17 listopada, 2019

Pan ma moc dać ci dużo więcej

Przypomniała mi się dzisiaj niezwykła historia biblijna z VIII wieku przed Chrystusem. Zdarzyła się ona królowi judzkiemu Amazjaszowi.

Amazjasz zwołał zgromadzenie domu Judy i przydzielił ich, w całym Judzie i w Jeruzalem, według ich rodów do tysiączników i pięćdziesiątników. Policzył wszystkich mających dwadzieścia lat i więcej, i wyszło mu trzysta tysięcy zdolnych do wyruszenia na wojnę, uzbrojonych w dzidę i tarczę. Następnie wynajął z Izraela za sto talentów srebra sto tysięcy dobrze wyćwiczonych żołnierzy. Ale przyszedł do niego człowiek od Boga i powiedział: "Królu, nie może pójść z tobą wojsko Izraela, bo Pan nie jest po stronie Izraela, nie jest po stronie żadnego z synów Efraima. Ty uważasz, że dzięki nim będziesz mocniejszy, ale Pan zmusi cię do ucieczki przed nieprzyjacielem, bo od Pana zależy bycie mocnym i zmuszenie do ucieczki". Amazjasz zapytał człowieka od Boga: "A co będzie ze stoma talentami, które już wypłaciłem wojsku Izraela?" Człowiek od Boga powiedział: "Pan ma moc dać ci dużo więcej". Amazjasz zatem wydał rozkaz wojsku przybyłemu do niego z Efraima, aby wróciło do siebie. Rozgniewali się bardzo na Judę i ze złością odchodzili do swoich siedzib [2Krn 25,5-10 w przekładzie Biblii Pierwszego Kościoła].

Z powodu pomijającego realia duchowe, pochopnego wejścia króla Judy w układ z ludźmi, których Bóg nie popierał, sto talentów - co najmniej 2,5 tony - srebra miało przepaść bezpowrotnie. Król Judy wezwany przez proroka stanął jednak na wysokości zadania. Odwołał zawezwane wojsko. Wiedział, że przepadnie mu spora kwota, ale posłuszeństwo Bogu uznał za rzecz ważniejszą od pieniędzy. Zrobił tak, bo usłyszał: Pan ma moc dać ci dużo więcej. Oczywiście spotkał się ze złością i niezrozumieniem ze strony odesłanych, lecz to nie zmieniło jego stanowiska.

Diabeł często okłamuje nas i nasuwa nam czarne myśli co do przyszłości, jeżeli zerwiemy już zawarte układy, albo gdy w ogóle nie będziemy szukać pomocy w środowisku, które wydaje się oferować nam realną pomoc. Zostaniesz w tyle. Zbankrutujesz. Wezmą cię na języki. Zostaniesz starą panną lub kawalerem. Zjedzą cię. To są wierutne kłamstwa. Kto okazuje posłuszeństwo Panu, ten nie musi się martwić. Pan ma moc dać mu dużo więcej, niż to, co z racji posłuszeństwa Bogu może stracić.

Niedawno mówiłem o tym w Inowrocławiu

14 listopada, 2019

Ażeby nie umniejszyć chwale Bożej

Od paru miesięcy chodziłem wewnętrznie obciążony sprawą dotacji do remontu dachu zabytkowego dworu olszyńskiego, który jest własnością Centrum Chrześcijańskiego NOWE ZYCIE. Kwestią nie było przyznanie jej nam, bowiem Rada Miasta Gdańska na sierpniowej sesji to uchwaliła. Biłem się z myślami, czy w ogóle powinniśmy z tej dotacji korzystać?

Gdy swego czasu Bóg wprowadzał nas na Olszynkę, abyśmy zajęli się tym niszczejącym od lat zabytkiem, w chwilach największej walki duchowej, która wówczas przetaczała się przez moją duszę, starałem się szukać oparcia w Słowie Bożym. Wylosowałem wówczas następujący fragment Pisma Świętego: Twoi ludzie odbudują prastare gruzy, podźwigniesz fundamenty poprzednich pokoleń i nazwą cię naprawiaczem wyłomów, odnowicielem, aby w nich można było mieszkać [Iz 58,12]. Na tej - między innymi - podstawie stało się dla mnie jasne, że nie tylko należy zająć się tymi ruinami, ale też, że będziemy to robić sposobem gospodarczym, siłami i środkami ludzi wierzących w Jezusa Chrystusa.

Zgodnie z tą myślą trzy lata temu ruiny dawnej wozowni z Bożą pomocą przeobraziliśmy w miejsce nabożeństw i spotkań naszej wspólnoty. W całości jest to owoc pracy oraz ofiarności członków i przyjaciół Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE. Ten okres w naszym zborze nazwaliśmy sezonem cudów. Bez najmniejszych wątpliwości cała chwała z realizacji tego projektu należy się naszemu Panu, Jezusowi Chrystusowi. Dobrze wiemy, że bez Niego nie tylko nie byłoby tego domu modlitwy ale też w ogóle obecności naszego zboru w tym uroczym miejscu.

Swego rodzaju pokuszenie przyszło na mnie w postaci propozycji dotowania kolejnego naszego projektu z tzw. środków publicznych. Możliwość taką przedstawił mi Prezydent Gdańska mniej więcej rok przed jego śmiercią. Perspektywa otrzymania ponad dwustu tysięcy złotych zamydliła mi oczy. Złożyłem wniosek o dotację. Otrzymałem obietnicę przyznania środków ale utraciłem wewnętrzny pokój. Jednym z warunków otrzymania pieniędzy było wywieszenie informacji, że prace zostały wykonane dzięki pomocy gminy, a przecież dach dworu faktycznie wyremontowaliśmy dzięki pracy i ofiarności ludzi z Kościoła. Poczułem się jak sprzedawczyk chwały Bożej.

Dzisiaj po włączeniu odtwarzacza mp3 z wgraną Biblią, usłyszałem z głośnika: Bóg niebios poszczęści nam! My zaś, Jego słudzy, zabierzemy się do budowy, ale wy nie macie ani działu, ani prawa, ani pamiątki w Jeruzalemie [Neh 2,20]. Takie stanowisko zajął Nehemiasz w sprawie odbudowy murów Jerozolimy, gdy ludzie spoza grona synów Izraela zainteresowali się tym, co robił. Natychmiast skojarzyłem podobną sytuację, gdy duchowo źle nastawieni ludzie zgłosili chęć przyłączenia się do odbudowy świątyni: Zorobabel jednak, Jeszua i pozostali naczelnicy rodów Izraela odpowiedzieli: Właściwie nic nas z sobą nie łączy na tyle, byśmy mieli wspólnie budować świątynię dla naszego Boga. My sami chcemy budować ją dla PANA, Boga Izraela [Ezdr 4,3]. Bardzo intrygujące, bo w tym przypadku oferujący pomoc powoływali się nawet na to, że czczą tego samego Boga...

Słowo Boże znowu wyraźnie stało się pochodnią nogom moim i światłością ścieżkom moim [Ps 119,106]. Dzisiejszego poranka upewniłem się, co mam z tym fantem ostatecznie zrobić. Skorzystanie z gminnych środków publicznych oznaczałoby zgodę na to, że chwała, która w całości należna jest Bogu, byłaby częściowo przypisana Gminie Gdańsk. Bóg powiedział: Ja, PAN, takie jest moje imię, swej chwały nie przekaże nikomu, mojej czci nie oddam bożyszczom! [Iz 42,8]. Praca kilkunastu wierzących wolontariuszy, którzy poświęcili swój czas i fachowość, którzy nie chcieli nawet zwrotu kosztów podróży, godna jest tego, aby w całości posłużyła chwale Bożej. Ofiary wielu członków i przyjaciół naszego zboru są na tyle szlachetne i święte, że nie należy mieszać ich z niczym, co mogłoby umniejszyć ich wymowie w oddawaniu chwały Bogu. Tylko Bogu należy się chwała z nowego dachu Dworu Olszyńskiego!

Napięcie wzięło się i wciąż będzie brać się stąd, że - z jednej strony - nie chcę przegapić ani odrzucić niczego, co Bóg daje naszemu zborowi. Z drugiej zaś strony, nie chcę połknąć diabelskiego haczyka, na który Boży przeciwnik zakłada coraz to nowe przynęty.

Mamy przed sobą jeszcze wiele zadań. Poza dokończeniem remontu zabytkowego dworu modlimy się, aby w miejscu ruin dawnej stajni powstał zborowy dom socjalny, w którym m.in. na jesień życia znajdą schronienie sędziwi współwyznawcy Chrystusa Jezusa. W tych dziełach będzie mieć udział wielu braci i sióstr, którzy pobudzeni przez Ducha Świętego pomogą w budowie przyjeżdżając do pracy lub ofiarowując pieniądze. Wierzę, że nasz ośrodek życia i służby Bożej będzie tętnił życiem ku społecznemu pożytkowi bez oglądania się na środki publiczne z miejskiej kasy.

Liczę się z tym, że w tych sprawach można mieć inne zdanie. Jednak nawet gdyby moje stanowisko zostało mocno skrytykowane, to jedno wiem na pewno. Jeszcze dzisiaj rano zżymałem się w głębi duszy z powodu uciążliwego napięcia, a teraz odzyskałem wewnętrzny pokój i się rozradowałem.

11 listopada, 2019

Strzeżmy swej (nie)podległości!

Niepodległość. Czy istnieje w czystej postaci? Czy ktokolwiek może powiedzieć, że jest w pełni niepodległy? Bob Dylan w refrenie swej piosenki swego czasu wyśpiewywał, że niezależnie od tego kim jesteśmy zawsze musimy komuś służyć. Chcemy czy nie chcemy, musimy komuś służyć. Może to być diabeł, lub może być Bóg. Zawsze jednak musimy komuś służyć.

Powyższe słowa piosenki pokrywają się z nauką Pisma Świętego. Kto uwierzył w Jezusa Chrystusa, ten wie, że ma w Nim nie tylko Zbawiciela ale i Pana. Albowiem nikt z nas dla siebie nie żyje i nikt dla siebie nie umiera; bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy; jeśli umieramy, dla Pana umieramy; przeto czy żyjemy, czy umieramy, Pańscy jesteśmy. Na to bowiem Chrystus umarł i ożył, aby i nad umarłymi i nad żywymi panować [Rz 14,7-9].

Niepodległy w pełni znaczenia tego słowa jest tylko Bóg. Diabeł jest buntownikiem. Chrześcijanie natomiast są naśladowcami i sługami Chrystusa. Nie dlatego, że muszą. Kochają swojego Pana. To przesądza o tym, że w swej podległości są wolni i szczęśliwi.  Żaden sługa nie może dwóm panom służyć, gdyż albo jednego nienawidzić będzie, a drugiego miłować, albo jednego trzymać się będzie, a drugim pogardzi. Nie możecie Bogu służyć i mamonie [Łk 16,13].

Ochotne uleganie Chrystusowi Panu daje nam mocne zabezpieczenie przed ponownym popadnięciem w niewolę. Chrystus wyzwolił nas, abyśmy w tej wolności żyli. Stójcie więc niezachwianie i nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli [Ga 5,1]. Wszyscy nie należący do Chrystusa żyją  w sidłach diabła, który ich zmusza do pełnienia swojej woli [1Tm 2,26]. Każdy chrześcijanin niegdyś podzielał ten los. Teraz zaś, wyzwoleni od grzechu, a oddani w służbę Bogu, macie pożytek w poświęceniu, a za cel żywot wieczny [Rz 6,22].

Rzeczywista podległość Chrystusowi przynosi pełną niepodległość od ludzi. Nie chodzimy już na postronku ludzkich opinii, bo jak zostaliśmy przez Boga uznani za godnych, aby nam została powierzona ewangelia, tak mówimy, nie aby się podobać ludziom, lecz Bogu, który bada nasze serca [1Ts 2,4]. Ludzie – oczywiście – wciąż będą osądzać, a nawet potępiać postępowanie chrześcijanina. Lecz co się mnie tyczy, nie ma najmniejszego znaczenia, czy wy mnie sądzić będziecie, czy jakiś inny sąd ludzki, bo nawet ja sam siebie nie sądzę. Albowiem do niczego się nie poczuwam, lecz to mnie jeszcze nie usprawiedliwia, bo tym, który mię sądzi, jest Pan [1Ko 4,3-4]. Kto wierzy w Jezusa Chrystusa nie musi się już przejmować tym, co ludzie powiedzą. Nie jest ich niewolnikiem. Jest wyzwoleńcem Chrystusa! Drogoście kupieni; nie stawajcie się niewolnikami ludzi [1Ko 7,23].

Wciąż wokół nas będzie się ktoś kręcić, aby wyszpiegować naszą wolność, którą mamy w Chrystusie, żeby nas podbić w niewolę [Ga 2,4]. Jak się przed tym ustrzec? Jedynym sposobem na niepodległość chrześcijanina jest ochotna uległość i posłuszeństwo naszemu Panu, Jezusowi Chrystusowi.

08 listopada, 2019

Na jakie kazanie możesz liczyć w niedzielę?

Zastanawiam się dzisiaj nad dwoma wypowiedziami prorockimi z Księgi Jeremiasza, w obydwu przypadkach wyrażającymi zamysł Boży względem ludu Bożego. Pierwsza z nich: Skierowałem bowiem swoje oblicze ku temu miastu dla jego nieszczęścia, nie dla pomyślności [Jr 21,10]. I druga: Mam wobec was plan pomyślny, a nie żeby na was sprowadzać nieszczęścia [Jr 29,11]. Nie trzeba być uważnym słuchaczem kazań, by odkryć, że ten drugi fragment jest przez współczesnych kaznodziejów cytowany chętnie i bardzo często, podczas gdy pierwszy jest raczej pomijany, a na pewno przywoływany bardzo rzadko.

Proszę zauważyć, że pierwsza wypowiedź jest zdaniem z proroctwa skierowanego do ludu Bożego w czasie, gdy mieszkali w swojej ziemi i gdy Jerozolima tętniła jeszcze życiem. Drugie proroctwo natomiast - to chętniej i częściej cytowane - dotarło do Judejczyków, gdy byli na wygnaniu, gdzieś daleko w Babilonii. Czy to nie jest jakaś pomyłka? Przecież gdy jest nam dobrze, to chcemy słuchać miłych i pozytywnych kazań. Nie chcemy, żeby ktoś nas straszył i odbierał nam radość życia. Dopiero wtedy, gdy wszystko nam się w życiu zawali, otwieramy się na krytykę i gotowi jesteśmy wysłuchać gorzkich słów. Na co dzień wolimy proroków, którzy mówią nam, że Bóg nas kocha i którzy zwiastują nam pomyślność.

Biblia prezentuje jednak inny ogląd tej sprawy. Dobre, pozytywne słowa Bóg kieruje do ludzi, którzy uznali swój grzech, przyznali słuszność wyrokom Bożym i ukorzyli się przed Bogiem. Ludziom z taką postawą serca prawdziwi prorocy głoszą zmiłowanie Boże i żywot wieczny. Takimi właśnie ludźmi stali się Judejczycy na wygnaniu. Jednak wcześniej, w swojej ziemi byli hardzi, zadowoleni z siebie i Bogu nieposłuszni. Chcieli słuchać tylko ulubionych przez siebie proroków i takich oczywiście im nie brakowało. Prawdziwy prorok musiał głosić im zbliżający się sąd Boży.

Jak z tego wynika, tajemnica treści proroctwa kierowanego do ludu Bożego nie leżała w proroku Jeremiaszu, ani w jego kondycji duchowej. Prorok Pana musi głosić to, co słyszy od Boga. Nie ma prawa sam decydować o tym, co będzie treścią jego przemówienia. Nie wolno mu budować kazania, którego celem byłoby zadowolenie słuchaczy. Prorok Boży musi podążać za głosem Ducha Świętego, choćby swym zwiastowaniem miał się ludziom bardzo narazić. Jest sługą Słowa Bożego, a nie ludzkich upodobań. Normalnie rzecz biorąc, treść proroctwa zawsze zależy od stanu duchowego osób, do których w danej chwili jest ono kierowane.

Dlaczego więc większość dzisiejszych kaznodziejów wygłasza kazania niemal wyłącznie o miłości i pomyślności? Czyżby dlatego, że ich słuchacze to ludzie już w pełni skruszeni, uniżeni w duchu, bogobojni i podobający się Chrystusowi Panu..?