6 września 1901 roku miał miejsce zamach na 25. prezydenta Stanów Zjednoczonych, Williama McKinley’a. Zamachowcem okazał się Polak z pochodzenia, Leon Czołgosz, który dwukrotnie strzelił do prezydenta na Wystawie Panamerykańskiej w Buffalo. Po ośmiu dniach McKinley zmarł ze słowami na ustach: To jest Boża droga; Niech będzie Jego wola, nie nasza. Następcą McKinley'a został Theodor Roosvelt.
Przywołuję dziś to niezbyt znane wydarzenie, bowiem zaintrygowało mnie coś w postawie żony prezydenta – Idy McKinley. Otóż ta pierwsza dama USA słynęła z dziwnych stanów lękowych. Ciągle się czegoś bała. Po śmierci matki na początku 1873 roku obawiała się, że jej nowonarodzona, druga córeczka umrze. I umarła w 5 miesiącu życia. Wówczas przesadnie zaczęła się bać o życie starszej córeczki, Katherine. I ta również w wieku zaledwie 4 lat odeszła.
Gdy jej mąż w 1897 roku wygrał wybory prezydenckie, w pierwszym odruchu na ten triumf powiedziała: „Och, majorze oni cię zabiją, oni cię zabiją”. Jej obsesje stały się na tyle silne, że prezydent zwykł mawiać o niej: – „ta mała kobietka zawsze się boi, że ktoś skrzywdzi jej męża”. To chyba dlatego zraniony dwoma kulami William McKinley czym prędzej wyszeptał do swojego sekretarza: „Moja żona, Cortelyou, bądź ostrożny w tym, jak jej to powiesz, och, bądź ostrożny”.
Czy rzeczywiście Ida McKinley przez swoją fobię przyciągała śmierć? Czy naprawdę tak jest, że to, czego się człowiek boi, to go w końcu spotyka?
Pismo Święte zapowiadało Izraelitom rozmaite stany lękowe, jako konsekwencję braku bojaźni Bożej i nieposłuszeństwa Bogu: Pan da ci tam serce zatrwożone, oczy przygasłe i duszę zbolałą. Życie twoje będzie ustawicznie zagrożone i lękać się będziesz nocą i dniem, i nie będziesz pewny swego życia. Rano będziesz mówił: Oby już był wieczór, a wieczorem będziesz mówił: Oby już było rano, z powodu trwogi twego serca, która cię ogarnie, i na widok tego, co będziesz oglądał twymi oczyma [5Mo 28,65–67]. Czy ma się rozumieć, że Bóg napełniał ich lękiem przed jakimś urojonym niebezpieczeństwem, czy przed czymś, co prawdziwie się do nich zbliżało?
Tak czy owak, jeżeli wierzącego człowieka zaczynają gnębić rozmaite fobie, to może oznaczać, że zaniedbał sprawę Bojaźni Bożej w swoim życiu i to, czego się boi, to naprawdę się do niego zbliża. Co w tej sytuacji powinien zrobić? Powinien pokutować i czym prędzej zacząć chodzić na co dzień w bojaźni Bożej, aby móc przestać się lękać. Przypomnijmy, że bojaźń Boża - to synonim właściwej postawy serca w relacji człowieka z Bogiem.
Słowo Boże wskazuje, że stany lękowe są dla człowieka swego rodzaju pułapką. Lęk przed ludźmi nastawia na człowieka sidła, lecz kto ufa Panu, ten jest bezpieczny [Prz 29,25]. Ktoś policzył, że w Biblii można znaleźć około trzysta sześćdziesiąt wezwań do tego, żeby się nie bać. To by znaczyło, że każdy dzień roku powinniśmy przeżywać w bojaźni Bożej, czyli w posłuszeństwie Słowu Bożemu. Bać się Pana - znaczy nienawidzić zła [Prz 8,13]. Tylko wówczas możemy żyć bez obaw o swoje bezpieczeństwo i całą przyszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz