Wstań, udaj się do Sarepty, która należy do Sydonu, i tam zamieszkaj. Oto nakazałem tam pewnej kobiecie, wdowie, aby cię utrzymywała. Eliasz wyruszył zatem do Sarepty, a gdy wchodził do bramy miasta, oto pewna kobieta, wdowa, zbierała tam kawałki drewna. Zawołał więc do niej: Przynieś mi, proszę, trochę wody w jakimś naczyniu. Chciałbym się napić! A gdy szła, aby naczerpać wody, zawołał za nią: Przynieś mi też, proszę, kawałek chleba! Lecz ona odpowiedziała: Jak żyje PAN, twój Bóg, nic jeszcze nie upiekłam. Mam tylko garść mąki w dzbanie i nieco oliwy w kance. Właśnie zbieram parę jakichś patyków, żeby przyrządzić coś dla siebie i mojego syna, a gdy to zjemy, to przyjdzie nam umrzeć. Ale Eliasz uspokoił ją: Nie bój się! Idź i zrób, jak mówisz, najpierw jednak przyrządź mi z tego mały placek i wynieś tu, do mnie, a dla siebie i swojego syna przygotujesz coś potem. Gdyż tak mówi PAN, Bóg Izraela: Mąka nie skończy się w dzbanie i oliwy w kance nie zabraknie do dnia, w którym PAN znów ześle deszcz na tę ziemię. Kobieta poszła więc i postąpiła tak, jak jej powiedział Eliasz, po czym jedli, ona, on i pozostali w jej domu, przez wiele dni. Mąka nie wyczerpała się w dzbanie, a w kance nie zabrakło oliwy, zgodnie ze Słowem PANA, które wypowiedział za pośrednictwem Eliasza [1Krl 17,9-16].
Tę niecodzienną, a nawet nieco bulwersującą historię przywołał Jezus podczas wystąpienia w Nazarecie, gdy uświadamiał swoim rodakom, że sługa Boży w rodzimym środowisku najczęściej nie ma co liczyć na szacunek i troskę o niego. Zapewniam was — ciągnął dalej — żaden prorok nie spotyka się z życzliwym przyjęciem wśród swoich. Wysłuchajcie tej przykrej prawdy: Wiele było wdów w Izraelu za dni Eliasza, kiedy to przez trzy i pół roku panowała susza i wielki głód ogarnął całą ziemię, lecz do żadnej z nich nie został posłany Eliasz, tylko do owdowiałej kobiety — w Sarepcie Sydońskiej [Łk 4,24-26]. Aby utrzymać Eliasza przy życiu Bóg posłużył się wdową spoza społeczności Izraela. Dlaczego? Bo we własnym narodzie nie było nikogo, kto byłby gotów to zrobić. Przez posłuszeństwo poleceniom proroka ta obca kobieta zasłynęła na całym świecie, a jednocześnie zapewniła utrzymanie również sobie samej. Czyż nie warto i dziś mieć udział w utrzymaniu prawdziwych sług Słowa Bożego?
Interesujące w tej historii jest również to, że zadanie utrzymania proroka Bożego nie zostało zlecone komuś bogatemu, a krańcowo ubogiej wdowie. Mówi to coś o rzeczywistych potrzebach szczerych sług Bożych. Mogą one być zaspokojone przez zwykłych ludzi, ponieważ Boży pracownik nie ma wygórowanych potrzeb i oczekiwań. Jeśli więc mamy strawę i odzienie, przyjmijmy to z zadowoleniem [1Tm 6,8] - poucza nas Słowo Boże. Kto naprawdę służy Bogu, ten nie stawia warunków bytowych, lecz w ślad za apostołem Pawłem mówi: nauczyłem się cieszyć tym, co jest. Wiem, co to skromność, znany mi dostatek. Radzę sobie wszędzie, w każdej sytuacji. Poznałem sytość, nieobcy mi głód; wiem, jak mieć dużo, i umiem żyć w biedzie [Flp 4,11-12]. Każda, nawet niewielka i uboga społeczność chrześcijańska, jest w stanie utrzymać pastora z takim podejściem do sprawy.
Wiele o tej zrównoważonej postawie mówi modlitwa, którą czytałem w Biblii parę dni temu. Nie nawiedź mnie ubóstwem ani nie obdarz bogactwem, daj mi spożywać chleb według mojej potrzeby, abym, będąc syty, nie zaparł się ciebie i nie rzekł: Któż jest Pan? Albo, abym z nędzy nie zaczął kraść i nie znieważył imienia mojego Boga [Prz 30,8-9]. Eliasz był sługą Bożym, któremu odpowiadała każda opcja utrzymania. Nie gardził chlebem przynoszonym przez kruka. Z wdzięcznością zadowolił się też plackami podanymi mu przez biedną kobietę.
Biblijna prawda o utrzymywaniu duchownych ze środków w dużym stopniu pochodzących od ludzi ubogich, niestety staje się czasem okazją do nadużyć. Znając duchową wrażliwość wdów i ich gotowość do dzielenia się swoim skromnym groszem ze sługami Bożymi, niektórzy kaznodzieje, pomijając inne możliwości zdobywania środków, bezpośrednio zwracają się do nich z apelem o wsparcie. Drenowanie cienkiego portfela wdów zostało wyraźnie napiętnowane przez samego Pana. Strzeżcie się znawców Prawa, którzy pragną chodzić w długich szatach, oczekują pozdrowień na rynkach, domagają się pierwszych krzeseł w synagogach i zaszczytnych miejsc na ucztach. Pożerają oni dobytek wdów i dla pozoru długo się modlą. Na nich spadnie o wiele surowszy wyrok [Mk 12,38-40]. Jednym słowem, chwała wdowom, które - podobnie do wdowy z Sarepty - są gotowe wspierać sługę Bożego lecz biada takiemu 'słudze Bożemu', który żeruje na bogobojności i prostolinijności wdowy.
Czy z odczytanej dziś historii o Eliaszu i wdowie z Sydonu wypływa jakiś wniosek na temat utrzymania dzisiejszych pastorów i kaznodziejów Słowa Bożego? Myślę, że zarówno mierząca się z zadaniem utrzymania swojego duszpasterza lokalna wspólnota chrześcijańska jak i każdy potrzebujący wsparcia materialnego sługa Ewangelii, wszyscy mogą się z tej biblijnej lekcji sporo nauczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz