07 grudnia, 2011

Wprowadzanie na bocznicę

W komentarzach o zmarłej przedwczoraj Violetcie Villas przewija się smutny wątek o izolowaniu jej w polskim środowisku artystycznym. Zasadniczo, niby wszyscy uznawali jej wielkość, niby nikt nic do niej nie miał, ale wciąż napotykała tu na jakiś dziwny mur. Dlaczego?

 Wiadomo, że Violetta Villas w latach swej artystycznej świetności dysponowała niezwykłymi możliwościami wokalnymi. Posiadała głos o rozszerzonej skali 5 oktaw, pozwalający jej na śpiewanie barytonem, tenorem, altem, mezzosopranem oraz sopranem, co stanowi ewenement głosowy w skali światowej. Czemu więc przez lata nie korzystaliśmy w pełni z jej talentu?

 Ogólnie rzecz biorąc, osoby o wybitnych uzdolnieniach nie mają łatwego życia pośród artystów nieco niższego lotu. Ogniskujący się na wielkim talencie zachwyt tłumów, staje się kością w gardle przeciętniaków. Z oczywistych względów nie mogą oni jawnie skrytykować i odrzucić kogoś, kto przewyższa ich o klasę. Kto jednak może im nakazać, żeby zawsze brali go pod uwagę i zapraszali go do swego grona? Każdemu przecież zdarza się "zagapić" i o kimś takim, jakby niechcący, zapomnieć, a może nawet potajemnie zrobić coś, co wyeliminowałoby go z gry.

 Taką postawę dobrze widać w świetle Biblii. Księga Genesis kreśli nam sielankowy obraz rodziny Jakuba, w której jeden z synów zaczął wyrastać ponad przeciętność pozostałych. Jak reagowali na to jego bliscy? Ucieszyli się i udzielili mu poparcia? Oddajmy głos samej Biblii:

 Pewnego razu miał Józef sen i opowiedział go braciom swoim, oni zaś jeszcze bardziej go znienawidzili. Powiedział im bowiem: Słuchajcie, proszę, tego snu, który mi się śnił: Oto wiązaliśmy snopy na polu; wtem snop mój podniósł się i stanął, a wasze snopy otoczyły go i pokłoniły się mojemu snopowi. Rzekli do niego bracia: Czy chciałbyś naprawdę królować nad nami? Czy chciałbyś naprawdę nami rządzić? I jeszcze bardziej znienawidzili go z powodu snów i słów jego [1Mo 37,5–8].

 Pierwszy męczennik Kościoła, Szczepan, przywołując w natchnieniu Ducha ten obraz po latach, nie miał żadnych wątpliwości, czym kierowali się bracia Józefa: A patriarchowie, zazdroszcząc Józefowi, sprzedali go do Egiptu, ale Bóg był z nim [Dz 7,9].

 Najdobitniej widać to na przykładzie duchowych przywódców Izraela. Gdy na scenie pojawił się Jezus z Nazaretu i zaczął przyciągać uwagę tłumów, arcykapłani, uczeni w Piśmie i faryzeusze zaczęli snuć potajemne plany wyeliminowania go z przestrzeni publicznej. Nawet Piłat zorientował się w rzeczywistych powodach ich niechęci do niego i wprowadził ich w ślepą uliczką wyboru Barabasza. Wcale nie zdziwił się, że zrobili wbrew zasadom zdrowego rozsądku i odrzucili Jezusa. Wiedział bowiem, że z zawiści go wydali [Mt 27,18].

 Violetta Villas miała wybitny głos, ale nie było dla niej miejsca w środowisku, bo nie dawała się ugłaskać. Mogła o wiele więcej wnieść i bardzo ubogacić polską scenę muzyczną, a tymczasem przez całe lata pozostawała niedoceniona i jakby zapomniana. Ktoś powie: Sama sobie na to zasłużyła. Czy aby na pewno?

 W środowisku artystycznym do takiego zjawiska dochodzi stosunkowo bardzo rzadko, bo sporo w nim ludzi o wielkim sercu, wrażliwych na prawdziwy talent i dających się nim zauroczyć. Gorzej bywa w innych kręgach zawodowych. Jakże często zawiść bierze w nich górę nad zdroworozsądkowym skorzystaniem z uzdolnień człowieka, który się tam pojawia. Niestety, klika graczy z kategorii "bmw" (biernych, miernych, ale wiernych), zakulisowymi sztuczkami skutecznie spycha go na ławkę rezerwową. Mają w swoim gronie ludzi naprawdę utalentowanych, ale nie dopuszczają ich do głosu.

 Nasuwa mi się tu biblijny obraz dziwnego miasteczka. Było małe miasto i niewielu w nim mieszkańców. Wyruszył przeciwko niemu wielki król, obległ je i wystawił przeciw niemu potężne machiny oblężnicze. A znajdował się w nim pewien ubogi mędrzec; ten mógłby był wyratować to miasto swoją mądrością. Lecz nikt nie wspomniał owego ubogiego męża [Prz 9,14–15].

 Śmierć Violetty Villas stawia polskie środowisko artystyczne przed niewygodną koniecznością wyjaśnienia, jak mogło dojść do czegoś takiego, że artystka wielkiego kalibru żyła tu ostatnio w biedzie i umarła w zapomnieniu? Czy jesteśmy pewni, że sama sobie zgotowała ten los?

 A jak jest w środowiskach kościelnych? Czy przypadkiem i w tych kręgach nie ma ludzi zdolnych i wybitnych, ale z jakiegoś powodu przekierowanych na bocznicę, sprytnie zepchniętych na margines i jakby zapomnianych? Czy i tutaj z powodu małych i zawistnych serc nie zdarza się, że jesteśmy skazani na miernotę, podczas gdy moglibyśmy o wiele bardziej budować się duchowo i rozwijać?

Niechby smutny los Pani Villas dał nam wszystkim do myślenia.

8 komentarzy:

  1. Nie wiem dlaczego, ale termin klika ''bmw'' - bierni, mierni ale zawsze wierni, kojarzy mi się wyłącznie ze środowiskami kościelnymi :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Marcin z Gnieznaśroda, grudnia 07, 2011

    Wiele w tym racji!

    OdpowiedzUsuń
  3. To prawda, sam tego doświadczam jak człowiek jest niewygodny dla innych, jeśli ma inne poznanie od tego co zostało zaakceptowane przez ogół.

    OdpowiedzUsuń
  4. W odniesieniu do środowisk ewangelikalnych, gdy zdarzają się podobne sytuacje, byłbym raczej daleki od przypisywania komuś zawiści. Wydaje mi się że Pastorzy i Starsi cechują się raczej lenistwem i wygodnictwem - pozwalają na autopromocję osób, którzy do tego wykazują wrodzone tendencje. Po co zachęcać innych, wydzwaniać do nich, pisać maile, nakłaniać, a nawet przymuszać do służby, jeżeli można skorzystać z tych "zawsze gotowych", "gorliwych" "chętnych", "zaangażowanych", którzy potrafią sami zadziałać. Pani VV najprawdopodobniej nie miała managera, który wypromowałby ją w świecie artystycznym. Takiego opiekuna nie miał też cytowany ubogi mędrzec. Dobrze, że takich opiekunów mieli bohaterowie, pozbawieni zdolności do autopromocji, za to przydatni w służbie i budowaniu innych: Mojżesz, Jeremiasz (w sobie samego Pana), Tymoteusz, Tytus, Filemon (w osobie Pawła). Pastorzy i Starsi Zborów nie powinni zaniedbywać takiego "mecenatu". Szkoda, że rzeczywistość jest inna..

    OdpowiedzUsuń
  5. A, a komentarze będą pewnie z boku pisane. Heh! A ja się zastanawiam, czy ja sam nie odsuwam od siebie kogoś bo boję się, że lepszy ode mnie, że mnie zaćmi, że przy nim zgasnę. Tak łatwo powiedzieć "środowisko." A ja? A Ty?

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja skomentuję bardziej od strony jednocześnie ziemskiej i duchowej... Choć wiem, że dla wielu osób mój komentarz będzie niepoprawny politycznie, za co z góry przepraszam :)
    Czy ktoś z Was wie, jak religijna była pani Villas? Że miała prywatne "objawienia maryjne", że rozmawiała z rzekomą Marią? Są na to dwa wytłumaczenia: albo był to wynik choroby psychicznej pani Villas (zbierała maniakalnie zwierzęta, co nazywa się animal hoardingiem i jest już uznane przez psychiatrów za zaburzenie psychiczne połączone z depresją), albo demoniczne zwiedzenie, takie same jak w Fatimie czy Lourdes - albo jedno i drugie, jedno drugiemu nie przeczy.
    Co do śledztwa w sprawie jej śmierci, to dodam tylko, że codziennie w Polsce ze względu na wiek i różne choroby umierają dziesiątki ludzi. I poza rodziną, ewentualnie jeszcze niektórymi duchownymi i lekarzami nikogo to nie obchodzi.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Liam - lepszych od siebie należy się radzić, a nie bać, wtedy zobaczysz dobre efekty. Rywalizacja to cielesna porządliwość, to musi w nas umrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hm....kobieta to raczej tenorem ani barytonem niczego nie zaśpiewa. Co najwyżej kontraltem...5 oktaw? Myślałam, że 4. Kontralty mają trochę ponad 3, a to już jest baaardzo dużo, o 5 oktawowych śpiewaczkach to ja nigdzie nie słyszałam. Villas dysponowała skalą od C3 do A7 (4 oktawy, 4 tony i półton). Była sopranem koloraturowym o rozszerzonej skali. Ot, taka tam techniczna uwaga.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń