26 kwietnia, 2019

Koszty łączenia miłości z dyscypliną

Czytałem dziś w Biblii opowieść o tym, jak swego czasu Izraelici dyscyplinowali jedno z ich plemion za niegodziwość, którego się w nim dopuszczono. Końcowe rozdziały Księgi Sędziów opisują skomplikowany proces wymierzania kary Beniaminitom przez ich współbraci, zapoczątkowany wspólną naradą. W Izraelu dopuszczono się bowiem wielkiej niegodziwości, haniebnego czynu! A teraz wy wszyscy synowie Izraela, dajcie sobie odpowiedź i radę, jak w związku z tym postąpić. Wtedy cały lud powstał jak jeden mąż: Nikt z nas nie pójdzie do swojego namiotu i nikt nie wróci do swojego domu - postanowili. - Postąpimy tak: Ruszymy na Gibeę za wskazaniem losu [Sdz 20,6-9].

Troska o sprawiedliwość i ład społeczny w szeregach synów Izraela okazała się niełatwym zadaniem. Beniaminici nie tylko nie chcieli się ukorzyć, ale stanęli do walki. Dwukrotnie pobili braci z innych plemion, którzy odważyli się ich dyscyplinować. Koszty tej operacji okazały się bardzo wysokie. Tysiące osób poniosło śmierć. Jednakże - o, dziwo! - ostatecznie ukarane plemię Beniamina natychmiast stało się w Izraelu obiektem empatii. Żałowali więc potomkowie Izraela swojego brata Beniamina. Powtarzali: Dzisiaj zostało odcięte jedno plemię od Izraela. Co zrobimy dla tych pozostałych? [Sdz 21,6-7]. Wszystkim zależało na tym, aby Beniaminici nadal należeli do społeczności izraelskiej. Znowu zaczęli się więc naradzać, tym razem w celu ułatwienia im powrotu do normalnych relacji. I naprawdę pomogli potomkom Beniamina ponownie włączyć się w życie narodu.

Ostra reakcja na zaistniałe zło była jak najbardziej stosowna. Niemniej ważne i zasadne było okazanie miłości. Takich postaw Bóg oczekuje również w Kościele. Miłość i dyscyplina mają iść w parze, z jednej strony chroniąc zbór od zepsucia, a z drugiej od bezdusznej surowości. Dobrym przykładem służy nam postawa apostoła Pawła względem apostoła Piotra. Gdy jednak Kefas przybył do Antiochii, otwarcie mu się przeciwstawiłem, dlatego, że zawinił. Otóż zanim pojawiły sie osoby z otoczenia Jakuba, jadał razem z poganami. Po ich przybyciu natomiast zaczął ich unikać z obawy przed zwolennikami obrzezania. W tej dwulicowości dołączyli do nich również inni Żydzi. Nawet Barnaba dał się wciągnąć w ich obłudę. Gdy zauważyłem, że postępują niewłaściwie, wbrew prawdzie dobrej nowiny, powiedziałem do Kefasa wobec wszystkich: Jeśli ty, będąc Żydem, żyjesz również po pogańsku, a nie tylko po żydowsku, to dlaczego zmuszasz pogan do życia wyłącznie po żydowsku? [Ga 2,11-14]. Kto czyta Biblię, ten wie, że zaistniałe napięcie nie zaważyło jednak na ich dalszych relacjach braterskich i nie ustawiło ich przeciwko sobie.

Miłość do braci w Chrystusie nieraz nakazuje nam zająć stanowisko, które w pierwszym odczuciu może być zrozumiane jako brak miłości. Napominanie nigdy przecież nie jest przyjemne i rodzi naturalny sprzeciw. Wszakże zaniechanie dyscypliny w imię miłości byłoby błędem prawdziwym. Izraelici słusznie zrobili, że przystąpili do dyscyplinowania plemienia Beniamina. Rodzice słusznie robią, gdy kochając swoje dziecko, z bólem serca poddają je dyscyplinie, jednocześnie zapewniając je o swojej miłości. Sama dyscyplina mogłaby uśmiercić je emocjonalnie. Sama miłość, bez dyscypliny, stałaby się pożywką dla ich egoizmu, nieposłuszeństwa Bogu i niewiary.

Mądrzy kochający rodzice dyscyplinują swe dzieci nie bacząc, że na ich wdzięczność trzeba będzie poczekać nawet kilkadziesiąt lat. Prawdziwi bracia i siostry w Chrystusie reagują na zaobserwowane w kościele zło, chociaż wiedzą, że trzeba będzie za to słono zapłacić, bo nikt nie lubi być napominanym. Nie zrażają się tym jednak i nadal szukają dobra dla tych, którym się przeciwstawili...

24 kwietnia, 2019

To przynosi nam ujmę

Parę dni temu dowiedziałem się, że rada jednego z kościołów mniejszościowych, z przymiotnikiem "ewangeliczni" w nazwie, wyrokiem świeckiego sądu z końcem kwietnia 2019 roku ostatecznie pozbawia zbór w dużym mieście miejsca jego dotychczasowych zgromadzeń. Czarę goryczy przepełnia fakt, że ów zbór przed laty wielkim wysiłkiem, na gruncie zakupionym za prywatne pieniądze rodziców i siostry pastora, wybudował dla siebie rzeczony dom zborowy i od ponad trzydziestu lat go użytkował oraz się o niego troszczył. Gdy swego czasu cała ta lokalna wspólnota postanowiła usamodzielnić się i na własną rękę pracować na rzecz Królestwa Bożego, rada kościoła zaczęła żądać zwrotu nieruchomości, która formalnie jest jej przypisana na mocy przyjętych niegdyś kościelnych zapisów prawnych.

Nie od dziś znam problem, ale dotychczas publicznie milczałem w tej sprawie ufny, że ewangelicznie wierzący bracia pójdą po rozum nie do własnej głowy, ale do Biblii. Rozumiem, że zgodnie z literą obowiązującego prawa nieruchomość zborowa jest własnością kościoła jako całości. Lecz ta nieruchomość w ogóle by nie powstała, gdyby nie lokalny zbór, który własnym wysiłkiem organizacyjnym dla własnych potrzeb fizycznie ją stworzył. Wystarczy spojrzeć na sprawę w duchu ewangelii Chrystusowej. Nauka apostolska głosi: W ogóle, już to przynosi wam ujmę, że się z sobą procesujecie. Czemu raczej krzywdy nie cierpicie? Czemu raczej szkody nie ponosicie? Tymczasem wy sami krzywdzicie i szkodę wyrządzacie, i to braciom [1Ko 6,7-8].

Jestem głęboko zasmucony. Znam i miłuję braci po jednej i po drugiej stronie tego konfliktu. To co ma miejsce, przynosi nam ujmę. Zbór pozbawiony swojego miejsca zgromadzeń przetrwa. Mogę tak o nim myśleć, bo nie popadł w żadną herezję lub niemoralność. Jego członkowie nadal będą się zgromadzać. Na miarę swych możliwości wciąż będą służyć Bogu i ludziom, bo wynika to z ich wiary oraz miłości do Chrystusa Pana. Obawiam się jednak, że nasz Pan, jako Głowa Kościoła, nie pozostawi tak tej sprawy. Dlatego ze względu na miłość i łaskę naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, zachęcam do zwykłej życzliwości, nawet jeśli zdaniem niektórych ta grupa chrześcijan postąpiła kiedyś niewłaściwie. Wciąż przecież można odstąpić od egzekwowania litery prawa i okazać braterską wspaniałomyślność.

Jeśli więc w Chrystusie jest jakaś zachęta, jakaś pociecha miłości, jakaś wspólnota Ducha, jakieś współczucie i zmiłowanie, dopełnijcie radości mojej i bądźcie jednej myśli, mając tę samą miłość, zgodni, ożywieni jednomyślnością. I nie czyńcie nic z kłótliwości ani przez wzgląd na próżną chwałę, lecz w pokorze uważajcie jedni drugich za wyższych od siebie. Niechaj każdy baczy nie tylko na to, co jego, lecz i na to, co cudze. Takiego bądźcie względem siebie usposobienia, jakie było w Chrystusie Jezusie, który chociaż był w postaci Bożej, nie upierał się zachłannie przy tym, aby być równym Bogu, lecz wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się podobny ludziom; a okazawszy się z postawy człowiekiem, uniżył samego siebie i był posłuszny aż do śmierci, i to do śmierci krzyżowej [Flp 2,1-8].

19 kwietnia, 2019

Dlaczego Wieczerza Pańska jest tak ważna?

Wieczerza Pańska została ustanowiona przez Jezusa Chrystusa podczas święta Paschy, rokrocznie obchodzonego przez Żydów na wspomnienie ich cudownego uwolnienia z niewoli egipskiej. Tajemnicą cudownego ocalenia Izraelitów owej nocy od śmierci był baranek paschalny. Zgodnie z wolą Bożą miał on być spożywany w czasie ostatniej plagi egipskiej, a jego krwią należało naznaczyć wejścia do izraelskich domów.

Zachowanie życia w tamtych okolicznościach wymagało czynnej wiary. Kto posłuchał i pokropił odrzwia swego domu krwią baranka, tego pierworodni domownicy ocaleli i wszyscy cieszyli się życiem. Kto zlekceważył Słowo Boże i nie oznakował swych drzwi krwią, ten miał wizytę anioła śmierci i rozpacz w domu.

Jak przebiegała typowa wieczerza paschalna na pamiątkę tamtych wydarzeń? Prowadzący na początku brał do ręki kielich z winem, ogłaszał błogosławieństwo tzw. kidusz, wypijał wino i dawał pozostałym do wypicia. Potem brano gorzkie zioła moczone w sosie owocowym. Był to także czas  na wyjaśnienie znaczenia paschy. Śpiewano też któryś z psalmów (od 113 do 118). Zasadniczą wieczerzę paschalną Żydzi zaczynali łamaniem chleba. Pili drugi kielich wina i jedli baranka oraz chleb bez kwasu. Kiedy skończyli wieczerzę prowadzący brał trzeci kielich, wypijali go po modlitwie i śpiewali kolejny hymn ze wspomnianego zakresu psalmów. Po śpiewaniu wypijali czwarty kielich podkreślając w ten sposób swą nadzieję na udział w chwale przyszłego królestwa Izraela.

W czasie swojej ostatniej wieczerzy paschalnej Jezus nadał nowe znaczenie dwóm elementom: przaśnikom i trzeciemu kielichowi. Powiedział  o chlebie: To jest ciało moje,  za was wydane; to czyńcie na pamiątkę moją(1Ko 11,24). Podając trzeci kielich powiedział: Ten kielich, to nowe przymierze we krwi mojej; to czyńcie ilekroć pić będziecie na pamiątkę moją (1Ko 11,25). Tak jest do dzisiaj. Chleb reprezentuje ciało Jezusa Chrystusa jako Baranka Bożego. Wino w Wieczerzy Pańskiej reprezentuje krew Jezusa Chrystusa jako Baranka Bożego, który gładzi grzech świata. Warto tu dodać, że w symbolice żydowskiej wino reprezentuje zarówno krew jak i radość.

W zrozumieniu głębi wymowy Wieczerzy Pańskiej może być bardzo pomocny obraz tradycyjnych zaślubin żydowskich. Gdy młody Izraelita zakochał się w kobiecie – wówczas ojcowie organizowali uroczystość zawarcie kontraktu ślubnego. Aktem, który cementował miłość i związywał Oblubienicę z Oblubieńcem na zawsze była chwila, gdy on podawał jej kielich z winem i mówił: "Wino, które jest w tym kielichu reprezentuje moją krew. Jeżeli ją wypijesz, będziesz moją. Będziesz mi na zawsze poślubioną". Jeżeli ona wzięła ten kielich i z tego kielicha wypiła, to stawali się małżeństwem.

W Wieczerzy Pańskiej mamy wyraźny akt duchowych zaręczyn Syna Bożego z Kościołem. Podając kielich swym uczniom, Jezus symbolicznie zaoferował im związanie się z Nim na zawsze na wzór małżeństwa. Apostołowie znali ten obyczaj żydowski i nie mogli tego inaczej rozumieć. Jak niegdyś Izrael był małżonką Jahwe, tak Kościół jest Oblubienicą Chrystusa, związaną z Nim prawnym kontraktem ślubnym. Wskazują na to słowa Pisma Świętego: Zabiegam bowiem o was z gorliwością Bożą; albowiem zaręczyłem was z jednym mężem, aby stawić przed Chrystusem dziewicę czystą [2Ko 11,2].  Każdy, kto dzisiaj w akcie Wieczerzy Pańskiej pije z kielicha Pańskiego – daje świadectwo, że przyjął oświadczyny PANA i jest z Nim związany dozgonnym węzłem.

Tak było z izraelskimi zaślubinami. Po wypiciu wina z kielicha podanego przez oblubieńca  narzeczona była mu poślubiona. Od tego momentu należała tylko do niego. Zgodnie ze Słowem Bożym złamanie tych ślubów było w Izraelu karane śmiercią. Pomimo tego, że oblubieniec jeszcze nie mieszkał z oblubienicą, to już była ona zobowiązana do dochowania mu całkowitej wierności. Stąd rozterka Józefa po otrzymaniu informacji, że Maria – z którą byli już związani  takim kontraktem - jest w ciąży. Dopiero, gdy otrzymał objawienie w tej sprawie uspokoił się i w stosownym czasie przyjął Marię do przygotowanego już domu.

Udział w Wieczerzy Pańskiej zobowiązuje do wierności Panu. Nie możecie pić kielicha Pańskiego i kielicha demonów; nie możecie być uczestnikami stołu Pańskiego i stołu demonów. Albo czy chcemy Pana pobudzać do gniewu? Czyśmy mocniejsi od niego? [1Ko 10,21-22].  Stąd przestroga, którą często powtarzamy za apostołem: Niechże więc człowiek samego siebie doświadcza i tak niech je z chleba tego i z kielicha tego pije. Albowiem kto je i pije niegodnie, nie rozróżniając ciała Pańskiego, sąd własny je i pije. Dlatego jest między wami wielu chorych i słabych, a niemało zasnęło. Bo gdybyśmy sami siebie osądzali, nie podlegalibyśmy sądowi. Gdy zaś jesteśmy sądzeni przez Pana, znaczy to, że nas wychowuje, abyśmy wraz ze światem nie zostali potępieni [1Ko 11,28-32]. Wspaniałe to i chwalebne być w związku z Panem Jezusem Chrystusem! Jednocześnie jednak jest to bardzo odpowiedzialna pozycja, domagająca się wygaszenia wszelkich duchowych przyjaźni i związków ze światem.

Powróćmy do ilustracji kontraktu ślubnego. Po wypiciu wina z kielicha zaręczynowego oblubieniec odchodził, by przygotować dom do wspólnego zamieszkania, a oblubienica pozostawała w oczekiwaniu na dzień, gdy po nią przyjdzie, aby zabrać ją do siebie. Oblubieniec przygotowywał dom pod okiem ojca, który był doświadczony i wiedział, co oblubienicy będzie potrzebne. Gdy ojciec stwierdzał, że wszystko było już należycie przygotowane – wysyłał syna po oblubienicę. Wtedy oblubieniec powracał po swą narzeczoną, zabierał ją do przygotowanego domu i tam – znowu podawał jej kielich z winem. Był to wino ich radości. Pili z niego razem - symbolicznie kończąc czas rozstania.

Na tę radość wskazał Pan uczniom, ustanawiając Wieczerzę Pańską. Potem wziął kielich, podziękował, dał im i pili z niego wszyscy. I rzekł im: To jest krew moja nowego przymierza, która się za wielu wylewa. Zaprawdę powiadam wam, nie będę już odtąd pił z owocu winorośli, aż do owego dnia, gdy go będę pił na nowo w Królestwie Bożym. A gdy odśpiewali hymn, wyszli na Górę Oliwną [Mk 14, 23-26]. To prawda. Przed Oblubienicą Chrystusową wspaniała przyszłość – czwarty kielich z winem radości!

Niechaj się nie trwoży serce wasze; wierzcie w Boga i we mnie wierzcie! W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli [J 14,1-3]. I wy teraz się smucicie, lecz znowu ujrzę was, i będzie się radowało serce wasze, a nikt nie odbierze wam radości waszej [J 16,22]. Czeka nas niekończąca się radość w niebie.

Dlaczego Wieczerza Pańska jest tak ważna? Bo mówi, że jesteśmy w związku z samym Panem! Zawarliśmy Przymierze z Synem Bożym Jezusem Chrystusem. On  ofiarował się dla nas. Przelał za nas Swą krew. My przyjęliśmy z Jego rąk dar ocalenia od śmierci. Dar życia wiecznego! Za każdym razem jedząc z tego chleba i pijąc z tego kielicha to poświadczamy! To poważna sprawa. Najpoważniejsza na świecie! Zapraszam do łamania chleba przy stole Pańskim. Zapraszam do godnego picia z kielicha Pańskiego.

Posłuchaj całego przesłania z Wielkiego Piątku 2019 w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE

16 kwietnia, 2019

Czy będziesz miał co świętować w Wielkanoc?

Pobożność ludu Bożego w czasach Jezusa wymagała radykalnej odnowy. Syn Boży przyszedł dać im nowe życie, bo stare na tyle było skażone, że nie nadawało się na żadną rewitalizację. Spojrzenie na Jerozolimę przyprawiło Pana o płacz, a na widok tego, co zastał w świątyni, wziął do ręki bicz. Gdy się zbliżył i zobaczył miasto, zapłakał nad nim i powiedział: O, miasto, gdybyś i ty w tym dniu poznało drogę, która prowadzi do pokoju. Lecz jest ona teraz zakryta przed tobą. Bo oto nadejdą dni, w których twoi wrogowie usypią wokół ciebie wał, otoczą cię, uderzą zewsząd, powalą wraz z twoimi mieszkańcami i nie pozostawią w tobie kamienia na kamieniu, ponieważ zabrakło ci rozpoznania czasu Bożych odwiedzin u ciebie. Potem wszedł do świątyni i zaczął z niej wyrzucać sprzedawców. Mówił do nich: Napisane jest: Mój dom będzie domem modlitwy, a wy zrobiliście z niego jaskinię zdzierców [Łk 19,41-45].

Stan duchowy ówczesnych Żydów podpowiada, jak w oczach Bożych może wyglądać obraz współczesnego chrześcijaństwa. Ludzka religijność bez rzeczywistej obecności Ducha Świętego tworzy postawy, dzieła, obrzędy i zwyczaje, które na tyle zasmucają i gniewają Boga, że On nie chce już dłużej na nie patrzeć. Przypomnijmy, że bezbożna twórczość narodów Kanaanu z chwilą, gdy Izraelici tam wkraczali, musiała zniknąć, niezależnie od jej walorów kulturowych, historycznych czy estetycznych. Również Jezus nie chciał, aby Jego uczniowie wdrażali się w religijne praktyki ustanowione przez duchowo martwych ludzi. Nikt nie przyszywa łaty z nowego sukna do starego płaszcza, w przeciwnym razie nowa łata obrywa stary materiał i dziura sie powiększa. Nikt też nie wlewa młodego wina do starych bukłaków, w przeciwnym razie wino rozrywa bukłaki - samo wycieka i bukłaki stracone. Młode wino trzeba lać do nowych bukłaków [Mk 2,21-22] - tłumaczył.

Przez wiarę w Jezusa Chrystusa jesteśmy zbawieni z naszych grzechów i otrzymujemy dar życia wiecznego. To jest całkiem nowe życie, z nowym systemem wartości, bez wplatania w nie starej cielesności i koncentracji na tym, co materialne. Gdyż Królestwo Boże to nie pokarm ani napój, lecz sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym [Rz 14,17]. Rzeczywiste nawrócenie do Boga i odrodzenie z Ducha Świętego owocuje nowym podejściem do życia i przestawieniem się na Królestwo Boże. Nic ze starego sposobu myślenia i cielesnej religijności nie zasługuje na ocalenie. Ma umrzeć i na zawsze zostać pogrzebane. Czy nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? A zatem za sprawą chrztu zostaliśmy pogrzebani wraz z Nim w śmierć, abyśmy wzorem Chrystusa, który został wzbudzony z martwych przez chwalę Ojca, my również prowadzili nowe życie [Rz 6,3-4].

Jest to prawda o kapitalnym znaczeniu dla naszego zbawienia. Stąd moje serdeczne życzenie, aby w okresie Wielkiego Tygodnia dotarła ona do jak największej ilości osób, zakończyła w nich roztkliwianie się nad ich przeszłością, a nawet dotychczasową religijnością, i zaowocowała pełnym odrodzeniem do nowego życia. Tylko wtedy będzie miało sens świętowanie Zmartwychwstania Pańskiego w niedzielę.

11 kwietnia, 2019

Dekada z blogiem "Dzisiaj w świetle Biblii"

Dziesięć lat temu, w czwartek, 9 kwietnia 2009 roku na blogu "Dzisiaj w świetle Biblii" napisałem pierwszy tekst. Zbliżały się święta Zmartwychwstania Pańskiego, więc była to refleksja o ewangelicznym wydarzeniu z okresu Wielkiego Tygodnia, zatytułowana "Pocałunkiem?". Dzisiaj w archiwum bloga jest już ponad tysiąc czterysta różnej długości wpisów. Pisałem je z potrzeby serca, ale też z poczucia obowiązku, by jako sługa Słowa Bożego umożliwiać Biblii zabranie głosu.

W ciągu dziesięciu minionych lat poruszyłem wiele tematów. Zgodnie z tytułem bloga starałem się  rzucać na nie choć trochę biblijnego światła. Przy okazji odkrywałem się przed Czytelnikami ze swoimi poglądami i przekonaniami. I wciąż tak robię. Czytając to możecie zrozumieć moje pojmowanie tajemnicy Chrystusowej [Ef 3,4]. Wiadomo, co myślę o zjawiskach i procesach zachodzących w środowisku biblijnych chrześcijan. Smucę się postępującym zeświecczeniem ewangelicznych zborów. Cieszy mnie każde kazanie nacechowane bojaźnią Bożą i troską o wierność nauce Chrystusowej. Ostrzegam przed niechybnymi konsekwencjami ordynacji kobiet i obejmowania przez nie stanowisk przywódczych w kościele. Zdumiewa mnie u niektórych pastorów ignorowanie znaczenia doktryny chrześcijańskiej i lekkość, z jaką wpuszczają za kazalnicę mówców o wątpliwym związku ze zdrową nauką.

Buduje mnie gorliwość i praktyczne poświęcenie życia na rzecz Królestwa Bożego, zwłaszcza gdy widzę to u ludzi, którzy mają już za sobą pierwsze pięć lat wiary w Jezusa Chrystusa. Nadal będę podkreślać znaczenie instrukcji apostolskiej, by do służby powoływać wyłącznie sprawdzonych już braci. Jestem szczęśliwy widząc i słysząc nowych kaznodziejów Słowa Bożego, którzy mają odwagę dbać przede wszystkim o upodobanie w oczach Pana.

Jeśli Bóg zechce i pozwoli - to nadal będę tu pisać o tym, co mnie poruszy, zbuduje, zainspiruje, zaintryguje lub zbulwersuje. Chciałbym to robić mądrzej i zawsze zgodnie z myślą Bożą. Przynajmniej od czasu do czasu wspomnijcie mnie więc - proszę - w waszych modlitwach.

10 kwietnia, 2019

Szata nie zdobi, ale też mówi

Środowy wieczór. W telewizji leci mecz Ligi Mistrzów - Manchester kontra Barcelona. Patrzę na trenerów obydwu drużyn. Jeden i drugi pod krawatem. Niedzielne przedpołudnie. Trwa chrześcijańskie nabożeństwo. Patrzę na pastora i zaproszonego kaznodzieję. Obydwaj w t-shirtach, a jeden dodatkowo w celowo przedartych dżinsach...

Co o tym myśleć? Trenerzy drużyn futbolowych uczestniczą w wydarzeniu sportowym, ale ponieważ ich podopieczni grają mecz, a patrzą na to tłumy - to od lat mają zwyczaj pojawiać się na stadionie w odświętnym ubraniu. Podopieczni pastora zgromadzają się na wspólne spotkanie z Najwyższym. Przyjeżdżają do domu modlitwy, by oddać Bogu chwałę, złożyć dziękczynienia i wysłuchać Słowa Bożego. Pastor wszakże z roku na rok przychodzi na taki event coraz bardziej luzacko ubrany...

Biblia uczy, że kapłani w czasach Starego Przymierza do służby w Przybytku mieli obowiązek ubierać się odświętnie. Święte szaty dla Aarona jako kapłana i szaty synów do pełnienia służby kapłańskiej [2Mo 35,19] podkreślały doniosłość tej służby. Kapłani i lewici nie mogli pełnić swych zadań ubrani dowolnie i po swojemu. Nawet polscy gimnazjaliści ubrali się dzisiaj jakoś wyjątkowo, bo zdają swój egzamin. Czyżby zgromadzenie chrześcijańskiego zboru z roku na rok stawało się coraz mniej ważne i godne? Czy pastor swym ubraniem niczego ludziom nie mówi..?

09 kwietnia, 2019

Co przyprawia Chrystusa Pana o wymioty

Zdrowy, prawidłowo funkcjonujący organizm człowieka przyjmuje i wydala wiele substancji w naturalny sposób. Czasem jednak zdarzają się sytuacje krytyczne, gdy do organizmu przedostało się, lub próbuje się dostać coś dla zdrowia i życia niebezpiecznego lub wprost śmiertelnie szkodliwego. Wówczas człowiek dostaje torsji. Bóg tak cudownie nas stworzył, że bez udziału naszej świadomości w takich chwilach bierze nas na wymioty. Gdy coś dla nas niezdrowego trafi do naszych ust, to od razu czujemy, że trzeba to wypluć, a jeżeli już to połknęliśmy, to nasz organizm gwałtownie reaguje i stara się to zwymiotować.

Czy w Piśmie Świętym jest coś na ten temat? Biblia mówi, że Kościół to Ciało Chrystusowe. To Jego Oblubienica, którą On jako Oblubieniec sam sobie przysposabia, by stawić przed sobą kościół chwalebny, niemający skazy ani zmarszczki, ani czegoś podobnego, lecz żeby był święty i nienaganny [Ef 5,27]. W tym procesie okazuje się bardzo ważne to, czym Ciało się karmi, co wchłania i czym jest pielęgnowane. Oblubienica Chrystusa nie może być karmiona czym popadnie. Obowiązuje ją specjalna dieta. Cechuje się delikatnością i wrażliwością na to, co może zaszkodzić jej zdrowiu i urodzie.

O wszystkim, co dla Oblubienicy jest korzystne, a co szkodliwe, decyduje nasz Panu, Jezus Chrystus, który jest Głową Kościoła. Jak z mózgu wypływają wszystkie bodźce i sygnały mające na celu dobro i bezpieczeństwo naszego fizycznego ciała, tak Duch Święty trzyma rękę na pulsie, aby chronić Kościół i lokalne jego zbory przed wszystkim, co mogłoby im zaszkodzić. Trzeba więc uważnie słuchać, co mówi Duch Święty. Na początku Księgi Objawienia Słowo Boże aż siedmiokrotnie wzywa: Kto ma uszy niechaj słucha, co Duch mówi do zborów [Obj 2,7].

W ostatnim czasie, w kilkudniowych odstępach trzykrotnie dotarło do mnie jedno i to samo wezwanie, ażeby zwrócić uwagę na problem letniości. Pierwszy sygnał pochodził z redakcji miesięcznika PS wydawanego przez Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE, a kolejne od dwóch nieznających się bliżej sióstr, które w osobistej modlitwie nabrały silnego przekonania, aby podzielić się ze mną tą myślą. Biblia poucza, że na zeznaniu dwóch albo trzech świadków opierać się będzie każda sprawa [2Ko 13,1]. Potrójnego świadectwa absolutnie nie wolno mi zignorować, dlatego tym tekstem robię pierwszy krok we wskazanym kierunku.

Gdy w chrześcijańskiej głowie pojawia się zagadnienie duchowej letniości, od razu nasze myśli biegną do zboru w Laodycei, do którego Chrystus Pan skierował swego czasu następujące słowa: Wiem o twoich czynach. Nie jesteś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący! A ponieważ jesteś letni, nie gorący i nie zimny, wypluję cię z moich ust [Obj 3,15-16].

Zasadniczo jest tu mowa o potrzebie bycia użytecznym. Słowa Pisma Świętego odwołują się bowiem do zrozumiałych dla Laodycejczyków obrazów. Powszechnie znali oni użyteczność oddalonych o 10 km gorących źródeł leczniczych w Hierapolis. W upalnym  klimacie dobrze wiedzieli też jakim dobrodziejstwem jest źródło zimnej wody lub cień chłodnej skały. Letniość jednego lub drugiego czyniła je nie tylko bezużytecznym ale i wzbudzała odruch wymiotny. Nawet ja nie lubię letniego rosołu ani ciepławej coca-coli. Rosół ma być gorący, a coca-cola powinna być zimna. Inaczej jedno czy drugie wypluwam.

Kto dba o swoje ciało, nie chce mieć w organizmie niczego niepotrzebnego, a tym bardziej szkodliwego. Pozbywa się nadmiernej tkanki tłuszczowej, spala zbędne kalorie, oczyszcza organizm z toksyn i walczy z nadwagą. Dobrze się też odżywia, nie jedząc niczego małowartościowego lub trującego. Tym bardziej Jezus Chrystus jako Głowa Kościoła dobrze wie, co jest dla Ciała Chrystusowego dobre i użyteczne. Nie zgodzi się na nic, co Jego Ciału nie przynosi żadnej korzyści. Stąd tak radykalne słowa do zboru w Laodycei: Ponieważ jednak jesteś letni, a nie zimny ani gorący, muszę cię wyrzucić z ust moich (BW-P). Tylko jeden raz w Nowym Testamencie, w tym właśnie miejscu pojawia się grecki czasownik, który znaczy - wymiotować, zwracać. Dlatego dosłowny przekład Pisma oddaje słowa Pana Jezusa jeszcze bardziej dosadnie: Tak, że letni jesteś i ani zimny ani gorący- wrzący, zamierzam cię zwymiotować - wyrzygać z ust moich. Mocne to słowa ale i dające do myślenia, jak przykra dla Pana musi być letniość Jego naśladowców.

Użyteczność. Oto tajemnica upodobania w oczach Pana i warunek trwania w Ciele Chrystusowym. Jeśli tedy kto siebie czystym zachowa od tych rzeczy pospolitych, będzie naczyniem do celów zaszczytnych, poświęconym i przydatnym dla Pana, nadającym się do wszelkiego dzieła dobrego [2Tm 2,21]. Naszej przydatności dla Kościoła nie wmówimy Panu naszymi pięknymi słowami i pieśniami. Jego ocena nie poddaje się żadnym sugestiom. Jest jednocześnie całkowicie wolna od błędu. A ponieważ On nie gromadzi i nie trzyma tego, co jest Mu nieprzydatne, trzeba nam bardzo przejąć się Jego słowami. Czy w ich świetle można się dziwić, że niektórych ludzi już nie ma w Kościele? Niechby wszystkich nas ogarnęła bojaźń Boża, abyśmy zachowywali się od pospolitych postaw i czynów, abyśmy stronili od grzechu, który czyni nas bezużytecznymi w Ciele Chrystusowym.

Przetrwa tylko ten, kogo Pan Jezus uzna za użytecznego dla Kościoła. Nawet jeśli chwilowo taki ktoś upadnie, to znowu się podniesie, dostąpi odpuszczenia grzechów i Bóg nadal będzie go używał. Umie Pan wyrwać pobożnych z pokuszenia [2Pt 2,9]. Dobrze jest wiedzieć, że metryczkę tej przydatności wystawia sam Pan. On patrzy na nasze serce i nie przejmuje się ludzkimi opiniami na nasz temat. Jeżeli jesteśmy dla Niego użyteczni, to na pewno nas nie wypluje.

Bracia i Siostry! Czas byśmy odrzucili postawę duchowej letniości i zadbali o przydatność dla Pana. Temu zaś, który ma moc uchronić was przed upadkiem i postawić przed obliczem swej chwały bez zarzutu i w prawdziwej radości, jedynemu Bogu, Zbawcy naszemu, niech będzie przez Pana naszego Jezusa Chrystusa cześć i chwała, moc i panowanie przed wszystkimi czasy, teraz i po wszystkie wieki. Amen [Jd 1,24-25].

08 kwietnia, 2019

Problemy nawet z tym, co normalnie możliwe?

Zwykle bywa tak, że zmagamy się w sprawach, które wydają się dla nas niemożliwe. Bez większego problemu radzimy sobie z tym, co leży w granicach naszych naturalnych możliwości, a dopiero w obliczu spraw, które nas przerastają, przychodzi czas, by docenić dar wiary i możliwość wezwania Boga na pomoc. Czasem jednak ogarnia nas jakaś dziwna słabość nawet w tym, co normalnie łatwe...

Czytając dzisiaj Biblię natrafiłem na sytuację, która w porównaniu ze zdobyciem wcześniejszej twierdzy Jerycho wydawała się być dla Izraelitów całkowitą łatwizną. Oddajmy głos Pismu Świętemu: Tymczasem Jozue posłał kilku mężczyzn z Jerycha do Aj, które leży blisko Bet-Awen, na wschód od Betel, i powiedział do nich: Idźcie i zbadajcie tę ziemię. Mężczyźni poszli więc i zbadali Aj. Potem wrócili do Jozuego i powiedzieli mu: Niech nie wyrusza cały lud. Niech wyruszy około dwóch lub trzech tysięcy mężczyzn i niech zburzą Aj. Nie trudź całego ludu, bo tamtych jest niewielu. Wyruszyło więc z ludu około trzech tysięcy mężczyzn. Uciekli jednak przed ludźmi z Aj [Joz 7,2-4].

Okazało się, że to, co na zdrowy rozsądek było całkowicie możliwe, co zapowiadało się na zadanie na tyle łatwe, że wymagające użycia tylko części posiadanych środków, nagle stało się boleśnie niemożliwe. Dlaczego? Ponieważ ktoś w Izraelu zgrzeszył nieposłuszeństwem względem Boga podczas zdobywania Jerycha i Bóg cofnął Izraelitom swoje poparcie. Przestał ich błogosławić i dlatego dostali łupnia. Izrael zgrzeszył! […] Właśnie dlatego synowie Izraela nie są w stanie przeciwstawić się swoim wrogom [Joz 7,11-12].

Tak. Są takie sytuacje, że przestajemy - o, dziwo - radzić sobie w sprawach, które dla pierwszego lepszego człowieka nie stanowią żadnej trudności. Nawet ludzie żyjący bez Boga z łatwością potrafią stawiać czoła tak prostym wyzwaniom, a dzieci Boże wymiękają i ogrania ich jakaś tajemnicza niemoc. Mają problemy z tym, co normalnie dla innych bywa zupełnie możliwe. Wspomniany przypadek podpowiada, że przesądzać o tym może nieujawniony i nie załatwiony problem grzechu.

Czego możemy się z tego nauczyć? Tego, że gdy jesteśmy pojednani z Bogiem, to przez wiarę możemy zdobywać niejedno Jerycho! Gdy natomiast zasmucimy Boga naszym nieposłuszeństwem, to tracimy Jego błogosławieństwo i przestają nam się udawać sprawy, które normalnie nie wymagają nawet wiary. Pan kieruje krokami męża. Wspiera tego, którego droga Mu się podoba [Ps 37,23].

Jaki z tego wniosek? Gdy chrześcijanin przestaje sobie radzić w zwykłych sprawach życiowych, gdy wszystko idzie mu jak po grudzie, to - pomijając oczywiście chwile, gdy Bóg poddaje nas jakiejś próbie - może być to sygnał, że trzeba naprawić swe drogi przed Bogiem i się do Niego z całego serca znowu nawrócić. Że trzeba przebaczyć, odrzucić kłamstwo, przestać zazdrościć, zakasać rękawy itd. - jednym słowem - powrócić do posłuszeństwa Bogu.

06 kwietnia, 2019

Potrzeba stosownego dystansu

Należę do pokolenia, w którym otaczało się szacunkiem rodziców, nauczycieli oraz pastora i starszych zboru. Nie do pomyślenia było, aby próbować mówić im po imieniu lub w jakikolwiek inny sposób spoufalać się z nimi. Ów respekt w swoisty sposób podnosił i chronił wspomniane autorytety, pozwalając nam przez całe dekady budować się nimi i cieszyć z ich istnienia. Tajemnicą tego błogostanu było zachowanie stosownego dystansu. Zbytnie skracanie go wprawdzie zrównywało nas nieco z naszymi autorytetami, lecz chociaż wydawało się, że dodaje nam znaczenia, to jednak ostatecznie jakoś nam szkodziło... Co mam na myśli?

Czytałem dziś rano o dość zdumiewającym poleceniu, jakie otrzymali Izraelici wkraczając do Ziemi Obiecanej. Gdy zobaczycie skrzynię Przymierza z PANEM, waszym Bogiem, i kapłanów Lewitów niosących ją, to i wy ruszcie z miejsca i idźcie za nią. Tylko zachowajcie odległość około dwóch tysięcy łokci pomiędzy wami a nią. Nie zbliżajcie się do niej. Dzięki temu zobaczycie wyraźniej, którędy macie iść, szczególnie że wcześniej tą drogą nie szliście [Joz 3,3-4]. Kto nie znając drogi podążał za kimś, kto dobrze ją znał, wie o czym jest tu mowa. Oczywiście, trzeba było uważać, aby za bardzo nie oddalić się od niego i nie stracić go z oczu. Jednak nie mniej złe i niebezpieczne było zbytnie zbliżanie się do naszego przewodnika. Potrzeba było patrzeć na to, co on robi z odpowiedniej odległości, by w porę się przygotować i wykonać ten sam manewr.

Niech ta praktyczna ilustracja zobrazuje nam ważną prawdę duchową o konieczności utrzymania samych siebie w stosownym uniżeniu wobec braci i sióstr w Chrystusie, zwłaszcza starszych od nas stażem wiary. Myślcie nie o tym, jak się wybić kosztem innych lub zaspokoić własną próżność, ale raczej w pokorze uważajcie jedni drugich za ważniejszych od siebie [Flp 2,3]. Inaczej - skracając dystans respektu - stracimy orientację, co nam wolno, a czego już nie można. Zaprzestaniemy czcić ojca i matkę. Zamiast obdarzać nauczyciela szacunkiem, odważymy się nawet nałożyć mu kubeł na głowę. Z coraz większą łatwością będziemy krytykować i źle myśleć o starszych kościoła i kaznodziejach, którzy głoszą nam Słowo Boże. Wkrótce nie będziemy mieli już żadnych autorytetów ani "świętości". Czy to wyjdzie nam na dobre?

Przede wszystkim zaś należy tę lekcję stosować w naszej relacji z Bogiem. Pamiętajmy, że miłość naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, nie upoważnia nas do spoufalania się z Nim. Także z drugiej strony, najżarliwsza nawet miłość do Boga wymaga zachowania przez nas bojaźni Bożej i respektu dla Jego Majestatu. Gdy pouczeni przez złych nauczycieli, próbujemy skrócić, a nawet zupełnie zniwelować ten zdrowy dystans, wówczas tracimy w życiu duchową orientację. Wprawdzie może i raz po raz w modlitwie nazywamy wtedy Boga "Tatusiem", ale ciągle miotamy się w naszych emocjach i wciąż rozbijamy o liczne przeszkody, jakbyśmy Boga w ogóle nie znali.

Tak. Trzymajmy się blisko Boga, broń Boże nie za daleko!  Ale też i nie za blisko ośmielajmy się z Bogiem obcować. Uczniowie przez trzy lata codziennie chodzący z Jezusem wciąż nazywali Go Panem. Zachowujmy wyznaczany nam przez Ducha Świętego, stosowny dystans w praktykowaniu społeczności i z Bogiem, i z naszymi ziemskimi autorytetami.

03 kwietnia, 2019

Czy naprawdę patrzą na nas z góry?

Wczorajsza rocznica śmierci Jana Pawła II, niedawna śmierć Prezydenta mojego Miasta i cały szereg innych, pomniejszych pożegnań, obfitują w przekonanie, że Zmarły - pomimo śmierci fizycznej - nadal będzie nas widział. Chcemy tak myśleć zwłaszcza wówczas, gdy pożegnaliśmy kogoś bardzo nam bliskiego. Wypieramy z siebie myśl o całkowitej utracie kontaktu, zwracając się do zmarłej osoby, jakby nadal była obecna i pocieszając się, że wciąż będzie ona nam towarzyszyła. Ba, że teraz będzie nas z góry wspierać! Na tym podłożu zrodził się kult świętych. Jest on wiarą w to, że zmarli, gdy zostaną przez kościół uznani za świętych, zyskują zdolność wstawiania się za nami i udzielania nam pomocy. Dlatego też trzeba otaczać ich czcią i modlić się do nich.

Czytałem dziś rano w Biblii między innymi o Mojżeszu i jego ostatnich dniach na tej ziemi. Tego samego dnia PAN przemówił do Mojżesza tymi słowy: Wstąp na tę górę Abarim, górę Nebo, w ziemi moabskiej, górę naprzeciw Jerycha, i spójrz na ziemię Kanaan, którą Ja daję synom Izraela na własność. Tam, na tej górze umrzesz i zostaniesz przyłączony do swoich przodków, podobnie jak umarł Aaron, twój brat, na górze Hor i został przyłączony do swoich przodków. […] tylko z daleka zobaczysz tę ziemię, nie wejdziesz do tej ziemi, którą Ja daję synom Izraela [5Mo 32,48-52].

Z Pisma Świętego wynika więc, że była to dla Mojżesza ostatnia chwila i możliwość spojrzenia na Ziemię Obiecaną. Gdyby było tak, jak tego chcą nasze apele kierowane do zmarłych, to Mojżesz po śmierci fizycznej nadal patrzyłby sobie z góry na Izraelitów. Obserwowałby proces obejmowania przez nich Kanaanu, cieszyłby się widokiem ziemi "mlekiem i miodem płynącej", do której przyprowadził swoich rodaków. Jednak prawda jest inna. Umierając fizycznie naturalny człowiek całkowicie rozstaje się z fizycznym światem i nie ma żadnej możliwości wpływania na to, co się tutaj dzieje. Śmierć naturalnego człowieka jest pożegnaniem na wieki wieków, bo w świecie umarłych, do którego zmierzasz, nie ma działania ani planowania, ani poznania, ani mądrości [Kzn 9,10].

Nadzieję na ponowne zobaczenie się z bliskimi mają tylko ci, którzy umierają już pojednani z Bogiem przez wiarę w Pana Jezusa Chrystusa. Dla takich osób Bóg przygotował dzień zwany pierwszym zmartwychwstaniem, w którym otrzymają oni nowe ciało na wzór zmartwychwstałego w ciele Jezusa Chrystusa. Takie osoby będą oglądać chwałę Bożą i na zawsze już cieszyć się będą społecznością z wszystkimi zbawionymi. Do tego wszakże konieczne jest nowe narodzenie z wody i z Ducha. Odpowiedział mu Jezus: Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Jeśli sie kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego [J 3,3]. Zmarli, którzy za życia w ciele nie narodzili się na nowo, czekają na tzw. drugie zmartwychwstanie poprzedzające sąd ostateczny.

Tak więc zmarli, nawet wierzący w Jezusa Chrystusa przed pierwszym zmartwychwstaniem, nie mają wglądu w życie na ziemi. Ani Jan Paweł II, ani prezydent Adamowicz, ani żaden inny człowiek, który odszedł z tego świata, niczego tu nie widzi i w niczym nam nie może pomóc. Jedynym wyjątkiem jest Jezus Chrystus, bo On już zmartwychwstał! On żyje i ma pełny wgląd w nasze życie!  Do Niego należy się ze wszystkim zwracać, zwłaszcza w sprawie życia wiecznego i zbawienia swojej duszy.

02 kwietnia, 2019

Kto nadaje sprawie taki bieg?

Młodzież. Kościół pełen młodych ludzi! Niech do nas przemawiają! Niech nas prowadzą! Wszystko wokoło dzieje się i zmienia tak szybko, że  tylko oni potrafią za tym nadążyć i się w tym połapać. Cieszmy się, że chcą być w kościele. Mają w sobie tyle pozytywnej energii i radości. I wiedzą, czego chcą! Mają pomysł na kościół dwudziestego pierwszego wieku! Alleluja! Młodzież jest przyszłością naszego kościoła!

Jest w Biblii interesująca i znamienna historia o królu, który jako następca tronu stanął przed poważnym dylematem. Opinia starego zespołu doradców, którzy od lat służyli radą jego ojcu, znacznie odbiegała od stanowiska wypracowanego przez prężny zespół rówieśników młodego króla. Nie ukrywał, że chciał zaistnieć w narodzie jako władca dynamiczny i nowoczesny, który zorganizuje cały kraj niejako od nowa. Gdy po trzech dniach ludzie przyszli po odpowiedź, już wiedział, co ma zrobić. Odrzucił radę starszych i przemówił do nich według rady rówieśników [1Krl 12,13-14]. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak brzemienne w skutkach będzie to całkowite zdanie się na młodych, bez uwzględnienia rady starszych. Wkrótce rozpadło mu się całe państwo. Większość narodu nie chciała już jego przywództwa.

Ot, historia, jak wiele innych - można by powiedzieć, lecz Biblia opatrzyła ją dość intrygującym komentarzem. Król nie wysłuchał prośby ludu, bo PAN nadał sprawie taki bieg, po to, by spełniło się Jego Słowo… [1Krl 12,15]. Kto zawinił? Kto popełnił błąd? Wystarczy uważnie przeczytać jedenasty rozdział Pierwszej Księgi Królewskiej i wszystko staje się jasne. Poprzedni król pod koniec swego panowania zlekceważył Słowo Boże. Takiej władzy Bóg nie chciał dalej popierać. A młodzi rówieśnicy i mentorzy króla? Odegrali tylko przypisaną im, krótką rolę. Nie czytamy, żeby dźwignęli potem ciężary podzielonego narodu.

Od czterdziestu lat żywotnie interesuję się losami biblijnego chrześcijaństwa w naszym kraju i lokalnie na tym polu pracuję. Lud Boży Nowego Przymierza w Polsce, to całe moje życie. Siłą rzeczy znam kulisy wielu decyzji przywódców chrześcijańskich i obserwuję zachodzące w życiu kościoła zmiany. Trudno nie zauważyć w nim tendencji do stawiania na młodzież. Młodzi inspirują i nadają ton. Młodzi wiekiem lub stażem wiary mówcy wiodą prym na chrześcijańskich mównicach. Chcą zmian i je wprowadzają. Ba, zakładają młodzieżowe wspólnoty i mają do tego zielone światło, nawet gdy robią to kosztem lekceważenia i krzywdzenia starszych wierzących. Niektórzy zachowują się tak, jakby dopiero od nich zaczynało się chrześcijaństwo.

Aktywność młodych jest błogosławieństwem wtedy, gdy jest powiązana z szacunkiem dla starszych i dbaniem o utrzymanie wielopokoleniowego charakteru zboru. Przed siwizną wstaniesz i uczcisz osobę starca, i bój się swego Boga. Ja jestem PAN [3Mo 19,32] - poucza Słowo Boże. Podobnie młodsi, bądźcie poddani starszym [1Pt 5,5]. Niech młodzi chrześcijanie wezmą to pod uwagę. Koniecznie trzeba, aby pomysły młodych były równoważone rozwagą i doświadczeniem starszych członków kościoła. Inaczej wkrótce trzeba będzie za prorokiem Izajaszem wołać:  Ciemięzcami mego ludu są dzieci i kobiety nim rządzą. O ludu mój! Twoi wodzowie cię zwodzą i niszczą drogę twoich ścieżek [Iz 3,12].

Bogu niech będą dzięki za młodych ludzi, którzy poświęcają się pracy dla Pana. Uważajmy wszakże, bo stałoby się niedobrze, gdyby tyle energii poszło na marne, a byłoby jeszcze gorzej, gdyby wyrządziło to kościołowi duchową szkodę. Kto czyta Biblię, ten wie, że to nie młodzież jest przyszłością kościoła. Przyszłością kościoła jest Chrystus!

01 kwietnia, 2019

Nie kryję wzruszenia

Rafał i Kasia z dziećmi
Jak większość naszych przyjaciół już wie, mój zięć Rafał zmaga się z dość tajemniczą chorobą. Na tyle rzadką i nieznaną, że polscy lekarze nie bardzo wiedzą, jak zabrać się do jej leczenia. Na zawiłość tego schorzenia wskazuje już sama diagnoza: "Zapalenie wielomięśniowe ze zwłóknieniem płuc. Polineuropatia czuciowo - ruchowa z nakładającą się radioculopatią oraz demielinizacja komórek neuronowych". I trzeba powiedzieć, że jest to choroba śmiertelna z prognozą trzech lat życia.

Rafał jest chrześcijaninem. Pojednany z Bogiem przez wiarę w Pana Jezusa Chrystusa w ostatnich latach doświadczył odnowy duchowej i na całego oddał się w służbę Bogu. Czasem nachodzą mnie nawet myśli, że robi to ponad siły. Zajmuje się duszpasterstwem w lokalnym zborze w Gnieźnie, prowadzi z przyjacielem całodobowy ośrodek dla bezdomnych i uzależnionych mężczyzn, a ponadto zaangażował się we wdrażanie ogólnopolskiego projektu pn. Baptystyczna Akcja Charytatywna. Jednocześnie jest ojcem trójki dzieci; piętnastoletniego Jakuba, czteroletniej Anastazji i dwuletniego Beniamina.

Rozumiemy, że życie i zdrowie Rafała jest w rękach Bożych. Chrystus Pan ma prawo odwołać z tego świata człowieka w dowolnym wieku. Tym bardziej sługa Boży liczy się z tym i ma być na to przygotowany. Modlimy się o uzdrowienie i ufamy naszemu Panu. Dotychczasowa bezradność lekarzy upewnia nas, że poleganie na Bogu to właściwe podejście do sprawy. Bóg pomaga na różne sposoby i czasem kieruje nami w sposób przez nas wcześniej absolutnie nieplanowany.

Tak się dzieje w sprawie Rafała. W gronie jego przyjaciół pojawiła się myśl o kontakcie z profesorem Patrickiem Gordonem z Kings College London Hospital, który ma pomysł na leczenie Rafała. Inni przyjaciele zorganizowali zbiórkę koniecznych środków finansowych. Na tygodniowy pobyt w szpitalu w Londynie i lekarstwa do planowanego leczenia potrzeba 40 tysięcy złotych. Leczenie potrwa kilka tygodni, a więc potrzeba będzie jeszcze pokryć koszty zakwaterowania w Londynie.

Nie kryję wzruszenia widząc reakcję przyjaciół i znajomych, a zwłaszcza braci i sióstr w Chrystusie. W ciągu dwóch dni ogłoszonej 30 marca zbiórki na Pomagam.pl zebrano już ponad dwadzieścia dwa tysiące złotych. Wręcz namacalnie doświadczamy dobrodziejstwa praktycznego zastosowania ewangelii Chrystusowej. Z dnia na dzień znacznie lepiej rozumiem słowa nauki apostolskiej, mówiącej o reakcji  świętych w potrzebie na okazaną im przez innych wierzących pomoc. Bo sprawowanie tej służby nie tylko wypełnia braki u świętych, lecz wydaje też obfity plon w licznych dziękczynieniach, składanych Bogu. Doznawszy dobrodziejstwa tej służby, chwalić będą Boga za to, że podporządkowujecie się wyznawanej przez siebie ewangelii Chrystusowej i za szczerą wspólnotę z nimi i ze wszystkimi [2Ko 9,12-13].

Tym wpisem właśnie chcę pochwalić Boga za ludzi podporządkowujących się wyznawanej przez siebie ewangelii Chrystusowej. Są i będą też przy tym liczne dziękczynienia.