"Zbliżała się kolejna rocznica moich Urodzin. Urodziłem się konkretnego dnia, ale rodzice zarejestrowali ten fakt w urzędzie dopiero po kilku miesiącach. Do tego urzędniczka pomyliła dzień mojego przyjścia na świat, zamieniając szóstkę na dziewiątkę. Oficjalna data moich Urodzin nie całkiem pokrywa się więc z rzeczywistością, co jednak nie zmienia faktu, że się urodziłem i żyję.
Moi krewni i znajomi zaczęli się kłócić. Niektórzy skupili się na ustalaniu, kiedy dokładnie i o której godzinie się urodziłem. Część moich 'przyjaciół' uznała, że z moich Urodzin nie należy robić żadnego święta. Sporo z nich zgłosiło chęć przyjazdu na moje Urodziny, ale nie okazali przy tym żadnego zainteresowania, jak ja widziałbym to wspólne świętowanie. Jeszcze innym wszystko było całkiem obojętne. I tak jest co roku... Czy mam prawdziwych przyjaciół? Czy jestem dla kogoś z nich potrzebny i ważny?"
Sądziłem, że ta parabola dla wszystkich okaże się zrozumiała. Starałem się, aby była na tyle wymowna, żeby można było w lot uchwycić, o co w niej chodzi. A tymczasem ludzie zaczęli składać mi życzenia urodzinowe, pocieszać mnie, współczuć problemów z datą urodzin itp. Najwidoczniej słabo się spisałem z próby napisania przypowieści o świętowaniu Narodzin Pana Jezusa. Tylko dwie osoby w komentarzach dały znać, że zrozumiały mój tekst. Mam nadzieję, że wśród kilkudziesięciu pozostałych reakcji, przynajmniej niektóre wzięły się z uważnego przeczytania mojego wpisu.
Obserwując, jak pod moim wpisem pojawiają się kolejne życzenia i miłe słowa do mnie adresowane, po niespełna czterdziestu minutach czym prędzej usunąłem moją 'przypowieść' z Facebooka. Autorami tych wpisów byli kochani ludzie. Lubię ich i cenię. Nie chciałem ich kompromitacji. Nie zrobiłem sobie żadnego "printscreenu" z tych komentarzy. Niestety, ale świadczyły o powierzchowności wielu miłych dla mnie osób. Nie chcę tego utrwalać ani pamiętać. Mój tekst bez żadnych konsekwencji można było w ogóle pominąć, potraktować go powierzchownie albo zrozumieć opacznie. Lecz co, jeśli tak ktoś podchodzi do Pisma Świętego?
Eksperyment z przypowieścią o Urodzinach nie poszedł jednak na marne. Sporo mi powiedział o potrzebie głębszego wnikania w odczytywany tekst. Ktoś, kto mnie bliżej zna, ten wie, że nie napisałbym czegoś takiego o sobie, tym bardziej, nie umieściłbym przy tym baloników z napisem "Happy Birthday" dla samego siebie. A co ja mówię i piszę o Jezusie? Czy znam Go na tyle dobrze, aby zawsze postąpić zgodnie z Jego myślą?
Trzeba mi uważniej czytać Słowo Boże. Głębiej rozsądzać słowa Jezusa Chrystusa. Powinienem unikać pochopnych sądów i reakcji. Upewniać się, że należycie czczę mojego Zbawiciela i Pana. Nie chciałbym przecież w żadnym razie zasmucić Jezusa. Chcę, aby moje słowa i czyny sprawiały Panu Jezusowi przyjemność. Pragnę tak pisać i mówić, aby bez żadnych wątpliwości było jasne, że kocham Jezusa i moim zachowaniem zawsze staram się wywyższyć Go oraz przynieść Mu chlubę.
A ty? Czy przypadkiem nie zasmucasz Boga swoimi 'śmiałymi' opiniami o niepotrzebnym świętowaniu Narodzin Jezusa w Betlejem? Czy krytykując świętowanie rocznicy Jego Pierwszego Przyjścia na świat nie tracisz Jego serca, by zechciał cię zabrać do Siebie w czasie Jego Powtórnego Przyjścia?
Pomyśl o tym, proszę, zanim znowu coś napiszesz w stylu, że to nie ta data, że to pogaństwo itd. Przybliż się raczej do Jezusa i wsłuchując się w głos Ducha Świętego zdobądź się w tych dniach na coś, co sprawi Mu przyjemność, a nie przykrość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz