W przeddzień wybuchu Drugiej Wojny Światowej nadszedł pod wieczór do Gdańska tajny rozkaz rozpoczęcia nocnych działań operacyjnych w celu sprawnego włączenia Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy. Czy jednak zasypiający 31 sierpnia 1939 roku wieczorem Gdańszczanie mogli wiedzieć, że następnego dnia ich życie nie będzie już takie same? Czy mogli przewidzieć, że ta noc, to były ostatnie godziny pokoju?
Kto z nich wiedział, że na goszczącym od 25 sierpnia w porcie gdańskim pancerniku szkoleniowym Schleswig–Holstein ukrywa się oddział niemieckich marynarzy z kompanii szturmowej Krigsmarine? Kto widział ośmiuset innych niemieckich żołnierzy stacjonujących już od jakiegoś czasu w Gdańsku? Kto myślał o potajemnym dozbrajaniu pancernika, szykującego się do ostrzału Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte?
Dla wielu Polaków wszystko odbyło się tak nagle. Nad ranem, gdy ludzie smacznie spali, niemal jednocześnie w różnych punktach miasta przyczajone oddziały niemieckie rozpoczęły operację wojskową. Rankiem w samym mieście, poza rejonem Poczty Polskiej, było już spokojnie. Na gmachu dworca głównego wisiała niemiecka flaga. W południe ruszyły tramwaje i życie jakby potoczyło się, jak co dzień.
Jednakże wielu ludzi 1 września 1939 roku nie pojawiło się już ani w pracy, ani na ulicy. Zniknęli z życia. Zostali aresztowani, nagle wyrwani ze swojego środowiska. Nawet jeśli nie zostali zabici, to i tak dla nich tej nocy skończyło się normalne życie.
Mieszkam bardzo blisko Westerplatte i może dlatego dzisiejsza ciepła noc i ta okrągła rocznica jakoś szczególniej niż w ubiegłych latach nastroiła mnie do refleksji. Myśląc o stanie ducha Gdańszczan sprzed 70 lat, szukam duchowego odniesienia do mojego osobistego położenia dzisiaj.
Dzień po dniu żyję wpleciony w ciąg zdarzeń, nie całkiem będąc świadomy tego, co się kroi. Planuję, zapełniam w kalendarzu kolejne puste pola rozmaitymi zadaniami, biegnę i walczę – aż nagle któregoś dnia to wszystko zostanie przerwane. Zaboli, ściśnie mnie za gardło albo za serce, zatrzymam się na jakimś drzewie i tak zostanę wyrwany z życia.
Pozostaną zaplanowane od dawna wyjazdy z posługą Słowa, niewygłoszone kazania, zostaną w szafie wyprasowane koszule, niedokończona lektura książki, niedojedzony obiad na stole albo przerwany w połowie wpis na blogu ;) Nie odkrywam Ameryki. To raczej jest do przewidzenia. Rzecz w tym, że nie zawsze biorę to pod uwagę. Co wobec tego powinienem zacząć robić i o czym pamiętać?
Przede wszystkim należałoby, abym stale pamiętał, że w realizacji kolejnych zadań jestem całkowicie zależny od Boga. A teraz wy, którzy mówicie: Dziś albo jutro pójdziemy do tego lub owego miasta, zatrzymamy się tam przez jeden rok i będziemy handlowali i ciągnęli zyski, wy, którzy nie wiecie, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, która ukazuje się na krótko, a potem znika. Zamiast tego, winniście mówić: Jeżeli Pan zechce, będziemy żyli i zrobimy to lub owo [Jk 4,13–15]. Bóg tchnął we mnie życie i to On któregoś dnia owo tchnienie w moim ciele wygasi. Kiedy to nastąpi? Czy mogę to wiedzieć?
Z kilku apostolskich wypowiedzi wynika, że oni wiedzieli o zbliżającej się śmierci. Wiedzieli, że jeszcze nie umrą i potem wiedzieli, że już wkrótce umrą [Zobacz: Flp 1,25; 2Tm 4,6; 2Pt 1,14]. Nade wszystko jednak wiedzieli dokąd pójdą, gdy zakończą życie w ciele i dlatego nawet za tym tęsknili. Pragnę rozstać się z życiem i być z Chrystusem, bo to daleko lepiej - wyznał jeden z nich [Flp 1,23]. Dzisiaj także Duch Święty objawia te rzeczy wsłuchanym w Jego głos, pojednanym z Bogiem i ludźmi, osobom wierzącym. Chciałbym należeć do tego grona 'dobrze poinformowanych'.
Nie zmienia to oczywiście prawdy, że i tak któregoś dnia moje życie zostanie nagle przerwane. Byłbym głupi, gdybym tę myśl starał się odsuwać i tłamsić w sobie. Nie byłbym też normalny, gdybym zaczął na śmierć wyczekiwać.
Wiem, co zrobię! Będę tak przeżywać każdy kolejny dzień, jakbym miał przed sobą jeszcze sto lat życia i tak będę się układać do snu, jakby to miała być noc z 31 sierpnia na 1 września 1939 roku w Gdańsku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz