27 lutego, 2014

Czy rozdzielony jest Chrystus?

Wprawdzie od dawna jestem świadomy tego rodzaju tendencji,  lecz nie myślałem, że za moich czasów coś takiego zdąży się wydarzyć. A jednak. Dziś rano dostałem link do nagrania  prezentującego  fragment dorocznej konferencji należącej do Ruchu Wiary organizacji Kenneth Copeland Ministries, zawierający  wypowiedź papieża Franciszka z dnia 21 stycznia 2014 roku, skierowaną do jej uczestników.

Jestem wewnętrznie poruszony tym, co zobaczyłem. Anglikański biskup stwierdził, że nie ma już powodów dla dalszego istnienia protestantów. Papież pojednawczo przemówił "prosto z serca" do członków charyzmatycznej organizacji i zaapelował o wzajemną jedność. Kenneth Copeland odwzajemnił serdeczności i poprowadził uczestników konferencji w akcie pobłogosławienia papieża. Wszystko odbyło się w tak miłej atmosferze, że jedność między denominacjami chrześcijańskimi wydaje się już tylko kwestią czasu.

Od lat wielu przywódców i działaczy ekumenicznych dwoi się troi, aby doprowadzić do jedności między różnymi wyznaniami chrześcijańskimi. Co faktycznie próbują oni scalać? Czy rozdzielony jest Chrystus? [1Ko 1,13]. Ciało Chrystusowe nigdy nie było podzielone. Zawsze było i aż do końca będzie cudownym przykładem jedności, której nie można zamknąć w żadnych ramach organizacyjnych.

Naprawiacze świata, tacy jak papież Franciszek, Rick Warren, Tony Blair, Ulf Ekmann i im podobni, nie scalają niczego więcej, jak tylko organizacje religijne, ponieważ rzeczywiście istnieje pomiędzy nimi wiele podziałów.  Ciała Chrystusowego nie potrzeba scalać. Mało tego. Trzeba bardzo uważać, aby mu nie zaszkodzić próbami jednoczenia go z niebiblijnymi organizacjami. Oczywiście, sam Chrystus Pan czuwa nad tym, aby Jego Oblubienica nie weszła w stan duchowego cudzołóstwa, ale biada temu, kto ją do tego chce doprowadzić.

Właśnie dlatego ta rewelacyjna wiadomość nie tylko mnie nie ucieszyła, ale na dobre niepokoi. Kto może, niech mnie zrozumie.

22 lutego, 2014

Zakochajmy się w Jezusie!

Zakochanie to stan silnego związku emocjonalnego z drugą osobą. Wyraża się m.in. intensywnym myśleniem o niej i pragnieniem bycia blisko. W wyniku zakochania w życiu wiele się zmienia. Gasną dotychczasowe pasje. Serce zamyka się na kontakty mogące zaszkodzić płomiennej miłości. Zakochany gotów jest do poświęceń na nieznaną mu wcześniej skalę. O wszystkim innym zapomina. Tylko jedno ma w głowie.

Boga nie można kochać tak, jak człowieka. Są wprawdzie próby zawiązywania takich związków z Jezusem, jak śluby katolickich dziewic konsekrowanych, czy traktowania Jezusa przez niektóre chrześcijanki,  jak osobistego  małżonka. Takie postawy budzą w nas raczej podejrzenie o utratę równowagi i niezdrową skrajność, aniżeli budują nas duchowo i zachęcają do naśladowania. A jednak Biblia wzywa nas do miłowania Boga. Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej [Mk 12,30]. Innymi słowy, trzeba nam zakochać się w Bogu! Jak to zrobić?

Powszechnie wiadomo, że nie można zakochać się na rozkaz. Ostrzegam tylko wcześnie, niech brat Tadeusza | Nie namawia, kochać się w Zosi nie przymusza, | Bo serce nie jest sługa, nie zna co to pany, | I nie da się przemocą okuwać w kajdany - ustami Telimeny przypomniał A. Mickiewicz w "Panu Tadeuszu". Rzeczywiście, gdyby w miłości do Boga chodziło o uczucia takie same, jak w przypadku zakochania się w człowieku, to mielibyśmy problem, że Słowo Boże wzywa nas do czegoś nienormalnego. Zaufanie do Boga daje nam pewność, że tak nie jest. Przykazanie miłości jest więc w pełni możliwe do wykonania. Jak?

Na tym bowiem polega miłość ku Bogu, że się przestrzega przykazań jego, a przykazania jego nie są uciążliwe [1Jn 5,3]. Rozmiłowanie w Jezusie ma swój praktyczny wymiar. Jeśli kto mnie miłuje, słowa mojego przestrzegać będzie [Jn 14,23]. Lecz uwaga! Panu nie chodzi o rutynowe wypełnianie przykazań Bożych. Gdy tak było, to przywódca zboru efeskiego byłby bez zarzutu. Znam uczynki twoje i trud, i wytrwałość twoją, i wiem, że nie możesz ścierpieć złych, i że doświadczyłeś tych, którzy podają się za apostołów, a nimi nie są, i stwierdziłeś, że są kłamcami. Masz też wytrwałość i cierpiałeś dla imienia mego, a nie ustałeś [Obj 2,2-3]. Niestety, Pan stwierdził, że był to chrześcijanin bez należytej miłości. Lecz mam ci za złe, że porzuciłeś pierwszą twoją miłość [Obj 2,4]. Wcześniej wszystko co robił, pochodziło z serca przepełnionego żarliwą miłością do Pana i do bliźniego. Potem - uczynki wprawdzie pozostały, ale miłość gdzieś wyparowała... Przypomnij sobie skąd spadłeś. Opamiętaj się! Wróć do pierwszych czynów! [Obj 2,5].

Chrześcijanin ma być stale rozmiłowany w Jezusie Chrystusie. Zakochany w Zbawicielu wszystko czyni z miłości do Niego. Ta miłość cudownie zabarwia całe jego postępowanie. Dzięki zakochaniu w Jezusie chrześcijanin skupia się na tym, co jest miłe Panu i nie daje się wciągnąć w sprawy świata.  Tak. To jest duchowa wyżyna. Na tym poziomie Pan chce nas widzieć. W prawdziwym chrześcijaństwie nie ma innej opcji.

Całość w wersji video - tutaj.

20 lutego, 2014

Ewangelia i kostka brukowa?

Trwają rozruchy na Ukrainie. Siły opozycyjne od kilku miesięcy protestują w Kijowie przeciwko złym metodom sprawowania władzy. Prezydent Ukrainy do tej pory specjalnie się tymi protestami nie przejmował. W tych dniach doszło jednak do konfrontacji siłowej. Próba usunięcia protestujących z Majdanu wywołała zamieszki i pociąga za sobą ofiary śmiertelne.

Jako chrześcijanin rozumiem wszelkie apele o powstrzymanie przemocy i jak najbardziej się pod nimi podpisuję. Zastanawiam się natomiast, czy słuszne jest, abym  utożsamiał się z tamtejszymi siłami opozycyjnymi? Czy jako chrześcijanin mogę popierać ludzi, którzy np. prowadzą już regularną rozbiórkę brukowanych ulic Kijowa, aby następnie ciskać kostką brukową w żywych milicjantów? Jak to wygląda w świetle Biblii?

Każdy człowiek niech się poddaje władzom zwierzchnim; bo nie ma władzy, jak tylko od Boga, a te, które są, przez Boga są ustanowione. Przeto kto się przeciwstawia władzy, przeciwstawia się Bożemu postanowieniu; a ci, którzy się przeciwstawiają, sami na siebie potępienie ściągają. Rządzący bowiem nie są postrachem dla tych, którzy pełnią dobre uczynki, lecz dla tych, którzy pełnią złe. Chcesz się nie bać władzy? Czyń dobrze, a będziesz miał od niej pochwałę; jest ona bowiem na służbie u Boga, tobie ku dobremu. Ale jeśli czynisz źle, bój się, bo nie na próżno miecz nosi, wszak jest sługą Boga, który odpłaca w gniewie temu, co czyni źle. Przeto trzeba jej się poddawać, nie tylko z obawy przed gniewem, lecz także ze względu na sumienie. Dlatego też i podatki płacicie, gdyż są sługami Bożymi po to, aby tego właśnie strzegli. Oddawajcie każdemu to, co mu się należy; komu podatek, podatek; komu cło, cło; komu bojaźń, bojaźń; komu cześć, cześć [Rz 13,1-7].

Abstrahując od wszelkich względów politycznych, bo chrześcijanin od polityki powinien trzymać się z daleka, należy stwierdzić, że Pismo Święte wzywa chrześcijan do podporządkowania się władzy zwierzchniej. Tylko w przypadku, gdy władza zabrania nam robić to, co Pan nam nakazał, albo żąda od nas zaparcia się wiary w Jezusa Chrystusa, winniśmy - z uwagi na posłuszeństwo wyższej  Instancji - odmówić jej posłuszeństwa. Taki przykład dali nam apostołowie. I przywoławszy ich, nakazali im, aby w ogóle nie mówili ani nie nauczali w imieniu Jezusa. Lecz Piotr i Jan odpowiedzieli im i rzekli: Czy słuszna to rzecz w obliczu Boga raczej was słuchać aniżeli Boga, sami osądźcie [Dz 4,18-19]. Trzeba bardziej słuchać Boga, niż ludzi [Dz 5,29].

Proszę zauważyć, że nawet w czasach Imperium Rzymskiego Słowo Boże wzywało chrześcijan: Bądźcie poddani wszelkiemu ludzkiemu porządkowi ze względu na Pana, czy to królowi jako najwyższemu władcy, czy to namiestnikom, jako przezeń wysyłanym dla karania złoczyńców, a udzielania pochwały tym, którzy dobrze czynią [1Pt 2,13-14]. Ówczesna władza rzymska nie trzymała się chrześcijańskich wartości. Biblia jednak nie dała chrześcijanom zielonego światła dla buntu przeciwko takiej władzy i jej zwalczania.

Stąd moja konsternacja. Dziwię się tak jednoznacznym obstawaniem za ludźmi, którzy - oczywiście, nie wszyscy - wybijają szyby, podpalają samochody, wyrywają uliczną kostkę i rzucają nią w milicjantów. Rozumiem, że obecna władza nie podoba się znacznej części Ukraińców. Wybrali ją parę lat temu - o ile wiem - w demokratycznych wyborach, a teraz gwałtownie domagają się jej dymisji. Taki jest świat. Nic w nim na dłużej nie trzyma się kupy. Ciągły niepokój na świecie, wojny i wojny bez końca - głosi stara pieśń.

Prawdziwi chrześcijanie w takich wojnach nie uczestniczą. Jestem człowiekiem Biblii. Nie mogę inaczej. Będę się modlić.

18 lutego, 2014

Jak ich zabrać?

Dzisiejsza lektura Pisma Świętego wprowadziła mnie w scenerię wyświęcenia Aarona i jego synów na kapłanów. Podjęli się oni pełnienia szczególnej  funkcji w Izraelu, co na zawsze zmieniło całe ich życie. Wcześniej jednak swoją rolę miał spełnić Mojżesz: I przemówił Pan do Mojżesza tymi słowy: Weź Aarona i z nim jego synów oraz szaty, oliwę do namaszczenia, cielca na ofiarę za grzech, dwa barany i kosz przaśników, cały zaś zbór zgromadź u wejścia do Namiotu Zgromadzenia [3Mo 8,1-3].

Zaintrygowała mnie pierwsza część tego polecenia, dotycząca Aarona i jego synów. Weź Aarona i z nim jego synów...  Jak to, weź? Obracam się wśród braci i wiem coś o tym, czy i jak można ich, ot tak, po prostu wziąć do czegoś. Można sobie wziąć jakiś przedmiot, jakieś narzędzie, ale faceta?, brata...? To nie jest wcale takie proste.

Jaśniej zrobiło mi się, gdy zajrzałem do Trzeciej Księgi Wajikra, opatrzonej komentarzami rabinów. Bóg powiedział do Moszego: Zabierz Aharona i jego synów z nim. Słowo "zabierz" oznacza "pochwyć" go swoimi słowami i przekonaj go. (...) Mosze miał przekonać Aharona i jego synów, by przyjęli funkcje kohenów. Aharon czuł się niegodny tego zadania i trzeba go było do niego namówić (Raszi).

Mojżeszowi udało się przekonać Aarona i jego synów. Usłuchali go i zgodnie z Bożym powołaniem stali się kapłanami. Mnie idzie znacznie gorzej. Chciałbym przekonać co najmniej jeszcze kilku  braci, aby przyłożyli rękę do wspólnego dzieła, ale jak do tej pory robię to z marnym skutkiem. L  Żeby chociaż chcieli rzucić okiem na to, co od paru miesięcy robimy. Oj, daleko mi do Mojżesza...

Panie, proszę, napełnij mnie Duchem Świętym, abym był zdolny "zabrać" wielu braci i ich synów do poświęcenia się i wykonania wielkich zadań, jakie postawiłeś przed nami w Gdańsku.

16 lutego, 2014

Doceń wartość zboru!

Chciałem  zażyłego kontaktu  z nim, ale nie przepadałem za jego narzeczoną. On natomiast był bardzo w niej zakochany. Była dla niego „oczkiem w głowie”. Któregoś dnia powiedziałem coś niestosownego na jej temat, a on to usłyszał. W jego spojrzeniu zobaczyłem , że mam u niego przechlapane. Nie sądziłem, że aż tak mu na niej zależy. Któż coś takiego mógł powiedzieć? Komu ośmielam się wkładać w usta takie wyznanie? Czy na pewno nie tobie..?

Proponuję dziś osadzone w pierwszym rozdziale Księgi Objawienia rozważanie poruszające kwestię stosunku chrześcijanina do zboru. Kto czyta Biblię, ten wie, że Syn Boży, noszący biblijny tytuł Oblubieńca – ma oblubienicę – czyli Kościół składający się ze zborów. Kto zaś zna Jezusa Chrystusa, ten wie, jak bardzo cenny w Jego oczach jest Jego zbór.

Wszyscy chrześcijanie, przynajmniej teoretycznie,  zachwycają się osobą Jezusa Chrystusa. Dziś podkreślimy, że ten zachwyt ma być ściśle powiązany z prawdą o Jego miłosnym nastawieniu do zborów.  Co powiedzielibyśmy narzeczonej mówiącej o swoim narzeczonym: „Kocham go, ale nie lubię jego zainteresowań i pasji”. Cóż należałoby jej poradzić? Albo polubisz to, co on lubi, albo go stracisz.

Uwaga Pana Jezusa jest skupiona na Jego zborach. W dzień Pański popadłem w zachwycenie i usłyszałem za sobą głos potężny, jakby trąby, który mówił: To, co widzisz, zapisz w księdze i wyślij do siedmiu zborów: do Efezu i do Smyrny, i do Pergamonu, i do Tiatyry, i do Sardes, i do Filadelfii, i do Laodycei. I obróciłem się, aby zobaczyć, co to za głos, który mówił do mnie; a gdy się obróciłem, ujrzałem siedem złotych świeczników, a pośród tych świeczników kogoś podobnego do Syna Człowieczego [Obj 1,10-13]. Co do tajemnicy siedmiu gwiazd, które widziałeś w prawej dłoni mojej, i siedmiu złotych świeczników: siedem gwiazd, to aniołowie siedmiu zborów, a siedem świeczników, to siedem zborów [Obj 1,20].

Jakby nie czytać powyższego fragmentu Pisma Świętego, jasno z niego wynika, że Syn Boży przechadza się wśród zborów i do zborów kieruje swoje słowa. Dzisiejszy Kościół  - to inaczej mówiąc, narzeczona Pana Jezusa Chrystusa. Zabiegam bowiem o was z gorliwością Bożą; albowiem zaręczyłem was z jednym mężem, aby stawić przed Chrystusem dziewicę czystą [2Ko 11,2]. Jak narzeczona i wszystko co z nią związane, jest w centrum zainteresowania narzeczonego  - tak zbory są obiektem miłosnej troski i zainteresowania Pana.

Poniższe fragmenty wyraźnie świadczą, że Księga Objawienia jest zaadresowana do osób zgromadzonych w zborach. To mówi Ten, który trzyma siedem gwiazd w prawicy swojej, który się przechadza pośród siedmiu złotych świeczników [Obj 2,1]. Kto ma uszy, niechaj słucha, co Duch mówi do zborów [Obj 3,22]. Ja, Jezus, wysłałem anioła mego, by poświadczył wam to w zborach. Jam jest korzeń i ród Dawidowy, gwiazda jasna poranna [Obj 22,16]. Pan objawia się w zborach i przez zbory. On troszczy się o zbory. Skoro więc tak jest, że Pan Jezus w szczególny sposób zajmuje się zborami, to czyż nie trzeba i nam wziąć tego pod uwagę?

Jak możemy docenić i utożsamić się z miłością Pana Jezusa do zborów? Przez jasno określoną przynależność do zboru. Przez trwały związek ze zborem. Przez obecność w zgromadzeniach zboru. Przez pielęgnowanie świadomości  naszego wybrania przez Pana i radosne niesienie odpowiedzialności za zbór. Przez serdeczny i poważny stosunek do zboru. Jednym słowem, skoro Pan Jezus miłuje zbór, jako swoją Oblubienicę, to jakże my mielibyśmy nią pogardzać. Kto miłuje Pana, ten miłuje też Jego zbór.

Są ludzie, którzy traktują zbór, jak ludzką organizację. Ich zdaniem można się do niej zapisać, ale też się z niej wypisać. Można odejść bez żadnych konsekwencji. Można źle mówić o zborze. Tacy ludzie chcieliby mieć bliski kontakt z Jezusem ,ale już nie za bardzo z Jego narzeczoną. Nie chciałbym być w skórze takich osób, gdy Pan powróci.

Bóg Ojciec skupia całą swoją uwagę i miłość na Synu Bożym. Pan Jezus Chrystus skupia swoją na zborach – swojej Oblubienicy! Zbór to wielka wartość w oczach Pana. Jeśli pragniemy zyskać upodobanie w oczach Pana, doceniajmy wartość Jego zborów!

15 lutego, 2014

Uwaga na "Apollosa"

W tych dniach, rozdział po rozdziale, czytam Dzieje Apostolskie. Dzisiejszy fragment, wzmiankujący o Apollosie, zrodził we mnie przemyślenia, z którymi pragnę się tu podzielić.

A do Efezu przybył pewien Żyd, imieniem Apollos, rodem z Aleksandrii, mąż wymowny, biegły w Pismach. Był on obeznany z drogą Pańską, a pałając duchem przemawiał i nauczał wiernie tego, co się odnosi do Jezusa, choć znał tylko chrzest Jana. Ten to począł mówić śmiało w synagodze. A gdy go Pryscylla i Akwila usłyszeli, zajęli się nim i wyłożyli mu dokładniej drogę Bożą [Dz 18,24-26].

W pierwszym odczuciu wydaje się, że Apollos otrzymał w tym opisie bardzo dobre świadectwo. Niemal pod każdym względem był świetny. Dobry mówca. Znawca literatury religijnej. Żarliwy i odważny propagator Jezusa jako Mesjasza. Czegóż można chcieć więcej od  jednego człowieka?

Tymczasem małżonkowie, Akwila i Pryscylla, obserwując go i przysłuchując się jego słowom, doszli do wniosku, że nie mogą zostawić Apollosa w takim stanie duchowym, w jakim go poznali. Jego pojmowanie drogi Bożej – choć atrakcyjnie prezentowane - było niekompletne. Dobrze uczył o tym, co dotyczyło Jezusa, jednak najwyraźniej w innych sprawach miał braki, co w dalszej jego posłudze groziło wprowadzaniem ludzi w błąd.

W naszych czasach również mamy rozmaitych „Apollosów” angażujących się w służbę Bożą. Są wykształceni, utalentowani i przebojowi. Z racji ich optymistycznego nastawienia do życia, dobrej aparycji i gładkiej mowy, łatwo ich polubić. Przy dzisiejszym tempie życia i ilości spraw do ogarnięcia,  szczegóły typu; drobne różnice w poglądach, czy pojedyncze, nieco obco brzmiące dla zboru stwierdzenia, łatwo mogą ujść naszej uwadze.  Nie czas żałować róż, gdy płoną lasy – myśli większość z nas i szybko przechodzi nad takimi sprawami do porządku. Mamy w życiu Kościoła poważniejsze problemy.

Akwila i Pryscylla nie zbagatelizowali wychwyconych braków Apollosa. Mieli nie tylko duchową zdolność, aby je zauważyć, ale też odwagę, aby mu na nie wskazać. A i Apollos okazał się być człowiekiem należytego formatu. Nie obruszył się, że prości wytwórcy namiotów oceniają jego duchowość i coś próbują w niej poprawiać. Był na tyle pokorny i otwarty, że najwyraźniej przyjął ich uwagi za dobrą monetę.

Każdy z nas na jakimś etapie drogi wiary, znaleźć się może w sytuacji, zarówno Akwili i Pryscyli, jak i Apollosa. Uważnie przysłuchujmy się temu, co inni mówią. Nie ulegajmy zbyt łatwo powierzchownym wrażeniom. Miejmy odwagę zadawać pytania. Dzielmy się swoimi obserwacjami i obawami. A my, którzy jesteśmy mocni, winniśmy wziąć na siebie ułomności słabych, a nie mieć upodobania w sobie samych. Każdy z nas niech się bliźniemu podoba ku jego dobru, dla zbudowania [Rz 15,1-2]  i baczmy jedni na drugich, w celu pobudzenia się do miłości i dobrych uczynków [ Hbr 101,24].

Apollos miał szczęście, że trafił do zboru w Efezie. Ile jest dzisiaj takich zborów, w których wierzący - nie ulegając melodii słów i naszej miłej powierzchowności - potrafią nam pomóc przejść na wyższy poziom poznania Pana i służby duchowej?

11 lutego, 2014

Co ze źle zaadresowanymi modlitwami?

Zacznijmy od prostego obrazu. Stojąc w kolejce po bilety słyszysz, jak ubogo wyglądająca kobieta prosi kogoś przed tobą o dopłacenie w kasie parę złotych do jej wypisanego już biletu i staje gdzieś z boku. Zabrakło jej na ten bilet i nie może go dostać, dopóki do kasy nie wpłynie brakująca reszta. Zauważasz, że poproszony człowiek nie spełnia jej prośby, bo ma tylko tyle, ile jemu samemu potrzeba. Błyskawicznie podejmujesz decyzję i chociaż osobiście nie zostałeś o to poproszony, kupując swój bilet, przy okazji dopłacasz do jej biletu. Kobiecina jest w potrzebie, a ty masz taką naturę, że lubisz pomagać. Odchodząc słyszysz, jak kasjerka woła wspomnianą kobietę po odbiór biletu. Za kim pobiegną jej wdzięczne spojrzenia? Mniejsza o to, że nie za tobą. Najważniejsze, że to właśnie ty jej pomogłeś.

Dzisiaj od rana rozmyślam o objawieniu Boga w życiu ludzi nie odrodzonych duchowo i nie znających Boga. Wielu z nich cieszy się błogosławieństwem Bożym, dość powszechnie wiążąc je z niebiblijnymi praktykami religijnymi. Na przykład twierdzą, że poprawa ich zdrowia nastąpiła w wyniku nawiedzenia sanktuarium maryjnego, albo że sukces materialny zawdzięczają codziennemu odmawianiu różańca. Czy rzeczywiście są to przejawy błogosławieństwa Bożego? Czy to możliwe, aby człowiek nie pojednany z Bogiem mógł być wysłuchiwany i obdarowywany przez Boga?

Sporo dała mi do myślenia w tym temacie poranna lektura Biblii. Oto, co powiedzieli apostołowie do religijnych ludzi, nie znających Pana: Zwiastujemy wam dobrą nowinę, abyście się odwrócili od tych marnych rzeczy do Boga żywego, który stworzył niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w nich jest. Za czasów minionych pokoleń pozwalał On wszystkim poganom chodzić własnymi drogami; jednakże nie omieszkał dawać o sobie świadectwa przez dobrodziejstwa, dając wam z nieba deszcz i czasy urodzajne, napełniając pokarmem i radością serca wasze [Dz 14,15-17].

W świetle powyższego fragmentu Słowa Bożego widać, że Bóg wyświadcza dobro także ludziom Go nie znającym. Sprawia, że są radośni i zadowoleni z życia pomimo tego, że  jeszcze nie są na drodze wiary. Modlą się do swoich świętych, a Bóg, widząc ich nieświadomość, wspaniałomyślnie zaspokaja ich potrzeby. Jest to jeden z Bożych sposobów wydawania świadectwa o samym Sobie. Nawet jeśli ludzie mylnie adresują swoje prośby, a potem wdzięczność za ich wysłuchanie, Bóg wyciąga do nich dobrotliwą rękę.

Kto zna Boga niech dziękuje Mu i wychwala Go za to!

10 lutego, 2014

Gdy inni zawracają

Jedno poranne czytanie Biblii, a dwa smutne przypadki niestałości.

Scena pierwsza: Trzej mężczyźni wyruszyli w misję zwiastowania ewangelii. Saulowi i Barnabie postanowił towarzyszyć Jan. Gdy dotarli jednak do Perge w Pamfilii, Jan zmienił zdanie i odłączywszy się od nich, wrócił do Jerozolimy [Dz 13,13]. Cóż takiego się stało, że zawrócił z tej drogi?

Scena druga: Izraelici w atmosferze cudów Bożych pod przewodnictwem Mojżesza wyruszyli w drogę ku Ziemi Obiecanej. Gdy jednak ich przywódca nie spełnił ich oczekiwań zbyt długo przebywając gdzieś sam na sam z Bogiem,  rychło zeszli z drogi, jaką im Bóg nakazał. Zrobili sobie cielca ulanego, oddali mu pokłon, złożyli mu ofiarę i mówili: To są bogowie twoi, Izraelu, którzy cię wyprowadzili z ziemi egipskiej [2Mo 32,8].

Ileż takich przypadków zejścia z obranej drogi zdarza się dzisiaj? Raporty choćby tylko z dróg, na których mnie osobiście dane było służyć Bogu, zawierają dziesiątki imion takich braci i sióstr. Wyruszyli w drogę razem ze mną, a potem - po cichu lub z rozgłosem - odłączywszy się, odeszli. Dlaczego zawrócili? Przecież obrana przez nich wcześniej droga wspólnej służby nie uległa zmianie.

Na drogach służby Pańskiej trzeba cechować się stałością. Albowiem wytrwałości wam potrzeba, abyście, gdy wypełnicie wolę Bożą, dostąpili tego, co obiecał [Hbr 10,6]. Saul i Barnaba, pomimo dezercji Jana, poszli dalej. Mojżesz wsparty w owej krytycznej chwili przez Lewitów, poprowadził dalej lud Boży, chociaż jego szeregi zostały poważnie zdziesiątkowane.

Zdarzyło się to nawet samemu Jezusowi. Od tej chwili wielu uczniów jego zawróciło i już z nim nie chodziło. Wtedy Jezus rzekł do dwunastu: Czy i wy chcecie odejść? [Jn 6,66-67]. Odejście jednych nie powinno zatrzymywać pozostałych w dalszej pracy dla Pana.

09 lutego, 2014

Sztafeta Królestwa Bożego

Jedną z konkurencji tegorocznych Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi jest narciarski bieg sztafetowy. Sztafeta to konkurencja odbywająca się na trasie podzielonej na odcinki. Kolejny zawodnik może wystartować dopiero po ukończeniu odcinka przez poprzedniego, gdy w wyznaczonej strefie zmian otrzyma od poprzednika pałeczkę. Czwórka narciarzy przebiega swój dystans wprawdzie samotnie, ale sukces lub porażka w sztafecie są wspólne, bo jest to dyscyplina zespołowa.

Każdy człowiek uczestniczy w sztafecie życia. Pokolenia zmieniają się jedno po drugim; dziadkowie - rodzice – dzieci - wnuki, co wiąże się ze sporym napięciem w strefie zmian. Na styku pokoleń ważne jest bowiem, ażeby jedni w porę pałeczkę przekazali, a drudzy umiejętnie ją przejęli. Rolą pokolenia kończącego bieg jest błogosławić następną zmianę. Kibicować, żeby młodzi dobrze pobiegli, bo są kontynuacją poniesionego dotychczas trudu. Powinnością osób rozpoczynających swój etap biegu jest natomiast szacunek względem tych, którzy już się natrudzili i odpowiedzialne kontynuowanie biegu, ażeby wysiłek poprzedników nie poszedł na marne.

Jako chrześcijanie bierzemy udział w sztafecie Królestwa Bożego. Trzeba w tym biegu, zwłaszcza w strefie zmian, zachować czujność aby czegoś nie popsuć. Tak biegnijcie, abyście nagrodę zdobyli [1Ko 9,24]. Ważne, by swój odcinek pobiec dobrze, od początku aż do samego końca. Dobry bój bojowałem, biegu dokonałem, wiarę zachowałem;  a teraz oczekuje mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu da Pan, sędzia sprawiedliwy, a nie tylko mnie, lecz i wszystkim, którzy umiłowali przyjście Jego [2Tm 4,7-8]. Dokonać biegu znaczy - nie tylko nie zatrzymać się przedwcześnie, ale też z radością oddać pałeczkę kolejnemu biegaczowi.

W polityce, kulturze lub biznesie przekazanie pałeczki nierzadko jest wymuszone i odbywa się w niezdrowej atmosferze. W Kościele natomiast jest to sprawa normalna i zgodna z planem Bożym. Ojcowie przekazują służbę synom w wierze. A co słyszałeś ode mnie wobec wielu świadków, to przekaż ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni i innych nauczać [2Tm 2,2]. W szczerych uściskach dłoni w strefie zmian na niwie Pańskiej splatają się ze sobą szacunek, wdzięczność i błogosławieństwo. Tak być powinno, umiłowani bracia!

Zmiana w sztafecie Królestwa Bożego wymaga wielkiej sztuki, mądrości i taktu od obydwu stron. Ważne, żeby to zrobić we właściwym czasie; nie za wcześnie, ale też ani trochę za późno. Zmiana kończąca swój etap biegu nie może pod koniec zwalniać i psuć wyniki zmiennikom już na samym początku ich biegu. Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia, naśladujcie wiarę ich [Hbr 13,7].

Kto jest świadomym uczestnikiem sztafety Królestwa Bożego, ten rozumie, że zmiany są tu sprawą normalną. Przekazanie pałeczki następuje więc w stosownym czasie i na określonym polu. Padają słowa uznania dla dotychczasowej zmiany. Jest wdzięczność Bogu za nowe pokolenie. Panuje poczucie wspólnoty w sukcesie i porażce.

Panie, dziękuję Ci za tych, którzy przekazali mi pałeczkę ewangelii i już zakończyli swój etap biegu. Pomóż mi godnie kontynuować ich trud i w odpowiedniej chwili umożliwić dobry bieg następnej zmianie sztafety Królestwa Bożego.

08 lutego, 2014

Ażeby się nie zakwasiło!

Doświadczone gospodynie wiedzą, co należy zrobić, ażeby dobrze zakwasić kapustę lub ogórki. Są jednak rzeczy, których kwasić nie wolno. Spójrzmy dziś na tę sprawę w świetle Pisma Świętego i zobaczmy, co w naszym życiu powinno na zawsze pozostać wolne od kwasu.

Za biblijną ilustrację posłuży nam obraz przaśnego pieczywa, spożywanego przez Izraelitów przy wyjściu z niewoli egipskiej. Wtedy lud zabrał ciasto swoje, zanim się zakwasiło, dzieże swoje, owinięte w szaty, niosąc je na swoich ramionach [2Mo 12,34]. A z ciasta, które wynieśli z Egiptu, napiekli niekwaszonych placków, gdyż nie zdążyło się zakwasić, zostali bowiem wypędzeni z Egiptu, a nie mogąc zwlekać nie przygotowali sobie zapasów [2Mo 12,39]. Tajemnicą bezkwasowości chleba jedzonego wówczas przez Żydów nie była więc żadna specjalna receptura. Jedli bez kwasu, bo ciasto naszych praojców nie miało czasu, by się zakwasić, aż Król Królów, Święty Jedyny, niech będzie błogosławiony, objawił się i wyzwolił ich - czytamy w Hagadzie na Pesach.

Wyjście Izraelitów z Egiptu oznaczało dla nich całkiem nowy etap życia i w tym sensie może ilustrować życie chrześcijanina po przeżyciu nowego narodzenia. Słowo Boże sięga po wątek przaśników z tamtego wydarzenia i wzywa, abyśmy wystrzegali się kwasu starego życia. Czy nie wiecie, że odrobina kwasu cały zaczyn zakwasza? Usuńcie stary kwas, abyście się stali nowym zaczynem, ponieważ jesteście przaśni; albowiem na naszą wielkanoc jako baranek został ofiarowany Chrystus. Obchodźmy więc święto nie w starym kwasie ani w kwasie złości i przewrotności, lecz w przaśnikach szczerości i prawdy [1Ko 5,6-8].

Co może zakwasić życie duchowe chrześcijanina? W zborze korynckim była to niemoralność. Lecz uwaga! Ich błąd polegał nie tyle na tym, że pojawił się u nich grzech, lecz na tym, że ociągali się z właściwą reakcją. W takich przypadkach niezwłocznie należy podjąć przeciwdziałanie, a oni wzbili się w pychę, zamiast się raczej zasmucić i wykluczyć spośród siebie tego, kto takiego uczynku się dopuścił [1Ko 5,2]. Przez to pojawił się kwas, tam gdzie go być nie powinno!

W świetle powyższego jeszcze jaśniejsze staje się wezwanie apostolskie: Gniewajcie się, lecz nie grzeszcie; niech słońce nie zachodzi nad gniewem waszym, nie dawajcie diabłu przystępu [Ef 4,26-27]. Gdy pojawią się złe emocje, gdy nastąpi konflikt w szeregach chrześcijańskich, problem należy zażegnać niezwłocznie, najlepiej jeszcze tego samego dnia.  Dlaczego trzeba się spieszyć? Ażeby się nie zakwasiło!

Któż z nas nie widział ludzi zakwaszonych grzechem, nieporozumieniami i żalami? Nikt nie chciałby skończyć tak, jak oni! Jeśli więc w naszym  życiu zaistniały lub zaistnieją okoliczności grożące zakwasem - nie zwlekajmy! Jest to biblijny sposób na to, aby nasze nowe życie z Jezusem nigdy się nie zakwasiło.

Więcej na ten temat jutro w kazaniu w Bielsku Podlaskim.

05 lutego, 2014

Jeden Duch

Warto przeczytać
W  dwojaki sposób można żyć, myśleć i działać. W duchu tego świata albo w Duchu Świętym. Ludzie przynależący duchowo do świata, pragnąc dobrych rzeczy, nierzadko rzucają się w wir pracy niewykonalnej. Dwoją się i troją, aby połączyć ze sobą wodę i ogień. Nie mając wglądu w istotę świata duchowego sądzą, że jedność to tylko kwestia otwartości, wysiłku organizacyjnego i miłości między ludźmi. 

A myśmy otrzymali nie ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, abyśmy wiedzieli, czym nas Bóg łaskawie obdarzył [1Ko 2,12]. Uczniowie Jezusa Chrystusa, zachowując jedność w swoim gronie, nawet nie próbują budować jedności z ludźmi żyjącymi wg ducha tego świata. Nie walczą z nimi, nie gardzą nimi, nie odsądzają od czci i wiary, ani ich nie potępiają. Ale też nie podejmują prób łączenia się z nimi. Dlaczego? Ponieważ nie są tego samego ducha.

Wiele daje tu do myślenia stanowisko Pana Jezusa w stosunku do jakiejś bliżej nieokreślonej osoby, posługującej się Jego imieniem: Nauczycielu! Widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi za nami, jak wypędzał w twoim imieniu demony, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził za nami. Ale Jezus rzekł: Nie zabraniajcie mu, ponieważ nie ma takiego, kto by dokonywał cudów w imieniu moim i mógł zaraz potem źle o mnie mówić. Bo kto nie jest przeciwko nam, ten jest za nami [Mk 9,38-40]. Być może wielu dzisiejszych działaczy chrześcijańskich czym prędzej starałoby się z kimś takim zapoznać i wciągnąć go we wspólne inicjatywy. Proszę zauważyć, że Chrystus Pan niczego takiego nie zaproponował.

Kościół tj. Oblubienica Chrystusowa, nie potrzebuje zjednoczenia. Czyż rozdzielony jest Chrystus? [1Ko 1,13]. Trwając w społeczności z Oblubieńcem stanowi fenomen jedności duchowej. Istotą tej jedności nie są ludzkie uzgodnienia lub przyjaźń. Decyduje o tym napełnienie jednym Duchem Świętym. A ten, kto wie, czym nas Bóg łaskawie obdarzył, nie rozgląda się już za niczym więcej. Żyje według Ducha.

Duch tego świata stara się połączyć wszystkich w jedno i wprowadzić globalizację. Duch Święty  nigdy nie będzie miał z tym nic wspólnego.

03 lutego, 2014

Zmiksowani

Po włączeniu się wczoraj porannego budzika mojej żony mimowolnie zacząłem słuchać kończącej się wypowiedzi, gloryfikującej rzymskokatolicką eucharystię. Gdy ucichła, z głośnika popłynęła znana mi pieśń: "O, jakże kocham Twój, najświętszy Boże, dom. Ten żywy kościół z ludzkich dusz, zbawionych Twoją krwią". Tąpnęło mną tak, że w jednej chwili całkowicie się obudziłem! Ktoś w katolickiej audycji zmiksował niebiblijną naukę z ewangelicznym hymnem. Tak oto piękne słowa autorstwa Timothy Dwight'a, wnuka słynnego kaznodziei przebudzeniowego, Jonathan’a Edwards’a trafiły do jednego worka z bałwochwalstwem. Na Boga! Przecież nie o takim kościele pisał i śpiewał Dwight w 1800 roku w Ameryce.

Jak to wygląda w świetle Biblii? Chrystus Pan wskazał, że nowego życia nie należy łączyć ze starymi zwyczajami i obrzędami religijnymi. Nikt nie przyszywa łaty z nowego sukna do starej szaty, bo inaczej łata obrywa nowe od starego i rozdarcie staje się większe. Nikt też nie wlewa młodego wina do starych bukłaków, bo inaczej wino rozsadzi bukłaki, i wino i bukłaki zniszczeją. Lecz młode wino należy lać do nowych bukłaków [Mk 2,21-22]. Dlatego uczniowie Jezusa nie żyli wg kalendarza ówczesnych obrzędów i postów. Byli wolni od tradycji.

Prawdziwi chrześcijanie mają zapobiegać miksowaniu zdrowej nauki z ludzką religią i świeckim życiem. W jaki sposób? To proste: Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym?Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami? Myśmy bowiem świątynią Boga żywego, jak powiedział Bóg: Zamieszkam w nich i będę się przechadzał pośród nich, i będę Bogiem ich, a oni będą ludem moim. Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan, i nieczystego się nie dotykajcie; a ja przyjmę was i będę wam Ojcem, a wy będziecie mi synami i córkami, mówi Pan Wszechmogący [2Ko 6,14-18].

Od lat obserwuję ewangeliczne środowiska chrześcijańskie. Zaczynają w nich przeważać tendencje do bratania się ze światem i jego religią. W imię ewangelizacji wielu wierzących połączyło się z niewierzącymi do tego stopnia, że utracili tożsamość i woń Chrystusową. Naśladują świeckich artystów i gwiazdorów, mizdrzą się do polityki, stosują biznesowe socjotechniki. Wystarczy z większą nieco dozą refleksji popatrzeć na chrześcijańskie sceny, przysłuchać się naradom chrześcijańskich strategów i zobaczyć, czym żyją na co dzień.

Wbrew nauce Pisma Świętego wśród chrześcijan zapanowała wielka moda na miksowanie. Daje ono chwilowe poczucie sukcesu. Bądźmy jednak świadomi, że podczas, gdy ktoś na tym miksowaniu zyskuje, ktoś inny ponosi duchową stratę. Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga  [Jk 4,4].

Panie, wiem z Biblii, że Ty zazdrośnie chcesz mieć tylko dla siebie ducha, któremu dałeś we mnie mieszkanie. Nie dam się zmiksować.

01 lutego, 2014

Nadszedł czas na twoją paschę!

Były kiedyś takie czasy, że potomkowie Abrahama 430 lat spędzili w Egipcie. Początkowo mieli się tam całkiem nieźle. Ze względu na Józefa dostali do dyspozycji najlepsze sprzęty i zamieszkali w najlepszej części kraju. Lecz potem, gdy nastał faraon, który osobiście nie znał Józefa, było już coraz gorzej. W końcu życie Izraelitów w Egipcie stało się nie do zniesienia. Egipcjanie zmuszali Izraelitów do ciężkich robót i uprzykrzali im życie uciążliwą robotą w glinie i przy cegłach i różną pracą na polu. Wszystkie te prace wykonywali pod przymusem [2Mo 1,13-14].

To bardzo dobra ilustracja grzesznego życia. Początkowo wydaje się ono całkiem przyjemne. Pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha życia to dla grzesznika szereg rozkosznych doznań. Z czasem jednak pojawia się dyskomfort, by ostatecznie przerodzić się w prawdziwą niewolę. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu [Jn 8,34].

W ustalonym przez Boga czasie Izraelici zostali wyzwoleni z niewoli egipskiej. Napatrzyłem się na niedolę ludu mojego w Egipcie i słyszałem krzyk ich z powodu naganiaczy jego; znam cierpienie jego. Zstąpiłem przeto, by go wyrwać z mocy Egiptu i wyprowadzić go z tego kraju do ziemi żyznej i rozleglej, do ziemi opływającej w mleko i miód [2Mo 3,7-8]. Kulminacyjnym momentem powyższego planu Bożego była pascha. Krew baranka paschalnego widniejąca na drzwiach domostw izraelskich ocaliła ich od śmierci i tego samego dnia stali się wolni, by ruszyć ku Ziemi Obiecanej.

Zapoczątkowane w ten sposób nowe życie Izraelitów znalazło swój wyraz w spożywaniu przez nich niezakwaszonego pieczywa. A z ciasta, które wynieśli z Egiptu, napiekli niekwaszonych placków, gdyż nie zdążyło się zakwasić, zostali bowiem wypędzeni z Egiptu, a nie mogąc zwlekać nie przygotowali sobie zapasów [2Mo 12,39]. Tym obrazem Słowo Boże ilustruje też nowe życie chrześcijan wzywając: Usuńcie stary kwas, abyście się stali nowym zaczynem, ponieważ jesteście przaśni; albowiem na naszą wielkanoc jako baranek został ofiarowany Chrystus. Obchodźmy więc święto nie w starym kwasie ani w kwasie złości i przewrotności, lecz w przaśnikach szczerości i prawdy [1Ko 5,7-8]. Nowe życie z Jezusem - to wolność od kwasu grzesznego życia. Tak więc jeśli ktoś jest w Chrystusie nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe [2Ko 5,17].

Podobnie jak Izraelici mieli czas paschy tj. przejścia, tak i dla nas Bóg wyznacza specjalny dzień na przejście ze starego do nowego życia. Trwająca od lat niewola grzechu się kończy. Staje się to dokładnie w wyznaczonym przez Boga czasie. Sam Pan czuwa, aby wyprowadzić nas wreszcie z niewoli grzechu.

Hej! Czy nie nadszedł już czas i na twoją paschę?