02 lipca, 2013

Jednakowe możliwości, a czemu różne wyniki?

Dziś parę słów o szerokim sercu Pana Jezusa, okazywanym wszystkim, którzy chcieli pójść za Nim. Wiadomo, że Jezus miał wielu uczniów, o wiele więcej niż Dwunastu. Wszystkim stworzył możliwość wzrostu w wierze i rozwoju. Wprawdzie przygoda chodzenia za Jezusem dla niektórych zakończyła się bardzo szybko i dość niespodziewanie, ale przecież nawet Judasz miał przy Panu szansę stać się innym człowiekiem.

Syn Boży już poprzez zróżnicowany dobór Dwunastu pouczył nas, że w gronie Jego uczniów jest miejsce dla każdego. Zarówno impulsywny Jakub, sceptyczny Tomasz, jak  i nadgorliwy Szymon Piotr, każdy otrzymał możliwość wyrośnięcia na męża wiary. Szymonie, Szymonie, oto szatan wyprosił sobie, aby was przesiać jak pszenicę. Ja zaś prosiłem za tobą, aby nie ustała wiara twoja, a ty, gdy się kiedyś nawrócisz, utwierdzaj braci swoich [Łk 22,31-32]. Potem rzekł do Tomasza: Daj tu palec swój i oglądaj ręce moje, i daj tu rękę swoją, i włóż w bok mój, a nie bądź bez wiary, lecz wierz. Odpowiedział Tomasz i rzekł mu: Pan mój i Bóg mój. Rzekł mu Jezus: Że mnie ujrzałeś, uwierzyłeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli [Jn 20,27-29].

Już w chwili powoływania uczniów Jezus wiedział, kim kto jest. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem, lecz są pośród was tacy, którzy nie wierzą. Jezus bowiem od początku wiedział, którzy są niewierzący i kto go wyda [Jn 6,63-64]. Wybrał ich jednak takimi, jakimi byli, słabych i niedoskonałych. Powołał nie po to, aby takimi pozostali. Chciał, aby chodząc z Nim zaczęli się zmieniać i w końcu, napełnieni Duchem Świętym, osiągnęli pożądany poziom wiary i dojrzałości duchowej.

Nie inaczej jest z dzisiejszymi naśladowcami Jezusa Chrystusa. Bóg wzywa wszędzie wszystkich ludzi, aby się upamiętali [Dz 17,30]. Gdy zachęceni wezwaniem Pana ludzie trafiają do zboru, siłą rzeczy są to osoby nie znające się na sprawach duchowych i słabe w wierze. Zbór przyjmuje ich jednak do swego grona bez stawiania im warunków wstępnych. A słabego w wierze przyjmujcie, nie wdając się w ocenę jego poglądów. Jeden wierzy, że może jeść wszystko, słaby zaś jarzynę jada. Niechże ten, kto je, nie pogardza tym, który nie je, a kto nie je, niech nie osądza tego, który je; albowiem Bóg go przyjął. Kimże ty jesteś, że osądzasz cudzego sługę? Czy stoi, czy pada, do pana swego należy; ostoi się jednak, bo Pan ma moc podtrzymać go [Rz 14,1-4].

Czy jednak ktokolwiek z uczniów Jezusa, przyjętych i uznanych za braci w Chrystusie, ma przyzwolenie Słowa Bożego, aby przez całe lata pozostawać na tym samym poziomie poznania i wiary? Biorąc pod uwagę czas, powinniście być nauczycielami, tymczasem znowu potrzebujecie kogoś, kto by was nauczał pierwszych zasad nauki Bożej [Hbr 5,12]. O to się troszcz, w tym trwaj, żeby postępy twoje były widoczne dla wszystkich [1Tm 4,15]. Wzrastajcie raczej w łasce i w poznaniu Pana naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa [2Pt 3,18].

Możemy przyjść do Jezusa takimi, jacy jesteśmy i stać się Jego uczniami. Nie można jednak pozostać Jego uczniem bez pragnienia wzrostu w wierze. Serce zamknięte na rozwój, zżymające się z wezwaniami do zmian, źle reagujące na usłyszane Słowo Boże i mimo to, jakby niezależnie od tego, oczekujące na uznanie, ostatecznie wyprowadza człowieka poza grono naśladowców Pana. Od tej chwili wielu uczniów jego zawróciło i już z nim nie chodziło [Jn 6,66]. Czy dlatego, że Pan Jezus nie chciał ich w swoim towarzystwie? Nie. Odeszli, bo sami tak z wiadomego sobie powodu postanowili zrobić.

Chrześcijański zbór jest miejscem dostępnym i przyjaznym dla każdego nawracającego się do Boga grzesznika. Stwarza biblijne warunki do duchowego rozwoju nawet najsłabszym w wierze. Te członki ciała, które zdają się być słabszymi, są potrzebniejsze, a te, które w ciele uważamy za mniej zacne, otaczamy większym szacunkiem, a dla wstydliwych członków naszych dbamy o większą przyzwoitość, podczas gdy przyzwoite członki nasze tego nie potrzebują. Lecz Bóg tak ukształtował ciało, iż dał pośledniejszemu większą zacność, aby nie było w ciele rozdwojenia, lecz aby członki miały nawzajem o sobie jednakie staranie [1Ko 12,22-25]. Dlaczego więc niektórzy, po paru latach obecności w zborze, któregoś dnia nagle zmieniają zdanie i nie widzą już dla siebie w nim miejsca?

Uczniowie Jezusa po trzech latach chodzenia z Panem przeżyli rozczarowanie. A myśmy się spodziewali, że On… [Łk 24,21] - mówili w drodze do Emaus. Czy naprawdę Pan Jezus ich zawiódł?  Nie. Rzecz w tym, że mieli niewłaściwe wyobrażenia o naśladowaniu Pana i właśnie nadeszła chwila radykalnej weryfikacji ich motywacji oraz celów pójścia za Jezusem.

Każdy współczesny uczeń Jezusa również takie chwile przejść musi. Do zboru Jezusowego trafiamy z rozmaitych powodów i z bardzo różnymi motywacjami. Tutaj rozpoczyna się proces weryfikacji. Oliwa na wierzch wypływa. Zbór nie jest jedynie miejscem do odprawiania nabożeństw w sielankowej atmosferze niedzielnego przedpołudnia. Członkowie zboru każdego dnia wydawani są na śmierć, aby życie Jezusa na nich się objawiło  [2Ko 4,11]. Tutaj mamy upodabniać się do Chrystusa, a On, chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał [Hbr 5,8]. Zbór jest też miejscem wielkiej pracy duchowej i wciąż nowych dzieł wiary na chwałę Pana.

Wszyscy mają jednakowe możliwości, aby w środowisku zboru Pańskiego rozwinąć się, wzrosnąć w wierze i służyć Panu Jezusowi, woląc raczej znosić uciski wespół z ludem Bożym, aniżeli zażywać przemijającej rozkoszy grzechu, uznawszy hańbę Chrystusową za większe bogactwo niż skarby Egiptu; bo kierują oczy na zapłatę [Hbr 11,25-26]. Zbór nie może być miejscem zabiegania o uznanie dla samego siebie. Stanowi krąg ludzi całym sercem nastawionych na Chrystusa Pana!

Serdecznie do takiej postawy wszystkich w imię Pańskie zapraszam.

2 komentarze:

  1. Bracie Marianie! Kolejny raz poruszył Brat temat, który mnie wyjątkowo interesuje, ostatni raz pojawił się on w notatce na okoliczność pogrzebu Whitney Houston. Wtedy też na niego w podobnym tonie odpowiedziałem. Teraz pozwolę sobie na pewne porównanie.
    Proszę wyobrazić sobie dwa różne typy pieców do ogrzewania pomieszczeń. Piec gazowy po podłączeniu gazu i uruchomieniu jest w stanie cały czas ogrzewać pokój, o ile zapewniony zostanie dopływ gazu. Natomiast kaflowy piec węglowy działa inaczej - pamiętam, jak mój Dziadek długo go rozpalał, dokładał drewna, węgla, a piec był cały czas zimny. Dopiero po pewnym czasie, gdy drzwiczki były zamknięte, kafle powoli stawały się ciepłe i pozostały takie długi czas, mimo, że nic już do pieca nie dokładano.
    Dwa piece obrazują w moim rozumieniu różne typy ludzi w kościele. Być może są tacy, że po jednokrotnym "podłączeniu się" są cały czas aktywni w życiu Zboru i służbie. Chwała Panu za takich ludzi. Ale są i inni, tacy, którzy raz na jakiś czas wymagają jakby zwiększonej troski i uwagi, dodatkowej zachęty, rozmowy, opieki... Gdy to otrzymają, pozostają długi czas "gorący", mimo przeciwności. Jeżeli natomiast nie otrzymają tego, co potrzebują, odchodzą. Bardzo wielu ludzi, odchodzących od zboru, mówi, że nie odchodzi od Boga, tyko zbór nie potrafi się należycie o nich zatroszczyć. Zdaję sobie sprawę, że ogrzewanie gazowe jest nowocześniejsze i bardziej wydajne, apeluję jednak o poświęcenie większej uwagi i troski piecom kaflowym: może są mniej dyspozycyjne, mniej mobilne i nie są zdalnie sterowane :-)). Ale po prostu są, i do tego jeszcze roztaczają wokół siebie przyjemny klimat, którego nie daje bezduszny gaz. Pozdrawiam z urlopu. nimrod/małpa/interia.pl - chętnie podyskutuję.

    OdpowiedzUsuń