09 marca, 2014

Znaczmy nasz szlak grobami pożądania!

Polska to miejsce wielu bitew i frontów wojennych. Podróżując po kraju wciąż napotykamy na rozmaite groby żołnierzy, którzy w dawnych latach polegli na naszej ziemi. Każdy szlak bojowy jest naznaczony pomnikami i grobami! Chociaż aktualnie mamy lata tzw. pokoju, to jednak w sferze niematerialnej wciąż toczy się wielka, zacięta wojna duchowa. Zbór znajduje się na szlaku bojowym. Czym jest naznaczony ten szlak? Są na nim pomniki zwycięstwa?  Są jakieś groby? Dzisiejsze poselstwo brzmi: Znaczmy nasz szlak grobami pożądania!

Przenieśmy się najpierw do czasów, gdy Izrael opuszczał Egipt po latach niewoli. Synowie izraelscy wyruszyli z Ramses do Sukkot w liczbie około sześciuset tysięcy mężów pieszych oprócz dzieci. A szło z nimi także mnóstwo obcego ludu i trzody, i bydła, bardzo liczny dobytek [2Mo 12,37-38]. Słowo Boże wskazuje, że wśród wychodzących na wolność Izraelitów znaleźli się też ludzie innej narodowości. Jak do tego doszło?

Władza w Egipcie po przejściu anioła śmierci przestała panować nad sytuacją i owej nocy można było zrealizować każdy pomysł. Pobudki tych ludzi mogły być bardzo różne. Niektórzy w przyłączeniu się do Izraelitów najwidoczniej zobaczyli dla siebie jakąś szansę. Może byli dobrymi ich znajomymi i chcieli dzielić z nimi losy życiowe. Wielu z pewnością pociągało niezwykłe działanie Boga Izraela. Ktoś chciał poczuć smak nowej przygody, a jeszcze inni po prostu odczuwali niezadowolenie z dotychczasowego życia i chcieli jakiejś zmiany. W każdym bądź razie wraz z Izraelitami wyszło z Egiptu także mnóstwo obcego ludu.

Izraelici być może nawet ucieszyli się z tej kompanii. Razem raźniej było iść w nieznane. Obecność obcoplemieńców podkręcała poczucie euforii i zdawała się potwierdzać słuszność ich drogi. Skoro tak wielu ludzi poszło z nami, to wszystko na pewno się uda! - być może myśleli. Czy aby na pewno? Jaką rolę faktycznie odegrali ci ludzie w wędrówce Izraelitów po pustyni? Oto jeden z przykładów obnażających prawdę o przydatności obcego ludu dla Izraelitów wędrujących ku Ziemi Obiecanej.

Motłoch [konwertytów z Micrajim] pośród nich, [którzy opuścili swój kraj razem z żydowskim narodem], ogarnęła gwałtowna pożądliwość. Synowie Jisraela też zostali nią owładnięci i zaczęli płakać [wraz z nimi]. I mówili: kto nam da mięsa do jedzenia? pamiętamy ryby, które jedliśmy w Micrajim za darmo, ogórki, melony, pory, cebule i czosnek. A teraz usychają nasze dusze, bo nie ma niczego oprócz manny przed naszymi oczami [4Mo 11,4-6  w przekładzie: TORA, Pardes Lauder, Księga Czwarta, BEMIDBAR].

Motłoch konwertytów z Micrajimchodzi tu o wielką zbieraninę różnych ludów, które przyłączyły się do Jisraela w czasie jego wyjścia z Micrajim – objaśnia komentarz do tekstu. Od tych ludzi się zaczęło. Najpierw ich ogarnęła gwałtowna pożądliwość, co niestety, nie pozostało bez echa. Swoją postawą zaczęli zarażać synów Izraela, tak że wkrótce narzekał już i lud Boży.

Kogo tacy ludzie mogą dziś ilustrować? W sensie duchowym obrazują oni ludzi nieodrodzonych z Ducha Świętego, którzy przyłączyli się do zboru i zostali przyjęci, pomimo tego, że w głębi duszy nie są dziećmi Bożymi.

A z jakich pobudek nieodrodzeni duchowo ludzie trafiają do zboru i przez pewien czas w nim pozostają? Czasem są to po prostu znajomi lub krewni osób, które świeżo nawróciły się do Boga. W wyniku ich entuzjastycznej namowy także zaczynają brać udział w życiu zboru. Innych przyciąga ciekawość. Chcą poznać nieznaną im wcześniej pobożność. Jeszcze inni pojawiają się w zborze napędzani niezadowoleniem. Rozczarowani swoim kościołem szukają miejsca, które spełniłoby ich oczekiwania. Są i tacy, którym spodobał się w zborze bogaty program dla dzieci, muzyka, dobry mówca, dbałość o rekreację albo częste 'żarełko'. I co? Wydaje się, że idą w tę samą, co lud Boży, stronę, lecz w środku nie są prawdziwymi chrześcijanami.

Członkowie zboru w swej prostolinijności bardzo entuzjastycznie witają duchowych  "obcoplemieńców"  w swoim gronie. Wreszcie w naszym zborze zrobiło się gwarniej - myślą i cieszą się, że tak różne osoby zaczęły zaglądać do nich w niedzielę. Mało kto pyta o prawdziwość ich nawrócenia. Skoro dołączył do nas nawet ten znany polityk albo przedsiębiorca, skoro są z nami artyści, naukowcy i ci bogaci, to na pewno wszystko jest z nami dobrze i osiągniemy nasz cel. Słowo Boże odkrywa dziś przed nami, że nieodrodzeni ludzie mogą mocno pokrzyżować losy zboru.

Na czym polega niebezpieczeństwo złego wpływu takich osób na zbór? Pozwólmy jeszcze raz przemówić żydowskiemu komentatorowi:  Ludzie ci byli tak bardzo owładnięci przez świat materialny, że ich myśli dotyczyły wyłącznie fizycznych przyjemności. Dlatego było tylko kwestią czasu, kiedy zaczną narzekać na jedzenie, jakie spożywali na pustyni. Niestety, kto w głębi swojej duszy miłuje pieniądze, jest hedonistą, kto wciąż ma na uwadze sprawy materialne  i wygody życia, ten wcześniej czy później przestanie być zadowolony z drogi wiary, którą kroczy zbór. Mało tego. Zacznie wywierać zgubny wpływ na członków zboru, którzy wcześniej byli radośni i zadowoleni. Także i synowie izraelscy zaczęli na nowo biadać... [4Mo 11,4].

Jak Bóg podszedł do nabrzmiałej sprawy narzekania w szeregach ludu Bożego na brak mięsa? Owszem, zaspokoił ich natarczywe pragnienie, ale zbór bardzo stracił z tego powodu w oczach Bożych. Wkrótce nadleciało nad obóz i opadło na ziemię mnóstwo przepiórek. Wszyscy mogli najeść się tyle mięsa, że aż im nosem wyłaziło. Mięso było jeszcze pomiędzy ich zębami, nie pogryzione, gdy gniew Boga zapłonął przeciwko ludowi i Bóg uderzył lud bardzo srogą plagą. [Mosze] nazwał to miejsce Kiwrot Hataawa, [co znaczy „Groby Pożądania”], bo tam pogrzebano ludzi pożądliwych [4Mo 11,34]. Miejsce w którym ci ludzie umarli z woli Nieba, nazwane jest Kiwrot Hataawa – co oznacza „Groby Pożądania”.  Nie zostało ono nazwane „Grobami tych, którzy pożądali”, kiedy  bowiem ludzie ci zostali pogrzebani, ich zachłanne pożądania zostały pogrzebane razem z nimi - czytamy w komentarzu.

Czego ta historia  uczy nas, chrześcijan? Po pierwsze, stanowi przestrogę przed złym wpływem ludzi nieodrodzonych duchowo. Takie osoby były, są i będą wśród nas. Mówił o tym Jezus w podobieństwie o pszenicy i kąkolu. Nie można ich siłą usuwać z szeregów zborowych, co nie znaczy, że nie należy ich demaskować i strzec się ich wpływu. Trwając w społeczności z Duchem Świętym jesteśmy w stanie  rozpoznać, kto żyje według Ducha, a kto według ciała. Bo ci, którzy żyją według ciała, myślą o tym, co cielesne; ci zaś, którzy żyją według Ducha, o tym, co duchowe [Rz 8,5]. Jeżeli ktoś ciągle ma na ustach sprawy materialne, jeżeli nie podejmuje w rozmowie tematów duchowych, to znaczy, że żyje według ciała. Nie narodził się na nowo. Kogoś takiego, oczywiście, nie należy odrzucać, ale też nie można mu pozwolić, aby swoim cielesnym usposobieniem zarażał innych. Mówiąc krótko, należy się wystrzegać ludzi żyjących według ciała i nie ulegać ich sposobowi myślenia.

Po drugie, póki czas, trzeba nam umartwiać to, co w nas jest ziemskiego! Należy sprawdzić siebie samych, czy trwamy w wierze? Czy przypadkiem nie owładnęły nas i nie rządzą nami żądze cielesne i ludzkie racje bytu? Umartwiajcie tedy to, co w waszych członkach jest ziemskiego: wszeteczeństwo, nieczystość, namiętność, złą pożądliwość i chciwość, która jest bałwochwalstwem, z powodu których przychodzi gniew Boży [Kol 3,5-6].

Szlak wędrówki Izraela do Ziemi Obiecanej został naznaczony licznymi grobami. O czym te groby świadczyły? Że ucichło narzekanie. Że poniósł śmierć bunt. Że pogrzebana została niewiara. Że umarła pożądliwość. Podobnie duchowy szlak zboru powinien być naznaczony grobami. Gdy w zborze obecny jest Duch Święty, to bez takich grobów się nie obejdzie!

Znaczmy nasz szlak grobami pożądania! Demaskując fałszywych i cielesnych chrześcijan, jak to zrobiono w pierwszym zborze np. w odniesieniu do Ananiasza i Safiry. Ale także biorąc codziennie swój krzyż  i umartwiając pożądanie w sobie! Niech na naszym szlaku będzie wiele takich grobów. Niech każdy będzie mógł powtórzyć za apostołem: Z Chrystusem jestem ukrzyżowany, żyje więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus! [Ga 2,20].

6 komentarzy:

  1. Ciekawe przemyślenia!
    Można by nawet pójść o krok dalej i przypomnieć, że w Ewangelii według Jana manna z nieba została uznana za zapowiedź nadejścia Jezusa Chrystusa (Ew.Jana 6:30-58). Jak więc dzisiaj zachowują się "cieleśni"? Wydaje mi się, że są znudzeni tym, że w kościele wszystko jest oparte tylko na Jezusie Chrystusie i namawiają innych, żeby coś tutaj dodać, pozmieniać, ulepszyć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Po wnikliwym przestudiowaniu interesującego wpisu postanawiam powtórzyć i rozwinąć komentarz, który umieściłem w innym poście na tym blogu.
    Ostatnio interesuje mnie - tak jakoś - przypowieść Pana Jezusa, zapisana w Mt 13, 24 - 30. Znajduję w niej cenne pouczenie dla siebie i nie tylko.
    Między innymi wynika z tych słów, że skutki działalności Boga i skutki działalności jego wroga są często podobne (pszenicy nie da się na pewnym etapie rozwoju odróżnić od "kąkolu" - życicy) i do tego nierozdzielne - wyrwanie kąkolu może spowodować wyrwanie pszenicy. Wniosek - do kwestii oceny pewnych zjawisk należy podchodzić ostrożnie. Są ludzie niereprezentujący Boga, którzy swoją postawą sprawiają wrażenie, jakby czynili Boże dzieło. Znam też człowieka, który wciąż żyje na bakier z prawem Bożym i ludzkim, mimo tego przyznaje się otwarcie do Boga i udało mu się innych przyprowadzić do Boga. Ostateczna ocena nastąpi u kresu dziejów w oparciu o owoce.
    Dlatego osobiście nie popieram "demaskowania postaw", ponieważ człowiek nie jest wszechwiedzący i życie jego kolegi czy współczłonka ze Zboru stanowi w pewnym sensie zagadkę. Nie mam nic przeciwko zachęcaniu do porzucenia jawnych grzechów, które się przytrafiają niektórym (ktoś kogoś oplotkował, oszukał, popił,) oraz ostrzeganiu ( z zachowaniem taktu i delikatności) przed możliwym upadkiem w grzech (np. ostrzeganie przed możliwym cudzołóstwem żonatego znajomego, który lubi "chodzić na kawę" z koleżankami z pracy)
    Jednakże co do ludzkich postaw zalecam ostrożność. Za mało mówi od Bogu? Za dużo o pieniądzach? Nie zintegrował się zbyt intensywnie ze Zborem? Przepracowany? "Naprawdę" nawrócony? Nie nam o tym wyrokować.
    Zauważam w obecnym Kościele dziwny trend: rozwój mediów i nieograniczone możliwości komunikacji to wspaniały dar dla Kościoła XXI wieku. Nie musze uzasadniać, dlaczego tak jest. Ale ma też negatywne skutki: ludzie nadmiernie interesują się innymi ludźmi. Ulubione tematy to nawróceni celebryci, działalność chrześcijańskich liderów ze szczególnym naciskiem na krytykę, Frankowe gesty itp. To samo działa na poziomie Zboru: płynność wypowiedzi kaznodziejów, decyzje prezbiterów pastorów, prawdziwość nawrócenia katechumenów. I wiele innych.
    Niektórzy chrześcijanie zapomnieli, że dobrze jest koncentrować się na naprawie własnych dróg i służbie dla Boga, a nie ocenie postaw innych.
    Nie zamierzam tymi słowy krytykować Autora wpisu. Dyskusja o wpływie innych ludzi również jest konieczna. Ale według mojej obserwacji często absorbuje zbyt wiele ludzkich sił, możliwości i czasu. Zachęcam chrześcijan do skupienia myśli na własnej postawie i jej - często niezbędnych - korektach oraz utrzymaniu pozytywnych relacji z innymi. nimrod/małpa/interia.pl www.facebook.com/nimrod72 - chętnie podyskutuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że trochę cię rozumiem. Łatwo jest coś ocenić w internecie na podstawie strzępów informacji..., trudniej odnieść się do sprawy obiektywnie, po dokładnym zbadaniu. Ja wiem, że mi się często zdarza zbyt łatwo coś ocenić, więc chyba widzę u siebie to, przed czym nas ostrzegasz.
      Ja osobiście nie postrzegam wpisu, takiego jak ten, jako próby oczernienia kogokolwiek. Autor nie wskazuje na konkretne osoby, raczej ogólnie ostrzega. Ja należę do tej mniejszości chrześcijan, co całe życie wiedzieli, że Bóg ich kocha, ale i tak robili, co chcieli, więc mnie nic tak nie przekonuje do zmiany życia jak konkretne napominanie (zdecydowanie bardziej niż samo zachęcanie). Dlatego dla mnie taki wpis jest bardzo cenny, chociaż wiem, że wielu (do których szczególnie przemawia okazywanie miłości poprzez zachęcanie) może on zniechęcić, bo zrozumieją go odwrotnie niż ja.
      Co do przywołanej przypowieści z Mat.13:24-30, to też ją tak rozumiem..., ale nie jest to całe nauczanie Jezusa. Sam Jezus także kazał np. oceniać po owocach (Mat.7:15-27) i sądzić sprawiedliwie (Jana 7:21-24). Z resztą sami apostołowie zapisali w swoich listach mnóstwo praktycznych zaleceń, które nie dotyczą jawnych grzechów, ale są pewnym ostrzeżeniem przed czymś podejrzanym, co obecnie jest niewidoczne, ale w końcu w pełni się ujawni (np. listy do Tymoteusza, o czym pisał Paweł w 1.Tym.5:24-25).
      Z drugiej strony: czy podejrzewanie, że każdy kto publicznie napomina ma problem z osądzaniem najpierw samego siebie, nie jest przypadkiem także przykładem obłudnego sądzenia z pozoru?
      Ja mam z tym problem (i nie tylko z tym), dlatego lubię, jak mnie ktoś napomina, tak jak Ty w powyższym komentarzu. Próbowałem napisać to ciebie podobnie zachęcająco, ale mi się to nie udaje, więc od razu przepraszam, jeśli Cię zniechęciłem. Brak umiejętności mądrego zachęcania to także moja wielka słabość.

      Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za mądry komentarz!
      Mateuszek

      Usuń
  3. Do zboru przychodzą różni ludzie: odrodzeni i jeszcze nie nawróceni, a wszyscy wywierają jakiś wpływ na innych, dlatego - tak uważam - wielką odpowiedzialnością dojrzałych wierzących jest rozróżniać "duchowy status" dochodzących, a to nie w tym celu, by dokonywać sądów (jak to wiele osób z oburzeniem nazywa), ale by uchronić społeczność od zepsucia. Wiemy, że odrobina "kwasu" zakwasza całe ciało. Nie wolno do tego dopuszczać, przymykając oko na pozornie błahe błędy. Świat wdziera się do zborów wieloma sposobami, więc oczy odpowiedzialnych powinny być szeroko otwarte na to, co wchodzi do środka.
    W przypowieści o pszenicy i kąkolu obrazem roli jest NIE KOŚCIÓŁ, a ŚWIAT! Wierzący muszą rozsądzać to, co należy do życia zboru, aby zachowane było prawo Boże, a na świecie niech sobie panuje humanizm z jego prawami, czyli nie Bóg, a człowiek i współczesne, postępowe myśli, inaczej mówiąc po prostu bezprawie (w Bożych oczach).
    Słowo Boże jest ostre, może i potrafi rozdzielić światło od ciemności, prawdę od fałszu a skoro Pan dał Swojego Ducha tym, którzy są Mu posłuszni, dlatego chce Swoich i w tym prowadzić, by nie popełnili pomyłki. Dał również swoje dary... po prostu w pełni wyposażył Kościół do rozmaitych posług.

    Dobry artykuł - słowa twardo osadzone na Bożym fundamencie. Serdecznie pozdrawiam autora i życzę odwagi i nieustępliwości w głoszeniu Prawdy w Bożej miłości.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze raz pozwolę sobie zabrać tutaj głos.
    Moje duchowe doświadczenie obejmuje również przynależność do Zboru, który swoją duchową tożsamość oparł na "demaskowaniu", piętnowaniu, atakowaniu, łajaniu tego co ''światowe" i tego, co można uznać za "światowe" przy odrobinie dobrej (lub złej) woli. Zdaniem niektórych moich "mistrzów duchowych" człowiek powinien sam doprowadzić się do takiego stanu, żeby dla reszty świata był głupi, śmieszny, w ogóle powinien być pogardzany. Wtedy jest "prawdziwym wierzącym". Dla członków tego Zboru członek działających w Polsce kongregacji zielonoświątkowych był "taki sam, jak ten świat", niezależnie od stanu jego wiary i sumienia. Dodam, że ten Zbór nie jest ewenementem, takich jest więcej. A filozofia tego typu snuje się w ewangelikalnym środowisku polskim. Z tego właśnie powodu dla wielu moich braci i sióstr to osoby mocno przewrażliwione. Rozumiem, sam przez to przechodzę i też nad wieloma rzeczami się zastanawiam. Dlatego jeszcze jedno słowo rozwagi dla wszystkich, którzy popierają "demaskowanie" potencjalnie fałszywych nauk i rzekomo niewłaściwych zachowań:
    Mężowie izraelscy, rozważcie dobrze, co z tymi ludźmi chcecie uczynić. W Radzie Najwyższej powstał jednak pewien faryzeusz, imieniem Gamaliel, nauczyciel zakonu, którego cały lud poważał, polecił usunąć na chwilę apostołów. I rzekł: Mężowie izraelscy, rozważcie dobrze, co z tymi ludźmi chcecie uczynić. Albowiem nie tak dawno wystąpił Teudas, podając siebie za nie byle kogo, do którego przyłączyło się około czterystu mężów; gdy on został zabity, wszyscy, którzy do niego przystali, rozproszyli się i zniknęli. Albowiem nie tak dawno wystąpił Teudas, podając siebie za nie byle kogo, do którego przyłączyło się około czterystu mężów; gdy on został zabity, wszyscy, którzy do niego przystali, rozproszyli się i zniknęli. Toteż teraz, co się tyczy tej sprawy, powiadam wam: Odstąpcie od tych ludzi i zaniechajcie ich; jeśli bowiem to postanowienie albo ta sprawa jest z ludzi, wniwecz się obróci; jeśli jednak jest z Boga, nie zdołacie ich zniszczyć, a przy tym mogłoby się okazać, że walczycie z Bogiem. (Dz 5, 33 - 39)
    Czy w świetle powyższego cytatu nie dobrze jest trochę odczekać, a dopiero później dokonać oceny pewnych zjawisk? Może ocena nie będzie w ogóle potrzebna, po sprawa "spadnie z wokandy". Nie popieram np. ewangelii prosperity, ale czy próbował ktoś zastanowić się, ile osób zainteresowało się Panem Jezusem, i w następstwie tego nawróciło się wskutek entuzjastycznego głoszenia Słowa przez liderów popierających ten trend? Powtarza się natomiast wyolbrzymione historie o tych, którym coś tam naobiecywano, co się nie spełniło, no i ten ktoś odpadł i nie wrócił.
    Porównanie ze świata techniki. XIX wieczni chrześcijanie bali się elektryczności. W ich mniemaniu to jakiś diabeł leciał po drucie i świecił w żarówkach. Obecnie istnieje masa ludzi ogarniętych psychozą strachu w odniesieniu do kart zbliżeniowych. Jakoś nie słychać o próbach włamania się przez odpowiednio sfabrykowany terminal np. w autobusie , a masa ludzi się takiej możliwości boi i dlatego nie korzysta z tej wygodnej formy zapłaty, bez gorączkowego szukania reszty. Podobnie chrześcijanie: ktoś bardziej entuzjastycznie powie kazanie, głośniej się pomodli, wykona nieco dziwny gest. Znajdzie zwolenników, znajdzie "Berejczyków", którzy będą chcieli to zjawisko poddać pod zdrową rozwagę. Znajdzie wielu (jeżeli nie większość) takich, którzy poddadzą się pod wpływ lęku. Bo u nas tak nie było.
    nimrod/małpa/interia.pl www.facebook.com/nimrod72 - chętnie podyskutuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że po prostu mamy zupełnie inne doświadczenia - tym bardziej twoje komentarze są dla mnie cenne. Ja do tej pory spotkałem się z niedoborem napominania, a takie przegięcia, o których piszesz, znam tylko z opowieści.

      Z naszej dotychczasowej rozmowy można wywnioskować, że we wszystkim trzeba mieć umiar. Te dziwne nauki, o których pisałeś są tylko pewnym wypaczeniem Biblijnej nauki o napominaniu i oddzieleniu od świata, a nie jej prawdziwym obliczem. Głupotą byłoby uznać komunizm za idealny ustrój tylko dlatego, że doświadczyło się problemów kapitalizmu.

      Mi się wydaje, że i twoje, zachęcające podejście, i moje napominające, w odpowiednich sytuacjach mogą być konieczne. Jedno bez drugiego nie może istnieć, bo będziemy mieć albo sytuację kościoła w Galacji (legalizm i powrót do zakonu), albo kościoła w Koryncie (liberalizm i zrównanie się z grzechami pogan).

      Pozdrawiam
      Mateuszek

      Usuń