25 października 1980 roku zawarłem związek małżeński z dziewiętnastoletnią wówczas Gabrielą, z domu Jakoniuk. Obydwoje należeliśmy do gdańskiego zboru zielonoświątkowego. Gabrysia w nim wyrosła, a ja trafiłem do niego po przeprowadzce do Gdańska w 1974 roku. Pierwsze zauroczenie tą piękną i osobliwą dziewczyną dopadło mnie, gdy miałem osiemnaście lat. Moje zakochanie nie spotkało się jednak wówczas ze wzajemnością. Dostałem wyraźnego kosza i dopiero dwa lata później coś między nami naprawdę obopólnie zaiskrzyło. Po roku rozkwitu naszej miłości na odległość, jako że byłem wówczas w Szkole Biblijnej w Warszawie, zaręczyliśmy się 8 marca 1980 roku w Gdańsku, aby siedem miesięcy później stanąć na ślubnym kobiercu.
Kazanie ślubne o Sarze i Abrahamie wygłosił nam mój nauczyciel ze Szkoły Biblijnej, brat Mieczysław Kwiecień z Warszawy, a w akcie ślubowania małżeńskiego poprowadził nas nasz pastor, prezbiter Sergiusz Waszkiewicz. Ślub miał miejsce w kaplicy naszego zboru przy ul. Menonitów. Wesele natomiast urządziliśmy w wynajętej sali na ogródkach działkowych w pobliżu Uniwersytetu Gdańskiego. Zamieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu odstąpionym nam przez babcię Gabrysi, Olgę Jakoniuk, przy ul. Piastowskiej. Tak zaczęła się nasza wspólna wędrówka przez życie i służba Bogu w Kościele.
Od maja 1980 roku formalnie byłem już duchownym, ewangelistą gdańskiego zboru, ale zarobkowo pracowałem na poczcie. W soboty wieczorem prowadziłem spotkania młodzieżowe, a w niedziele intensywnie włączaliśmy się w nabożeństwa, poranne i wieczorowe. We wrześniu 1981 roku przyszła na świat nasza pierwsza córka, Agnieszka. Rok później zwolniłem się z poczty i uzyskawszy błogosławieństwo starszych gdańskiego zboru, wyjechaliśmy do Piątkowa k. Zwolenia, gdzie rozpocząłem samodzielną służbę duszpasterską, a zarazem pełnoetatową pracę w Kościele. W 1983 roku narodziła się nam druga córka, Katarzyna.
Po nadaniu normalnego biegu działalności zborowej i dokończeniu budowy domu modlitwy w Piątkowie, dalszym prowadzeniem tamtejszego zboru zajął się brat Bolesław Wysoczyński, a my jesienią 1984 roku pojechaliśmy dalej, aby organizować zbór w Krośnie. Była tam grupka wierzących zbierających się od czasu do czasu w prywatnym mieszkaniu w Korczynie k. Krosna. Przygotowaliśmy salę nabożeństw i zarejestrowaliśmy zbór w Krośnie. Na początku 1987 roku, na prośbę braci z Rady Kościoła, przeprowadziliśmy się do Gorzowa Wielkopolskiego, dalsze prowadzenie krośnieńskiego zboru przekazując bratu Jerzemu Osieczko. W Gorzowie czekało nas zadanie założenia zboru i zaadoptowania dla jego potrzeb zakupionej kamienicy przy ul. Sienkiewicza. Jesienią 1987 roku przyszedł na świat nasz syn, Tomasz.
We wszystkich tym miejscach Gabrysia wspierała mnie dzielnie, towarzysząc mi zarówno w dniach dobrych, jak i w złych. Troszczyła się o nasze dzieci, przyjmowała gości, grała na pianinie w czasie nabożeństw i pomagała nawet w pracach remontowych, bo wszędzie, gdzie byliśmy, urządzaliśmy też miejsca zgromadzeń zboru.
Pięć lat później, w końcu lata 1992 roku zrezygnowałem z funkcji pastora w Gorzowie, aby całkowicie poświęcić się objazdowej posłudze nauczania Słowa Bożego. Decyzją braci z Rady Kościoła moje miejsce zajął Bogdan Olechnowicz, a my udaliśmy się do Rzeszowa. Dzięki życzliwości naszego przyjaciela, Wiesława Bieleckiego, w podjętej u niego pracy zarobkowej byłem od poniedziałku do czwartku, a piątek, sobotę i niedzielę przeznaczałem na wyjazdy do różnych zborów. Zbór rzeszowski w tym czasie kończył budowę swojego domu modlitwy przy ul. Dąbrowskiego, a więc miałem okazję przyłożyć rękę i do tego dzieła.
Gdy rok szkolny dobiegł końca, nabraliśmy z Gabrysią przekonania, że nadszedł czas naszego powrotu do Gdańska. Zachęcani i wspierani przez grupę naszych przyjaciół, wynajęliśmy mieszkanie w Sopocie i latem 1993 roku, po jedenastu latach znowu znaleźliśmy się w naszym macierzystym zborze przy ul. Menonitów. Jego pastorem był wówczas prezb. Józef Suski. Kontynuowałem służbę objazdowego nauczyciela Słowa Bożego, ale też coraz częściej byłem zapraszany do posługi Słowem na miejscu. W międzyczasie dorywczo imałem się różnej pracy zarobkowej, głównie jako kierowca, aby utrzymać naszą pięcioosobową rodzinę. Od Rzeszowa również Gabrysia, po odchowaniu naszych dzieci, zaczęła pracować zarobkowo. We wrześniu 1994 roku Bóg w niezwykły sposób obdarował nas niewielkim domem, faktycznie połową przedwojennego bliźniaka, zakupionym przez nas na własność i to bez zaciągania jakiegokolwiek długu.
Zbór gdański rozrósł się w tamtych latach na tyle, że kaplica nie była już w stanie wszystkich pomieścić. Wiosną 1995 roku w gronie starszych zboru zapadła decyzja o potrzebie utworzenia w Gdańsku nowego zboru. Powołaliśmy w tym celu tzw. Grupę Inicjatywną i rozpoczęliśmy poszukiwania stosownego miejsca zgromadzeń. Dopiero po roku udało nam się wynająć w tym celu niewielki lokal na Zaspie przy Alei Jana Pawła II. W dniu 21 kwietnia 1996 roku rozpoczęliśmy z Gabrysią nowy etap naszej służby. Stanąłem na czele Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE, a moja kochana żona, jak zawsze wcześniej, była obok mnie, aby pomagać mi nieść ciężar służby duszpasterskiej w nowym miejscu.
Wkrótce będziemy świętować dwudziestopięciolecie naszego zboru. W międzyczasie nasze dzieci wyrosły i pozakładały swoje własne rodziny. Agnieszka wyfrunęła z rodzinnego gniazda najwcześniej. Mieszka z mężem w Kalifornii. Kasia wyszła za mąż za chłopaka z naszego zboru i obecnie razem służą Bogu w zborze w Lęborku, wychowując trójkę naszych wnucząt. Tomek ożenił się sześć lat temu i od kilku lat razem prowadzimy zbór. Na załączonym zdjęciu jesteśmy razem z naszymi dziećmi i ich współmałżonkami.
Taka w ogromnym skrócie jest historia czterdziestu lat naszego małżeństwa. Kto ma wyobraźnię, ten zorientował się, jaki los zgotowałem mojej żonie. Zadziwiam się i rozpływam we wdzięczności dla Boga, że obdarował mnie taką towarzyszką życia i służby. Z pewnością, zwłaszcza w pierwszych dwóch dekadach naszej wspólnej drogi nie było jej łatwo. Życie z kimś tak ułomnym jak ja, to wielkie wyzwanie, ale Gabrysia dzielnie stawia mu czoła. Wiem, że siłę do tego czerpie z codziennej społeczności z Panem Jezusem. Jestem szczęśliwy, że dane nam jest razem dożyć Rubinowych Godów. Bogu niech będą dzięki.
Świetna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń