Dziś ostatni temat z dziesięciopunktowej listy spraw, wymienionych w wizji rozwoju Kościoła i przedstawionych do dyskusji przez przywódców mojej wspólnoty kościelnej.
Sprawa pieniędzy w Kościele, podobnie jak w innych sektorach życia społecznego, budzi emocje. Im bardziej ktoś chce unikać tego tematu, tym bardziej się on nasuwa. Dobrze więc, że możemy rozmawiać także o finansach. Wymiana poglądów w tych kwestiach pomoże nieco odczarować i tę sferę naszego życia wspólnotowego.
Wiadomo, że każdy zbór ma do dyspozycji tylko to, co jego członkowie i przyjaciele dobrowolnie wpłacą do kasy zboru. Uważam, że nie można wiernym narzucać żadnego obowiązku w tym względzie. Nawet przy zbiórce organizowanej w obliczu pilnej potrzeby zborów Judei, apostoł Paweł trzymał się zasady dobrowolności: Każdy, tak jak sobie postanowił w sercu, nie z żalem albo z przymusu; gdyż ochotnego dawcę Bóg miłuje [2Ko 9,7].
Zazwyczaj tylko część członków wspólnoty wspiera swój zbór finansowo. Są to ci, którzy czytając Słowo Boże zrozumieli, że jest to część ich codziennej odpowiedzialności wynikającej z wiary w Boga i z przynależności do zboru. Pozostali z jakiegoś powodu tego nie robią; albo jeszcze do tego nie dojrzeli, albo świadomie nie wspierają zboru materialnie, ponieważ np. nie podoba im się to, co w ich zborze ma miejsce.
Czy w tej sytuacji starsi zboru mają prawo żądać od takich ludzi pieniędzy na zbór? Oczywiście, że nie. Przecież w Kościele wszystko robimy dobrowolnie. Właśnie dlatego – pomijając sytuacje wyjątkowe, gdy trzeba zrobić jakiś poważny krok wiary – normalnie i na co dzień wydatki zboru dostosowuje się do jego aktualnych możliwości finansowych. Gdy nie ma pieniędzy, to trzeba zaczekać lub pokornie zrezygnować z wcześniejszych planów.
Jeżeli więc byśmy uznali, że poszczególne zbory danej wspólnoty kościelnej są jakby zborem zborów, to i tu należałoby się spodziewać podobnej praktyki. Skoro poszczególne zbory są autonomiczne, to chyba nie powinno być mowy o narzucaniu im obowiązku comiesięcznego przekazywania do kasy ogólnokościelnej odgórnie ustalonej kwoty.
Można i należy pokazywać zborom wzniosłe cele. Trzeba zachęcać je do współudziału w tych celach, ale nie można stosować żadnego nacisku finansowego w tym względzie. Mówi się, że zbór dla człowieka tylko tyle jest warty, ile swoich pieniędzy gotów jest dawać na jego działalność. Dlaczego by takiej prostej weryfikacji nie poddać innych spraw tzw. ogólnokościelnych?
Co byśmy pomyśleli, gdyby przywódcy zboru zaczęli żądać od członka zboru wpłacania każdego miesiąca określonej kwoty na rzecz zboru? Moim zdaniem postąpiliby nierozsądnie. Przecież taki nacisk raczej nie rozwija w człowieku postawy ofiarności. Wręcz przeciwnie. Tak stawiany pod ścianą człowiek zaczyna rozważać zasadność swojej dalszej przynależności do danego zboru.
Piękno chrześcijańskiego dawania tkwi w jego dobrowolności. Gdy wierzący widzą przed sobą dobry cel, bez wątpienia chcą go wspierać także finansowo. Każdy ma jednak prawo do tego, by jego dar był piękny, bo ochotny i dobrowolny, a nie przyćmiony odgórnym nakazem i jakby wymuszony...
Niech Bóg udzieli nam mądrości do tego, by finanse w Kościele, poprzez jawność przychodów i rozchodów, poprzez dobrowolność ich gromadzenia – stawały się błogosławieństwem dla darczyńców i beneficjentów, a nie źródłem napięcia i konfliktów.
Amen, jestem na tak.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tobą, bracie w 100%. I dziękuję Bogu za twoją odwagę i wierność Biblii.
OdpowiedzUsuńAdam S. Katowice