26 czerwca, 2024

Niebezpieczeństwa pomyślności

Gdy Bóg zezwolił Izraelitom na ustanawianie sobie króla wzorem innych narodów, określając obowiązki ludu oraz prawa króla, powiedział: Niech jednak król nie gromadzi zbyt wiele koni, niech nie kieruje ludu z powrotem do Egiptu, by rozbudować konnicę, ponieważ PAN powiedział: Nie wkraczaj już więcej na tę drogę. Niech też nie poślubia sobie wielu żon, by jego serce nie popadło w odstępstwo, a także niech nie gromadzi zbyt wiele srebra i złota [5Mo 17,16-17]. I co? Salomon nagromadził rydwanów i jazdy, tak że miał tysiąc czterysta rydwanów i dwanaście tysięcy wierzchowców. Rozmieścił je w miastach rydwanów i przy sobie, jako królu, w Jerozolimie. Naskładał też król w Jerozolimie tyle srebra i złota, co kamieni, i tyle cedrów, ile sykomor w Szefeli. Konie Salomona pochodziły z Egiptu i Koe [1Krn 1,14-16]. 

Czyżby Salomon nie znał Tory? Czy nie wiedział, jak powinien się zachowywać król Izraela? Mało tego! Król Salomon, obok córki faraona, pokochał wiele innych kobiet obcych plemion: Moabitki, Ammonitki, Edomitki, Sydonitki i Chetytki. Pochodziły one z narodów, co do których PAN powiedział synom Izraela: Nie łączcie się z nimi i niech one nie łączą się z wami, bo z pewnością nakłonią wasze serca do pójścia za swoimi bogami — do takich właśnie kobiet przylgnął Salomon w swych pragnieniach. Miał zaś siedemset żon, księżniczek, a nałożnic trzysta i te jego kobiety zwiodły jego serce [1Krl 11,1-3].

Najwidoczniej atmosfera wielkiej pomyślności i popularności Salomona zaczęła powoli usypiać jego czujność w trosce o posłuszeństwo Bogu. Poczuł się na tyle pewny siebie, że przestał już tak pieczołowicie dbać o przestrzeganie Słowa Bożego. Nie pomogła mu nawet jego nadzwyczajna mądrość.  Wypisz, wymaluj, pasuje do niego - o, zgrozo - opis upadku jednego z najwspanialszych archaniołów: Twoje piękno uczyniło twe serce wyniosłym! Zniweczyłeś swą mądrość z powodu swej świetności. Zrzuciłem cię na ziemię! Postawiłem cię przed królami, by ci się przypatrzyli [Ez 28,17].

Pomyślność - tak upragniona i przez wszystkich ceniona - niesie z sobą też parę niebezpieczeństw. Jednym z nich jest ogarniająca nas, nieuprawniona pewność, że skoro cieszymy się popularnością i powodzeniem, to znaczy, że podobamy się Bogu we wszystkim, co robimy i myślimy. Żywiąc to fałszywe przeświadczenie, powoli - oczywiście nie ogłaszając tego ludziom - dochodzimy do wniosku, że możemy sobie pozwolić na swobodniejszy stosunek do Słowa Bożego. Wydaje się nam, że możemy, że wręcz mamy prawo, do własnej interpretacji Prawa Bożego. Jako wybrańcy i ulubieńcy Boga cieszymy się przecież jego łaską i błogosławieństwem! I tak powoli zbliżamy się do duchowego upadku...

Przyszła pycha - przyjdzie hańba [Prz 11,2] - przeczytałem dziś w Biblii. Pycha, pieniądze, seks - to trzy kierunki frontu przeciwnika, na których załatwił on już wielu bohaterów. Niech pomyślność nie zamydli nam oczu. 

25 czerwca, 2024

Jak on to rozpoznał?

Rodzice z dziećmi dzisiaj na Motławie
Dzisiaj od rana rozmyślam o rodzicielstwie, o prawdziwym macierzyństwie i ojcostwie. Jak je rozpoznać? Czym się charakteryzuje? Z jaką łatwością ludzie rezygnują z tego, co zrodziło się w sercach innych osób, do czego brak im osobistego przywiązania. Jakże inaczej traktujemy to, co sami urodziliśmy, co pochodzi z naszego serca i łona. Myśli te we mnie wywołała odczytana na nowo biblijna historia o niezwykłym rozstrzygnięciu króla Salomona. 

Raz stanęły przed królem dwie nierządne kobiety. Jedna z nich powiedziała: Wysłuchaj mnie, proszę, mój panie: Ja i ta kobieta mieszkamy w jednym domu. Tam, przy niej, w domu, urodziłam chłopca. Trzeciego dnia po moim porodzie chłopca urodziła również ta kobieta. Mieszkamy razem, tylko my dwie. Nie mieszka z nami nikt obcy. Syn tej kobiety umarł jednak w nocy. Przydusiła go ona swoim ciałem. Wstała zatem w środku nocy, gdy twoja służąca spała, wzięła mojego syna, który leżał u mojego boku, i położyła na swoim łonie, a swojego martwego syna wetknęła w moje objęcia. Kiedy wstałam rano, aby nakarmić syna, zauważyłam, że dziecko nie żyje! Gdy jednak przyjrzałam mu się dokładniej, spostrzegłam, że to nie jest mój syn, którego urodziłam. Na to odezwała się ta druga kobieta: Nieprawda! Moim synem jest chłopiec żywy, a twoim umarły. Pierwsza na to: Nieprawda! To twoim synem jest ten martwy, a moim synem — żywy. I tak sprzeczały się wobec króla.

Wtedy głos zabrał król: Jedna mówi: To mój syn — ten żywy. Twoim synem jest martwy. Druga mówi: Nieprawda! Twoim synem jest martwy, a moim synem żywy. Podajcie mi miecz! Przyniesiono więc miecz królowi. Wówczas król rozkazał: Przetnijcie żywe dziecko na dwoje i dajcie połowę jednej, a połowę drugiej! Wtedy kobieta, której synem był ten żywy, zdjęta litością zawołała do króla: Panie, proszę, dajcie jej to żywe dziecko, tylko go nie zabijajcie! Druga natomiast wołała: Niech nie będzie ani moje, ani twoje! Tnijcie! Wtedy król odezwał się i orzekł: Dajcie tej pierwszej kobiecie żywe dziecko. Nie zabijajcie go! Ona jest jego matką [1Krl 3,16-27].

Nie mogę przestać myśleć o dziesiątkach duchowych narodzin, przy których - jako duszpasterz - osobiście asystowałem. Wszystkie te osoby są mi bardzo bliskie i na zawsze takimi pozostaną. Cieszę się, że wielu trwa w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach [Dz 2,42]. Nawet jeśli wybrali sobie inną społeczność chrześcijańską i już regularnie razem się nie widujemy, to moje serce jest przy nich i błogosławię ich dalszą drogę. Podobnie jest z tymi, którzy gdzieś się duchowo zagubili. Każdej z tych kochanych osób pragnąłbym spojrzeć w oczy i - za apostołem Pawłem - chciałbym powiedzieć: Dzieci moje, znowu w bólach was rodzę, dopóki Chrystus nie będzie w was ukształtowany [Ga 4,19]. Skąd we mnie taka serdeczność w stosunku do wspomnianych osób? Bo byłem przy ich narodzinach i cieszyłem się ich pierwszymi krokami w naśladowaniu Jezusa.

Podobnie mam z moim serdecznym nastawieniem do określonych miejsc. Wiejski zbór w Hniszowie na Lubelszczyźnie - pierwsze zetknięcie się z ewangeliczną wspólnotą ludzi wierzących. Gdański zbór przy ul. Menonitów - miejsce moich początków; chrztu wiary, małżeństwa i służby kaznodziejskiej. Piątków - pierwsza samodzielna służba duszpasterska i budowa kaplicy. Krosno, a potem Gorzów Wielkopolski - zakładanie wspólnot od podstaw łącznie z organizacją miejsca zgromadzeń. No i od 28 lat - Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE w Gdańsku. Wszystkie te lokalizacje są bardzo bliskie mojemu sercu. Nie potrafię przejechać obok nich, żeby chociaż na chwilkę tam nie zajrzeć, albo przynajmniej żeby w ich pobliżu mocniej nie zapulsowało mi serce. Dlaczego? Bo dane mi było uczestniczyć w powstawaniu tych wspólnot, albo sam się w nich rodziłem. Kocham te miejsca.

Salomon rozpoznał prawdziwą matkę. Prawdziwe ojcostwo i macierzyństwo duchowe też ma swoje cechy rozpoznawcze, dzięki którym nie dajemy się omamić i możemy uniknąć wielu błędów. Chrystus Pan powiedział: Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz oddaje za owce własne życie. Najemnik, który nie jest pasterzem ani właścicielem owiec, gdy widzi, że zbliża się wilk, porzuca owce i ucieka, wilk zaś porywa je i rozpędza. Najemnik zachowuje się tak, dlatego że jest tylko najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem [Jn 10,11-14].

20 czerwca, 2024

Zdolność przekwalifikowania

Czytałem dzisiaj w Biblii o potomkach Lewiego, których służba - po zbudowaniu świątyni, jako stałego miejsca kultu JHWH - przestała być potrzebna. Całymi latami pracowali przy Namiocie Zgromadzenia. Przenosili go, ustawiali i urządzali, a potem znowu Przybytek składali i zgodnie z ustalonym podziałem ról, nieśli wszystko na nowe miejsce. Nadszedł jednak dzień, gdy Arka Przymierza została ustawiona w jednym miejscu i już nie trzeba było niczego przenosić. Dawid bowiem stwierdził, że ponieważ PAN, Bóg Izraela, dał wytchnienie swojemu ludowi i zamieszkał w Jerozolimie na wieki, Lewici nie będą już nosić przybytku ani żadnych jego sprzętów związanych ze służbą [1Krn 23,25-26]. Mnóstwo ludzi - odpowiadających wcześniej za mobilność Domu Bożego - straciło pracę.

Nie wszyscy w takiej sytuacji jednakowo potrafią sobie poradzić. Mieliśmy w Polsce spory problem, gdy - po upadku gospodarki PRL - zaistniała konieczność, by całe grupy społeczne szukały sobie innego zajęcia. Ludzie z dnia na dzień stracili dotychczasowe miejsca pracy, a nie wszyscy potrafili się przekwalifikować i dostosować się do nowych okoliczności. tak było np. z pracownikami Państwowych Gospodarstw Rolnych. Na początku lat dziewięćdziesiątych więcej niż 1,5 tysiąca PGR-ów postawiono w stan likwidacji, co oznaczało, że pół miliona zatrudnionych w nich ludzi poszło na bruk. Szerzyła się bierność i bezradność społeczna, a wiele osób popadło w alkoholizm.

Na szczęście wspomniani Lewici nie zostali na lodzie. Ich stanowiska miały wspierać służbę potomków Aarona na rzecz świątyni PANA. Mieli pracować na dziedzińcach i w komnatach, przy oczyszczaniu wszystkiego, co święte, oraz przy innych czynnościach podejmowanych w domu Bożym. Na przykład: przy rozkładaniu w rzędach chleba [obecności], przy mące na ofiary z pokarmów, przy smażeniu przaśnych placków, przy zaczynianiu ciasta, przy wszystkim, co wymagało zmierzenia lub zważenia, przy codziennym, porannym wstawaniu, by zarówno o poranku, jak i potem wieczorem dziękować PANU i uwielbiać Go, przy składaniu PANU wszelkich ofiar całopalnych podczas szabatu, nowiu oraz w czasie innych świąt na cześć PANA, powtarzających się według ustalonego porządku. Na nich miała też spoczywać troska o namiot spotkania, o miejsce święte i o samych potomków Aarona, ich braci, w służbie na rzecz domu PANA [1Krn 23,28-32].

W Kościele też może się tak zdarzyć, że osoby przez lata zaangażowane w określoną służbę, z powodu zachodzących zmian, nagle - z tym co w zborze robiły - okażą się niepotrzebne. W nowych warunkach lub pod nowym przywództwem nikt już nie czeka na ich kaznodziejstwo, śpiew przy mikrofonie, obsługę techniczną nabożeństw czy prowadzenie spotkań. Ważne, by w takiej sytuacji nie opuszczać rąk i nie zaniechać pracy dla PANA. Gdy coś takiego nas spotka, wówczas należałoby wykazać się elastycznością i przekwalifikować się do wykonywania innych zajęć. Na przykład, modlitwa wstawiennicza, troska o słabszych w wierze, składanie chrześcijańskiego świadectwa, czy ewangelizowanie niezbawionych - to sfery aktywności, które nie znają granic wieku i którymi nie rządzą decyzje kościelnych przywódców. 

Zasadzeni w domu PANA kwitną na dziedzińcach naszego Boga. Jeszcze w starości przynoszą owoc, są pełni wigoru i świeżości [Ps 92,13-14]. Gdy jakaś ich aktywność przestaje być potrzebna, wówczas - podobnie jak Lewici - uaktywniają się w innej służbie. Najważniejsze, by nie zaniechać służby w ogóle. Rozmiłowany w Chrystusie Panu i w Jego Kościele, wierzący człowiek - nawet po przejściu na emeryturę - wciąż pozostanie praktycznie zaangażowany w działalność zboru, do którego przynależy.

06 czerwca, 2024

Jak rozumieć picie krwi Jezusa?

Nie po raz pierwszy rozmaite postawy i wypowiedzi Dawida są mi pomocne w lepszym zrozumieniu duchowej rzeczywistości. Z racji chronologicznego planu czytania Biblii w tych dniach znowu czytam o jego dochodzeniu do władzy nad całym Izraelem i o rosnącej liczbie oddanych mu ludzi. Jedna z natchnionych opowieści szczególnie mnie porusza, bo bardzo trafnie ilustruje prawdziwy sens słów Jezusa o konieczności picia Jego krwi. Oddajmy głos Pismu Świętemu.

Trzech z tych trzydziestu czołowych rycerzy zeszło raz do Dawida po skale do pieczary Adullam, podczas gdy wojsko Filistyńczyków obozowało w dolinie Refaim. Dawid przebywał wtedy w warowni, a w Betlejemie stała wówczas załoga filistyńska. Dawid miał pragnienie, więc rzekł: Kto da mi napić się wody ze studni betlejemskiej, która jest przy bramie? Wtedy ci trzej przebili się przez obóz filistyński, naczerpali wody ze studni betlejemskiej, która była przy bramie, i przynieśli ją Dawidowi. Lecz Dawid nie chciał jej pić, ale ją wylał jako ofiarę z płynów dla Pana, mówiąc: Niech mnie Bóg zachowa od tego, bym to miał uczynić. Czyż miałbym pić żywą krew tych mężów, którzy z narażeniem własnego życia ją przynieśli? I nie chciał jej pić [1Krn 11,15-19].

Opisane tu, niezwykłe poświęcenie trzech czołowych wojowników król Dawid nazwał "krwią tych mężów". Dlaczego? Ponieważ stopień ich poświęcenia graniczył ze śmiercią. Dowódcy owi narazili się na niebezpieczeństwo utraty własnego życia. Zrobili to z miłości do swojego dowódcy i na pewno chcieli, żeby ugasił pragnienie. Woda, którą zdobyli, była wszakże na tyle wartościowa w oczach Dawida, że nie mógł jej ot tak, po prostu wypić. Dlatego ofiarował ją Bogu. Gdyby ją wypił, wypiłby wodę, nie krew. Podkreślmy wszakże nazwanie rezultatów owego poświęcenia trzech bohaterów - ich krwią.

Motywowany miłością i pragnieniem podobania się Ojcu, Jezus, jako kapłan i ofiara w jednej osobie, złożył swoje życie za nasze grzechy. Jego ofiara jest całkowicie wyjątkowa i niepowtarzalna. Została złożona, abyśmy z niej skorzystali! Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jeśli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego i pili krwi Jego, nie będziecie mieli żywota w sobie. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, ten ma żywot wieczny, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Albowiem ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, we mnie mieszka, a Ja w nim [Jn 6,53-56].

Prawdziwi chrześcijanie piją krew Jezusa w tym znaczeniu, że przez wiarę w Niego, codziennie korzystają z cudownych skutków Jego ofiary. Podczas Wieczerzy Pańskiej natomiast - na pamiątkę Jezusa Chrystusa - piją wino i jedzą chleb. Czyż Słowa Dawida nie pomagają nam lepiej zrozumieć tę prawdę?

01 czerwca, 2024

Królestwo wyrównywania

Wielu z nas doświadcza szeregu różnych ograniczeń. Brakuje nam dobrego zdrowia, pieniędzy, wykształcenia itd. Nie potrafimy grać, śpiewać ani pięknie przemawiać. Nie jesteśmy tak sprawni i błyskotliwi jak inni. Nie możemy pochwalić się w tym świecie żadnymi sukcesami. Nasz brak osiągnięć mocno kontrastuje ze wzbudzającymi podziw opowieściami o ludzkich wyczynach. Wciska nas w ziemię zachwyt ich działalnością. Słusznie myślimy, że tych wspaniałych ludzi czeka wielka nagroda w niebie. Oni chyba też tak myślą - a może nawet myślą o sobie za dużo – skoro w Biblii znajdujemy przypowieść Jezusa o robotnikach w winnicy. Czytamy w niej, że przed wypłatą niektórzy byli święcie przekonani, że należy się im więcej niż pozostałym. Po wypłacie zaczęli się burzyć przeciwko gospodarzowi. Ci ostatni pracowali tylko godzinę — wytykali — a pan potraktował ich na równi z nami, którzy musieliśmy znosić trudy dnia i upał! Wtedy gospodarz powiedział jednemu z nich: Nie krzywdzę cię, mój drogi. Czy nie uzgodniliśmy, że dostaniesz denara? Bierz, co twoje, i idź! Chcę bowiem temu ostatniemu zapłacić tak, jak i tobie. Czy nie wolno mi z tym, co moje, czynić tego, co chcę? A może krzywym okiem patrzysz na to, że jestem dobry? [Mt 20,11-15]. Tę przypowieść Jezus rozpoczął słowami: Królestwo Niebios podobne jest do pewnego gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem najmować robotników do swej winnicy - a więc jej celem jest objawienie czegoś ważnego o Królestwie Bożym. Spróbujmy to uchwycić.

Podczas, gdy świat gloryfikuje bogatych, utalentowanych, wpływowych i popularnych, podczas, gdy gardzi się tu ludźmi słabymi, biednymi i przeciętnymi, w Królestwie Bożym panuje zdumiewająca zasada wyrównywania. Bóg zaczął ją objawiać już podczas wędrówki Izraelitów do Ziemi Obiecanej. Zbierali — jedni więcej, drudzy mniej. Ale gdy odmierzali to sobie w omerach, okazywało się, że ten, kto zebrał więcej, nie miał za dużo, a ten, co zebrał mniej, nie cierpiał braku — każdy zebrał tyle, ile był w stanie zjeść! [2Mo 16,17-18]. Taka idea towarzyszyła przyjściu Syna Bożego na świat. Każda dolina niech będzie podniesiona, a każda góra i pagórek obniżone; co nierówne, niech będzie wyrównane [Iz 40,4]. Tak też wg nauki apostolskiej ma być w społeczności chrześcijan. Nie chodzi przy tym o to, aby innym przynieść ulgę, a samemu narazić się na brak — chodzi o równowagę. Niech teraz wasz nadmiar wyrówna ich niedostatek. Kiedyś być może ich nadmiar wyrówna wasz brak — i w ten sposób będzie równowaga, zgodnie ze słowami: Ten, kto wiele zebrał, nie miał za wiele, a ten, kto mało, nie miał za mało [2Ko 8,13-15].

Biblia mówi o Bogu, że On podnosi nędzarza z prochu, biedaka wyciąga ze śmieci, by go posadzić wśród książąt [Ps 113,7-8]. Dlatego zbór - jako placówkę Królestwa Niebios - cechuje właśnie takie podejście do sprawy. W prawdziwym Kościele niwelowane są przykre różnice między ludźmi. Słabi, ubodzy i bez życiowych sukcesów – nabierają znaczenia. Z racji tej charakterystyki Królestwa Bożego - w zborze chrześcijańskim nikt nie czuje się gorszym. Przypatrzcie się zatem sobie, bracia, kim jesteście według powołania waszego, że niewielu jest między wami mądrych według ciała, niewielu możnych, niewielu wysokiego rodu, ale to, co u świata głupiego, wybrał Bóg, aby zawstydził mądrych, i to, co u świata słabego, wybrał Bóg, aby zawstydzić to, co mocne, i to, co jest niskiego rodu u świata i co wzgardzone, wybrał Bóg, w ogóle to, co jest niczym, aby to, co jest czymś, unicestwić, aby żaden człowiek nie chełpił się przed obliczem Bożym [1Ko 1,26-29].

Atmosfera wyrównywania wypływa z serca samego Boga Ojca. Pięknie ilustruje to natchniona opowieść biblijna, którą znajdujemy w 30. rozdziale  Pierwszej Księgi Samuela. Dawid z sześciuset wojownikami wyruszył, by odbić porwanych ludzi i zrabowany majątek. Zanim doszło do walki, dwustu wojowników okazało się niezdolnych do dalszego marszu, nawet nie mówiąc już o ich udziale w bitwie. Pozostali przy jukach. Wyprawa zakończyła się pełnym sukcesem. Wszystkie uprowadzone osoby zostały uratowane, a na wrogach zdobyto wielki łup. W drodze powrotnej Dawid dotarł do dwustu ludzi, którzy byli zbyt wyczerpani, aby za nim podążać, tak że pozostawił ich nad potokiem Besor. Ci wyszli na spotkanie jemu oraz ludziom, którzy z nim ciągnęli. Gdy byli już blisko, Dawid zapytał ich, jak się mają. Wówczas różni ludzie, nieprzyjaźni i niegodziwi, spośród tych, którzy poszli z Dawidem, zaczęli przebąkiwać: Nie poszli z nami. Nie damy im teraz nic z łupu, który uratowaliśmy. Niech każdy zabiera swą żonę, swoich synów i córki — i niech idzie! Dawid jednak powiedział: Nie róbcie tak, moi bracia, z tym, co przecież dał nam PAN. To On nas uchronił i On nam wydał tę hordę, która nas najechała. Kto wam przyzna rację w tej sprawie? Bo dział tego, który wyrusza do bitwy, jest taki sam jak dział tego, który pozostaje przy jukach — mają się podzielić po równo. Od tego dnia Dawid ustanowił to jako ustawę i jako prawo dla Izraela. Tak też jest do dnia dzisiejszego [1Sm 30,21-25].

Spróbujmy wczuć się w położenie ludzi, którzy pozostali przy jukach. Pozostali, bo byli zbyt słabi, by iść dalej. Nie brali udziału w zwycięskiej walce, bo pozostali przy jukach. Widząc powracających bohaterów z pewnością mieli jakiś rodzaj poczucia niższości wobec nich. Na domiar złego, niektórzy z weteranów zaczęli wytykać im brak udziału w akcji i okazywać swoją wyższość nad nimi. Na szczęście był tam Dawid, który natychmiast zareagował na tę nieprzyjazną postawę. Jako wódz zarządził, by ze słabymi podzielić się zdobyczą i dać im z łupów po tyle samo, co czynnym wojownikom. Mało tego, ustanowił to prawem na zawsze obowiązującym wpośród ludu Bożego. Dawid myślał tak, jak myśli się w Królestwie Bożym. Miał to w sercu, bo myślał po Bożemu, bo dobrze wyczuwał puls serca Bożego. Wiele lat później apostoł Paweł, w natchnieniu Ducha Świętego wyjawił, co sam Bóg myślał o Dawidzie. Powołał im na króla Dawida i wystawił mu świadectwo w słowach: Znalazłem Dawida, syna Jessego, męża według serca mego, który wykona całkowicie wolę moją [Dz 13,22].

Najdobitniejszym dowodem tej niesamowitej atmosfery i kultury Królestwa Bożego jest oczywiście zwycięstwo Syna Bożego – Jezusa Chrystusa. On rozprawił się z naszym największym ciemiężycielem tzn. z diabłem. Kto pomagał Jezusowi na Golgocie? Który z uczniów Mu towarzyszył? A jednak po zmartwychwstaniu ukazał się im, napełnił ich Duchem Świętym i obdarował życiem wiecznym. Chrystus Pan dzieli się zdobyczami swojego zwycięstwa ze wszystkimi swoimi uczniami, chociaż nieraz okazujemy się zbyt tchórzliwi, słabi i grzeszni, aby należycie opowiedzieć się po stronie Bożej oraz uczestniczyć w duchowej walce. Wystarczy, że uwierzymy w Niego! On umorzył nasze długi, całą listę niespełnionych zobowiązań — skończył z nimi, gdy przygwoździł je do krzyża. Na tym krzyżu rozbroił zwierzchności oraz władze, publicznie je obnażył i powlókł w tryumfalnym pochodzie [Kol 2,14-15].

Widzę to na swoim własnym przykładzie. Każdego dnia toczy się we mnie jakiś duchowy bój? Którą z tych bitew kiedykolwiek samodzielnie wygrałem? Owszem, często zaczynam. Zrywam się do walki, ale szybko słabnę i zazwyczaj zostaję przy jukach. Na szczęście Chrystus Pan nie słabnie i się nie zatrzymuje. On wywalcza mi zwycięstwo. Nie bójcie się ich, gdyż Pan, wasz Bóg, walczy za was [5Mo 3,22] - upewnia mnie Słowo Boże. Konia przygotowuje się na dzień bitwy, lecz zwycięstwo należy od Pana [Prz 21,31]. Kto z nas czuje się aż takim bohaterem, by sobie przypisać zwycięstwo nad diabłem? Raczej większość z nas siedzi przy jukach. Bogu jednak dzięki! On darzy nas zwycięstwem przez naszego Pana, Jezusa Chrystusa [1Ko 15,57].

Bóg chce atmosferę swojego Królestwa już teraz tworzyć w sercach ludzi wierzących. Chce, aby Królestwo Boże było widzialne w lokalnym zborze Jego Kościoła. Ażeby tak było, potrzebne nam jest poznanie serca Bożego. Jezus Chrystus ukochał swoich uczniów! Prostym rybakom powiedział: Nie bój się, mała trzódko! Gdyż waszemu Ojcu spodobało się dać wam Królestwo [Łk 12,32]. Uwierzmy więc we wspaniałomyślność Boga. I my poznaliśmy tę miłość, którą darzy nas Bóg, i zaufaliśmy jej [1Jn 4,16]. Cieszymy się, że właśnie taki jest Bóg i Jego Królestwo! On ma taki gest, że bez względu na stopień naszych słabości i doczesnych ograniczeń, zrównuje naszą wartość z największymi bohaterami,  wszystkim jednakowo dając dar życia wiecznego!

Gdy stajemy się obywatelami Królestwa Niebios, w którym panuje zasada wyrównywania, to i nam udziela się Boża serdeczność wobec słabych. Chcąc być naśladowcami Boga z radością bierzemy na siebie ciężar zadań dla dobra innych. My natomiast, mocni, powinniśmy wziąć na siebie ułomności słabych, zamiast dogadzać sobie samym. Niech każdy z nas postępuje w sposób miły dla bliźniego, dla jego dobra i dla zbudowania. Chrystus również nie dogadzał sobie, ale, jak napisano: Spadły na mnie zniewagi urągających Tobie [Rz 15,1-3]. Nie wyróżniamy już jednych osób kosztem innych [zob. Jk 2,1-5]. Jako synowie Królestwa skłaniamy się do niskich [zob. Rz 12,16]. Krótko mówiąc, stajemy się ludźmi według serca Bożego! Bóg jest przy słabych. Niechby i dla wielu z nas wystawił świadectwo: Znalazłem Dawida (Monikę, Macieja, Andrzeja, Tomasza itd.), człowieka według mojego serca. Kościół jest takim ośrodkiem na ziemi, gdzie kwitnie serdeczność dla słabych. Prawdziwy Kościół reprezentuje Królestwo wyrównywania!

Ludzie mierzą naszą wartość sukcesami i osiągnięciami. Nieraz więc ktoś będzie przebąkiwać, że to i tamto nam się nie należy. Gdy nie spełniamy ich warunków, przestajemy być brani pod uwagę i wypadamy z gry. Na szczęście nasz los leży w rękach Chrystusa Pana. Podczas, gdy tylu ludzi nas punktuje, On okazuje nam serce! Dział tego, który wyrusza do bitwy, jest taki sam jak dział tego, który pozostaje przy jukach! Chcę bowiem temu ostatniemu zapłacić tak, jak i tobie! Nadchodzi Królestwo Niebios, które charakteryzuje się m.in. zasadą wyrównywania! Cieszymy się wspaniałomyślnością i miłosierdziem naszego PANA. Coraz wyraźniej widzimy, jak dalece zmiłował się On nad nami! Coraz radośniej popieramy Bożą dobroć dla innych! Bardzo nam się to podoba, że słabi też będą obdarowani. To oznacza, że Królestwo Niebios jest już wpośród nas!