.jpg)
Neutralność. Ileż to razy w prywatnych rozmowach słyszałem jasno artykułowane poglądy i przekonania rozmówców, którzy – jak przyszło co do czego – nabierali wody w usta i dawali do zrozumienia, że wolą się w nic nie mieszać. Dlaczego? Czyżby nie znali prawdy i nie byli przekonani, po której stronie należałoby stanąć? A może raczej uznali, że zajmując konkretne stanowisko coś stracą, że angażując się w sprawę, komuś się narażą? Czy więc starali się jedynie zachować neutralność, czy może byli konformistami?
Przyjęcie neutralnej postawy w obliczu trwającego konfliktu, to jest jakiś rodzaj zdrady. To potraktowanie obydwu walczących, i atakującego, i atakowanego, tak samo. Zgodnie z ówczesnym prawem Stany Zjednoczone ogłaszając swoją neutralność [miały oczywiście ku temu swoje powody], uniemożliwiły zaopatrywanie się u nich w broń nie tylko Niemcom, ale i Polakom. Czyniąc tak, poniekąd równo obdzieliły też obydwie strony odpowiedzialnością za wybuch konfliktu.
Właśnie czymś takim staje się dla nas braterska i siostrzana neutralność, gdy znajdziemy się w ogniu jakiegoś konfliktu lub problemu. W takich chwilach wyjątkowo potrzebujemy przynajmniej moralnego wsparcia. Postawa chłodnej neutralności brata lub siostry, gdy dzieje się nam jakaś krzywda, może na długie lata zagasić w naszych oczach wszelki blask nadziei. Tak być nie powinno. Niechby krzywdzony zawsze mógł liczyć na pomoc z naszej strony!
Prawdziwe chrześcijaństwo wyklucza neutralność na dłużą metę. Bierzcie w obronę biedaka i sierotę, ubogiemu i potrzebującemu wymierzajcie sprawiedliwość! [Ps 82,3]. Chrześcijanin, widząc dziejącą się krzywdę, nie może wzruszyć ramionami i po prostu odejść. Nie wolno mu dla tzw. miłej zgody i swojej wygody, stanąć sobie ponad całą sprawą, przy okazji kreując się na tzw. 'męża pokoju'. Nie może z racji swoich powiązań z krzywdzicielem przemilczać tego, co ten wyprawia. Nie ma też prawa pozostawać biernym z powodu osobistych niechęci do krzywdzonego.
Swego czasu Bogu bardzo nie spodobało się to, że Izraelici biernie przyglądali się losowi swoich braci, Judejczyków, w tarapatach. Z powodu zbrodni na twoim bracie Jakubie, okryje cię hańba i będziesz wytępiony na zawsze. Wówczas gdy stałeś na uboczu, kiedy to wrogowie brali do niewoli jego wojsko, a cudzoziemcy wkraczali do jego bram i rzucali losy o Jeruzalem, także ty byłeś jednym z nich. Nie paś oczu widokiem swojego brata w dniu jego nieszczęścia! [Ab 1,10–12]. Neutralność w tym przypadku została im poczytana za przestępstwo.
Jak długo można jechać na wózku neutralności? Amerykanie w czasie II Wojny Światowej oficjalnie ujechali na nim do 8 grudnia 1941 roku. Po przeżyciach Pearl Harbor dłużej już nie mogli. Wtedy konkretnie stanęli po określonej stronie konfliktu. A jak długo my potrafimy być neutralni? Mam nadzieję, że widząc czyjąś krzywdę, niedługo tę neutralność zachowamy. Słowo Boże poucza bowiem, że w słusznej sprawie koniecznie trzeba się odezwać, stanąć w obronie, narazić się, a nawet ponieść stratę!
Wierzę, że neutralność w postawach chrześcijanina jest co najwyżej stanem przejściowym, czasem oczywiście niezbędnym do wypracowania dojrzałego stanowiska. Duch Święty, widząc naszą chwilową nieporadność lub brak odwagi, niepokoi nasze sumienie i prowadzi nas do zajęcia jednoznacznego stanowiska.
Gdy ktoś obok jest krzywdzony, uczeń Jezusa nie może pozostać neutralnym. No chyba, że przyczyną naszej bierności byłaby już nie zwyczajna neutralność, a przemyślany konformizm. Lecz czy wówczas można byłoby jeszcze mówić o wzajemnym braterstwie i naśladowaniu Jezusa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz