Zagadnięty dziś rano przez mojego przyjaciela z Warszawy o opinię na temat filmu „Obóz Jezusa” postanowiłem wykroić trochę czasu, aby się z nim zapoznać. Znalazłem go bez trudu w Internecie i obejrzałem.
Muszę powiedzieć, że rzadko kiedy mam tak mieszane uczucia, jak dziś po tym filmie. Jak najbardziej jestem za mówieniem dzieciom o Jezusie i prezentowaniu im ponadczasowych, uniwersalnych wartości chrześcijańskich, takich jak miłość czy uczciwość. Jednak jestem przeciwko narzucaniu dzieciom religijno–politycznych wizji ludzi dorosłych, a tym bardziej przeciwko wciąganiu ich w jakąś dziwną walkę duchową, która okrada je z uroków beztroskiego dzieciństwa.
Muszę powiedzieć, że rzadko kiedy mam tak mieszane uczucia, jak dziś po tym filmie. Jak najbardziej jestem za mówieniem dzieciom o Jezusie i prezentowaniu im ponadczasowych, uniwersalnych wartości chrześcijańskich, takich jak miłość czy uczciwość. Jednak jestem przeciwko narzucaniu dzieciom religijno–politycznych wizji ludzi dorosłych, a tym bardziej przeciwko wciąganiu ich w jakąś dziwną walkę duchową, która okrada je z uroków beztroskiego dzieciństwa.
Zasadniczo rzecz biorąc, absolutnie nie zgadzam się z kierunkiem, w jakim zmierzają przedstawione w filmie współczesne środowiska charyzmatyczne. Pogląd, że Bóg powołuje chrześcijanina do tego, aby na drodze jakichś wysiłków i społecznego zaangażowania wywalczał zmiany w tym świecie, jest obcy mojemu rozumieniu Biblii. Pismo Święte naucza, żebyśmy z całego serca miłując Boga, a bliźniego, jak siebie samego, codziennie naśladowali Jezusa, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i uczciwości [1Tm 2,2].
W życiu Jezusa i pierwszych chrześcijan nie widać żadnej aktywności, a tym bardziej walki, politycznej. W Dniu Pięćdziesiątnicy Duch Święty nie nakręcał ludzi do powstania, w celu przejęcia duchowej kontroli nad ówczesnym światem. Mieli iść i głosić ewangelię, to znaczy wzywać ludzi do wiary w Jezusa Chrystusa. W praktyce chodziło o opamiętanie się z grzechów i prowadzenie nowego życia, pełnego radosnej nadziei na Królestwo Boże, które nie jest z tego świata.
Film „Obóz Jezusa” może wywołać wrażenie, że wszyscy ewangelikalni chrześcijanie myślą tak samo. Otóż nie jest to prawdą. Owszem, narzucający się nam coraz bardziej tzw. ruch nowoapostolski, łączący w sobie środowiska ruchu wiary, wystawienników i coraz więcej nieświadomych zwiedzenia chrześcijan z różnych denominacji kościelnych, niestety kieruje się ideologią znaną z tego filmu. Jednak na szczęście nie wszyscy dali się zbałamucić [2Ts 2,2].
Nie utożsamiam się z tym ruchem nowych apostołów i proroków, który serwuje wierzącym z różnych kościołów coraz to nowe konferencje prorocze, światowy dzień modlitwy i modlitwę non-stop sterowaną z Kansas City, a jednocześnie zapowiada zmierzch wszystkich denominacji na rzecz świetlanej przyszłości ruchu nowoapostolskiego. Rzekoma duchowa walka, prowadzona przez takich ludzi, jak pojawiający się w filmie Ted Haggard [mówiący coś nomen omen przeciwko homoseksualizmowi], nie jest moim powołaniem.
Organizowałem chrześcijańskie obozy dla dzieci i młodzieży i nadal chętnie się w nie angażuję. Lecz obcy im był powszechny dziś duch jakiegoś dziwnego militaryzmu. Uczyliśmy się prostolinijnego i uczciwego życia. Zachęcaliśmy do posłuszeństwa rodzicom, do pilności w nauce, pracowitości, słowności itp. Było przy tym wiele radosnej, stosownej do wieku, zabawy.
Nie obciążaliśmy dzieci żadną polityką. Nie wzywaliśmy ich do walki z aborcją i do zbawiania całego świata. Jedni chrzczą niemowlęta, inni od kołyski wpajają dzieciom ideologię dżihadu, czyż mielibyśmy robić coś podobnego? Rolą dojrzale myślących chrześcijan jest to, by swoim osobistym życiem dać dzieciom dobry przykład, zapoznać ich z osobą Jezusa Chrystusa i pozwolić im z czasem wybrać swoją własną drogę życia.
Wygadałem się nieco, a wciąż nie opuszczają mnie wątpliwości, czy przedstawiony w filmie obóz można nazwać obozem Jezusa...
Przymierzam się do podlinkowania kilku tekstów na blogu, bo uważam je za bardzo ważne i aktualne (np.: o świętach żydowskich w chrześcijańskich (etno-chrześcijańskich) zborach). Ale ten tekst uważam za szczególnie istotny głos (rozsądku i wierności Biblii). Dziękuję.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje za ten wpis i link.Obejżałam to i jestem wstrząśnięta nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego w jakim kierunku to na prawdę idzie.Zdarzało mi się czytać jakieś amerykańskie pozycje ale nigdy nie podejrzewałam że czytając tę samą Biblię i modląc się do tego samego Boga można tak się rozminąć z prawdą jak czynią to ludzie zaprezentowani w tym filmie.A jak wnieśli tą figurkę Busha to o mało nie spadłam z krzesła.Czasami jest mi przykro widzac jak moje dzieci robią coś niewłaściwego albo myślą bardziej o sobie ale cieszę się że są sobą a nie jakimiś zaprogramowanymi robotami.Najbardziej właśnie żal tych dzieci... DS
OdpowiedzUsuńBracie Marianie! Dzięki za codzienne wpisy na blogu. Dzięki za to, że nie boisz się poruszać trudnych tematów, takich jak "Polska dla Jezusa" czy właśnie opisany "Jezus Camp". Nie bójmy się nazywać rzeczy po imieniu. Uważam, że jeśli widzimy coś zwodniczego, to powinniśmy ostrzegać przed tym wierzących. A każdy zrobi z tym oczywiście co zechce. Trwajmy w Jezusie i Jego Słowie. Pozdrawiam. Rafał.
OdpowiedzUsuńRafał: "Polskę dla Jezusa" trudno uznać za "trudny" temat ;). Zachęcam - spotkaj się z organizatorami, porozmawiaj, posłuchaj ich serca - to nie są osoby, które wypadły sroce spod ogona :). Ale domyślam się, że pewnie łatwiej "ostrzeliwać się" zza internetowych okopów :).
OdpowiedzUsuńOgólnie: Zapewniam, że w życiu i twórczości każdego wielkiego męża Bożego (również u mnie, choć nie uznaję się za takiego) można by się - przy podobnym nastawieniu - doszukać rzeczy, które dla kogoś innego będą trudne do przyjęcia. Nie oznacza to jednak konieczności wypowiadania swojego stanowiska w każdej sprawie, szczególnie obserwowanej z odległości, w świetle niepełnych często danych.
Co nie oznacza, że nie powinniśmy starać się wyrobić sobie własnego zdania. Tyle, że nie każde takie zdanie musi od razu oglądać światło dzienne, jeśli nie prowadzi ani do zbudowania, ani do rozwiązania postrzeganej trudności :).
Jak ktoś ostatnio ciekawie zdefiniował plotkę: "Mówienie o problemie, kiedy nie jest się częścią ani problemu, ani rozwiązania".
Jak ktoś ostatnio ciekawie zdefiniował plotkę: "Mówienie o problemie, kiedy nie jest się częścią ani problemu, ani rozwiązania".
UsuńOtóż, bracie Harry, będąc w chrześcijaninem, czy chcemy, czy nie chcemy, stajemy się częścią problemów, o których tu mowa.
Na tej samej zasadzie jesteśmy też częścią rozwiązania.
Harry, Twoja wypowiedź tylko potwierdza, że "Polska dla Jezusa" jest trudnym tematem. Gdyby była łatwym, to by wszyscy mieli by to samo zdanie na ten temat. Powtarzam jeszcze raz, co napisałem. Każdy niech zrobi z ostrzeżeniami brata Mariana co zechce. Jeśli ktoś chce się angażować w ruch Polska dla Jezusa, proszę bardzo. Ja nie znajduję w Biblii podstaw do tego, żeby twierdzić, iż "nasz kraj zostanie zdobyty dla Chrystusa przez zwycięski Kościół", dlatego też ja się w takie rzeczy nie angażuję. Ja czekam z utęsknieniem na przyjście Jezusa po Kościół, a do tego czasu chcę jak najlepiej służyć Bogu. Nie osądzam ludzi, którzy są zaangażowani w taki czy inny ruch, to nie jest dzięki Bogu moje zadanie. Każdy człowiek narodzony na nowo stanie kiedyś przed sądem Chrystusowym i zda sprawę z każdej rzeczy, którą zrobił, nawet z każdego słowa, które powiedział. Zauważ jeszcze, drogi Harry, że artykuły o Polsce dla Jezusa i o Jezus Camp napisał brat Marian, a ja tylko stwierdziłem, że się z nimi zgadzam. Chciałbym umieć na mojej stronie poruszać trudne i ważne tematy, jak brat Marian, rozpatrując je przez pryzmat Słowa Bożego. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRafale - rozumiem Twój punkt widzenia, a że ja również nie lubię niepotrzebnie kruszyć kopii, więc możemy chyba przyznać, że różnimy się w ocenie niektórych współczesnych zjawisk w świetle Biblii :).
OdpowiedzUsuńPełna racja również odnośnie lekkości pióra pastora Mariana - choć często mam nieco inne zdanie, potrafię docenić kunszt: kaznodziejski i blogotwórczy ;).
Również pozdrawiam.
Poczynania ruchu "nowych apostołów" gonią coraz bardziej w piętkę.Jest to już (religijny!)chaotyczny bełkot - byleby zainteresować ludzi czymś nowym. Nowym objawieniem, nową wizją - koniecznie różną od wszystkiego co głosił i głosi Kościół Jezusa Chrystusa. Ci, co im wierzą, wierzą dlatego, że gra to na ich cielesnych, zmysłowych uczuciach - porusza duszę a nie Ducha. Ślepi są na to, że w gronie "nowych apostołów", jak w świecie polityki, coraz to nowe skandale.
OdpowiedzUsuń"...a jednocześnie zapowiada zmierzch wszystkich denominacji na rzecz świetlanej przyszłości ruchu nowoapostolskiego"
Hmmm... warto nad tym pomyśleć. Tyle, że rola jaka przypadnie "zjednoczonemu kosciołowi" powoduje, że ciarki chodzą mi po plecach....
Dziękuję za zdrową mowę i serdecznie pozdrawiam.
waldek