Przeżyłem dziś niecodzienne chwile. Towarzyszyłem zaprzyjaźnionemu małżeństwu w pogrzebie ich synka, który urodził się martwy. Opis całej scenerii można by zawrzeć w kilku słowach: Mama i Tata. Biała trumienka. Krzyż. Tabliczka z jedną tylko datą. Słowo Boże i modlitwa. I to wszystko? Nie. To jedynie pojedyncze klatki zarejestrowanego przez mózg filmu.
Nawet nie próbuję opisywać tego, co kryło się w smutnych oczach Mamy. Nie będę snuł domysłów, co sobie myślał milczący Tata. Nie jestem w stanie pozbierać nawet własnych myśli, ani wyrazić empatii schowanej za słowami prozaicznej rozmowy o tym i o tamtym. Brak mi słów. Może - po prostu - wystarczy, że byłem tam z Nimi?
Teraz, gdy siedzę już w moim gabinecie, ciśnie mi się do głowy tylko jeden fragment z Biblii. Słowa z Księgi Hioba, w bólu żałującego, że się urodził żywy. Albo dlaczego nie zostałem pogrzebany niczym płód poroniony, niczym niemowlęta, które nie cieszyły się światłem dnia? Byłbym tam, gdzie bezbożni zaprzestają swoich szaleństw, gdzie odpoczywają zmęczeni, bez sił, gdzie więźniowie leżą obok siebie, nie dochodzi do nich strażniczy krzyk, gdzie mali i wielcy są już razem - i niewolnik już wolny od pana [Jb 3,16-19]. Kapitalne objawienie: Wprawdzie rodzice są zasmuceni, ale akurat to ich dziecko Wszechmogący na dobre i na zawsze zachował od złego!
W świetle Biblii sporo rzeczy wygląda inaczej, aniżeli zazwyczaj się je postrzega. Jedno jest oczywiste. Synka moich Przyjaciół nie dotknie żadna przykrość, jakich tu wiele. Pan Jezus od razu zabrał go do Siebie, do takich bowiem należy Królestwo Boże [Mk 10,14]. Taką mamy pewność.
Niemowlętom, które nie cieszyły się tutaj światłem dnia, nie grożą też ciemności tutejszej nocy. Cieszą się światłością o wiele lepszą, a nocy tam nie ma! Oświetla je chwała Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz