01 listopada, 2010

A co z moim odejściem?

W takim dniu jak dzisiaj nie sposób nie pomyśleć o własnej śmierci. Postanowione jest ludziom raz umrzeć [Hbr 9,27]. Nie mam złudzeń, że w szybkim tempie zbliża się chwila i mojego odejścia z tego świata.

 Cała moja aktywność życiowa ma charakter doczesny i przejściowy. Któregoś dnia ostatni raz przytulę żonę, stanę za kazalnicą, usiądę w fotelu, włączę laptop i wstawię ostatni post na blogu...

 Wszystko zostanie nagle przerwane. Ktoś wejdzie do mojego gabinetu, zacznie przeglądać szuflady mojego biurka i zawartość dysków w moim komputerze. Jeżeli tylko będzie się mu chciało, to będzie mógł poznać takie szczegóły, które teraz, gdy jeszcze żyję, są raczej dla niego niedostępne.

 Jednakże spora część z tego, czym jestem obstawiony i co na co dzień tworzę, nikogo nie będzie interesować. Trafi do jakiegoś worka lub pojemnika, poleży może jakiś czas, a potem trafi na śmietnik.

 Czy jestem smutny z tego powodu? Czy ogarnia mnie żal, że wkrótce tak się to moje życie zakończy? Wiemy bowiem, że jeśli ten namiot, który jest naszym ziemskim mieszkaniem, się rozpadnie, mamy budowlę od Boga, dom w niebie, nie rękoma zbudowany, wieczny. Dlatego też w tym doczesnym wzdychamy, pragnąc przyoblec się w domostwo nasze, które jest z nieba [2Ko 5,1–2].

 Powyższe słowa Pisma Świętego wskazują mi, że należałoby się martwić raczej wówczas, gdyby mój ziemski namiot zbyt długo rozpaść się nie chciał. Prawdziwy uczeń Jezusa, jeśli już w ogóle wzdycha, to nie dlatego, że trzeba umierać, ale raczej dlatego, że czym prędzej chciałby się spotkać z Panem Jezusem. Pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej [Flp 1,23].

Syn Boży powiedział do wierzących:  W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; [...] Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli [Jn 14,2–3].

 Zanim nastąpi powtórne, widzialne przyjście Jezusa Chrystusa na ziemię, każdego dnia – zgodnie z zapowiedzią – Pan wciąż na nowo przychodzi po kolejne osoby. Tylko czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? [Łk 18,8].

Niechby – gdy przyjdzie po mnie – zobaczył człowieka od dawna już rozmiłowanego w Jego przyjściu i nastawionego na odejście stąd bez żadnego żalu.

2 komentarze:

  1. Ostatnio przypadkowo oglądałem w TV fragment dyskusji, w której uczestniczyli rabin żydowski i ksiądz katolicki. Dyskusja toczyła się wokół tematu śmierci i kiedy dziennikarz zadał obu gościom pytanie czy boją się śmierci zgodnie odpowiedzieli, że przecież wszyscy się boją, niezależnie od wyznawanej RELIGII. No i własnie, będąc wyznwacą RELIGII wypełniamy jej reguły i próbujemy utożsamiać się z zawartymi w niej tezami (np. także o tym, co czeka nas po śmierci). Ale jedynie żywa wiara, obecność Chrystusa w naszym życiu i wynikająca z niej pewność zbawienia uwalnia nas od wszelkiego strachu i daje pokój, przewyższający wszelkie ludzkie zrozumienie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Strach przed śmiercią wynika, moim zdaniem z nieuporządkowania swoich spraw na ziemi. Ze świadomości grzeszności nie ułaskawionej przez Jezusa. Niektórzy ze starszych mi znajomych osób modlą się słowami: "od nagłej i niespodziewanej śmierci, wybaw nas Panie". Chyba mają nadzieję, że gdy będą znali godzinę swą ostatnią, zdążą wszystko uregulować. Ja mam świadomość, że "Łaska I Miłosierdzie" są moim podręcznym bagażem, i tylko one chronia mnie przed strachem, a nie moja sprawiedliwość.

    OdpowiedzUsuń