11 kwietnia, 2023

Czy z Hillsongiem jest OK?

Tak już jest skonstruowana ludzka psyche, że większość z nas łatwo ulega tzw. pierwszemu wrażeniu. Wystarczy dobra aparycja spotkanej osoby, miła atmosfera odwiedzanego miejsca, pozytywna treść zaadresowanego do nas przekazu - i wszystko łykamy jak młode pelikany. Szybko nabieramy  świętego przekonania, że zetknęliśmy się z czymś naprawdę wartościowym. I niechby tylko ktoś odważył się przy nas kwestionować wspaniałość osoby, miejsca lub przesłania, których staliśmy się zwolennikami. Od razu w naszych oczach stałby się on godnym nagany krytykantem. 

Problem w tym, że pierwsze wrażenie zbyt często okazuje się błędne. Dopiero uważniejsze przypatrzenie się postawom poznanego człowieka, dłuższy pobyt w nowym miejscu czy też głębsza analiza docierającego do nas przekazu, pozwalają na dokonanie ich właściwej oceny. Nie wszystko złoto, co się świeci - ostrzega znane przysłowie. Niejeden już raz pochopnie opowiedziałem się za czymś, z czego później - niestety - trzeba było się wycofywać. Bywało, że mój zachwyt kimś oglądanym i słuchanym z daleka, przy bliższym poznaniu musiał ustąpić miejsca postawie smutku i współczucia.

 W tych dniach obejrzałem czteroodcinkowy serial dokumentalny pt. "Hillsong: Mroczna strona australijskiego kościoła" (tyt. oryg. Hillsong: A Megachurch Exposed). Dokument opowiada o założeniach i rozkwicie tej organizacji oraz o jej charyzmatycznych twórcach i przywódcach. Mało kto z kręgów ewangelikalnych nie uległ urokowi muzyki i stylu bycia spod znaku "Hillsong". Tymczasem uważniejsze przypatrzenie się postawom i czynom przywódców Hillsonga, w niektórych członkach tego megakościoła wywołało ogromny niesmak, zgorszenie i rozczarowanie. Doszło do poważnego kryzysu. Trudno powiedzieć, jak to wszystko dalej się potoczy...

Nawet uwzględniając fakt, że są na świecie ludzie źle życzący chrześcijaństwu, wszelkimi sposobami chcący je zdyskredytować, a do takich często zalicza się tych, którzy z kościoła odeszli, niezmiennie należy pamiętać, że jesteśmy powołani do nienagannego życia. Chrystus Pan ustanowił standardy, których przestrzeganie zabezpiecza nas przed każdym atakiem i pomówieniem. Umiłowani, napominam was, abyście jako pielgrzymi i wychodźcy wstrzymywali się od cielesnych pożądliwości, które walczą przeciwko duszy; prowadźcie wśród pogan życie nienaganne, aby ci, którzy was obmawiają jako złoczyńców, przypatrując się bliżej dobrym uczynkom, wysławiali Boga w dzień nawiedzenia [1Pt 2,11-12]. Prawdziwa cnota krytyk się nie boi. Prawdziwi chrześcijanie oczywiście mogą i są w tym świecie pomawiani o niestworzone rzeczy, lecz ostatecznie ich wrogowie będą musieli nie tylko zamknąć usta, ale i oddać chwałę Bogu. Czy tak będzie w przypadku Hillsonga?

Nikogo nie zachęcam do zgłębiania tego, co faktycznie miało miejsce w australijskim megakościele i jego placówkach na świecie. Wszystkich nas natomiast tym bardziej wzywam do osobistego trzymania się nauki apostolskiej, abyście prowadzili życie godne Boga, który was powołuje do swego Królestwa i chwały [1Ts 2,12].  Niech życie wasze będzie godne ewangelii Chrystusowej, abym czy przyjdę i ujrzę was, czy będę nieobecny, słyszał o was, że stoicie w jednym duchu, jednomyślnie walcząc społem za wiarę ewangelii i w niczym nie dając się zastraszyć przeciwnikom, co jest dla nich zapowiedzią zguby, a dla was zbawienia, i to od Boga [Flp 1,27-28].

Czy Hillsong jest OK? Chciałbym pewnego dnia usłyszeć, że jak najbardziej tak, i że takie osobistości jak Brian Houston lub Carl Lentz niepotrzebnie tak pospiesznie z niego odeszli...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz