29 stycznia, 2013

Zostań wynalazcą dobrego!

Benz Patent-Motorwagen Nummer 1
Mamy dziś rocznicę ważną dla posiadaczy i użytkowników samochodów. Nie byłoby o czym mówić, czym się zachwycać ani na co narzekać, gdyby przed wieloma laty nie doszło do wynalezienia samochodu.

Człowiekiem, któremu poniekąd wszyscy zawdzięczamy cały wachlarz wrażeń motoryzacyjnych, od wielkiej przyjemności  po rozczarowanie i złość, okazał się niemiecki inżynier Carl Benz. Najpierw w 1878 roku skonstruował on dwusuwowy silnik spalinowy oraz inne zespoły pojazdu mechanicznego, takie jak gaźnik, świeca zapłonowa, chłodnica, sprzęgło czy skrzynia biegów. Następnie w 1885 roku zbudował pierwszy automobil z prawdziwego zdarzenia. Osiągał on prędkość 16 km na godzinę. :-)

Trójkołowy pojazd z silnikiem spalinowym i elektrycznym zapłonem otrzymał nazwę: Benz Patent-Motorwagen Nummer 1.  Carl Benz opatentował go w dniu 29 stycznia 1886 roku, stąd dzisiejsza rocznica. Swój wynalazek niemiecki konstruktor zaprezentował publicznie na ulicach Mannheim w dniu 3 lipca 1886 roku. Początkowo spotkały go szyderstwa i drwiny. Carl Benz nie dał się jednak zniechęcić. Z nieustającą pasją pracował nad udoskonaleniem automobilu. W 1926 roku powstała spółka akcyjna Daimler-Benz AG, która zajęła się seryjną produkcją samochodów.

Tak oto z roku na rok, samochód stawał się coraz bardziej powszechnym środkiem lokomocji. Doszło do tego, że obecnie "dzień bez samochodu" wydaje się być wydarzeniem tyle niezwykłym, co wręcz nieosiągalnym.

Owoce myśli technicznej Carla Benza do dziś zachwycają dobrymi parametrami i niezawodnością. Wiem, co piszę, bo nasza wspólnota kościelna od paru lat cieszy się użytecznością kilkunastoletniego Mercedesa Sprintera, a mój syn jeździ po Gdańsku dwudziestoczteroletnim MB 190E. Daimler-Benz wciąż  trzyma poziom godny wynalazcy pierwszego samochodu.

Dzięki niech będą Bogu za pionierów i wynalazców tego, co dobre i użyteczne. Kiedyś, dla dobra całego Izraela Bóg obdarzał ludzi niezwykłą pomysłowością. Patrz! Powołałem imiennie Besalela, syna Uriego, syna Chura z plemienia Judy i napełniłem go duchem Bożym, mądrością, rozumem, poznaniem, wszechstronną zręcznością w rzemiośle, pomysłowością w wyrobach ze złota, srebra i miedzi, w szlifowaniu drogich kamieni do oprawy, w snycerstwie i we wszelkiej artystycznej robocie [2Mo 31,2-5]. Dzięki takim uzdolnieniom parę tysięcy lat temu powstawały przedmioty i technologie, które do dziś nas urzekają swoją niezwykłością i poziomem zaawansowania.

Jako chrześcijanie i słudzy Boży możemy stać się autorami nowych, dobrych patentów. Odkrywać nowe możliwości oddawania Bogu chwały, wynajdywać nowatorskie sposoby zwiastowania ewangelii, czy chociażby wymyślić nowy sposób niesienia pomocy komuś w potrzebie. Jakże buduje nas i zachęca dobra pomysłowość  innych chrześcijan. Bądźmy i my bardziej otwarci i twórczy w tym zakresie. Bóg z pewnością udzieli nam przy tym swego poparcia i opatentuje nam takie pomysły.

Pomysłowość człowieka, niestety, może też pójść i w złym kierunku. Biblia opisując ludzi odrzucających Boga, mówi, że m.in. są to  potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, wynalazcy złego, rodzicom nieposłuszni ,nierozumni, niestali, bez serca, bez litości [Rz 1,30-31].  Podkreślam: Wynalazcy złego. Tak jak nie każde dzisiejsze dobrodziejstwo ludzkości przed laty było dla ogółu dostępne, tak też i nie każde zło było od zawsze znane. Stało się tak dopiero za sprawą wynalazców złego.

Samochód jest dobrym wynalazkiem. Już prawie sto trzydzieści lat z wielkim pożytkiem służy ludzkości. Obyśmy z łaski Bożej mieli wciąż nowych wynalazców tego, co dobre. Oby i nas osobiście Bóg obdarzał zdolnością i pomysłowością. Obyśmy nie byli przez całe życie wyłącznie użytkownikami tego, co zostało wynalezione przez innych.

Niechby i nam, w granicach naszych wpływów i na miarę naszych możliwości, przytrafiło się stworzyć coś pięknego i dobrego.

27 stycznia, 2013

Jak zapewnić sobie dobrą starość?

Wielu ludzi boi się starości. Nie tylko z uwagi na groźbę choroby i fizycznej niesprawności. Niepokoi ich również widmo dożywania ostatnich lat życia w osamotnieniu i zapomnieniu. Dlatego, w myśl duchowej zasady siewu i zbioru, o sędziwych latach trzeba pomyśleć sporo wcześniej.

Ponieważ co człowiek sieje, to i żąć będzie[Ga 6,7] Biblia udziela następującego pouczenia: Pamiętaj o swoim Stwórcy w kwiecie swojego wieku, zanim nadejdą złe dni i zbliżą się lata, o których powiesz: Nie podobają mi się [Kzn 12,1]. Innymi słowy, na wiele lat przed nadejściem starości trzeba nam rozpocząć mądry zasiew, który zagwarantuje nam dobre zbiory w jesieni życia.

Już pobieżna lektura Pisma Świętego odkrywa przed nami szereg tajemnic dobrej starości. Przede wszystkim chciałbym tu wskazać na życie w bojaźni Bożej. Bojaźń Pana prowadzi do życia i kto ją ma, odpoczywa syty i nie dozna nieszczęścia [Prz 19,23].

Ważnym zasiewem na starość jest też stałość i wierność w  trosce o bliskich i swój zbór, bowiem kto w swoim domu sieje zamieszanie, dziedziczy wiatr [Prz 11,29].  A czynić dobrze nie ustawajmy, albowiem we właściwym czasie żąć będziemy bez znużenia. Przeto, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary [Ga 6,9-10].

Trzeba nam w porę zadbać o dobre imię w środowisku swojego zboru, bo to zapewnia nam opiekę z jego strony. Na listę wdów może być wciągnięta niewiasta licząca lat co najmniej sześćdziesiąt i raz tylko zamężna, mająca dobre imię z powodu szlachetnych uczynków: że dzieci wychowała, że gościny udzielała, że świętym nogi umywała, że prześladowanych wspomagała, że wszelkie dobre uczynki gorliwie pełniła [1Tm 5,9-10]. Bez stałej przynależności do wspólnoty trudno byłoby sobie taki życiorys zapewnić.

Innym warunkiem dobrej starości jest dzisiejsze opanowywanie języka. Nie oddawajcie złem za zło ani obelgą za obelgę, lecz przeciwnie, błogosławcie, gdyż na to powołani zostaliście, abyście odziedziczyli błogosławieństwo.. Bo kto chce być zadowolony z życia i oglądać dni dobre, ten niech powstrzyma język swój od złego, a wargi swoje od mowy zdradliwej [1Pt 3,9-10]. Jeżeli w porę nie okiełznamy swojego języka, to ludzie bogobojni, w myśl biblijnego pouczenia: Kto jest gadułą, ten zdradza tajemnice, więc nie zadawaj się z plotkarzem [Prz 20,19] będą trzymać się od nas z daleka.

I jeszcze jedna, przykładowa tajemnica dobrej starości. Jak najszybciej, najlepiej od samej młodości, trzeba nam zacząć wychwalanie i rozgłaszanie Boga. Boże, uczyłeś mnie od młodości mojej,  a ja aż dotąd oznajmiam cudowne sprawy twoje. Toteż i do starości, gdy już siwy będę, nie opuszczaj mnie, Boże, aż opowiem o ramieniu twoim temu pokoleniu, a wszystkim następnym o potędze twojej! [Ps 71,17-18]. Bóg z pewnością zadba o dobrą sędziwość człowieka, który przez cale lata rozsławiał Jezusa Chrystusa.

Nie muszę dodawać, że jeżeli ktoś chce zapewnić sobie dobrą starość, to nade wszystko potrzebuje narodzić się na nowo z Ducha Świętego. Inaczej, zbliżająca się śmierć mocno zachmurzy mu horyzont. Nawet najpiękniejsza, otoczona serdecznością bliskich, jesień życia nie będzie pogodna, jeżeli w sercu zabraknie pewności wiecznego zbawienia.

Jak więc zapewnić sobie dobrą starość? Czym prędzej zadbać o osobisty związek z Panem Jezusem Chrystusem. Tylko świadomi naśladowcy Pana mają prawo do obietnicy Jezusa: Niechaj się nie trwoży serce wasze; wierzcie w Boga i we mnie wierzcie! W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce. A jeśli pójdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli [Jn 14,1-3].

Całość tego biblijnego przesłania – tutaj.

22 stycznia, 2013

Dwór Olszynka coraz dalej?

Moje marzenia o pozyskaniu zabytkowego Dworu Olszynka na siedzibę Centrum Chrześcijańskiego NOWE ŻYCIE w Gdańsku, po miesiącach rozbudzonych nadziei i pertraktacji z urzędnikami, weszły w krytyczną fazę. Prezydent Gdańska ogłosił ponownie przetarg na sprzedaż tej nieruchomości.

Przypomnijmy, że miasto próbowało wcześniej sprzedać Dwór Olszyński już czterokrotnie, jednak za każdym razem ze skutkiem negatywnym. Gdy wobec  tego, jako wspólnota kościelna starająca się od kilkunastu lat o pozyskanie zgodnie z prawem z zasobów gminy Gdańsk jakiejś nieruchomości na działalność kościoła, złożyliśmy w kwietniu 2012 roku wniosek o nabycie dworu, prezydent zaproponował nam przejęcie go w odpłatne użytkowanie na 50 lat.

Warunki użytkowania zabytku, wyznaczone naszemu zborowi przez urząd miejski, okazały się nie do przyjęcia. Odmówiliśmy więc podpisania takiego aktu notarialnego, ponawiając wolę nabycia dworu na własność z zastosowaniem powszechnej w takich przypadkach bonifikaty. Prezydent odmówił podtrzymując, że ta nieruchomość nie jest już na sprzedaż.

W międzyczasie wyszło na jaw, że nabyciem „naszego” dworu zainteresował się jeden z gdańskich piekarzy. Nie wiem na ile jedno ma związek z drugim, ale prezydent Gdańska ogłosił na dzień 21 marca 2013 roku ustny przetarg, umieszczając obiekt naszych starań na liście przetargowej. Dwór Olszynka znowu jest na sprzedaż! Cena wywoławcza nieruchomości: 1.817.240 złotych.

Jakie myśli chodzą mi po głowie? W minioną niedzielę głosiłem Słowo Boże o cudownych skutkach przebaczenia. Gdy odpuszczamy swoim winowajcom, to nie tylko otwieramy sobie drogę do żywota wiecznego. Dzięki postawie bezgranicznego przebaczania także naszą doczesność czynimy piękniejszą.

Gdy więc w tych dniach próbuje mnie zalać fala żalu i oburzenia z powodu niesprawiedliwości, jaka spotyka nasz zbór ze strony władz Gdańska,  oświecony i wzmocniony Słowem Bożym postanawiam z serca wybaczyć.

Co zrobić z Dworem Olszynka? Sprzedać go, czy oddać w użytkowanie?   te decyzje nie leżą w granicach moich kompetencji.  Do mnie należy decyzja, co zrobię z moim sercem w sytuacji, gdy czyjeś postanowienia wydają się dla mnie bardzo krzywdzące. Pozwolę się im zatruć, czy odpuszczę?

Odpuszczam. Jedno jest tu dla mnie jasne: Jezus Chrystus  - Głowa Kościoła – jest Panem zboru, wpośród którego posługuję. On na pewno potrafi się o nas należycie zatroszczyć. Wierzę, że również  rzeczone niepowodzenie tę Bożą troskę o nas wyraża. Z dworem, czy bez niego, wciąż możemy się wzajemnie miłować, wspierać i głosić ludziom ewangelię.

Proszę o modlitwę w tej sprawie, albowiem u Boga wszystko jest możliwe! [Mk 10,27].

21 stycznia, 2013

Czy słusznie oddał pole?

pastor Louie Giglio
Dzisiejsza uroczystość zaprzysiężenia prezydenta USA, Baracka Obamy na II kadencję przebiega w Waszyngtonie pod hasłami jedności narodu amerykańskiego i równości jego obywateli. Ów powiewający wśród ośmiuset tysięcy oklasków sztandar równości nie jest jednak w stanie zakryć prawdy, że w tym zjednoczeniu  nie dla każdego jest miejsce.

Nie wszyscy wiedzą, że modlitwę zamykającą całą uroczystość, na zaproszenie prezydenta Obamy, miał poprowadzić pastor Louie Giglio, stojący na czele zboru Passion City Church w Roswell. Pomysł ten spotkał się jednak z dużym sprzeciwem. Dziennikarze odkopali bowiem jedno z kazań pastora Giglio, wygłoszone w latach dziewięćdziesiątych, w którym wypowiedział się on przeciwko homoseksualizmowi nazywając go grzechem.

Powstało spore zamieszanie wokół tej sprawy. W rezultacie ewangeliczny duchowny wycofał się z udziału w Inauguracji. 10 stycznia 2013 roku napisał  w liście do Białego Domu, że przez swój udział  nie chce być częścią debaty na temat homoseksualizmu w czasie, gdy Ameryka jest głęboko podzielona. Czemu zdecydował się na taki krok? Ustąpił przecież nie dlatego, że zadzwonił ktoś ważny i dodał mu otuchy, zapewniając o tym, że prezydent - pomimo całej tej wrzawy - podtrzymuje swoje zaproszenie ;)

Kto ostatecznie pomodlił się na zakończenie dzisiejszej uroczystości w Białym Domu? Zrobił to pro-gejowski ksiądz Luis León z episkopalnego kościoła w Waszyngtonie. Nie trzeba dodawać, że Kościół Episkopalny w USA dopuszcza gejów do posługi kościelnej, udziela ślubów jednopłciowych a sam Luis Leon zaczyna już być nieformalnie nazywany kapłanem prezydenckim.

Czy reprezentujący biblijny punkt widzenia pastor Louie Giglio zrobił dobrze wycofując się z tej modlitwy?  Czy nie jest to niepotrzebnym oddawaniem pola w duchowej walce? Miejcie się na baczności, abyście, zwiedzeni przez błędy ludzi nieprawych, nie dali się wyprzeć z mocnego swego stanowiska [2Pt 3,17] - ostrzega Słowo Boże.

Sam już nie wiem, co o tym myśleć. Czy w sytuacji, gdy niemal wszyscy wokoło są za czymś innym niż my, powinniśmy zabierać głos i mimo ich sprzeciwu uparcie głosić im Słowo Boże?  Bóg kiedyś na wiele lat zamknął usta swoim prorokom w Izraelu. Może i nam - przynajmniej w niektórych miejscach - czas się zamknąć, aby nie zakłócać ludziom słuchania tego, co tak miłe dla ich uszu i zgodne z duchem czasów?

20 stycznia, 2013

Stara, ale jara!

Odgrzebałem dziś w mojej audiotece płytę „Beyond Belief” zespołu Petra z 1990  roku. Niezmiennie od lat najbardziej przemawia z niej do mnie ostatni utwór pt. Prayer. Wsłuchując się po latach w treść tej piosenki, modliłem się znowu podobnymi słowami i w tym samym duchu.

Wdzięczny jestem Bogu za okazaną mi łaskę. Uwierzyłem w Jezusa Chrystusa i należę do Niego. Jako dziecko Boże jestem członkiem żywego Kościoła. Codziennie mogę rozmawiać z Jezusem i dzielić się z Nim wszystkimi moimi myślami. Czuję się też wielce wyróżniony tym, że mnie, najmniejszemu ze wszystkich świętych, została okazana ta łaska, abym zwiastował poganom niezgłębione bogactwo Chrystusowe [Ef 3,8]. Jestem świadkiem Jezusa Chrystusa pośród mojego pokolenia i narodu. Wow!

Dziękuję Bogu za moich bliskich wg ciała. Kocham ich  i modlę się o każdego członka mojej rodziny. Jestem też niezmiernie wdzięczny Bogu za każdą osobę przynależącą do wspólnoty Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE w Gdańsku. Jako moi domownicy wiary są mi szczególnie bliscy. Niektórzy wytrwali ze mną w codziennych relacjach i służbie tu w Gdańsku już blisko 17 lat! Bardzo doceniam tę kompanię. Tym bardziej, że mam za sobą przykrość odejścia osób, na współpracę których liczyłem, i to takiego odwrócenia się od społeczności, jakby nasz zbór nie miał dla nich większego znaczenia. Jestem przekonany w Panu, że Bogu bardzo podoba się przywiązanie i miłość do zboru.

Piosenka Prayer pobudziła też we mnie najlepsze myśli o dalszej służbie Panu. Jestem przeciętnym kaznodzieją, raczej marnym duszpasterzem, nie dokonałem żadnego cudu, a jednak Bóg od trzydziestu paru lat podtrzymuje mnie w służbie i wciąż daje nowe możliwości duchowej posługi. Tym bardziej pragnę dochować mu wierności, abym mógł stanąć przed Bogiem jako wypróbowany i nienaganny pracownik, który wykłada należycie słowo prawdy [2Tm 2,15].  Wdzięczny jestem Bogu za braci i siostry, którzy doceniają charakter naszej wspólnoty i moje osobiste ukierunkowanie w posługiwaniu.

Misją mojego życia jest to, aby zbór, w którym służę Bogu był ośrodkiem zdrowej nauki zgodnej z prawdziwą pobożnością [1Tm 6,3].  Proszę o wsparcie w modlitwie. Najbliższe lata przyniosą wiele prób dla chrześcijan pragnących wytrwać w posłuszeństwie Słowu Bożemu. Wprawdzie tylko raz w miesiącu, ale wyjeżdżam też z posługą do różnych wspólnot chrześcijańskich i wszędzie zauważam, że ten specyficzny ucisk duchowy narasta.

Misjonarze taniej łaski, sukcesu i łatwej drogi naśladowania Jezusa nie zasypiają gruszek w popiele. Trafiają na coraz bardziej podatny grunt, bo wielu współczesnych chrześcijan nie ma już ochoty do poświęceń i wyrzeczeń w imię Chrystusa. I wielu pójdzie za ich rozwiązłością, a droga prawdy będzie przez nich pohańbiona [2Pt 2,2]. Dlatego pokornie modlę się o to, aby Pan poświęcił nas i do końca zachował w prawdzie.

Dosyć na dzisiaj, bo się już za bardzo wzruszam ;) Patrzcie, co jedna stara piosenka potrafi zrobić ze słabym człowiekiem…

19 stycznia, 2013

Sposób na trwałość dobrych relacji

Wczorajsza lektura Ewangelii wg św. Mateusza zostawiła we mnie tak silną refleksję, że nie może ona pozostać bez echa. W osiemnastym rozdziale tej księgi Słowo Boże odkrywa jedną z wielkich tajemnic Królestwa Bożego. Jest nią bezgraniczna gotowość do odpuszczania win.

Wtedy podszedł Piotr i zapytał: Ile razy mam wybaczać a mojemu bratu, jeśli zgrzeszy przeciwko mnie? Czy aż do siedmiu razy? Jezus odpowiedział: Mówię ci, nie aż do siedmiu razy, lecz do siedemdziesięciu  razy siedem.

Dlatego Królestwo Niebios a przypomina pewnego króla, który postanowił uporządkować rachunki z poddanymi.

W trakcie tych porządków przyprowadzono mu jednego dłużnika winnego sześćdziesiąt milionów denarów.  A ponieważ nie miał z czego oddać,  król polecił go sprzedać – wraz z żoną, dziećmi oraz całym dobytkiem – i w ten sposób odzyskać pożyczkę. Zadłużony sługa padł jednak na kolana i zaczął prosić: Okaż mi cierpliwość. Oddam ci wszystko.  I pan zlitował się nad nim. Uwolnił go, a dług umorzył.

Ułaskawiony dłużnik wyszedł i wtedy spotkał kolegę – sługę, podobnie jak on sam – który był mu winien sto denarów. Doskoczył do niego, chwycił za gardło i syknął: Oddaj, coś winien. Kolega zaś padł na kolana i zaczął prosić: Okaż mi cierpliwość. Oddam ci wszystko. Lecz ułaskawiony dłużnik nie przystał na to. Przeciwnie, doprowadził do uwięzienia kolegi na czas spłaty długu.

Gdy inni poddani dowiedzieli się o tym, co zaszło, zrobiło im się przykro. Poszli też i o wszystkim, co się stało, dokładnie opowiedzieli panu. Wtedy król wezwał sługę do siebie i zarzucił mu: Ty niegodziwcze! Umorzyłem ci cały dług, dlatego że mnie prosiłeś.  Czy i ty nie powinieneś zlitować się nad swoim kolegą, tak jak ja zlitowałem się nad tobą? I rozgniewany, wydał go dozorcom więziennym, by zajęli się nim, dopóki wszystkiego nie spłaci. Podobnie mój Ojciec w niebie uczyni z wami, jeśli któryś z was z całego serca nie wybaczy swemu bratu [Mt 18,21-35 w przekładzie Nowego Przymierza].

Czyż można pozostać obojętnym po usłyszeniu takich słów?! Przebaczajcie sobie nawzajem, podobnie jak wam Bóg przebaczył w Chrystusie [Ef 4,32]. Bo jeśli wybaczycie ludziom ich upadki, i wam wybaczy wasz Ojciec w niebie. Jeśli jednak nie wybaczycie ludziom, to wasz Ojciec nie wybaczy i wam waszych upadków [Mt 6,14-15]. Jak Japonia jest krajem kwitnącej wiśni, a Holandia krainą tulipanów, tak Królestwo Boże charakteryzuje się kwitnącym wszędzie przebaczeniem!

Jakież to szczęście, że Królestwo Niebios nie będzie zatrute żadnym uprzedzeniem, żalem, urazami, niechęcią i duchem zemsty. Ta wieczna kraina szczęścia jest przeznaczona wyłącznie dla tych, którzy mogą się dziś modlić: I przebacz winy, tak jak my wobec nas winnym, przebaczyliśmy [Mt 6,12].

Przyjaciele! Brak przebaczenia potrafi zniszczyć najlepsze relacje. Rozbija małżeństwa, rozdziela przyjaciół, powoduje rozdźwięk w chrześcijańskiej wspólnocie. Kto nie potrafi z serca wybaczyć doznanej krzywdy, ten w końcu trafia do więzienia samotności. Budowanie, odnawianie i zachowywanie dobrych relacji z bliźnimi wymaga od nas postawy bezgranicznego odpuszczania win.

Postanówmy sobie, że z serca zawsze będziemy przebaczać tym, którzy w jakikolwiek sposób nas  skrzywdzili. A gdy stoicie i zanosicie modlitwy, odpuszczajcie, jeśli macie coś przeciwko komu, aby i Ojciec wasz, który jest w niebie, odpuścił wam wasze przewinienia. Bo jeśli wy nie odpuścicie, i Ojciec wasz, który jest w niebie, nie odpuści przewinień waszych [Mk 11,25-26].

17 stycznia, 2013

Krzyż i menora?

Mamy dziś w Polsce Dzień Judaizmu. Ustanowiony przez zwierzchników  kościoła rzymskokatolickiego w 1997 roku i wyznaczony na 17 stycznia, ma skłonić Polaków do głębszej  refleksji nad związkiem judaizmu z chrześcijaństwem.  Judaizm  powinien być przez katolików traktowany nie jako obca religia, lecz jako coś wierze katolickiej wewnętrznego i  bliskiego. Wyznawców judaizmu winni oni nazywać „starszymi braćmi w wierze”.

Zdaniem hierarchów kto chce należycie obchodzić  Dzień  Judaizmu, ten powinien  uwzględniać współczesne nauczanie kościoła rzymskokatolickiego na temat Żydów. Należy propagować posoborowe wyjaśnienia tekstów Pisma Świętego, w których dawniej dopatrywano się antysemickich  akcentów.  Trzeba wyjaśniać tragedię zagłady Żydów i  modlić się tego  dnia razem z przedstawicielami innych kościołów. Antysemityzm należy ukazywać jako grzech i zapraszać Żydów do udziału w obchodach Dnia Judaizmu.

A co na to Biblia? Przypomnijmy, że wiara chrześcijańska jest zbudowana  na fundamencie apostołów i proroków, którego kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus [Ef 2,20]. Wszyscy oni byli Żydami według ciała. Niewątpliwie w tym środowisku narodziła się ewangelia, bo zbawienie pochodzi od Żydów [Jn 4,22]. Dopiero odrzucenie przez nich Syna Bożego skierowało łaskę Bożą ku innym narodom. 

 W tym sensie Żydzi, nawet okazując niewiarę i nie przyjmując Mesjasza, są dla nas dobrodziejstwem. Winniśmy błogosławić ten naród i dla własnego dobra szczerze modlić się o Żydów.  Bo jeśli ich upadek stał się bogactwem świata, a ich porażka bogactwem pogan, to o ileż bardziej ich pełnia? [Rz 11,12].

Ta oczekiwana pełnia, to bynajmniej nie powstanie państwa Izrael  i nie odbudowa świątyni w celu wznowienia służby ofiarniczej. Chodzi o powszechne rozpoznanie Mesjasza w osobie Jezusa z Nazaretu i zwrócenie się Żydów ku Niemu. Takie pragnienie każdy prawdziwy chrześcijanin winien nosić i żywić w swoim sercu.

Czy chrześcijanie przyczyniają się do osiągnięcia tej pełni przez Żydów, fascynując się Judaizmem i wprowadzając wiele jego elementów do swoich praktyk?  Czy można kogoś przekonać do nowości zachwycając się jego starociami?  Czyż apostolskie stawanie się wszystkim dla wszystkich, żeby tak czy owak niektórych zbawić [1Ko 9,22] prowadzi nas do uznania innych wierzeń i rezygnacji z nawracania ludzi do wiary w Jezusa?

Pokazywanie Żydom, jak bardzo cenimy sobie ich wierzenia i obrzędy może niechcący stać się środkiem ich dalszej dezorientacji. Tylko fascynacja Jezusem, Zbawicielem i Żydów, i pogan, może skierować serca Żydów we właściwą stronę i pomóc im osiągnąć duchową pełnię.

Nie będę więc przebierał się za Żyda, ani uczył się martwych modlitw i obrzędów żydowskich. Bóg ustanowił w Jezusie Chrystusie Nowe Przymierze. Gdy mówi: Nowe, to uznał pierwsze za przedawnione; a to, co się przedawnia i starzeje, bliskie jest zaniku [Hbr 8,13].

Miłość do narodu wybranego wyrażać będę szczerą modlitwą o ich nawrócenie do Jezusa Mesjasza oraz serdeczną życzliwością, okazywaną w imieniu Jezusa wszystkim napotkanym przeze mnie Żydom. 

15 stycznia, 2013

Rezygnacja, czy raczej akces?

W minioną niedzielę, 13 stycznia 2013 roku gruchnęła w moim mieście wiadomość, że przeor Zakonu Dominikanów w Gdańsku zrezygnował z dalszej posługi. Wygłosił pożegnalne słowo i odszedł z kapłaństwa. Nie powiedział tego wprost, ale chyba wszyscy się domyślają, że się zakochał  i chce założyć rodzinę.

Były już dominikanin zasłynął z coniedzielnych kazań wygłaszanych podczas wieczornej mszy odprawianej o godzinie 21, zwanej mszą ostatniej szansy. Uznał jednak, że nie chce się już dłużej oddzielać się od ludzi ołtarzem, a zamieszkiwaniem w klasztorze uciekać od życia.

Słowo Boże od początków chrześcijaństwa wyraźnie mówi, że duchowny może, a nawet powinien mieć żonę i rodzinę. Biskup zaś ma być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, umiarkowany, przyzwoity, gościnny, dobry nauczyciel, nie oddający się pijaństwu, nie zadzierzysty, lecz łagodny, nie swarliwy, nie chciwy na grosz, który by własnym domem dobrze zarządzał, dzieci trzymał w posłuszeństwie i wszelkiej uczciwości, bo jeżeli ktoś nie potrafi własnym domem zarządzać, jakże będzie mógł mieć na pieczy Kościół Boży? [1Tm 3,2-5].

Tysiące mężczyzn w naszym kraju, zwiedzeni nauką tych, którzy zabraniają zawierania związków małżeńskich [1Tm 4,3] stara się służyć Bogu, zmagając się ze swoją seksualnością w pojedynkę. Czyżby nie czytali Biblii? Przecież ona, nawet w miejscu, gdzie zaleca stan wolny, wyraźnie ogłasza: Jeśli jednak nie mogą zachować wstrzemięźliwości, niechaj wstępują w stan małżeński; albowiem lepiej jest wstąpić w stan małżeński, niż gorzeć [1Ko 7,9].

Posługa duchownego, który nie ma osobistego doświadczenia w wielu sprawach życiowych swoich parafian, siłą rzeczy ogranicza się do poradnictwa teoretycznego. Owszem, bez dobrej teorii trudno o praktyczne sukcesy. Sługa Boży powinien jednak stanowić połączenie jednego z drugim. Staraj się usilnie o to, abyś mógł stanąć przed Bogiem jako wypróbowany i nienaganny pracownik, który wykłada należycie słowo prawdy [2Tm 2,15].

W tym sensie bohater niedzielnego pożegnania wcale nie zrezygnował. Opuszczając dotychczasowe miejsce raczej złożył akces do normalności. Brawo. Zrobił krok we właściwą stronę. Niechby tylko jeszcze bardziej wczytał się w Biblię, bo w jego ostatniej przemowie do wiernych wyraźnie słychać braki w poznaniu Boga.

13 stycznia, 2013

Zwróć serce ku swoim krewnym!

Pomyślmy dziś o swoich domownikach i krewnych. Obok czułych  matek, wspaniałych ojców, mądrych wujków, posłusznych dzieci  i dyskretnych sióstr są wśród nich również mniej przyjemni osobnicy. Kąśliwa babcia, siorbiący zupę dziadek, kapryśna ciotka, rozwydrzony syn kuzynki, czepialska teściowa, samolubny kuzyn, przemądrzały szwagier i bujający w chmurach brat. A gdyby tak naraz mieli się do nas zjechać? Od razu włącza się nam instynkt samozachowawczy.  Z rodziną to najlepiej wychodzi się na zdjęciu! – mawiamy i zaczynamy swoich krewnych trzymać na dystans.

Tak dochodzi do zanikania więzi rodzinnych. Dorastające dzieci czym prędzej wyprowadzają się z domu a wielopokoleniowe domy ustępują miejsca gospodarstwom jednoosobowym. Tak jest po prostu wygodniej. Kto rzadko kiedy ma gorącą wodę w wannie? -  Ten kto ma żonę, kilka córek i jedną łazienkę. O ileż łatwiej mieszka się samemu! Problematyczni członkowie rodziny nie są nam do niczego potrzebni.

Zmierzymy się dziś z tym zjawiskiem zanikania więzi rodzinnych. Sprowokowała mnie do tego postawa biblijnego Dawida. Ten człowiek bardzo miłował swoich bliskich. Gdy jego syn Absalom dopuścił się morderstwa na starszym bracie i uciekł z domu, Dawid nie przestał go kochać. Bardzo za nim tęsknił  i uspokoił się dopiero wówczas, gdy znowu mógł go uściskać. Kilka lat później ten sam syn podstępnie przejął władzę, co zmusiło króla Dawida do ratowania się ucieczką. Wtedy, gdy wierne mu oddziały ruszały do decydującego starcia z buntownikami, wydał też król taki rozkaz Joabowi i Abiszajowi, i Ittajowi: Łagodnie mi postąpcie z młodzieńcem, z Absalomem. A całe wojsko słyszało, gdy król dawał wodzom ten rozkaz odnośnie do Absaloma [2Sm 18,5].

Z pewnością takie polecenie Dawida mogło żołnierzy zbulwersować.  Absalom nie zasługiwał przecież na żadną łagodność. Należało go czym prędzej zlikwidować. Jednakże był on synem Dawida, a Dawid w miłości do swoich bliskich przekraczał granice tzw. zdrowego rozsądku. Łagodnie mi postąpcie z młodzieńcem, z Absalomem. Dawid niezmiennie nadal bardzo miłował swojego syna.

Co myśleć o tak daleko idącej miłości rodzinnej Dawida?  Może i naszym zdaniem była ona niepoprawna i zbyt chorobliwa, ale Bóg wystawił mu świadectwo w słowach: Znalazłem Dawida, syna Jessego, męża według serca mego, który wykona całkowicie wolę moją [Dz 13,22]. Właśnie dlatego Dawid dobrze ilustruje nam miłość Bożą do grzeszników.

Bóg jest rozmiłowany w Synu Bożym. Ojciec miłuje Syna i wszystko oddał w jego ręce [Jn 3,35].  Dlatego św. Paweł  uznał  za najważniejsze w życiu to, żeby zyskać Chrystusa i znaleźć się w nim [Flp 3,8]. Kto bowiem jest w Chrystusie, kto znajdzie się w Jego rękach, ten staje się obiektem i beneficjentem miłości Ojca do Syna. Ojcze! Chcę, aby ci, których mi dałeś, byli ze mną, gdzie Ja jestem, aby oglądali chwałę moją, którą mi dałeś, gdyż umiłowałeś mnie przed założeniem świata [Jn 17,24].

W czasach zanikania miłości rodzinnej, co zapowiedziane zostało w Biblii [np. 2Tm 3,3 stwierdza, że w czasach ostatecznych ludzie będą „bez serca” wg Biblii Gdańskiej – „bez przyrodzonej miłości”], zachodzi pilna potrzeba, aby chrześcijanie sprzeciwili się duchowi tego świata i zwrócili serca ku swoim krewnym. Ostatnie słowa Starego Testamentu zapowiadają taki wpływ łaski Bożej na lud Nowego Przymierza. Oto Ja poślę wam proroka Eliasza, zanim przyjdzie wielki i straszny dzień Pana, i zwróci serca ojców ku synom, a serca synów ku ich ojcom, abym, gdy przyjdę, nie obłożył ziemi klątwą [Ml 3,23-24].

Jak Dawid miłował Absaloma obrazując w ten sposób wielką miłość Bożą do grzeszników wierzących w  Syna Bożego, tak i my winniśmy miłować swoich krewnych. Bądźcie więc naśladowcami Boga  jako dzieci umiłowane, i chodźcie w miłości, jak i Chrystus umiłował was [Ef 5,1-2].  Nauka apostolska jasno określa nam wolę Bożą w tej sprawie. A jeśli kto o swoich, zwłaszcza o domowników nie ma starania, ten zaparł się wiary i jest gorszy od niewierzącego [1Tm 5,8]. Jak widać, nasz Pan chce, abyśmy nosili w sercu osoby bliskie nam według ciała.

W imię Boże apeluję więc: Zwróćmy serce ku swoim krewnym! Dlaczego? Bo to są ludzie, którzy mają prawo na nas liczyć. Oczywiście nie tylko w sprawach materialnych. Krewnych się nie wybiera. Skoro więc Bóg umieścił nas konkretnie w tej rodzinie i się nam objawił, to znaczy, że poprzez nas chce do naszych krewniaków przemawiać. Zwróćmy do nich swe serca, bo trzeba im głosić ewangelię, a to należy robić z miłością.

Mało tego, nasi krewni stanowią pierwszy krąg ludzi umożliwiających nam wypróbowanie naszej wiary. Domownicy i bliscy wg ciała obserwują nas na co dzień i wiedzą, jacy naprawdę jesteśmy.  Jeżeli będziemy od nich stronić, to wiele naszych mankamentów nigdy się nie ujawni. Przez całe lata będziemy w nich tkwić, przynosząc ujmę imieniu Chrystusa.

Zwróćmy serce ku swoim krewnym, bo to jest miłe w oczach Bożych!

09 stycznia, 2013

Znaleziony, czy wciąż poszukujący?

Komu Bóg naprawdę się objawił, ten zmienia się nie do poznania.  Przykazanie: Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej siły swojej [5Mo 6,5] staje się pasją i największą radością jego życia. Nawiedzony, duchowo odrodzony i pojednany z Bogiem chrześcijanin znajduje pełne zaspokojenie w relacji z Jezusem. Jego życie stabilizuje się, rozkwita i wydaje owoc.

Dlaczego więc niektórzy uważający się za chrześcijan ludzie wciąż poszukują czegoś nowego? Dlaczego fascynują się koncepcjami zrodzonymi w umysłach niewierzących i próbują szukać dla nich miejsca w Kościele?  Czemu prostolinijne naśladowanie Pana Jezusa tak szybko się im nudzi?

Biblia poucza, że wolą Bożą dla chrześcijan w doczesności jest to, abyśmy ciche i spokojne życie wiedli we wszelkiej pobożności i uczciwości [1Tm 2,2]. Jest to rzecz dobra i miła przed Bogiem, Zbawicielem naszym [1Tm 2,3]. Kto wciąż ugania się za nowinkami, kto każdej niedzieli rozgląda się za jakąś atrakcją, ten zdradza swą postawą swoisty rodzaj duchowego niespełnienia, żeby nie powiedzieć – frustracji. Jego dusza najwyraźniej jeszcze nie odpoczywa w Zbawicielu.

Jezus powiedział: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych [Mt 11,28-29]. Ludzie zrodzeni z Ducha Świętego lubią żywot cichy [1Ts 4,11]. Nie robią wokół swojej osoby niepotrzebnego zgiełku. Potrafią pozostawać niezauważeni. Rozkoszują się Panem i społecznością z Nim.

Uważajmy na ludzi duchowo niespokojnych. Nie brak dziś takich, którzy koniecznie chcą zrobić na nas wrażenie. Wzbudzić zachwyt wśród wierzących. Zasłynąć jako słudzy Boży szczególnie obdarowani, warci tego, by ich słuchać, zapraszać i wspierać materialnie. Nawet spomiędzy was samych powstaną mężowie, mówiący rzeczy przewrotne, aby uczniów pociągnąć za sobą [Dz 20,30]. Owe „gwiazdki” chrześcijańskiego firmamentu zbyt często okazują się być chmurami bez wody unoszonymi przez wiatry, drzewami jesiennymi, które nie rodzą owoców, dwakroć obumarłymi, wykorzenionymi, wściekłymi bałwanami morskimi, wyrzucającymi hańbę swoją, błąkającymi się gwiazdami [Jd 1,12-13].

Gdy wiele lat temu znalazłem Pana Jezusa Chrystusa, a ściślej mówiąc, gdy On mnie znalazł, przestałem szukać. Moje życie trafiło na właściwe tory, a w sercu pojawiło się świadectwo pokoju Bożego. A takie jest to świadectwo. że żywot wieczny dał nam Bóg, a żywot ten jest w Synu jego. Kto ma Syna, ma żywot [1Jn 5,11-12]. Mając żywot wieczny mogę spokojnie służyć Bogu, ciesząc się każdymi doczesnymi warunkami, w jakich mnie Pan umieścił.

Człowieku! Jeżeli nie potrafisz nigdzie na dłużej zagrzać miejsca, jeżeli wciąż się rozglądasz, wymyślasz i  poszukujesz,  gnany potrzebą kolejnych zmian  – to  znaczy, że jeszcze nie zostałeś znaleziony. Głodny wciąż nowych wrażeń przynajmniej bądź powściągliwszy w powoływaniu się na Ducha Świętego. On cię tak nie ciąga od miejsca do miejsca.

To nie zbór jest zły albo współmałżonek. To nie praca jest zła, ani sąsiedzi. To twoja niespokojna dusza najwyraźniej jeszcze nie spoczęła w Bogu. Wszystko zacznie być OK, gdy wreszcie znajdziesz w Jezusie ukojenie dla swojej duszy.

05 stycznia, 2013

W obliczu desantu wroga

Uroczystość otwarcia
Urzędu Pocztowego Gdańsk1
Moje myśli kieruję dziś ku uroczystości otwarcia w dniu 5 stycznia 1925 roku Urzędu Pocztowo-Telegraficznego Gdańsk 1 w Wolnym Mieście Gdańsku. Była to główna polska placówka pocztowa WMG, dysponująca bezpośrednim połączeniem telefonicznym z Polską i jedyna, obsługująca klientów indywidualnych.

Praca w Urzędzie Pocztowym Gdańsk 1 była w tamtych latach niewątpliwym zaszczytem. Polscy pocztowcy z dumą wypinający pierś podczas uroczystości otwarcia placówki w styczniu 1925 roku (patrz foto) raczej nie zdawali  sobie z tego sprawy, że za kilkanaście lat, 1 września 1939 roku ich prestiżowa pozycja zostanie poddana wielkiej próbie.

Jak wiadomo, placówka Poczty Polskiej w Gdańsku została zaatakowana przez  hitlerowców. Pocztowcy stanęli do obrony swego miejsca pracy, a zarazem jedynej, obok Westerplatte, polskiej placówki w opanowanym przez Niemców mieście. Pięćdziesięciu  z nich poniosło śmierć. Pozostałych aresztowano i osadzono w obozach koncentracyjnych.

Co byśmy dziś myśleli o tych ludziach, gdyby wówczas, z myślą o ratowaniu własnej skóry, na widok wroga pouciekali sobie w popłochu? Czy przed gmachem dawnej Poczty Polskiej w Gdańsku stałby dziś pomnik poświęcony ich pamięci? Czy bylibyśmy z nich dumni, gdyby oddali Niemcom polską placówkę bez walki?

Myśląc o tych dumnych ze swojej pozycji pracownikach Poczty Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku, przenoszę ów obraz na kręgi ludzi ewangelicznie wierzących w dzisiejszym świecie. Bywają w naszym życiu takie okoliczności, gdy rozpiera nas duma i szczęście z racji naszego wybrania i powołania. Do takich chwil można zaliczyć liczny chrzest nowo nawróconych, zawiązanie się nowego zboru, otwarcie nowej placówki misyjnej lub rocznicową uroczystość pełną kwiatów i podziękowań.

Godność członkostwa w Kościele Chrystusowym zawiera wszakże w sobie także ryzyko  rozmaitych ataków, którym  trzeba nam stawić czoła. Gdy na nasze dobre samopoczucie we wspólnocie przychodzi ciężka próba i dalszy udział w jej życiu zaczyna nam uwierać, to nie czas, aby czym prędzej z niej się ewakuować. To raczej pora wzmożonego okazywania miłości braciom i siostrom!  Gdy nadciągną nad nią ciemne chmury duchowego zwiedzenia, to czas podjęcia walki o swój zbór!

Urząd Pocztowo - Telegraficzny Gdańsk 1, którego rocznicę otwarcia dziś wspominam, zaatakowany przez wroga, okazał  się miejscem bohaterskiej obrony. Umiłowani! Zabierając się z całą gorliwością do pisania do was o naszym wspólnym zbawieniu, uznałem za konieczne napisać do was i napomnieć was, abyście podjęli walkę o wiarę, która raz na zawsze została przekazana świętym [Jd 1,3]. Juda zauważył niebezpieczeństwo i wezwał wierzących do obrony.

Wielu z nas - jak wspomniani pocztowcy - myśli dziś o sukcesie, celebruje swoje osiągnięcia i planuje dobrą przyszłość Kościoła w Polsce. Lecz trzeba nam wiedzieć, że nasze skromne szeregi ewangelicznych chrześcijan są obiektem duchowego desantu wroga.  Mam na myśli ot, chociażby zagrożenie zasygnalizowane we wczorajszym wpisie. Póki co, mało kto zauważa ten subtelny atak, lecz wkrótce wiele ukrytych zamysłów wroga zostanie ujawnionych. Niechby napotkały one na nasz zdecydowany i powszechny opór. Przeciwstawcie mu się mocni w wierze [1Pt 5,9].

Pokornie proszę Boga o wsparcie, bo mam zamiar stawiać czoła herezji i zwiedzeniu ze strony tzw. "Nowopowstającego kościoła". Problem jest tym większy, że niektórym z nas jego idee bardzo się spodobały i zdają się machać im chorągiewkami na powitanie, niczym spora grupa Gdańszczan pancernikowi "Schleswig-Holstein" w 1939 roku. Pocztowców wszakże na nabrzeżu w Nowym Porcie nie było. 

Żywię nadzieję, że wielu z nas, Bracia, chwyci za miecz Ducha, którym jest Słowo Boże [Ef 6,17] i nie oddamy naszych zborów bez walki. Amen.

03 stycznia, 2013

Czy w Polsce mamy już idee Nowopowstającego Kościoła?

Na okoliczność inauguracji w dniu wczorajszym nowej serii wykładowej "Jak wierzymy?" napisałem parę zdań o znaczeniu zdrowej nauki w życiu i służbie chrześcijanina. Znakomita większość członków dzisiejszych zborów ewangelicznych, niestety, zaniedbuje sprawę poznania doktryny. Innymi słowy, ich wiara nie ma oparcia w solidnej nauce biblijnej. W rezultacie stają się bardzo  łatwym łupem dla różnej maści zwodzicieli.

Uzupełniając więc wczorajszą zachętę do większej koncentracji na doktrynie chrześcijańskiej i teologii biblijnej, chcę dziś wskazać na jedno z takich niebezpieczeństw. Są nimi idee tzw. Nowopowstającego Kościoła [ang. The Emergent Church]. Póki co ograniczam się do propozycji obejrzenia interesującego materiału pt. Prawdziwe korzenie Nowopowstającego Kościoła - cz.1 oraz Prawdziwe korzenie Nowopowstającego Kościoła - cz.2.

Mam nadzieję, że uważne przyjrzenie się i przemyślenie przedstawionych w filmie kwestii, pomoże nam nabrać większej czujności i zabezpieczy wielu z nas przed zwiedzeniem. Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie [Kol 2,8]. Film uświadamia, że sporo wierzących na Zachodzie na tych manowcach już się znalazło.  Co stanie się z wieloma młodymi, radosnymi i gorliwymi chrześcijanami w polskich zborach ewangelicznych, jeżeli w porę nie ostrzeżemy ich przed nadciągającą ekspansją Nowopowstającego Kościoła?

A może te idee już dotarły do naszego kraju?

02 stycznia, 2013

Jak wierzymy? - czyli pytanie o doktrynę

Od dłuższego już czasu chodzę z myślą o potrzebie wykładu doktryny chrześcijańskiej. Wielu współczesnych chrześcijan nie ma w tym zakresie niezbędnej wiedzy. Owszem, wierzą w Jezusa Chrystusa, lecz gdy przychodzi co do czego, to nie za bardzo potrafią swe przekonania uzasadnić, a tym bardziej, je obronić. Niektórzy po paru latach emocjonalnej euforii tracą zainteresowanie Chrystusem i jedynie siłą rozpędu pojawiają się jeszcze w zgromadzeniu Kościoła. Inni łatwo dają się zwodzić na manowce ludzkich nauk, a jeszcze inni - niestety - zupełnie schodzą z drogi wiary.

Jestem przekonany, że główną przyczyną takiego obrotu sprawy są braki w poznaniu podstaw wiary chrześcijańskiej, czyli doktryny. Fałszywy pogląd, że chrześcijanin potrzebuje przede wszystkim pozytywnych przeżyć z Bogiem i całkowicie może się obejść bez nudnej teologii, zaczyna zbierać coraz smutniejsze żniwo. Właśnie stąd to wewnętrzne przynaglenie.

Początek roku to dobry czas, by konkretnie zabrać się do odkładanego zadania. Nie zwlekając więc już ani jednego tygodnia dłużej, rozpoczynam dzisiaj w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE nową serię wykładową pt. Jak wierzymy? Będzie to wykład doktryny chrześcijańskiej na poziomie dostępnym dla każdego chrześcijanina. Postaramy się zadbać o to, aby poszczególne wykłady były przyswajalne dla osób w różnym wieku i zrozumiałe dla każdego. Do współpracy w realizacji tego pokaźnego przedsięwzięcia zapraszać będę innych braci, ażeby wzbogacić i urozmaicić nasze wykłady.

Doktryna to inaczej nauka chrześcijańska. Teologia to nauka o Bogu. Każdy prawdziwy chrześcijanin  z natury rzeczy jest teologiem według słów: Nauka Boga jego jest w sercu jego [Ps 37,31]. O prawdziwej wierze wszak można mówić dopiero wówczas, gdy człowiek przyjmie Bożą naukę. Lecz Bogu niech będą dzięki, że wy, którzy byliście sługami grzechu, przyjęliście ze szczerego serca zarys tej nauki, której zostaliście przekazani, a uwolnieni od grzechu, staliście się sługami sprawiedliwości [Rz 6,17-18]. Nie wszystko od razu trzeba wiedzieć, ale zarys doktryny chrześcijańskiej powinien być znany każdemu z nas.

Mówiąc o doktrynie Biblia używa między innymi następujących określeń: nauka, nauka Boża, dobra nauka,  nauka zgodna z prawdziwą pobożnością, nauka Chrystusowa, prawowierna nauka, czy też zdrowa nauka. Pełnego pakietu składników prawidłowej doktryny chrześcijańskiej dostarcza nam teologia biblijna, to znaczy teologia  uwzględniająca całą treść Biblii i budująca poszczególne artykuły wiary wyłącznie na podstawie Pisma Świętego.

Nauczaniu właśnie takiej doktryny i teologii z Bożą pomocą poświęcimy najbliższe tygodnie i miesiące. Bardzo proszę wszystkich Przyjaciół o wsparcie w modlitwie.

01 stycznia, 2013

Mój sposób witania Nowego Roku

Zgodnie z powszechnym obyczajem w pierwszych minutach dzisiejszego dnia należało otworzyć butelkę szampana i w szampańskim nastroju powitać Nowy Rok.

Od lat lekceważę ten obyczaj z butelką w roli głównej. Jako chrześcijanin witam Nowy Rok stojąc przed Bogiem w modlitwie. Tak było i tej nocy. Zagłuszani nieco hukiem rozrywających się na zewnątrz petard, w gronie blisko pięćdziesięciu osób weszliśmy w Nowy Rok we wspólnej modlitwie. Cóż za wspaniałe przeżycie! W takiej chwili rozmawiać z Najwyższym!  Razem z innymi dziećmi Bożymi składać Panu naszemu, Jezusowi Chrystusowi, dziękczynienie za rok przeżyty i pokornie powierzać się Jego łasce na rok nadchodzący.

Główną rolę w moim witaniu Nowego Roku pełni modlitwa i Słowo Boże. Szczęśliwy mąż, który nie idzie za radą bezbożnych, ani nie stoi na drodze grzeszników, ani nie zasiada w gronie szyderców, lecz ma upodobanie w zakonie Pana i zakon jego rozważa dniem i nocą. Będzie on jak drzewo zasadzone nad strumieniami wód, wydające swój owoc we właściwym czasie, którego liść nie więdnie, a wszystko, co uczyni, powiedzie się. Nie tak jest z bezbożnymi! Są oni bowiem jak plewa, którą wiatr roznosi. Przeto nie ostoją się bezbożni na sądzie ani grzesznicy w zgromadzeniu sprawiedliwych. Gdyż Pan troszczy się o drogę sprawiedliwych, droga zaś bezbożnych wiedzie donikąd  [Ps 1,1-6].

Cieszę się z przywileju witania Nowego Roku w społeczności ludzi wierzących. Jest to dla mnie tak cenne przeżycie, że nie odstępowałem od tego obyczaju nawet wtedy, gdy mieliśmy małe dzieci, byłem chory lub miałem zły nastrój. Nie mam zamiaru odstępować od niego i teraz, gdy robię się stary. Odgłosy sylwestrowych wystrzałów przypomniały mi opowieść z czasów wojennych, gdy w czasie nalotów bombowych ludzie wierzący schodzili się na modlitwę. Bomby rozrywały się po lewej i prawej stronie, a oni byli bezpieczni.

Każdą chwilę ważną i przejściową chcę spędzać razem z braćmi i siostrami! To jest jedno z moich największych błogosławieństw Bożych, danych mi na ziemi: Współwyznawcy Chrystusa.  W nich mam całe upodobanie [Ps 16,3].