Co już wiemy? To, że trzeba uwierzyć w Pana Jezusa. Po drugie, że musimy narodzić się na nowo. I po trzecie, że powinniśmy się opamiętać. To już wyraźnie zobaczyliśmy w Biblii we wcześniejszych wpisach. Czas przedstawić kolejny krok ratunkowy. Chodzi w nim o szczególny aspekt zbawienia.
Każdy grzesznik żyje w określonym środowisku i jest otoczony większym lub mniejszym kręgiem ludzi. Z chwilą nowego narodzenia następują w nas wielkie zmiany wewnętrzne i odczuwamy potrzebę aby odtąd zgodnie z nimi funkcjonować, aby pozostały czas doczesnego życia poświęcić już nie ludzkim pożądliwościom, lecz woli Bożej [1Pt 4,2]. Tymczasem nasi krewni, przyjaciele i znajomi wciąż będą traktować nas, jak wcześniej. Będą zapraszać nas na rozmaite imprezy, proponować wspólne przedsięwzięcia i wyjazdy; jednym słowem będą oczekiwać, że dalej będziemy żyć z nimi po staremu. Trzeba im czym prędzej opowiedzieć o naszym nawróceniu. Niestety, wielu zignoruje nasze świadectwo, uznając je za jakąś naszą chwilową fascynację, zwłaszcza, że w społeczeństwie co jakiś czas wraca moda na bycie religijnym. Potrzebny jest silny i obiektywny dowód, że wzięliśmy rozbrat z dotychczasowym stylem życia. Innymi słowy, trzeba urządzić symboliczny pogrzeb naszej przeszłości i poinformować o tym wszystkich naszych znajomych.
Chrzest jest właśnie takim pogrzebem. Dopóki ludzie na osiedlu lub we wsi nie zobaczą naszej klepsydry pogrzebowej, to nawet jeśli od jakiegoś czasu nie pojawiamy się na ulicy, mogą sobie myśleć, że - co najwyżej - chwilowo jesteśmy nieobecni, bo np. wyjechaliśmy albo chorujemy. Trzymają nas jednak w swoich kontaktach i wciąż biorą pod uwagę. Dopiero gdy dowiedzą się o naszym pogrzebie, przyjmują do wiadomości, że już więcej nie będziemy z nimi robić tego, co wcześniej, bo po prostu umarliśmy.
Symbolikę chrztu wodnego najdobitniej wyjaśnia następujący fragment Pisma: Czy nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? A zatem za sprawą chrztu zostaliśmy pogrzebani wraz z Nim w śmierć, abyśmy wzorem Chrystusa, który został wzbudzony z martwych przez chwałę Ojca, my również prowadzili nowe życie. Bo jeśli jesteśmy złączeni z Nim w podobieństwie Jego śmierci, tym bardziej będziemy - w zmartwychwstaniu, wiedząc, że nasz stary człowiek został razem z Nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało zniszczone i abyśmy już dłużej nie byli zniewoleni przez grzech [Rz 6, 3-6].
Pogrzebałem stary świat. Wynurzyłem się, by żyć z Jezusem. Nowe życie teraz mam. Alleluja! Chwała Ci, chwała Ci, Panie mój! - śpiewa Roland Urantówka w refrenie swojej piosenki, którą i my chętnie śpiewamy wychodząc z wody chrztu. Gdy ludzie się o tym dowiadują, natychmiast zaczynają to uwzględniać w kontaktach z nami. Tym samym jesteśmy zbawieni od większości ich grzesznych propozycji. Już wiedzą, że nie ma co nam oferować czegoś wątpliwego moralnie lub etycznie. Jak niegdyś wody potopu poniosły ukrytego w arce Noego ku nowemu życiu, oddzielając go od tonących bezbożników, tak chrzest wodny zbawia nas od świata, redukując jego wpływy i oddzielając nas od niego. Odpowiednikiem tej wody jest chrzest, który teraz was zbawia. Nie jest on obmyciem brudu ciała, lecz wyrażonym Bogu pragnieniem dobrego sumienia, odwołującym się do zmartwychwstania Jezusa Chrystusa [1Pt 3,21].
Dopóki człowiek nie zostanie pochowany, wciąż można o nim myśleć z nadzieją, że jeszcze ożyje. Pogrzeb definitywnie zamyka wieko trumny. Jeżeli rzeczywiście narodziliśmy się na nowo, to nie zostawiamy sobie żadnej furtki powrotu do świata. Całe dalsze życie kładziemy już na jedną szalę. W wodzie chrztu symbolicznie pozostawiamy swoją grzeszną przeszłość i jednocześnie wynurzamy się z niej do nowego życia. Jezus powiedział: Kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony [Mk 16,16].
Wraz z chrztem zaczynają się nam jednak rozmaite życiowe schody. Większość naszych przyjaciół i znajomych, którzy wcześniej nawet gotowi byli tolerować fakt, że czytamy Biblię i chodzimy do jakiegoś innego kościoła, teraz będą nas wyśmiewać, a nawet prześladować. Nikt o własnych silach nie jest w stanie tego przetrwać. Potrzebujemy nadzwyczajnego wsparcia. Pragnę napisać o tym jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz