12 sierpnia, 2014

"Goldwasser" - chluba czy plama?

The Hope Singers śpiewa w CCNŻ
podczas niedzielnego nabożeństwa
W tych dniach gościmy w Gdańsku kilkudziesięcioosobowy chór mennonitów The Hope Singers. Ubiegłej niedzieli chórzyści wzięli udział w nabożeństwie w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE i spędzili z nami na Olszynce lwią część niedzielnego popołudnia aż do czasu kolejnego koncertu w kaplicy przy ul. Menonitów 2a. Dzisiaj mają koncert w Nowym Dworze Gdańskim - miejscowości przez mennonitów założonej. Charakterystyczne ubiory mennonitów, świadomość ich konserwatywnych poglądów, opowieści o ich dawnym życiu na Żuławach, a potem i w samym Gdańsku, wszystko to budzi we mnie szereg refleksji.

Jedna z nich dotyczy mennonity, Ambrożego Vermoellena, który przybył tu z Holandii pod koniec XVI wieku. Początkowo, podobnie jak inni mennonici, nie miał prawa do osiedlenia się w Gdańsku. Jednakże w jego przypadku bardzo szybko los jakby się do niego uśmiechnął, bo już w 1598 roku otrzymał obywatelstwo gdańskie. Dlaczego?

Otóż Ambroży Vermoellen to wynalazca znanej gdańskiej wódki „Goldwasser”. Mocny, korzenny likier okrasił on płatkami czystego złota, dogadzając próżności bogatych obywateli Gdańska. Wynalazek Holendra spodobał się w grodzie nad Motławą. Dla firmy produkującej złotą gdańską wódkę  zapaliło się zielone światło prosperity, a Vermoellen dołączył do grona sławnych Gdańszczan. Coś w tym wszystkim jednak poszło nie tak.

Przypomnijmy, że Ambroży Vermoellen był mennonitą. Trzymający się biblijnych zasad wiary i życia jego bracia i siostry w Chrystusie byli marginalizowani. Nie byli zainteresowani władzą, nie brali broni do ręki, nie angażowali się politycznie. Za swą wierność Słowu Bożemu płacili wysoką cenę społeczną. Między innymi taką, że nie mieli prawa do zamieszkania w Gdańsku. Vermoellen musiał wiedzieć, że zajmując się produkcją likieru, zdradza interesy Królestwa Bożego i zaprzecza zasadom wiary mennonitów. Niewykluczone, że miał z tego tytułu poważne wyrzuty sumienia...

Istnieje legenda, wg której Ambroży Vermoellen winą za swój wynalazek niejako obarczył Neptuna. Otóż miał on swego czasu obserwować huczną zabawę gdańszczan na Długim Targu, podczas której z fontanny Neptuna, zamiast wody, popłynęło wino. Podpici uczestnicy zabawy zaczęli wrzucać do fontanny złote talary. Oburzony tym mennonita poprosił Neptuna o interwencję, który tak mocno trójzębem mieszał wino z talarami, że monety zaczęły się rozpadać na drobne płatki. Parę kropel tej mikstury prysnęło na twarz mennonity. Oblizawszy usta Vermoellen odkrył, że wino z płatkami złota ma niezwykły smak. Gdy wszyscy się rozeszli przelał zawartość fontanny do beczek i zatoczył je do swoich magazynów. Odtąd w jego gospodzie pojawił się tajemniczy trunek o wybornym smaku zawierający widoczne drobinki złota.

Legenda legendą, a prawda jest taka, że mennonita Vermoellen swym wynalazkiem mocno uchybił wierze w Pana Jezusa Chrystusa. Żadne wyjaśnienia tego nie zmienią. Przypominają mi się słowa Aarona po tym, jak w celu zadowolenia ludu pod górą Synaj ulał złotego cielca. Niech pan mój się nie gniewa! Ty znasz ten lud, że jest skłonny do złego. Powiedzieli mi: Uczyń nam bogów, którzy pójdą przed nami, gdyż nie wiemy, co się stało z Mojżeszem, tym mężem, który nas wyprowadził z ziemi egipskiej. Więc rzekłem do nich: Kto ma złoto, niech je zdejmie z siebie. I dali mi je, potem wrzuciłem je do ognia, i tak powstał ten cielec [2Mo 32,22-24]. Czy coś takiego mogło usprawiedliwić czyn Aarona?

Vermoellen też wiedział, w jaki sposób można przypodobać się wpływowym Gdańszczanom i zyskać ich względy.  „Goldwasser” przyniosła mu duże korzyści materialne i otworzyła wejście na gdańskie salony, lecz splamiła jego szatę ucznia Chrystusa. Ironiczne opinie o niektórych mennonitach produkujących i sprzedających guziki dla zysku, chociaż uważali je za bezbożny zbytek i sami swoje ubrania wiązali wstążkami – to przykład swego rodzaju ujmy, jaką tego rodzaju chrześcijanie sprawiają Ewangelii.

Pokusa popularności i chęć spodobania się ludziom jest wielka. W niejednym chrześcijaninie wywołuje spore napięcie. A nie przypodobywajcie się temu światu [Rz 12,2 wg Biblii Gdańskiej]. Holender Vermoellen musiał znać to biblijne wezwanie. Nie dawajcie zgorszenia ani Żydom, ani Grekom, ani zborowi Bożemu [1Ko 10,32] – czytamy i dzisiaj. Prowadźcie wśród pogan życie nienaganne, aby ci, którzy was obmawiają jako złoczyńców, przypatrując się bliżej dobrym uczynkom, wysławiali Boga w dzień nawiedzenia [1Pt 2,12]. Ludzie wygadywali i wygadywać będą o wierzących niestworzone rzeczy. Chodzi o to, aby owe pomówienia nie miały uzasadnienia w rzeczywistości.

Bóg powołał nas do świętości. Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy Pana [Hbr 12,14]. Albowiem nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do uświęcenia [1Ts 4,7]. Jestem dumny z wielu braci mennonitów, którzy wydali w Gdańsku i na Żuławach wspaniałe świadectwo wiary i pobożnego życia. „Goldwasser” Vermoellena zacienia nieco to świadectwo, lecz go bynajmniej nie przekreśla! Mnie osobiście wręcz „podkręca” do tego, abym trwał wiernie przy Panu Jezusie i codziennie kroczył drogą uświęcenia aż On przyjdzie i zabierze mnie do Siebie.

2 komentarze:

  1. Hmmm, a ja słyszałam, że "Goldwasser" została pierwotnie wyprodukowana jako lek - wiele lat później udowodniono naukowo, że sole złota mają dobroczynne zastosowanie przy chorobach reumatycznych. Tak jak w wielu innych tego rodzaju sprawach, dużo zależy od zastosowania: alkohol powoduje śmierć na drogach, ale jest też obecny w syropach na przeziębienie i w nalewkach ziołowych na gardło... Są ludzie używający morfiny do narkotyzowania się, a są i tacy, którzy biorą ją by jakoś funkcjonować mimo zaawansowanego nowotworu. Bóg stworzył różne rośliny i substancje w nich zawarte, a my, jako osoby obdarzone rozumem, mamy je badać i mądrze wykorzystywać dla dobra swojego i innych (1 Mojżeszowa 1, 28 - rozumiem to jako nakaz pracy i właśnie poznawania, czynienia sobie poddanym tego, co jest na Ziemi).
    Szczerze się przyznam, że nie słyszałam do tej pory o wspomnianym w artykule panu. Jednak jeśli rzeczywiście on wymyślił ten trunek po to, by bogate elity miały się czym upijać, to jest to godne potępienia. Tak samo zresztą jak współcześnie praca chrześcijan w kioskach, gdzie sprzedaje się papierosy (choć czasem zastanawiam się, co z pracą w marketach przy kasie... W supermarketach ludzie różne rzeczy kupują, ale ja osobiście nikomu nie sprzedałabym tytoniu, tak jak nie sprzedałabym narkotyków albo pisemek z pornografią).
    Wniosek - czasem lepiej jest cierpieć biedę, niż mieć wątpliwości... W końcu mamy unikać nawet pozorów zła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wpis, dobrze jest dowiedzieć się czasem coś ciekawego. Jednak obawiam się, że Ambroży V. przedstawiony jest nieco tendencyjnie. Trudno jednoznacznie ocenić, cóż to "poszło nie tak". Wiele ludzi szuka możliwości, aby mimo obiektywnych trudności osiedlić się w miejscu, w których chcą jakiś czas lub na zawsze pozostać. Studiując w Niemczech sam pomagałem polskim rodzinom w sprawach urzędowych. Nie chciano ich tam, w końcu jednak zostali. Ja wróciłem. Czy dobrze zrobili, nie mnie oceniać. Sukces ekonomiczny, jeżeli nie jest celem sam w sobie i nie wynika z miłości do pieniądza, nie jest niczym złym, szczególnie wtedy, gdy polega na dostarczeniu odbiorcom towaru dobrej jakości. Produkcja alkoholu? Spodziewam się, że zbiorę po łbie, ale nie znajduję w Bożym Słowie całkowitego zakazu spożywania tego produktu, a raczej ostrzeżenie przed przesadą. Gdyby A. V. był piekarzem i zaoferował gdańszczanom smaczne bułeczki, wpędziłby ich pewnie w obżarstwo . Goldwasser to zresztą trunek, który nie służy do upicia się. Jest dobry, ale tak potwornie słodki, że spożywa się go w małych ilościach.
    Jedynym przejawem "zdrady ideałów", który wynika z pobieżnie przedstawionego życiorysu Pana A. V. jest próżność i chęć wtargnięcia na salony i opanowania obszarów dla niego nieprzeznaczonych. Z tym się akurat zgadzam. Byłbym jednak daleki od stwierdzenia, że zdradził interesy Królestwa Bożego. Raczej zdradził mennonicki typ pobożności.
    Korzystając z bogatych własnych doświadczeń muszę stwierdzić jednak, że we mnie również szereg refleksji budzi kwestia surowości obyczajów, i to nie tylko u mennonitów. Szczególnie wtedy, gdy ktoś, obserwując historię, mówi, że "prawdziwi wierzący to byli kiedyś, a dzisiaj to już tylko …. " Kogoś, kto bardzo ubolewa nad obniżeniem standardów, chętnie zapytałbym (broniąc się przed ciosami), czy aby standardy te nie były zbyt surowe wcześniej. Zauważam, że pewne "zasady" nie zawsze wywodzą się w pierwszej linii ze zrozumienia Słowa, lecz pewnych "nakazów ludzkich", których często broni się bardziej niż samego Słowa. Widząc świątynię budowaną przez Zerubabela też niektórzy płakali, a to dlatego, że w ich opinii nie była w stanie osiągnąć tych standardów, którymi charakteryzowała się budowla z czasów Salomona. A jednak Pan zechciał w niej zamieszkać…

    OdpowiedzUsuń