Dzisiejsza lektura Słowa Bożego owocuje we mnie refleksją o potrzebie zapominania krzywd i grzesznej przeszłości. Tak się przyjęło w naszej kulturze, że pielęgnujemy i wciąż sobie odświeżamy pamięć o doznanych krzywdach. Abstrahując od programu bieżącej wizyty papieża w Polsce i licznych dziś obrazów z Oświęcimia, można powiedzieć, że martyrologia, i narodowa, i osobista, jest mocną stroną Polaków. Eksponując miejsca, sposoby i narzędzia zbrodni bywamy głęboko przekonani o słuszności takiego postępowania. Przecież wszyscy powinni się dowiedzieć, jak bardzo cierpieliśmy i jak brutalnie nas traktowano…
Czy jednak rzeczywiście dobrze robimy, corocznie wracając myślami do tamtych chwil trwogi, bólu i rozpaczy? Czyż dzięki temu nasz dawny ciemiężca wciąż od nowa nie triumfuje, przez tak wiele kolejnych lat zatruwając nam życie? Płaczący przed kamerą z powodu pobytu w Auschwitz starszy mężczyzna odwiedzjący dziś miejsce swego męczeństwa, po siedemdziesięciu latach wciąż zdaje się być nieszczęśliwą ofiarą. Nigdy nie zapomnę tej chwili, gdy naszą uśmiechniętą Mamę przed laty z bratem zawieźliśmy na Majdanek. Wystarczyło, że weszła do pierwszego z baraków, a niemal natychmiast się rozpłakała. Musieliśmy czym prędzej odjeżdżać, bo dzięki tamtejszym ekspozycjom hitlerowcy wciąż mają tam tak wiele do powiedzenia, że szkoda nam było naszej Mamy.
W świetle Biblii zobaczyłem dziś coś ważnego na ten temat. Otóż Słowo Boże w Księdze Izajasza zwiastując kres niewoli ludu Bożego, jednocześnie opisało sposób postępowania z pozostałością po ciemiężcy. Bo każdy but stąpający z chrzęstem i płaszcz wytarzany w krwi przeznaczony będzie na spalenie, stanie się pastwą ognia. Bo chłopiec nam się narodził, syn został nam dany i otrzymał władzę na swe barki. I nazywają go imieniem: Twórca przedziwnych planów, pełen mocy Bóg, Ojciec na wieki, Książę pokoju [Iz 9,4-5]. Bóg – podobnie jak zrobił to z Midianitami za Gedeona - cudownie weźmie w obronę swój lud. Sam rozprawi się z jego wrogami. Czyniąc to wymaże jednocześnie wszelką pamięć o ciemiężcy. Całkowite i ostateczne spełnienie tego proroctwa odnosiło się do sfery duchowej i dotyczyło Chrystusowego aktu wyzwolenia ludu Bożego z niewoli grzechu, albowiem on zbawi lud swój od grzechów jego [Mt 1,21].
Tak! Twórca przedziwnych planów, pełen mocy Bóg, Ojciec na wieki, Książę pokoju, czy też - jak głosi przekład Biblii Ewangelicznej – Cudowny Doradca, Bóg Mocny, Ojciec Odwieczny, Książę Pokoju – zatriumfował nad szatanem, nie po to, abyśmy wciąż przechowywali ślady jego ciemięstwa i wspominali jego dominację nad naszym życiem. Chrzęst buciorów wroga i ich mundury poplamione krwią mają być na zawsze zapomniane! Wystawianie ich w gablocie wspomnień poddaje nas na nowo duchowej presji z ich strony. Diabeł chciałby nadal triumfować w naszym życiu, chociażby przez to, że będziemy go wspominać. O, nie! Niech wszystko przypominające niewolę szatana zostanie spalone raz na zawsze. Tak zrobiono na przykład z czarnoksięską literaturą w czasach apostolskich [Dz 19,19] i tak winniśmy postępować i dzisiaj.
Każdy chrześcijanin w sobie właściwy sposób pamięta czasy życia w niewoli grzechu. Każdemu z nas coś tam chrzęści w głowie na myśl o starym życiu. Czasem może to być chrzęst nawet i przyjemny. Nie przechowujmy i nie pielęgnujmy tych odgłosów. Diabłu bardzo by na tym zależało, gdybyśmy mimo odrodzenia duchowego i nowego życia z Jezusem wciąż powracali do przeszłości i ją rozpamiętywali. Nie będziemy tak robić. Wierzący człowiek nie żyje choćby nawet przyjemną przeszłością, a chlubą jego jest, gdy zapomina o krzywdach [Prz 19,11].
Wielu ludzi uważa, że dobrze jest pamiętać chrzęst buta ciemięzcy. Dlatego powstają wciąż nowe muzea i pomniki męczeństwa. Biblia zaleca przechowywanie pamięci o wspaniałych i dobrych wydarzeniach. Chrzęst butów ciemiężcy nie jest godny wspominania. Niech pamięć o nim przepadnie na wieki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz