykładów tego dziwnego samoniszczenia wiary chrześcijańskiej jest już całkiem sporo. Chrześcijaństwo ze swą piękną i bogatą kulturą oraz głębokimi wartościami duchowymi znajduje się w odwrocie. Za ten stan rzeczy absolutnie nie wolno winić muzułmanów, ani tym bardziej żadnych mniejszości. Odpowiedzialność ponoszą tu sami chrześcijanie. Wiara w Jezusa Chrystusa jako jedynego Zbawiciela świata wymaga odwagi, poświęceń i gotowości na prześladowanie.
Kiedyś pierwsi chrześcijanie też usłyszeli oficjalny, konkretny zakaz: „I przywoławszy ich, nakazali im, aby w ogóle nie mówili ani nie nauczali w imieniu Jezusa”. Gdyby w ich sercach była wiara tej jakości, co wiara wielu dzisiejszych chrześcijan, to od razu mieliby usprawiedliwienie dla zaniechania dalszej ewangelizacji. „Lecz Piotr i Jan odpowiedzieli im i rzekli: Czy słuszna to rzecz w obliczu Boga raczej was słuchać aniżeli Boga, sami osądźcie; my bowiem nie możemy nie mówić o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy” [Dz 4,18–20]. Dostali za to ciężkie baty, ale interesów Królestwa Bożego nie spalili!
Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi! Skoro Słowo Boże jasno stwierdza, że poza Jezusem nie ma pod niebem żadnego innego imienia, przez które można być zbawionym – to mamy obowiązek tak głosić zawsze i wszędzie, gdzie jako chrześcijanie się pojawimy! Kto uwierzy, będzie zbawiony! Kto nie uwierzy, będzie potępiony! Ewangelia brzmi jednoznacznie!
Nie palmy Biblii i sami nie palmy się ze wstydu, z powodu naszej wiary w Jezusa Chrystusa! Nie dbajmy o to, czy ktoś nas pochwali, czy zgani za głoszenie ewangelii. Posłuszeństwo Słowu Bożemu może nie przysporzy nam przyjaciół i aplauzu w tym świecie, ale nas uratuje przed wieczną zgubą. Poprawność polityczna w końcu nas zgubi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz