30 lipca, 2023

Formalności załatwia się wcześniej!

Zaślubiny małżeńskie w Polsce przebiegają inaczej niż w starożytnym Izraelu, a właśnie te z czasów biblijnego Izraela prawidłowo ilustrują naukę apostolską o związku Chrystusa i Kościoła. W naszej kulturze formalne zawarcie związku małżeńskiego zbiega się w czasie z weselem. Jednego dnia ma miejsce i jedno, i drugie. Z tego powodu polski ślub nie oddaje dobrze ewangelicznej prawdy o związaniu się z Chrystusem. Jak więc odbywało się to w Izraelu?

Otóż w Izraelu z czasów Jezusa, zawieranie związku małżeńskiego zaczynało się od sporządzenia tzw. ketuby. Był to dokument prawny, kontrakt, podpisywany przez oblubieńca i dwóch postronnych świadków, w którym mężczyzna zawierający związek małżeński zobowiązywał się do poślubienia wybranej oblubienicy i do spełnienia wobec niej szeregu określonych zobowiązań. Po spisaniu ketuby mężczyzna odjeżdżał do domu swojego ojca, aby przygotowywać miejsce do wspólnego życia z poślubioną na mocy tej ketuby kobietą. Po pewnym czasie przybywał po nią, aby zabrać ją do przygotowanego miejsca. Wtedy miało miejsce wesele, praktyczna konsumpcja małżeństwa i rozpoczynało się wspólne życie.

Właśnie ten szczegół z izraelskich zaślubin przykuł moją uwagę na okoliczność zawieranego wczoraj ślubu w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE. Biblia mówi, że Jezus Chrystus, jako Oblubieniec powróci, by zabrać do siebie swoją Oblubienicę, tzn. Kościół. W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli [Jn 14,2-3]. I tak jak oblubieniec w Izraelu nie szedł po jakąś tam przypadkową dziewczynę, lecz po konkretną kobietę, z którą miał spisaną ketubę, tak też Chrystus Pan przyjedzie po tych, którzy z racji swej przynależności do Kościoła są objęci duchowym kontraktem, którzy są Jego Oblubienicą.

Całkiem sporo ludzi wciąż myśli, że sprawa ich miejsca w wieczności rozstrzygnie się dopiero wtedy, gdy nadejdzie koniec świata, gdy Jezus Chrystus powróci na ziemię po swój Kościół, albo gdy nadejdzie moment ich fizycznej śmierci i staną przed Bogiem. Inni mówią: 'Jakoś to będzie' i odkładają sprawę swego zbawienia na potem. Otóż wtedy wszystko odbywać się zgodnie z wcześniej załatwionymi 'formalnościami'. Kto wcześniej, za życia w ciele, uwierzył w Jezusa Chrystusa i został ochrzczony, ten będzie zbawiony. Kto tego nie zrobił, ten będzie potępiony. W chwili śmierci lub pochwycenia Kościoła nie będzie już możliwości sporządzania 'ketuby'. Teraz jest na to czas, by uwierzyć w Jezusa, przyjąć Go do serca, ochrzcić się i stać się cząstką Jego Oblubienicy tj. Kościoła. Teraz jest czas na poślubienie Chrystusa, aby w chwili Jego powtórnego przyjścia na ziemię, pójść na Wesele Baranka.

Sprawę pojednania z Bogiem przez wiarę w Jezusa Chrystusa załatwia się wcześniej! Nie będzie wesela w niebie bez zawarcia związku z Chrystusem na ziemi. Oto teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia [2Ko 6,2].

24 lipca, 2023

Dlaczego zjechałem na boczną drogę

 

Podczas mojego objazdu motorem dookoła Polski w lipcu 2023 roku przeżyłem przykrą chwilę, którą zapamiętam do końca życia. Głównie z powodu jej wymowy duchowej. Otóż w pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, nawigacja GPS wskazała mi zjazd z szosy, którą jechałem, proponując krótszy czas przejazdu do zadanego jej celu. Droga ta prawie od razu okazała się drogą żwirową a po przejechaniu ok. 1200 m utwardzenie drogi nagle się skończyło i pojawiły się głębokie koleiny wypełnione luźnym piaskiem. Od razu było wiadomo, że dalej tą drogą już nie pojadę. Chociaż natychmiast próbowałem się zatrzymać, to jednak z powodu typowo szosowych opon nie byłem w stanie utrzymać motocykla. W luźnym podłożu przednie koło utraciło tor jazdy i motor przewrócił się na prawo. Leśna droga była zupełnie pusta. W pobliskim siedlisku nie było żywego ducha. Zanim przybył wezwany przeze mnie człowiek by pomóc mi postawić motocykl, upłynęła cała godzina, a nikt tą drogą nie przejechał.

Gdy byłem tam sam z leżącym motorem na leśnej drodze między miejscowościami Borowe i Witoszyn w powiecie żagańskim, naszła mnie dość silna refleksja, że właśnie w tej chwili Bóg udziela mi ważnej lekcji. Sprowadził mnie z ruchliwej szosy na bok, tam gdzie nikt tego widzi, i poucza mnie w sprawie, w której niejeden raz zachowałem się nieprawidłowo. Oczywiście, po pierwsze zrozumiałem, że jako motocyklista, który już coraz śmielej poczynał sobie na nieznanych mi zakrętach, otrzymałem praktyczną wskazówkę co się stanie, gdy przednie koło ciężkiego motoru nagle straci kontakt z podłożem. Była to jednak zarazem lekcja dla mnie o wiele ważniejsza. To, że odbyło się to zupełnie na uboczu, bez świadków, bez litujących się gapiów, do tego stopnia dyskretnie, że nawet nie pomyślałem, by ten incydent uwiecznić jakimś zdjęciem, dało mi wiele do myślenia na temat sposobu udzielania napomnień.

Jakkolwiek górnolotnie to zabrzmi, Bóg - aby mnie pouczyć - odprowadził mnie na ubocze i oszczędzając mi wstydu, udzielił mi niezbędnej lekcji. Tak samo powinienem jako duszpasterz  postępować w moich kontaktach z ludźmi. A jeśliby zgrzeszył brat twój, idź, upomnij go sam na sam [Mt 18,15]. Innymi słowy, odprowadź go na bok i najpierw porozmawiaj z nim dyskretnie, oszczędzając mu nieprzyjemności, że inni będą to widzieć i słyszeć. Ileż to razy zdarzyło mi się postąpić inaczej. Z powodu tej mojej nieumiejętności najbardziej cierpiały moje dzieci ale i współwyznawcom oraz współpracownikom niejeden raz sprawiłem sporo przykrości, za co wszystkich chciałbym serdecznie przeprosić.

Owszem, czasem konieczne jest, by kogoś publicznie zawstydzić. Tych, którzy grzeszą, strofuj wobec wszystkich, aby też inni się bali [1Tm 5,20]. Myślę, że w tych słowach chodzi o przypadki recydywy, o jakieś notoryczne i jawne grzeszenie. Na co dzień jednak, jako ojciec, i jako duszpasterz, powinienem wykazywać się stosowną wrażliwością i postępować taktownie, tak aby - nie przemilczając spraw wymagających korekty - nikomu nie sprawiać niepotrzebnej przykrości.

16 lipca, 2023

Around Poland Tour

Dwa miesiące temu, w sposób dość zaskakujący i nieoczekiwany, spełniło się moje marzenie, by na stare lata znowu w ciepłe miesiące pojeździć motorem. Przy okazji kontaktu z MotoMotion w innej sprawie, zostałem poinformowany o niezwykle korzystnej możliwości zakupu dwunastoletniego motocykla YAMAHA XJ6 Diversion F z zaledwie 520 kilometrowym przebiegiem. Odczułem w sercu, że to jest ten moment. Ważnym tego potwierdzeniem okazała się też reakcja mojej żony, która - wcześniej sceptycznie nastawiona do moich marzeń - nie tylko zmieniła stanowisko w tej sprawie ale nawet pojechała ze mną po odbiór motocykla. I tak oto 15 maja 2023 roku stałem się posiadaczem bardzo zgrabnego motorka z czterocylindrowym silnikiem o pojemności 600 ccm i z mocą 57 kW. 

Ponowne oswojenie się z jazdą motorem mam za sobą. Pojeździłem trochę po Żuławach i Kaszubach i nieco odświeżyłem sobie technikę jazdy motorem, dobrze mi znaną w latach młodości. Trwają wakacje, jest cieplutko - więc czas na konkretniejszą przygodę :) Inspirację do wyzwania, którego się podejmuję, znalazłem w słowach biblijnego Jozuego: Ruszajcie i obejdźcie ziemię, sporządźcie jej opis... [Joz 18,8]. Z Bożą pomocą wyruszam jutro rano, by objechać Polskę wokoło wzdłuż granic, możliwie najbliżej, jak tylko się da. Nigdy wcześniej tego nie zrobiłem, a już miewałem takie myśli, by moje przywiązanie do ziemskiej Ojczyzny wyrazić również w ten sposób. Teraz nadeszła stosowna pora.

Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE pozostaje pod dobrą opieką. Mój syn, od kilku lat pełniący funkcję pastora pomocniczego, świetnie już radzi sobie z wszystkimi bieżącymi sprawami i obowiązkami. W trosce o zbór nie będzie sam. Jestem szczęśliwy, że doczekaliśmy czasów, gdy w służbie wspiera nas co najmniej kilkunastu dojrzałych duchowo braci. Dzielą się Słowem Bożym, są odpowiedzialni za poszczególne sprawy i traktują zbór jako dom duchowy, za który razem odpowiadamy przed Bogiem. Przed laty tego rodzaju wyjazd nie był dla mnie możliwy. Teraz śmiało mogę udać się na taką wyprawę i nie mieć odczucia, że zaniedbuję swoje obowiązki. Mam w sercu określone cele duchowe tej wyprawy i żywię nadzieję, że dla dobra zboru uda mi się je osiągnąć. 

Wyruszam na wschód wzdłuż północnej granicy kraju. Nie wiem ile czasu potrwa moja podróż. Nie mam pojęcia, jak mój organizm będzie ją znosił, ile kilometrów będę codziennie przejeżdżał i gdzie będę odpoczywał. Nie wiem też jak wytrzymały okaże się mój motor i czy bezawaryjnie dotrę do domu od zachodniej strony. Powierzam się Bogu i polecam modlitwom życzliwych mi osób. Ahoj przygodo!