30 kwietnia, 2010

Wymowna przestroga

Dziś rocznica śmierci Hitlera. Chociaż wciąż snuje się na ten temat rozmaite przypuszczenia, to według oficjalnej wersji wiadomo, że 30 kwietnia 1945 roku twórca Trzeciej Rzeszy w berlińskim bunkrze zażył truciznę i się zastrzelił.

W 1933 roku wybrano go kanclerzem Niemiec, następnego roku obwołał się Führerem [Wodzem], a jedenaście lat później, w dziesięć dni po świętowaniu swoich 56. urodzin, nie widział już dla siebie miejsca wśród żyjących.

O, jakże spadłeś z nieba, ty, gwiazdo jasna, synu jutrzenki! Powalony jesteś na ziemię, pogromco narodów! [Iz 14,12]. Ileż to w historii ludzkości było już takich wodzów, do których pasują powyższe słowa Pisma! Wydawało się, że trzęsą całym światem, a jednak dość nagle przychodził kres ich potęgi i władzy.

 Żołnierze Armii Czerwonej podobno wynieśli ciało Hitlera z bunkra i wrzucili do krateru po bombie. Wielki Wódz nie wyglądał lepiej od którejkolwiek z milionów pogardzanych przez niego ofiar. Ci, którzy cię widzą, spoglądają na ciebie, przypatrują ci się uważnie: Czy to jest ten mąż, który był postrachem ziemi, trząsł królestwami? Ziemię obracał w pustynię, grody jej burzył, swoich jeńców nie wypuszczał na wolność? [Iz 14,16–17]. Oblali te intrygujące zwłoki benzyną i podpalili.

Przypominając dziś ów marny koniec Hitlera, zamyślam się znowu nad kruchością życia bezbożnych. Zaprawdę, stawiasz ich na śliskim gruncie, strącasz ich w zagładę. Jakże nagle niszczeją, znikają, giną z przerażenia [Ps 73,18–19].

Dobrze jest pamiętać, że nieposłuszeństwo Słowu Bożemu zawsze sprowadza na człowieka przykre konsekwencje. Rzuci Pan na ciebie klątwę, zamieszanie i niepowodzenie w każdym przedsięwzięciu twoich rąk, które podejmiesz, aż będziesz wytępiony i nagle zginiesz z powodu niegodziwości twoich uczynków, przez które mnie opuściłeś [5Mo 28,20].

Każdemu, do kogo przemawia ten drastyczny i beznadziejny przypadek Hitlera, potrzeba czym prędzej wejrzeć we własne życie i naprawić swe drogi przed Bogiem, bo niezależnie od skali naszej bezbożności, jeżeli się nie upamiętamy, wszyscy podobnie poginiemy.

Skoro jednak czytamy te słowa, to może znaczyć, że Bóg dał nam jeszcze dziś możliwość pokuty i pojednania się z Nim przez wiarę w Syna Bożego, Jezusa Chrystusa. Jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy, i oczyści nas od wszelkiej nieprawości [1Jn 1,9].

Gdy się z całego serca nawrócimy do Boga, wówczas kres naszego ziemskiego życia będzie całkiem inny! Jezus powiedział: Jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. A kto żyje i wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Czy wierzysz w to? [Jn 11,25–26].

Wracając do Hitlera, gdzie z chwilą samobójstwa znalazła się jego dusza? Biblia naucza, że żaden zabójca nie ma w sobie żywota wiecznego [1Jn 3,15]. Chyba, że się upamięta, wyzna swój grzech i dostąpi usprawiedliwienia przez wiarę w Syna Bożego, bo krew Jezusa Chrystusa [...] oczyszcza nas od wszelkiego grzechu [1Jn 1,7] i kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny [Jn 3,36].

Samobójca - jak Hitler - zabijając samego siebie, jednocześnie pozbawia się możliwości pojednania się z Bogiem.

29 kwietnia, 2010

Bóstwo odwróconego porządku

Dzień 29 kwietnia z inicjatywy Komitetu Tańca Międzynarodowego Instytutu Teatralnego (ITI-UNESCO) został w 1982 roku ustanowiony Międzynarodowym Dniem Tańca. Upamiętnia on dzień tzw. chrzcin Jean-Georges’a Noverre’a (1727-1810), wielkiego reformatora sztuki tańca, twórcy europejskiego teatru baletowego, francuskiego tancerza i choreografa.

 Ideą Międzynarodowego Dnia Tańca jest zwrócenie uwagi na uniwersalny charakter tańca jako języka ciała, wspólnego dla różnych wyznań i kultur. Na tę okoliczność każdego roku inny wybitny artysta związany z tą sztuką przygotowuje orędzie adresowane do tych, którzy uprawiają i kochają taniec.

 Autorem przesłania na rok 2010 jest tancerz argentyński, Julio Bocca, który napisał: Taniec to dyscyplina, praca, nauka, komunikacja. Dzięki niemu oszczędzamy na słowach, których być może inni i tak by nie zrozumieli; zamiast nich tworzymy uniwersalny język, znajomy dla wszystkich. Taniec daje nam przyjemność, sprawia, że czujemy się wolni, daje nam pocieszenie w smutku, jakim napawa nas świadomość, że my - ludzie - nie umiemy latać jak ptaki, zbliża nas do nieba, do świętości, do nieskończoności. To subtelna sztuka, za każdym razem odmienna, podobna do sztuki miłosnej w tym, że po zakończeniu każdego występu nasze serca biją szybko i nie możemy doczekać się kolejnego razu [tłumaczenie: wolna strefa].

 A oto co w podobnym przesłaniu na Dzień Tańca w 2006 roku napisał król Kambodży:  [...] Dla nas, Khmerów, taniec w swojej najbardziej kunsztownej formie to sposób, aby przybliżyć się do bogów. Dzięki temu taniec staje się modlitwą. Staje się niezbędnym rytuałem, który popycha świat do przodu, pozwala nam dotknąć boskości i wznieść się na nadziemskie wyżyny. Niech w Międzynarodowym Dniu Tańca występ zespołu Baletu Królewskiego stanie się modlitwą w imieniu nas wszystkich. Tańcząc umacniajmy na całym świecie szlachetną praktykę tolerancji, tak niezwykle istotnej dla całej ludzkości w roku 2006 [Preah Bat Samdech Preah Boromneath Norodom Sihamoni].

Z powyższych wypowiedzi ideologów tańca można by wywnioskować, że jest on niemal doskonałym sposobem na uwznioślenie życia, że dzięki niemu stajemy się lepsi. Czy to prawda? Czy wobec tego wielka popularność tańca oznacza równoczesną promocję szlachetności i staje się drogą do uzdrowienia społeczeństw?

 Weźmy na chwilę pod lupę kolebkę największej imprezy tanecznej świata, słynące z olbrzymiego posągu Chrystusa Zbawiciela i corocznego karnawału – Rio de Janeiro.  Co roku na pięć dni miasto zmienia się w królestwo samby, którym rządzi król Momo – czyli bóstwo "odwróconego porządku". Każda tzw. szkoła samby ma specjalną, śpiewaną na okrągło piosenkę, w rytm której roztańczone tłumy zmierzają ku kąpieli w oceanie, co nawiązuje do zwyczaju składania ofiary królowej wód Yemanii.

Jeśli to prawda, że taniec jest modlitwą nóg, to w Rio ludzie rzeczywiście bardzo się ‘modlą’. Co z tej modlitwy nóg pod posągiem Chrystusa wynika? Nie miejsce tu na opisy owoców tego „uwznioślania” życia mieszkańców rozległych faweli [dzielnic nędzy] w tanecznym korowodzie seksu, alkoholu itp.

 Mam wrażenie, że duch Antychrysta święci tryumfy już nie tylko wśród notabene bardzo religijnych Brazylijczyków pod największym na świecie posągiem Chrystusa. Zdaje się, że z roku na rok także coraz więcej ewangelicznych chrześcijan zaczyna traktować taniec jako nieodzowny środek komunikacji z Bogiem i między sobą. Niektóre środowiska bez tańca już wręcz nie wyobrażają sobie uwielbiania Boga.

 Tymczasem Biblia, nie przemilczając tańca, jako jednej z form wyrażania radości i przypodobywania się ludziom, nigdzie nie daje nam podstaw do myślenia, że nasz taniec miałby być mile widziany i oczekiwany przez Pana Jezusa Chrystusa. Jeśli przyjąć za prawdę, że taniec to język ciała, to wezwanie apostolskie kieruje naszą uwagę raczej w przeciwną stronę: Postępujmy przystojnie jak za dnia, nie w biesiadach i pijaństwach, nie w rozpustach i rozwiązłości, nie w swarach i zazdrości; ale obleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie czyńcie starania o ciało, by zaspokajać pożądliwości [Rz 13,13–14].

 Jedyny przypadek tańca opisany w Nowym Testamencie stał się przyczynkiem do uciszenia na amen największego z proroków Bożych zwiastujących przyjście Chrystusa, czyli Jana Chrzciciela. A Herodiada żywiła do niego urazę i chciała go zabić, ale nie mogła. [...] A gdy weszła córka tej właśnie Herodiady i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom; wtedy król rzekł do dziewczęcia: Proś mię, o co chcesz, a dam ci. [...] A ona wyszedłszy, rzekła matce swojej: O co mam prosić? Ta zaś odrzekła: O głowę Jana Chrzciciela. Zaraz też weszła śpiesznie do króla i prosiła, mówiąc: Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela.[...] Wysłał więc król zaraz kata i rozkazał przynieść głowę jego. Ten zaś poszedł i ściął go w więzieniu [Mk 6,19–27].

 Jeżeli wierzymy, że całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany [2Tm 3,16–17], to zauważmy, że nigdzie nie zachęca ono do tego, byśmy ćwiczyli się w tańcu, byśmy poprzez taniec komunikowali sobie nawzajem ważne treści [raczej trzeba nam to robić jak w Ef 5,19] ani też tańcem oddawali chwałę Bogu.

Pląsająca Miriam, tańczący Dawid, kobiety żydowskie w tanecznym korowodzie – to opisy ludzkiej radości, biorącej się z już okazanego błogosławieństwa Bożego albo z przeświadczenia, że takie dni właśnie nadchodzą. Można oczywiście żyć w przekonaniu, że Bogu się podoba, gdy człowiek tak bardzo się cieszy, że aż tańczy, ale przestrzegałbym przed dogmatyzowaniem tańca, jako pożądanej przez Boga formy oddawania Bogu chwały i sprawiania Mu przyjemności.

Zasadniczo rzecz ujmując, taniec jest domeną świata. Pojawiał się i nadal występuje w obrzędach i rytuałach religijnych, bywa formą spektaklu ale przede wszystkim jest ulubionym sposobem na rozrywkę. To całkowicie normalna rzecz w świecie. Dlaczego jednak powoli staje się równie normalną rzeczą w Kościele?

 Niechby w rocznicę chrzcin francuskiego tancerza przeszedł nam na chwilę taneczny zawrót głowy, tak abyśmy mogli spojrzeć do Biblii i uważniej przejrzeć się w jej świetle...

28 kwietnia, 2010

Czy ta pamięć zawsze musi szukać winnego?

W 120 krajach na świecie obchodzony jest dziś Światowy Dzień Pamięci Ofiar Wypadków przy Pracy. Według danych Międzynarodowej Organizacji Pracy, rocznie w wypadkach przy pracy ginie na świecie ponad 2 mln pracowników a 1,2 mln zostaje rannych.

W Polsce w ubiegłym roku w taki sposób życie straciły aż 523 osoby. Prawie tysiąc doznało ciężkich obrażeń, a lżejszych ponad 100 tysięcy. Najczęściej wypadkom ulegają pracownicy najmłodsi, do 29 lat (ponad 27 tys. poszkodowanych) i w pierwszym roku pracy (37 tys. poszkodowanych).

Idea Dnia Pamięci Ofiar Wypadków przy Pracy narodziła się w Kanadzie, gdzie na początku ubiegłego wieku doszło do katastrofy w kopalni, w której zginęło wielu górników. Chcąc zachować pamięć o nich i o wielu innych tragicznie zmarłych pracownikach, Kanadyjski Kongres Związków Zawodowych przyjął datę 28 kwietnia jako dzień ich pamięci.

W świetle Biblii sprawcy wypadków przy pracy, chociaż one także nieraz kończą się śmiercią poszkodowanego, powinni mieć możliwość schronienia się przed bólem i odwetem osób bliskich ich ofiarom. Bóg nakazał wyznaczenie specjalnych miast schronienia, między innymi właśnie dla osób tropionych z powodu spowodowania wypadku przy pracy.

Kto pójdzie ze swoim bliźnim do lasu, aby rąbać drzewo, i jego ręka machnie siekierą, aby ściąć drzewo, a siekiera spadnie z toporzyska i trafi w bliźniego, i ten umrze; taki może się schronić do jednego z tych miast i zachować życie, aby mściciel krwi nie ścigał zabójcy w gniewie serca swego i aby go nie dogonił, bo droga jest daleka, i nie zabił go. Nie zasłużył na śmierć, gdyż nie miał go przedtem w nienawiści [5Mo 19,5–6].

Do wypadków przy pracy zazwyczaj dochodzi z powodu nieuwagi, głupiego żartu albo zaniedbania, a nie z powodu celowo szkodliwego działania współpracowników. Polska Temida bywa niestety zbyt często ślepa na takie argumenty, ale Biblia najpierw pyta o motywy winowajcy i jeżeli nie miał on złych zamiarów, to nie podlega też karze.

W rozumieniu Pisma Świętego nie do pomyślenia jest taka sytuacja, że ktoś za czyn nieumyślny może otrzymać wyrok wyższy od kogoś, kto celowo ukradł, szkodził albo pobił drugiego człowieka.

Niechby więc pamięć o ofiarach wypadków przy pracy nie musiała się nam kojarzyć z surowymi wyrokami, wydawanymi na tych, którzy absolutnie nie chcieli krzywdy swoich towarzyszy pracy. Jest to ważna myśl także w związku z ostatnią katastrofą lotniczą.

27 kwietnia, 2010

Skąd oni mają tę zdolność?

Dziś Światowy Dzień Grafika (ang. World Graphic Day) – coroczne święto obchodzone 27 kwietnia, w rocznicę powstania w latach sześćdziesiątych ub. wieku Międzynarodowej Rady Stowarzyszeń Grafików Projektantów (ICOGRADA – International Council of Graphic Design Associations).

Krótko mówiąc, jest to święto zawodu grafika. Obchody święta mają na celu podkreślenie roli grafiki we wszelkiego rodzaju projektach, uznanie grafiki komputerowej, docenienie projektowania komunikacji i informacji oraz uświadomienie ich roli w świecie.

Formowanie się współcześnie rozumianych zawodów i specjalizacji projektanckich, takich jak np. designer [spolszczony: dizajner] product design czy communication design, rozpoczęło się już na początku dwudziestego wieku. Jednak dopiero skok technologiczny i ekonomiczny po II wojnie światowej okazał się prawdziwym motorem rozwoju w tej dziedzinie. Międzynarodową karierę zrobiły takie terminy jak: corporate identity, visual identity, corporate symbol, logotyp, layout czy pojęcie visual communication.

Chociaż niektórzy twierdzą, że Biblia jest księgą przestarzałą, to jednak jej czytelnicy napotykają na pojęcie design wielokrotnie. Dla przykładu, w drugiej księdze Mojżeszowej poznajemy dizajnera, który zasłynął przy budowie biblijnego Przybytku. Patrz! Powołałem imiennie Besalela, syna Uriego, syna Chura z plemienia Judy, i napełniłem go duchem Bożym, mądrością, rozumem, poznaniem, wszechstronną zręcznością w rzemiośle, pomysłowością w wyrobach ze złota, srebra i miedzi, w szlifowaniu drogich kamieni do oprawy, w snycerstwie i we wszelkiej artystycznej robocie [2Mo 31,2–5].

Z tych opisów wyraźnie wynika, że to Bóg wybrał określonych ludzi i napełnił ich umiejętnością [...] sporządzania wszelkich rzeczy i obmyślania wszelkich wzorów [2Mo 35,30].

Na okoliczność Dnia Grafika wspomniana na początku ICOGRADA poprzez specjalnie przygotowany plakat [patrz. foto] zachęca do odpowiedzi na pytanie, dlaczego doceniamy twórczość grafików. "I value design because ...". Co byś na tym plakacie napisał?

Podziwiam ludzi utalentowanych. Zachwycam się ich niezwykłymi pomysłami i zdolnościami. Wiem, że takie wspaniałe umiejętności pochodzą od Boga, więc niezależnie od tego, na ile sami dizajnerzy są tego świadomi, za nich samych i za to, co potrafią, pozwalam sobie oddawać chwałę Bogu.

26 kwietnia, 2010

Pamiętajcie o więźniach

Z uwagi na fakt, że w dniu 26 kwietnia 1996 roku Sejm RP przyjął Ustawę o Służbie Więziennej [Dz.U. 1996 nr 61 poz. 283], właśnie ten dzień kwietnia stał się dorocznym świętem polskich służb więziennych. Służba Więzienna (SW) to podległa Ministrowi Sprawiedliwości, umundurowana i uzbrojona formacja rządowa, realizująca zadania w zakresie wykonywania kar pozbawienia wolności i tymczasowego aresztowania.

Pozbawienie wolności to dotkliwa kara obejmująca całkiem pokaźną liczbę Polaków. 31 marca 2010 roku w placówkach SW na terenie całego kraju przebywało 85,5 tysiąca więźniów i aresztantów. W połowie kwietnia bieżącego roku stan zaludnienia zakładów karnych i aresztów śledczych sięgnął poziomu 102,4%, co oznacza, że więźniów mamy więcej niż możliwości ich przetrzymywania.

Zasadniczo rzecz biorąc, kara więzienia lub aresztu powinna spotykać wyłącznie przestępców. Tymczasem zdarza się, że do więzienia trafiają ludzie zupełnie niewinni. Jak bardzo musi ich to boleć, że zostali niesłusznie aresztowani a nawet skazani?

Także Biblia przytacza wiele przykładów niesłusznego wtrącenia ludzi do więzienia. Józef niewinnie przesiedział wiele lat w więzieniu w Egipcie. Prorok Jeremiasz w trakcie oblężenia Jerozolimy był więziony przez swoich rodaków i przetrzymywany w nieludzkich warunkach tylko dlatego, że głośno radził im, jak mogą zachować sowje życie.

Apostoł Paweł i Sylas z powodu uwolnienia pewnej dziewczyny od złego ducha w Filippi spotkali się z wrogością mieszkańców, którzy im wiele razów zadali, wrzucili ich do więzienia i nakazali stróżowi więziennemu, aby ich bacznie strzegł. Ten, otrzymawszy taki rozkaz, wtrącił ich do wewnętrznego lochu, a nogi ich zakuł w dyby [Dz 16,23–24].

 I dzisiaj także tysiące chrześcijan na całym świecie cierpi prześladowanie z powodu wyznawania wiary w Jezusa Chrystusa i głoszenia Słowa Bożego. Wielu z nich przetrzymuje się w więzieniu bez żadnego procesu i prawomocnego wyroku. Takich więźniów miał Syn Boży na myśli, gdy zapowiedział, że zaproszeni do udziału w Jego Królestwie usłyszą między innymi: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od założenia świata. Albowiem [...] byłem w więzieniu, a przychodziliście do mnie [Mt 25,34–36].

Nie sądzę, że wezwanie Pisma Świętego: Pamiętajcie o więźniach, jakbyście współwięźniami byli, o uciskanych, skoro sami również w ciele jesteście [Hbr 13,3] dotyczy ogólnego obowiązku odwiedzania w więzieniu wszelkich przestępców. Jednakże, choć oczywiste, że chodzi tu o uwięzionych w ramach prześladowania za wiarę, każdy więzień powinien usłyszeć o Jezusie Chrystusie i możliwości pojednania się z Bogiem.

 Dobrze więc, że Bóg wciąż ma takich ludzi, którzy jak swego czasu Jezus w duchu poszedł i zwiastował duchom będącym w więzieniu, które niegdyś były nieposłuszne, gdy Bóg cierpliwie czekał za dni Noego, kiedy budowano arkę [1Pt 3,19–20] tak i oni dzisiaj niosą Słowo Boże do ludzi siedzących w więzieniu.

24 kwietnia, 2010

Stworzone dla człowieka

24 kwietnia – to Światowy Dzień Zwierząt Laboratoryjnych (Międzynarodowy Dzień Przeciwko Wiwisekcji) obchodzony przez obrońców zwierząt na całym świecie jako dzień sprzeciwu wobec wiwisekcji, czyli badań na zwierzętach. Został uznany przez ONZ jako dzień światowego upamiętnienia zwierząt laboratoryjnych.

Chodzi o refleksję nad bólem i cierpieniem zadawanym milionom istot, poświęcanych na ołtarzu nauki w imię wątpliwych dla człowieczeństwa korzyści. Podobno wyniki badań na zwierzętach niosą informacje nieprzydatne dla człowieka, tym samym są znęcaniem się nad nimi bez powodu.

Żaby ogłusza się uderzeniem łebka o brzeg umywalki, rozkrojone szczury zamiast uśmiercić wyrzuca się po prostu do kosza na śmieci, psy i koty miesiącami przetrzymuje się w ciasnych klatkach. Działacze towarzystw opieki nad zwierzętami alarmują, że nie są to żadne wyjątki i pytają: Czy naprawdę studenci biologii albo medycyny muszą kroić zwierzęta pod narkozą, aby zobaczyć pracę ich narządów wewnętrznych? Czy własnie na nich muszą się uczyć pobierania krwi lub wprowadzania sondy?

 Nie wiem, czy studenci medycyny muszą, czy nie muszą eksperymentować na zwierzętach, aby dobrze nauczyć się sztuki lekarskiej. Nie znam się na tym, więc się nie wypowiadam. Wiem natomiast, że Bóg stworzył zwierzęta po to, aby służyły człowiekowi. Wszystko, co się rusza i żyje, niech wam służy za pokarm; tak jak zielone jarzyny, daję wam wszystko [1Mo 9,3].

Pismo Święte naucza na przykład, że niebezpieczne zwierzę, w celu ochrony życia innych ludzi, należy czym prędzej uśmiercić. Jeżeli wół zabodzie mężczyznę albo kobietę na śmierć, to należy wołu ukamienować i nie jeść jego mięsa, właściciel zaś wołu będzie niewinny. Jeżeli jednak wół bódł od dawna, a ostrzeżono o tym jego właściciela, ten zaś go nie pilnował, i wół zabił mężczyznę albo kobietę, to wół będzie ukamienowany, a jego właściciel poniesie śmierć [2Mo 21,28-29].

Czy to przykazanie spodobałoby się obrońcom praw zwierząt? Prawdopodobnie nie, ale Bóg tak ustanowił, że stworzenie niższego rzędu jest podporządkowane dobru i przetrwaniu stworzeń rzędu wyższego. Całe zaś stworzenie ma służyć człowiekowi, jako istocie najwyższej spośród stworzonych.

Jestem oczywiście przeciwny wszelkiemu znęcaniu się nad zwierzętami i bezcelowemu zadawaniu im bólu. W świetle Biblii widać jednak, że człowiek jak najbardziej ma prawo robić ze zwierzętami wszystko, co tylko jest niezbędne dla jego zdrowia i podtrzymania życia, nawet jeżeli ktoś będzie chciał nazywać to okrucieństwem.

23 kwietnia, 2010

Nie zaniedbujmy czytania

Z inicjatywy UNESCO 23. dzień kwietnia jest Światowym Dniem Książki i Praw Autorskich, dorocznym świętem mającym na celu promocję czytelnictwa, edytorstwa i ochronę własności intelektualnej za pomocą praw autorskich.

 Ponieważ nieraz słyszymy ubolewanie nad zjawiskiem zaniku czytania, mam dziś kilka biblijnych uwag na ten temat.

 Już w zamierzchłych czasach, gdy czytelnictwo było jeszcze naprawdę czymś rzadkim, Bóg wezwał młodego następcę Mojżesza, Jozuego: Niechaj nie oddala się księga tego zakonu od twoich ust, ale rozmyślaj o niej we dnie i w nocy, aby ściśle czynić wszystko, co w niej jest napisane, bo wtedy poszczęści się twojej drodze i wtedy będzie ci się powodziło [Joz 1,8].

Ciekawą wskazówkę na temat znaczenia dostępu do ksiąg i czytania w życiu chrześcijanina, spotykamy w obu Listach do Tymoteusza. Najpierw Paweł wezwał swego syna w wierze: Dopóki nie przyjdę, pilnuj czytania, napominania, nauki [1Tm 4,13], a tuż przed swoją śmiercią poprosił Tymoteusza: Płaszcz, który zostawiłem w Troadzie u Karposa, przynieś, gdy przyjdziesz, i księgi, zwłaszcza pergaminy [2Tm 4,13]. Wiadomo, że św. Paweł był znawcą pism świętych, a jednak wciąż chciał je zgłębiać.

 Najwyraźniej sporo musiał też czytać innej literatury, skoro pisząc do Tytusa przebywającego na Krecie nadmienił: Jeden z nich, ich własny wieszcz powiedział: Kreteńczycy zawsze łgarze, wstrętne bydlęta, brzuchy leniwe. Świadectwo to jest prawdziwe, dla tej też przyczyny karć ich surowo, ażeby ozdrowieli w wierze [Tt 1,12–13]. Kiedy zaś w Atenach przemawiał na Areopagu, to był w stanie odnieść się z kolei do literatury greckiej: Albowiem w nim żyjemy i poruszamy się, i jesteśmy, jak to i niektórzy z waszych poetów powiedzieli: Z jego bowiem rodu jesteśmy [Dz 17,28].

Namawiał też wierzących do czytania nauki apostolskiej w zborach: A gdy ten list będzie u was odczytany, postarajcie się o to, aby został odczytany także w zborze Laodycejczyków, a ten, który jest z Laodycei, i wy też przeczytajcie [Kol 4,16]. Zaklinam was na Pana, aby ten list był odczytany wszystkim braciom [1Ts 5,27].

Moją najważniejszą księgą jest Biblia! Czytam ją codziennie. Jest też wokół mnie dużo innych książek. Nie wszystkie warte są czytania, ale są wśród nich prawdziwe perełki. Aż żal, że nie mam dostatecznie dużo wolnego czasu, by je spokojnie zgłębiać.

Dlatego w Dniu Książki zachęcam: Czytajmy! Nie zaniedbujmy tej podstawowej  czynności intelektualnej, która nie tylko gwarantuje nam dostęp do wiedzy, ale warunkuje też nasz rozwój i jest bardzo dobrym ćwiczeniem dla naszego umysłu.

22 kwietnia, 2010

Wdzięczny za starą, spodziewam się nowej!

Dziś Dzień Ziemi [ang. Earth Day], znany też jako Światowy Dzień Ziemi. Obchodzony po raz pierwszy w 1970 roku w Stanach Zjednoczonych, dziś niemal w każdym kraju na świecie oznacza promocję postaw ekologicznych i najróżniejsze akcje, mające na celu poszerzenie świadomości o wspólnej odpowiedzialności za matkę Ziemię.

Należyta dbałość o miejsce w którym żyjemy, pracujemy i odpoczywamy, jak najbardziej jest miłe w oczach Boga, który nas stworzył i na tej ziemi osadził, mówiąc: Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi! [1Mo 1,28]. Nie jest jednak prawdą, że jeżeli ludzkość dobrze zadba o swoją Planetę, to zachowa ją dla siebie na zawsze. W konsekwencji grzechu człowieka, ta ziemia została bowiem przeklęta i ostatecznie skazana na zniszczenie.

Nieposłuszeństwo Adama i zerwanie więzi z Bogiem poskutkowało tym, że Bóg posłał na świat nowego Adama – Jezusa Chrystusa, aby z tych, którzy uwierzą w Niego, utworzyć nowy rodzaj ludzkości. Zaplanował też dla nich nowe niebo i nową ziemię. Oto, co Biblia mówi na ten temat:

 Ale ziemia była skażona w oczach Boga i pełna nieprawości. I spojrzał Bóg na ziemię, a oto była skażona, gdyż wszelkie ciało skaziło drogę swoją na ziemi. Rzekł tedy Bóg do Noego: Położę kres wszelkiemu ciału, bo przez nie ziemia pełna jest nieprawości; zniszczę je wraz z ziemią [1Mo 6,11–13].

 Ale teraźniejsze niebo i ziemia mocą tego samego Słowa zachowane są dla ognia i utrzymane na dzień sądu i zagłady bezbożnych ludzi [2Pt 3,7].

 A dzień Pański nadejdzie jak złodziej; wtedy niebiosa z trzaskiem przeminą, a żywioły rozpalone stopnieją, ziemia i dzieła ludzkie na niej spłoną. Skoro to wszystko ma ulec zagładzie, jakimiż powinniście być wy w świętym postępowaniu i w pobożności, jeżeli oczekujecie i pragniecie gorąco nastania dnia Bożego, z powodu którego niebiosa w ogniu stopnieją i rozpalone żywioły rozpłyną się? Ale my oczekujemy, według obietnicy nowych niebios i nowej ziemi, w których mieszka sprawiedliwość [2Pt 3,10–13].

 I widziałem nowe niebo i nową ziemię; albowiem pierwsze niebo i pierwsza ziemia przeminęły, i morza już nie ma. I widziałem miasto święte, nowe Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, przygotowane jak przyozdobiona oblubienica dla męża swego. I usłyszałem donośny głos z tronu mówiący: Oto przybytek Boga między ludźmi! I będzie mieszkał z nimi, a oni będą ludem jego, a sam Bóg będzie z nimi. I otrze wszelką łzę z oczu ich, i śmierci już nie będzie; ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie; albowiem pierwsze rzeczy przeminęły. I rzekł Ten, który siedział na tronie: Oto wszystko nowym czynię. I mówi: Napisz to, gdyż słowa te są pewne i prawdziwe [Obj 21,1–5].

Tak więc, wdzięczny za tę ziemię, na której poznałem Pana Jezusa Chrystusa i przez wiarę w Niego otrzymałem dar życia wiecznego, żyję tu szczęśliwy w oczekiwaniu na nowe niebo i nową ziemię!

20 kwietnia, 2010

Czyżby wykrakali?

Dużo w tych dniach mówi się w Polsce o przebaczeniu i pojednaniu. Przez kilka dni, mimo nadciągającej chmury pyłu wulkanicznego, niebo nad Polską było jakby jaśniejsze. Słyszeliśmy deklaracje zgody tak górnolotne, że aż trudno było w nie uwierzyć. Niektórzy więc głośno nie dowierzali. Krakali i - niestety - wykrakali.

Oto klasyczny przykład: Tuż po katastrofie prezydenckiego samolotu znany niedoszły trybun narodu deklarował, że wybacza wszystko braciom Kaczyńskim i żałuje, że nie zdążył się pojednać. Po uroczystościach pogrzebowych napisał na blogu: „Wszystko, co powiedziałem kiedykolwiek o Panach Kaczyńskich, pozostaje w mocy, niczego nie cofam”. Ponadto, jednej z gazet powiedział: „Złe słowa, które usłyszałem od braci Kaczyńskich, im wybaczam, ale nie wycofuję się z tego, co o nich mówiłem, nawet z tego, że nazwałem Kaczyńskiego durniem”. Obarczył też Lecha Kaczyńskiego winą za katastrofę pod Smoleńskiem.

Nigdy nie zapomnę, jak swego czasu trudziłem się nad doprowadzeniem do naprawienia relacji pomiędzy dwoma chrześcijankami. Rozmawiałem oddzielnie z każdą z nich. Modliłem się z nimi. Zorganizowałem pojednawcze spotkanie. Ogłosiliśmy zgodę. Parę dni później usłyszałem: „Bracie, ja jej wybaczyłam, ale jak na nią spojrzę, to zawsze coś mnie głęboko w sercu ukłuje”.

Przebaczenie uzależnione od postawy winowajcy i karmiące się oczekiwanym od niego zachowaniem, skazane jest na rychłą śmierć. Jedynym sposobem na uwolnienie serca od niechęci i poczucia krzywdy jest przebaczenie bezwarunkowe. Najlepiej jest przyjąć przy tym założenie, że winowajca nie był i nie jest świadomy tego, co robi. A Jezus rzekł: Ojcze, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią [Łk 23,34].

 W procesie przebaczenia bardzo pomocna jest też świadomość, że winowajca dlatego nas skrzywdził, ponieważ znalazł się lub wciąż jeszcze znajduje się pod wpływem złego. A sługa Pański nie powinien wdawać się w spory, lecz powinien być uprzejmy dla wszystkich, zdolny do nauczania, cierpliwie znoszący przeciwności, napominający z łagodnością krnąbrnych, w nadziei, że Bóg przywiedzie ich kiedyś do upamiętania i do poznania prawdy i że wyzwolą się z sideł diabła, który ich zmusza do pełnienia swojej woli [2Tm 2,24–26].

 Koniecznie trzeba też pamiętać, że w życiu ludzi należących do Królestwa Bożego, dla szczerego przebaczenia nie ma żadnej alternatywy. Jezus wyraźnie powiedział: Odpuszczajcie, jeśli macie coś przeciwko komu, aby i Ojciec wasz, który jest w niebie, odpuścił wam wasze przewinienia. Bo jeśli wy nie odpuścicie, i Ojciec wasz, który jest w niebie, nie odpuści przewinień waszych [Mk 11,25–26]. Kto nie przebaczy, niech nawet nie myśli, że znajdzie się w niebie.

Obserwatorzy życia społecznego w Polsce krakali, że z tym pojednaniem między ludźmi, to tylko takie kilkudniowe zawieszenie broni, no  i wykrakali. Cóż? Nie możemy przebaczyć za innych. Możemy jednak podjąć decyzję, że sami będziemy żyć w miłości Bożej znosząc jedni drugich i przebaczając sobie nawzajem, jeśli kto ma powód do skargi przeciw komu: Jak Chrystus odpuścił wam, tak i wy [Kol 3,13]. Najwidoczniej jest to możliwe, skoro tak jest napisane.

 O tym dziś krakam i bardzo chciałbym to wykrakać w życiu wielu z nas...

19 kwietnia, 2010

Ważne, z kim się umiera?

Dziś rano otrzymałem od mojego syna wiadomość, że minionej nocy zginął w wypadku samochodowym ks. bp Mieczysław Cieślar, zwierzchnik Diecezji Warszawskiej, zastępca Biskupa Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, proboszcz Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Łodzi i wykładowca w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie.

 Duchowny zginął w drodze powrotnej ze stolicy, gdzie uczestniczył w sobotnich uroczystościach żałobnych, upamiętniających ofiary katastrofy pod Smoleńskiem. W niedzielę, w zastępstwie zmarłego w katastrofie księdza Adama Pilcha – proboszcza warszawskiej parafii, odprawił nabożeństwo. Po nabożeństwie, z powodu dodatkowych zajęć ostatecznie bardzo późno wyjechał z Warszawy do Łodzi. Nie dojechał.

 Włączyłem telewizor i przerzuciłem kanały. Póki co, żadnej informacji na ten temat. Pomyślałem: Czy był to człowiek mniej ważny i mniej szlachetny od tych, o których od ponad tygodnia mówi cała Polska? Czy jego śmierć była mniej dramatyczna i poruszająca?

Zacząłem rozmyślać. Ksiądz Mieczysław Cieślar zginął niejako w pojedynkę, samotnie. Tamci zginęli wraz Prezydentem Rzeczypospolitej. Osoby, które umarły wraz z Prezydentem zostały uwiecznione na Wawelu i niejako będą żyć w pamięci całego narodu. Biskup Cieślar pozostanie jedynie w pamięci krewnych, współwyznawców no i może niektórych studentów. Okazało się, że w pewnym sensie jest ważne, z kim się umiera...

W tej zadumie nasunęła mi się myśl o duchowym umieraniu wraz z Chrystusem. Każdy inny motyw, miejsce i towarzystwo w umieraniu oznacza wieczne zapomnienie. Poświęcenie i oddanie życia, choćby nie wiem z jak szlachetnych pobudek, nie daje pewności wiecznego zbawienia. Tylko ten jeden rodzaj umierania zapewnia i wieczną pamięć, i żywot wieczny. Prawdziwa to mowa: Jeśli bowiem z nim umarliśmy, z nim też żyć będziemy [2Tm 2,11].

O jaki rodzaj śmierci chodzi? Bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo jego śmierci, wrośniemy również w podobieństwo jego zmartwychwstania, wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi; kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu. Jeśli tedy umarliśmy z Chrystusem, wierzymy, że też z nim żyć będziemy [Rz 6,5-8].

Człowiek wierzący jedno wie na pewno: Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus [Ga 2,20]. Kto z Chrystusem umiera, ten z Chrystusem żyje wiecznie!

Wracając do smutnej wiadomości z dzisiejszego poranka, jeżeli ksiądz Mieczysław Cieślar przez wiarę doświadczył  owego wespół ukrzyżowania wraz z Chrystusem, to nieważne, czy ktoś zauważy jego odejście i upamiętni pamięć o nim tu na ziemi, czy nie. Jego imię jest zapisane w niebie i chociaż umarł, żyć będzie na wieki. Czy wyraziłem się jasno?

17 kwietnia, 2010

Może wybiorę się dziś pod Dwór Artusa

Chcę dziś przywołać z dawnych lat ważne dla mnie, jako Gdańszczanina, wydarzenie. 17 kwietnia to rocznica stłumienia w szesnastym wieku tzw. tumultu gdańskiego [1525-1526] – czyli wystąpienia luterańskiego pospólstwa i plebsu Gdańska przeciwko magistratowi i burmistrzowi Eberhardowi Ferberowi.

 W styczniu 1525 roku mieszczaństwo gdańskie wystąpiło przeciwko burmistrzowi, oskarżając go o defraudację funduszy miejskich, dokonaną pod protekcją kanclerza wielkiego koronnego Krzysztofa Szydłowieckiego. Zażądano wyjęcia miasta spod jurysdykcji duchownej biskupa kujawskiego Macieja Drzewickiego. Burmistrz Ferber złożył urząd, jednak magistrat nie chciał przedstawić przedstawicielom pospólstwa rachunków miejskich.

 Luterańskie mieszczaństwo zażądało skasowania postów, mszy, śpiewu kościelnego i wprowadzenia wolnego głoszenia Ewangelii. 26 stycznia 1526 roku rozpoczęły się w Gdańsku rozruchy. Wzburzony tłum obalił magistrat i wprowadził demokratyczny ustrój miejski. Rozwiązano wszystkie klasztory katolickie, pozdejmowano święte obrazy i usunięto sakramenty. Zlikwidowano posady proboszczów, wprowadzając w ich miejsce kaznodziejów protestanckich. Mieszczanie wysłali delegację do Marcina Lutra z prośbą o przysłanie nauczycieli wiary ewangelickiej.

 17 kwietnia 1526 roku nastąpiła niestety interwencja zbrojna króla Zygmunta Starego. Na czele ośmiotysięcznego wojska wkroczył on do Gdańska i siłą stłumił te rewolucyjne zmiany. Przywrócono stary ustrój Gdańska, a przed Dworem Artusa ścięto 14 przywódców rewolty.

 Wprawdzie w następnym roku król Zygmunt August specjalnym dekretem tolerancyjnym dla Gdańska uspokoił nastroje społeczne i położył kres walkom religijnym w mieście, ale dopiero pięćdziesiąt lat później Gdańsk na pewien czas stał się schronieniem dla obcokrajowców prześladowanych w swoich krajach za przekonania religijne. Podkreślam, na pewien czas, bo potem przyszły dla innowierców znowu ciężkie lata.

 W świetle Biblii bardzo jasno widać, że prawdziwi uczniowie Jezusa nigdy na tym świecie nie zostaną w pełni zaakceptowani. Apostołowie od samego początku uświadamiali to nowopowstałym zborom, utwierdzając dusze uczniów i zachęcając, aby trwali w wierze, i mówiąc, że musimy przejść przez wiele ucisków, aby wejść do Królestwa Bożego [Dz 14,22]. Mocno podkreślił to także apostoł Paweł w ostatnim swoim liście, napisanym tuż przed śmiercią. Tak jest, wszyscy, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie Jezusie, prześladowanie znosić będą [2Tm 3,12].

Jezus powiedział: Nie jest sługa większy nad pana swego. Jeśli mnie prześladowali i was prześladować będą [Jn 15,20]. Aż trudno uwierzyć, że były w Gdańsku czasy, kiedy z kazalnic głoszono wyłącznie samą ewangelię. Wprawdzie na krótko, ale Słowo Boże zakrólowało w Grodzie nad Motławą!

A jak jest dzisiaj? Wie to każdy mieszkający tu chrześcijanin, który – nie będąc rzymskokatolikiem – nie ukrywa tego i odważnie daje świadectwo prawdzie Słowa Bożego.

Może wybiorę się dziś pod Dwór Artusa, aby nie popierając oczywiście żadnych siłowych metod krzewienia Ewangelii, minutą ciszy uczcić pamięć zamordowanych tu przed laty czternastu odważnych zwolenników Słowa Bożego...

16 kwietnia, 2010

Żeby nie wejść na minę

Dziś w Polsce Dzień Sapera – coroczne Święto Wojsk Inżynieryjnych. Chyba nie tylko w środowiskach wojskowych oddaje się więc hołd polskim saperom, wspominając ich bohaterskie czyny i poświęcenie w celu zapewnienia bezpieczeństwa dla innych. Wielu z nich oddało życie rozminowując kraj po zakończeniu działań wojennych, a i w czasach pokoju nieraz bardzo się dla nas narażają.

 Być może nie będę tu precyzyjny, ale tak z grubsza rzecz biorąc można chyba powiedzieć, że rolą sapera jest rozpoznanie miejsc potencjalnego niebezpieczeństwa, zlokalizowanie min, a następnie ich unieszkodliwienie. Saper potrzebuje więc wykazać się dobrym poznaniem myślenia i działania wroga, znajomością jego zasadzek oraz sposobów rozbrajania podłożonych przez niego min.

 Ludzie wierzący mogą w tej saperskiej profesji odnaleźć sporo analogii do własnych zmagań w sferze duchowej. Każdego dnia w świecie narażeni jesteśmy na rozmaite zasadzki duchowe i niespodziewanie możemy wejść na niejedną minę.

Pewnego dnia przyszli do Jezusa podstępni ludzie, najpierw pochwalili Go, a następnie zadali podchwytliwe pytanie: Czy godzi się nam płacić podatek cesarzowi, czy nie? Lecz On, przejrzawszy ich podstęp, rzekł do nich: Pokażcie mi denar. Czyją nosi podobiznę i napis? A oni rzekli: Cesarza. On zaś rzekł do nich: Oddawajcie więc cesarzowi, co jest cesarskie, a Bogu, co jest Boże [Łk 20,22–25]. Jezus nie dał się zaskoczyć. Rozpoznał zastawioną pułapkę i w niezwykły sposób ją ominął.

Uczniowie Jezusa zostali wyposażeni w zdolność do rozpoznawania duchowego zagrożenia poprzez Słowo Boże i napełnienie Duchem Świętym. Dobrze korzystając z tego duchowego oręża, nie tylko nie dajemy się podejść, ale nim też unicestwiamy złe zamysły [2Ko 10,4]. Prowadzeni przez Ducha Świętego potrafimy i zlokalizować zagrożenie, i je usunąć, zapewniając duchowe bezpieczeństwo dla innych.

Oto przykład takiej „saperskiej” sztuki duchowej. Komu zaś wy coś przebaczacie, temu i ja; gdyż i ja, jeżeli w ogóle miałem coś do przebaczenia, przebaczyłem ze względu na was w obliczu Chrystusa, aby nas szatan nie podszedł; jego zamysły bowiem są nam dobrze znane [2Ko 2,10–11]. Gdy część chrześcijan przebaczyła winowajcy, a ktoś jeden nie chce mu odpuścić, wówczas w danej wspólnocie robi się bardzo niebezpiecznie. Szatan zawsze spróbuje wykorzystać niezgodę wśród chrześcijan.

W Dniu Sapera pomyślmy, na jak wiele min duchowych daliśmy się już wpuścić? Nie zanosi się na to, że będzie ich coraz mniej na naszej drodze. Dopóki Jezus nas stąd nie zabierze, szatan będzie się starał nas zaskoczyć, przybierając nawet postać anioła światłości [2Ko 11,14].

Potrzebujemy więc, niczym dobry saper, wciąż się uczyć i żyć w bliskiej społeczności z Duchem Świętym, aby w porę rozpoznawać zasadzki wroga i nie tylko samemu je omijać, ale także je unieszkodliwiać dla bezpieczeństwa bliźnich.

15 kwietnia, 2010

Adekwatność

Ostatnie wydarzenia w kraju sprawiły, że nachodzą mnie myśli o adekwatności miejsc, nazw i wypowiadanych słów. Wątpliwości są rozmaite. Czy tytułowanie kogoś Szanownym Panem, Czcigodnym Ojcem, Bohaterem Narodowym albo Wielkim Mężem Stanu zawsze zgadza się z tym, co sami o danym człowieku myślimy i co myślą o nim inni? Skąd bierze się tyle słów bez pokrycia? Dlaczego na nagrobku łobuza umieszczamy napis: świętej pamięci Jan Kowalski? Dlaczego ludzie, których życie wypełnione jest szlachetnym poświęceniem, przez lata pozostają niezauważeni?

A na jakiej podstawie uznaje się w społeczeństwie autorytet dostojników kościelnych? Czy ich słowa i jakość ich życia niezbicie potwierdzają, że reprezentują oni Chrystusa na ziemi? Kto według Pisma Świętego ma prawo występowania tutaj w imieniu Boga? Jezus zapowiedział, że w owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w imieniu twoim i w imieniu twoim nie wypędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im powiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz ode mnie wy, którzy czynicie bezprawie [Mt 7,22–23].

Oto przestroga dla ludzi samowolnie posługujących się imieniem Bożym: A niektórzy z wędrownych zaklinaczy żydowskich próbowali wzywać imienia Pana Jezusa nad tymi, którzy mieli złe duchy, mówiąc: Zaklinam was przez Jezusa, którego głosi Paweł. A było siedmiu synów niejakiego Scewy, arcykapłana żydowskiego, którzy to czynili. A odpowiadając zły duch, rzekł im: Jezusa znam i wiem, kim jest Paweł, lecz wy coście za jedni? I rzucił się na nich ów człowiek, w którym był zły duch, przemógł ich i pognębił, tak iż nadzy i poranieni uciekli z owego domu [Dz 19,13–16].

Ze zdumieniem słucham, co czasem mówią hierarchowie kościelni. Jakże łatwo przychodzą im słowa, które nie mają żadnego oparcia w Piśmie Świętym. Ażeby uniknąć przykładów dziś zbyt bolesnych, słyszałem jak pewien znany profesor teologii, zagadywany w telewizji o chrześcijańskie powinności w dniu 1 listopada powiedział: Pan Jezus mówi, że trzeba pójść na cmentarz i zapalić świeczkę na grobie bliskich. Pytam, gdzie coś takiego można wyczytać z Ewangelii?

Na ziemi możliwe są nadużycia. Dlatego Jezus określił kryterium prawdziwego uczniostwa: Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi [Jn 8,31–32]. Kto przestał posłusznie stosować się do Pisma Świętego, ten działa już na własną rękę, bez autorytetu Bożego. Jest jak zdegradowany policjant, który wyciąga z szafy mundur i z lizakiem staje w nim przy szosie, aby jeszcze sobie coś zarobić. Na pewno zostanie to ujawnione. Nie każdy, kto do mnie mówi: Panie, Panie, wejdzie do Królestwa Niebios; lecz tylko ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie [Mt 7,21].

Dziwny jest ten świat. Tytuły niepasujące do człowieka. Miejsca nieadekwatne do zasług. Pełno przesadzonych zachowań, udawanych gestów, pijarowskiego fałszu. Póki co, kłamstwo święci tryumfy. Na szczęście Biblia wyraźnie mówi, że ma to miejsce tylko do czasu nadejścia Królestwa Bożego. I głupiego już nie będą nazywali szlachetnym, a o łotrze nie będą mówić, że zacny [Iz 32,5].

Już teraz, gdziekolwiek w sercach ludzkich zapanowały zasady Królestwa Bożego, tam tytuły, słowa, gesty i czyny są adekwatne do czasu, miejsca, osoby i okoliczności.

14 kwietnia, 2010

Bezdomne dusze

14 kwietnia to Dzień Ludzi Bezdomnych - nieformalne święto zainicjowane w środowiskach Monaru i Ruchu Wychodzenia z Bezdomności. Jest to właściwy czas na rozmaite akcje informacyjne, mające zwrócić uwagę całego społeczeństwa na problemy ludzi bezdomnych.

Wstrząśnięty nagłą śmiercią 96 rodaków chcę dziś spojrzeć w świetle Biblii na to, co dzieje się z ludzką duszą, gdy opuszcza ciało. Dokąd idzie? Pismo Święte dość dużo mówi na ten temat, wyraźnie przy tym rozróżniając przeznaczenie duszy człowieka wierzącego w Pana Jezusa Chrystusa od przeznaczenia człowieka, który żył po swojemu, choćby nie wiem jak był ważny, szlachetny czy religijny.

Uczniowie Jezusa otrzymali od Niego następujące zapewnienie: Niechaj się nie trwoży serce wasze; wierzcie w Boga i we mnie wierzcie! W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli [Jn 14,1–3].

W gronie ludzi duchowo odrodzonych tę pewność podzielamy do dzisiaj. Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny. Dlatego też w tym doczesnym wzdychamy, pragnąc przyoblec się w domostwo nasze, które jest z nieba [2Ko 5,1–2].

 Każdy, kto szczerze uwierzy w Jezusa Chrystusa i tę wiarę wyzna, staje się dzieckiem Bożym i Jego domownikiem. W chwili śmierci trafia więc do Domu Ojca niezależnie od tego, kim był wcześniej. Złoczyńca, gdy uwierzył w Jezusa rzekł: Jezu, wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do Królestwa swego. I rzekł mu: Zaprawdę, powiadam ci, dziś będziesz ze mną w raju [Łk 23,42–43]. Tak samo wielki apostoł Jezusa był pewny, że od razu trafi do Domu, gdy napisał: pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej [Flp 1,23].

A co z tymi, którzy nie narodzili się na nowo? Co z duszami ludzi, którzy nie przeżyli duchowego odrodzenia poprzez opamiętanie z grzechów i napełnienie Duchem Świętym?

Religijnemu i wysoko postawionemu w swoim narodzie Nikodemowi Jezus powiedział: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego [Jn 3,3]. Kto wierzy w Syna, ma żywot wieczny, kto zaś nie słucha Syna, nie ujrzy żywota, lecz gniew Boży ciąży na nim [Jn 3,36].

Jedynym sposobem na to, by po śmierci znaleźć się w Domu jest osobisty związek z Jezusem Chrystusem. Albowiem przez niego mamy dostęp do Ojca, jedni i drudzy w jednym Duchu. Tak więc już nie jesteście obcymi i przychodniami, lecz współobywatelami świętych i domownikami Boga [Ef 2,18–19]. Innymi słowy, kto za swego życia przez osobistą wiarę w Syna Bożego nie pojednał się z Bogiem, to choćby nie wiem jak był ważny na tym świecie, jego dusza po śmierci jest bezdomna.

 Każdy, kto przejął się nagłą i tragiczną śmiercią naszych rodaków pod Smoleńskiem powinien więc pomyśleć, co stałoby się z jego własną duszą, gdyby był w tym samolocie? W tym kontekście naprawdę warto teraz nawet narazić się ludziom, ale mocno związać swój los z Synem Bożym, Jezusem Chrystusem – gdyż sprawiedliwa to rzecz u Boga odpłacić uciskiem tym, którzy was uciskają, a wam, uciskanym, dać odpocznienie wespół z nami, gdy się objawi Pan Jezus z nieba ze zwiastunami mocy swojej, w ogniu płomienistym, wymierzając karę tym, którzy nie znają Boga, oraz tym, którzy nie są posłuszni ewangelii Pana naszego Jezusa. Poniosą oni karę: zatracenie wieczne, oddalenie od oblicza Pana i od mocy chwały jego [2Ts 1,6–9].

Jak wynika z powyższego fragmentu Pisma, dusze ludzi nieposłusznych Ewangelii  będą wiecznie oddalone od oblicza Pana Jezusa. Nieposłuszeństwo Ewangelii owocuje takimi strasznymi konsekwencjami! Czyż wobec tego nie powinniśmy uważniej się w nią wczytać i przejąć jej treścią? Byłem ostatnio w Urzędzie Skarbowym. Uważnie czytałem i pytałem, co mam zrobić. Skwapliwie się do tego zastosowałem. Dlaczego?

Nieraz mówi się, że bezdomność wielu ludzi jest kwestią ich wyboru. Ja nie chcę być bezdomny ani tutaj, ani po śmierci. Dlatego codziennie mocno trzymam się Jezusa. Jestem szczęśliwy, że chociaż na tym świecie niewiele mam i niewiele znaczę, to jednak moje imię jest zapisane w niebie. W chwili śmierci fizycznej - niezależnie od tego, gdzie pochowają moje ciało - od razu znajdę się w Domu! A Ty?

13 kwietnia, 2010

Smutek z miłości do Rodaków

Jestem coraz bardziej zasmucony w duchu. Już nie tylko z powodu wiadomej tragedii w Smoleńsku. Serce mi krwawi, gdy patrzę jak miliony moich rodaków gorliwie oddaje się ceremoniom, które nie tylko są całkowicie bezużyteczne, ale gniewają Boga. Do głębi porusza mnie wielkie przywiązanie do symboli i ich gloryfikowanie, a całkowite ignorowanie Słowa Bożego. Boli mnie to, bo miłuję mój naród.

 Apostoł Paweł też miłował swoich rodaków i bardzo pragnął ich zbawienia. Prawdę mówię w Chrystusie, nie kłamię, a poświadcza mi to sumienie moje w Duchu Świętym, że mam wielki smutek i nieustanny ból w sercu swoim. Albowiem ja sam gotów byłem modlić się o to, by być odłączony od Chrystusa za braci moich, krewnych moich według ciała, Izraelitów [Rz 9,1–4]. Czasem zastanawiam się, czy miłość Pawła do swoich rodaków nie szła za daleko?

 Smuci mnie, że miliony Polaków, w imię wiary w Boga, oddaje się praktykom, które jawnie ignorują Słowo Boże. Wierząc w niebibiljną naukę o czyśćcu, modlą się o dusze zmarłych, podczas gdy z Ewangelii jasno wynika, że po śmierci człowieka nie można już niczego zmienić w wiecznym przeznaczeniu ludzkiej duszy. Są tylko dwie drogi i tylko dwa miejsca docelowe; żywot wieczny albo wieczne zatracenie. To, gdzie człowiek trafi po śmierci, zależy od tego, czy tutaj uwierzył w Jezusa Chrystusa i narodził się na nowo.

 Może czuję się trochę jak święty Paweł, gdy przyglądał się pobożności Żydów. Bracia! Pragnienie serca mego i modlitwa zanoszona do Boga zmierzają ku zbawieniu Izraela. Daję im bowiem świadectwo, że mają gorliwość dla Boga, ale gorliwość nierozsądną; bo nie znając usprawiedliwienia, które pochodzi od Boga, a własne usiłując ustanowić, nie podporządkowali się usprawiedliwieniu Bożemu [Rz 10,1–3]. Ich pobożność wobec tego stała się bezużyteczna.

 Starania apostoła o to, by jego rodacy poznali prawdę, ostatecznie spełzły prawie na niczym. Wtedy Paweł i Barnaba odpowiedzieli odważnie i rzekli: Wam to najpierw miało być opowiadane Słowo Boże, skoro jednak je odrzucacie i uważacie się za niegodnych życia wiecznego, przeto zwracamy się do pogan [Dz 13,46].

 A jakie będą skutki głoszenia Ewangelii Polakom? Niezależnie od nich chcę aż do końca głosić w tym kraju Słowo Boże. Może przynajmniej niektórzy odwrócą się od martwych ceremonii i uwierzą w żywego Boga.

Skąd w nas ta wspaniałomyślność?

Wiele dobrego dzieje się w tych dniach w polskim społeczeństwie. Z małymi wyjątkami prawie wszyscy zakopali topór wojenny. Nie ma lewicy i prawicy, bo oczy pełne łez po obydwu stronach barykady uniemożliwiają celowanie do siebie. Znany mędrzec Europy żałuje, że nie zdążył się pojednać z tragicznie zmarłym Prezydentem. Słyszymy prawie same dobre słowa...

 Okazuje się, że o osobach nawet bardzo różniących się od nas i nie lubianych, można jednak mówić ludzkim językiem. Można docenić wartość człowieka jako takiego, niezależnie od tego jakie miał poglądy i jak bardzo zalazł nam za skórę.

 Biblijny Dawid, latami tropiony i prześladowany przez wrogo nastawionego do niego króla Saula, po jego śmierci w górach Gilboa ułożył następującą pieśń: Chluba twoja, o Izraelu, na twoich wzgórzach poległa. Jakże padli bohaterzy! Nie mówcie o tym w Gat, nie głoście po ulicach Aszkalonu, aby się nie weseliły córki filistyńskie, aby nie wykrzykiwały radośnie córki nieobrzezanych! O góry Gilboa! Niechaj nie pada na was rosa ni deszcz, wy pola oszukańcze, gdyż tam splamiona została tarcza bohaterów, tarcza Saula, jakby nie była namaszczona olejem. Przed krwią pobitych, przed tłuszczem bohaterów nie cofał się nigdy łuk Jonatana, A miecz Saula nie wracał próżno. Saul i Jonatan, ukochani i przyjemni, i za życia swego i w godzinie śmierci nie rozłączeni; od orłów szybsi, od lwów silniejsi. Córki izraelskie! Płaczcie nad Saulem, który was ubierał w szkarłat ozdobny, który przypinał złote ozdoby do szat waszych [2Sm 1,19–24].

Tak śpiewał Dawid o człowieku, który wielokrotnie chciał go zabić. Takiej pieśni o Saulu kazał uczyć następne pokolenia swoich rodaków. Skąd wzięła się w nim taka wspaniałomyślność? Bóg powiedział: Znalazłem Dawida, syna Jessego, męża według serca mego, który wykona całkowicie wolę moją [Dz 13,22].

 Czy więc to tylko taki obyczaj, że po śmierci człowieka raczej nie mówi się o nim źle? A może jednak jest to przebłysk tkwiącego w nas potencjału wspaniałomyślności, pochodzącej od Tego, który nas stworzył, wpisując w naszą naturę zdolność do bezgranicznego wręcz przebaczenia? I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go [1Mo 1,27].

 Jeżeli tak jest, że właśnie w Polakach ujawnia się coś z natury samego Stwórcy, to może jest nadzieja na trwałe naprawienie wielu relacji polskich Kargulów i Pawlaków? To może też zrobiło się nam nieco bliżej i do poznania Boga?

10 kwietnia, 2010

Niespodziewane rekolekcje narodowe

Gdy dociera do nas wiadomość o tragedii na skalę taką, jak dzisiejsza śmierć Pary Prezydenckiej Rzeczypospolitej i kilkudziesięciu innych osób piastujących kluczowe stanowiska w kraju, do głowy cisną się najróżniejsze myśli.

 Słyszę głosy, że ma to związek z tkwiącym w naszym narodzie duchem nieprzebaczenia. Nieodparta chęć wzięcia udziału w kolejnym akcie rozpamiętywania starych krzywd zaowocowała decyzją o lądowaniu wbrew zdrowemu rozsądkowi. Ktoś mówi o zaniedbaniach sprzętowych. Jeszcze inni skupiają się na 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego, o którym niedawno pisałem i niedopracowanych procedurach.

 A jakie światło na tego rodzaju tragedię rzuca Pismo Święte? Po katastrofie budowlanej w Jerozolimie Jezus powiedział: Albo czy myślicie, że owych osiemnastu, na których upadła wieża przy Syloe i zabiła ich, było większymi winowajcami niż wszyscy ludzie zamieszkujący Jerozolimę? Bynajmniej, powiadam wam, lecz jeżeli się nie upamiętacie, wszyscy tak samo poginiecie [Łk 13,4–5].

Jest mi tak przykro, że nie potrafię dziś wiele pisać. Jednakże w świetle Biblii widzę, że na pewno nie należy myśleć, mówić i pytać, kto tu zawinił. Żaden z tych naszych drogich rodaków nie był większym grzesznikiem od pozostałych Polaków.

Niechby ta tragedia pobudziła nas do głębszej refleksji nad własnym stanem duchowym. Niechby spowodowała zmianę w nastawieniu jednych do drugich, jednocząc nas i zbliżając. Niechby zaowocowała opamiętaniem z grzechów i pojednaniem z Bogiem.

08 kwietnia, 2010

GMO - poprawianie Boga?

8 kwietnia to Międzynarodowy Dzień Opozycji Przeciw GMO. Chodzi o organizmy zmodyfikowane genetycznie, w skrócie GMO (ang. Genetically Modified Organisms). Są to organizmy, w których materiał genetyczny został zmieniony w sposób nie zachodzący w warunkach naturalnych, np. poprzez krzyżowanie lub naturalne rekombinacje.

Najwięcej kontrowersji budzą modyfikacje polegające na wprowadzaniu do organizmu genów z innych gatunków, które nadają modyfikowanemu organizmowi cechę, niemożliwą do osiągnięcia wskutek eksperymentów w obrębie jednego gatunku.

Skąd taki sprzeciw dla GMO? Otóż głównie stąd, że obecny stan wiedzy naukowej w żadnym wypadku nie daje pewności, iż żywność modyfikowana genetycznie jest bezpieczna dla zdrowia konsumentów. Podnoszone są także kwestie ekonomiczne. Zanieczyszczenie domieszką GMO upraw tradycyjnych oznacza dla producentów zdrowej żywności stopniową utratę rynków zbytu.

Jeżeli chodzi o nasze narodowe podwórko, to zdaniem przeciwników żywności modyfikowanej legalizacja upraw GMO jest wbrew interesowi Rzeczypospolitej. Stanowi bardzo poważne zagrożenie dla rolnictwa o tradycyjnej strukturze typowej dla polskiej wsi – rolnictwa, które daje utrzymanie i godne życie milionom Polaków.

A co na to Biblia? Bóg stwarzając przyrodę, określił gatunki i rodzaje poszczególnych jej organizmów. Potem rzekł Bóg: Niech się zazieleni ziemia zieloną trawą, wydającą nasienie i drzewem owocowym, rodzącym według rodzaju swego owoc, w którym jest jego nasienie na ziemi! I tak się stało. I wydała ziemia zieleń, ziele wydające nasienie według rodzajów jego, i drzewo owocowe, w którym jest nasienie według rodzaju jego. I widział Bóg, że to było dobre [1Mo 1,11–12].

Po co poprawiać to, co Bóg uznał za dobre? Mało tego, w świetle Biblii najwyraźniej złą rzeczą jest jakiekolwiek mieszanie gatunków. Będziecie przestrzegać ustaw moich. Nie będziesz twego bydła parzył z odrębnym gatunkiem. Twego pola nie będziesz obsiewał dwojakim gatunkiem ziarna i nie wdziewaj na siebie szaty zrobionej z dwóch rodzajów przędzy [3Mo 19,19].

Zmienianie tego porządku rzeczy jest próbą ingerencji w ład ustalony przez Stwórcę i wkraczaniem człowieka w Boże kompetencje. Czy przypadkiem człowiek nie próbuje w ten sposób w jakimś sensie pokazać, że potrafi zrobić coś lepszego, niż sam Bóg?

Biada temu, kto się spiera ze swoim stwórcą, skorupka wśród glinianych skorupek! Czy glina może powiedzieć do tego, kto ją formuje: Co robisz? albo dzieło do swojego mistrza: On nie ma rąk? [Iz 45,9].

 Nie inaczej jest też z Ewangelią. Jej granice zostały ostatecznie określone kanonem pism Starego i Nowego Testamentu. Żadne nowe objawienia i żadne proroctwa nie dają prawa, by ją modyfikować. Kto się za daleko zapędza i nie trzyma się nauki Chrystusowej, nie ma Boga. Kto trwa w niej, ten ma i Ojca, i Syna [2Jn 1,9].

07 kwietnia, 2010

Lepiej w mieście, czy na wsi?

Od sześćdziesięciu lat na całym świecie obchodzony jest Światowy Dzień Zdrowia (ang. World Health Day). Został on ustanowiony przez Pierwsze Zgromadzenie Ogólne Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w 1948 roku. Dzień powstania tej Organizacji – 7 kwietnia został wyznaczony na Światowy Dzień Zdrowia.

Celem Dnia Zdrowia jest zwrócenie szczególnej uwagi na najbardziej palące problemy zdrowotne społeczeństw na świecie. Tegoroczne obchody skupiają się wokół spraw związanych ze znacznym przyrostem ludności obszarów miejskich. Pod hasłem „Człowiek i miasto” omawiane są rozmaite dylematy urbanistyczne, np. dostęp do wody pitnej czy ryzyko wybuchu epidemii.

 Życie w wielkim skupisku ludności ma oczywiście swoje plusy, ale bywa też uciążliwe, a nawet niebezpieczne. Jezus pouczał Żydów, że w chwili najazdu Rzymian mieszkańcy stolicy będą w największym kłopocie. Gdy zaś ujrzycie Jerozolimę otoczoną przez wojska, wówczas wiedzcie, że przybliżyło się jej zburzenie. Wtedy mieszkańcy Judei niech uciekają w góry, a ci, którzy są w obrębie miasta, niech wyjdą z niego, a mieszkańcy wsi niech nie wchodzą do niego. Gdyż dni te, to dni odpłaty, aby się wypełniło wszystko, co jest napisane [Łk 21,20–22].

Jako chrześcijanin nie tyle szukam dla siebie bezpiecznego miejsca w sensie geograficznym, co bardziej chcę coraz głębiej skryć się w bezpiecznych ramionach Pana. Oczy moje wznoszę ku górom: Skąd nadejdzie mi pomoc? Pomoc moja jest od Pana, który uczynił niebo i ziemię [Ps 121,1–2].

Kto chce być bezpieczny, powinien przede wszystkim zadbać o posłuszeństwo Bogu: Jeżeli zaś usłuchasz głosu Pana, Boga twego, i będziesz pilnie spełniał wszystkie jego przykazania, które ja ci dziś nadaję, to Pan, Bóg twój, wywyższy cię ponad wszystkie narody ziemi. I spłyną na ciebie, i dosięgną cię wszystkie te błogosławieństwa, jeżeli usłuchasz głosu Pana, Boga twego. Błogosławiony będziesz w mieście, błogosławiony będziesz na polu [5Mo 28,1–3]. Oto warunek życia błogosławionego przez Boga w każdym miejscu zamieszkania.

Ponieważ moje życie jest wraz z Chrystusem ukryte w Bogu, mogę powiedzieć: Spokojnie się ułożę i zasnę, bo Ty sam, Panie, sprawiasz, że bezpiecznie mieszkam [Ps 4,9].

03 kwietnia, 2010

Jak najlepiej uczcić śmierć Jezusa?

3 kwietnia 33 roku na wzgórzu, tuż za murami starożytnej Jerozolimy, został ukrzyżowany Jezus z Nazaretu, który jednocześnie – mówiąc słowami setnika rzymskiego – zaiste, ten był Synem Bożym [Mt 27,54] i - jak napisał potem św. Paweł - który został wydany za grzechy nasze i wzbudzony z martwych dla usprawiedliwienia naszego [Rz 4,25].

Ażeby nas usprawiedliwić, Jezus przeszedł długą drogę szeregu przykrości: Odrzucenie przez rodaków, spiskowanie i nastawanie na Jego życie, zdradę, wypieranie się związku z Nim i opuszczenie Go przez uczniów, fałszywe i całkowicie niezgodne z prawdą oskarżenia, ciąganie Go po sądach, znieważanie i naśmiewanie się z Jezusa, biczowanie, zaliczenie Go do pospolitych przestępców i w końcu – ukrzyżowanie.

Któż z nas dobrowolnie zdecydowałby się na takie przykrości? Syn Boży jednak uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej [Flp 2,8]. A zatem, jak przez upadek jednego człowieka przyszło potępienie na wszystkich ludzi, tak też przez dzieło usprawiedliwienia jednego przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żywotowi. Bo jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wielu stało się grzesznikami, tak też przez posłuszeństwo jednego wielu dostąpi usprawiedliwienia [Rz 5,18–19].

Uwierzyłem w Jezusa Chrystusa i przez wiarę zostałem usprawiedliwiony. Pan Jezus wymazał obciążający nas list dłużny, który się zwracał przeciwko nam ze swoimi wymaganiami, i usunął go, przybiwszy go do krzyża [Kol 2,14]. Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa [Rz 5,1].

Od wczoraj rozmyślam nad tym, jak najlepiej mogę wyrazić wdzięczność Panu Jezusowi za to, że mnie usprawiedliwił?  Z pewnością słuszne i miłe w Jego oczach będzie to, że będę jawnie cieszyć się z tego usprawiedliwienia! Że będę rozsławiać imię Pańskie i Jego wspaniałomyślność! Że będę dziękować Mu na rozmaite sposoby! Że będę uwielbiać Syna Bożego, podziwiać Go i oddawać Mu chwałę!

Nie ma jednak lepszego sposobu podziękowania Mu za Jego poświęcenie ponad ten, że sam osobiście skwapliwie w pełni skorzystam z owoców Jego wielkiego czynu, że z wdzięcznością i zgodnie ze wskazówkami Słowa Bożego przyjmę ten dar zbawienia. Inaczej staję się podobny do nędzarza, który w łachmanach dziękuje dobroczyńcy za nowe ubranie, ale wcale tego nowego stroju na siebie nie zakłada.

Trzeci dzień kwietnia każdego roku – to szczególna okazja do ponownego przejścia całej Via Dolorosa aż na wzgórze Golgota i przemyślenia ceny, jaką zapłacił Pan za moje usprawiedliwienie. To dzień oddania Mu należnych honorów.

Pochylam więc przed Nim głowę i milknę.

02 kwietnia, 2010

Czy jest to dobra lektura dla dzieci?

Dziś Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci ustanowiony 2 kwietnia 1976 roku w dzień urodzin duńskiego baśniopisarza Hansa Christiana Andersena. Napisane przez niego bajki znane są na całym świecie. Przeczytane w dzieciństwie, pozostają w pamięci na zawsze.

 Międzynarodowy Dzień Książki dla Dzieci to okazja do odkrywania przed najmłodszymi uroków dobrej książki. Ma rozbudzić w dzieciach zainteresowanie słowem pisanym, a dorosłym przybliżyć problemy związane z literaturą i czytelnictwem dziecięcym. Ma też na celu po prostu zachęcenie rodziców do czytania książek swoim dzieciom.

 Głośne czytanie dziecku uczy je myślenia, rozwija język, pamięć i wyobraźnię. Zapewnia dziecku rozwój emocjonalny. Wyrabia w nim też nawyk czytania i zdobywania wiedzy na całe życie. Stanowi bardzo dobrą inwestycję w pomyślną przyszłość dziecka.

 Skoro lektura z dzieciństwa może mieć tak wielki wpływ na całe późniejsze życie człowieka, to jakże wobec tego ważne musi być to, co dziecku czytamy i co rozpala dziecięce umysły, gdy się już same nauczą czytać? Objaśnienia na temat życia i pojmowania świata uzyskane jako pierwsze, zapadają w świadomość i przesądzają o tym, jakiego rodzaju ludźmi potem jesteśmy.

 Ten mechanizm dotyczy zarówno formowania osobowości człowieka w sensie ogólnym, jak też kształtowania wewnętrznego człowieka po jego duchowym nawróceniu i przeżyciu nowego narodzenia. Dlatego Biblia wzywa: Jako nowonarodzone niemowlęta, zapragnijcie nie sfałszowanego duchowego mleka, abyście przez nie wzrastali ku zbawieniu [1Pt 2,2]. Zdrowa nauka może wykarmić wspaniałych chrześcijan. Na sfałszowanym pokarmie wyrasta pseudo chrześcijaństwo.

 Ludzie Starego Przymierza mieli obowiązek ustawicznego karmienia swoich dzieci Słowem Bożym. Niechaj słowa te, które Ja ci dziś nakazuję, będą w twoim sercu. Będziesz je wpajał w twoich synów i będziesz o nich mówił, przebywając w swoim domu, idąc drogą, kładąc się i wstając. Przywiążesz je jako znak do swojej ręki i będą jako przepaska między twoimi oczyma. Wypiszesz je też na odrzwiach twojego domu i na twoich bramach [5Mo 6,6–9]. Poznawana od dzieciństwa treść Pism miała budować w nich wiarę i utrzymywać w bojaźni Bożej.

Nie inaczej Bóg przemawiał do ludu Nowego Przymierza. Słowo Chrystusowe niech mieszka w was obficie [Kol 3,16]. Dla przykładu, Pismo Śwęte czytane w dzieciństwie miało wpływ na to, kim stał się Tymoteusz. Ale ty trwaj w tym, czegoś się nauczył i czego pewny jesteś, wiedząc, od kogoś się tego nauczył i ponieważ od dzieciństwa znasz Pisma święte, które cię mogą obdarzyć mądrością ku zbawieniu przez wiarę w Jezusa Chrystusa [2Tm 3,14-15].

Niechże więc w rodzinach chrześcijańskich Biblia ciągle i niezmienne będzie książką nr 1, także dla dzieci! Ona ukształtuje w nich biblijne poglądy i da im kręgosłup moralny na całe życie. Nawet gdy na jakiś czas opuszczą ścieżki Pańskie, to jednak Słowo Boże wciąż będzie pracować w głębi ich duszy.

01 kwietnia, 2010

Nabijanie w butelkę

Od dziecka wiedziałem, że w dniu 1 kwietnia nie za bardzo powinienem wierzyć, w to co usłyszę. Jest to dzień, w którym podaje się wiele mylących, nieprawdziwych lub celowo przekręconych informacji, aby nabrać na to jak najwięcej osób. Uczestniczą w tym środki masowego przekazu, ale przede wszystkim ludzie robią sobie żarty i dowcipy z bliskich i znajomych.

 Prima Aprilis znane jest w wielu krajach na świecie [ang. "All Fools' Day" lub "April Fools' Day", ros. "Dien Smiecha"]. Jego początki sięgają roku 1564, kiedy to francuski król Karol IX, zreformował kalendarz, zmieniając pierwszy dzień nowego roku z 1 kwietnia na 1 stycznia. Powstałe po tym zamieszanie powodowało mnóstwo śmiesznych sytuacji i na pamiątkę tego wydarzenia przyjęło się stroić w tym dniu żarty.

 Czasem odnoszę wrażenie, że cały świat zamienia się w jedno wielkie Prima Aprilis. Naiwnością jest prostolinijna wiara w to, co słyszymy w radiu lub oglądamy telewizji. Padają słowa, za którymi nic praktycznie nie stoi. Słyszymy obietnice, o których od razu wiadomo, że nigdy nie mają być spełnione. Prawda w świecie stała się wartością względną.

 Biblia przestrzega przed naiwnym dawaniem wiary każdemu, kto od nas tego oczekuje. Są ludzie, którym nie należy ufać. Nie wierz mu, choć odzywa się miłym głosem, gdyż siedem obrzydliwości jest w jego sercu [Prz 26,25]. Szczególnie uczniowie Jezusa powinni być na to wyczuleni. Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat [1Jn 4,1].

 W całym tym prima aprillisowym świecie jedynie Pismo Święte pozostaje pewnym źródłem prawdy. Jezus modlił się o swoich uczniów: Poświęć ich w prawdzie twojej; słowo twoje jest prawdą [Jn 17,17]. I oznajmił im: Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi [Jn 8,31–32].

 Utarło się między ludźmi, że w Prima Aprilis wręcz wypada kogoś nabrać i wystawić na jakieś drobne kłamstewko. Sam należę do tych, którzy lubią sobie pożartować. Jednak któregoś dnia usłyszałem, że nie zawsze wszyscy potrafią rozpoznać, kiedy mówię prawdę, a kiedy żartuję. Uwaga ta dała mi do myślenia. Czy Jezus zachowywałby się podobnie?

 Prawda to wartość, z której nie można sobie robić zabawy. Została uświęcona przez Pana, bo stała się celem Jego przyjścia na świat. Ja się narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie; każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego [Jn 18,37]. Czy uczeń Jezusa może więc marnować czas na to, by prawdę celowo deformować?  Przeto, odrzuciwszy kłamstwo, mówcie prawdę, każdy z bliźnim swoim [Ef 4,25].

Jutro okaże się ile dzisiejszych wiadomości miało charakter prima aprillisowy. Ludzie złapią się za głowy, że tak łatwo dali się nabić w butelkę. A ilu chrześcijan na końcu drogi złapie się za głowę i jęknie z rozpaczy, że dali się zwieść i nie wytrwali w prostolinijnym posłuszeństwie Słowu Bożemu?