05 sierpnia, 2010

Pastorzy i duchowni

Znawcy tematu zauważyli, że dziś zajmiemy się "filarem" trzecim. W szczególności zaś kilkoma zagadnieniami dotyczącymi roli, aktywności i kwalifikacji braci stojących na czele chrześcijańskiego zboru.

Starsi zboru (inaczej: biskupi, prezbiterzy) do sprawowania pieczy nad wspólnotą są powoływani przez samego Boga. Jest to niezależne od jakichkolwiek decyzji administracyjnych. Nieodwołalne są bowiem dary i powołanie Boże [Rz 11,29]. Kto jest powołany przez Boga na starszego w Kościele, widać, że jest nim, nawet jeżeli tzw. władze kościelne tego nie przypieczętują, i nie przestaje nim być, gdyby nawet jacyś ludzie odmawiali mu prawa do takiej posługi. Taki człowiek zawsze będzie wykazywał troskę o lud Boży.

Prawdziwa to mowa: Kto o biskupstwo się ubiega, pięknej pracy pragnie. Biskup zaś ma być nienaganny, mąż jednej żony, trzeźwy, umiarkowany, przyzwoity, gościnny, dobry nauczyciel, nie oddający się pijaństwu, nie zadzierzysty, lecz łagodny, nie swarliwy, nie chciwy na grosz, który by własnym domem dobrze zarządzał, dzieci trzymał w posłuszeństwie i wszelkiej uczciwości, bo jeżeli ktoś nie potrafi własnym domem zarządzać, jakże będzie mógł mieć na pieczy Kościół Boży? Nie może to być dopiero co nawrócony, gdyż mógłby wzbić się w pychę i popaść w potępienie diabelskie. A powinien też cieszyć się dobrym imieniem u tych, którzy do nas nie należą, aby nie narazić się na zarzuty i nie popaść w sidła diabelskie. Również diakoni mają być uczciwi, nie dwulicowi, nie nałogowi pijacy, nie chciwi brudnego zysku, zachowujący tajemnicę wiary wraz z czystym sumieniem. Niech oni najpierw odbędą próbę, a potem, jeśli się okaże, że są nienaganni, niech przystąpią do pełnienia służby [Tt 3,1–10].

 Oto jak Biblia widzi ludzi dosłownie "doglądających" wspólnotę wierzących i kierujących działalnością zboru. W żaden sposób nie należy rozumieć tego, jako opisu osobników jakiejś wyjątkowej kasty w społeczności Kościoła, którzy powinni szukać motywacji wśród sobie podobnych, by – niczym grupa sell menagerów nakręcających się wzajemnie do wciskania ludziom określonego produktu – lepiej uprawiać poletko zborowe.

Zacznijmy od tego, że moim zdaniem dobry duszpasterz żyje nie przede wszystkim w dobrej społeczności (koinonii) z innymi pastorami, co bardziej z braćmi i siostrami ze swojej wspólnoty. Duchowny, który nie ma oparcia w ludziach, wśród których służy Bogu, pastor, który musi sobie szukać towarzystwa i zrozumienia u osób spoza zboru, najwidoczniej nie rozpoznał dobrze swego powołania.

 Podobnie jak jest coś fałszywego i niepokojącego w obrazie męża i ojca, który mając kłopoty we własnej rodzinie "nadaje" na swoich bliskich i pyta kolegów, jak sobie z nimi poradzić, tak też wątpliwym wydaje się duszpasterstwo człowieka, który wewnątrzzborowe trudności wynosi poza własną wspólnotę i gdzieś na zewnątrz szuka ich rozwiązania.

Prawdą jest, że pastor powinien być człowiekiem gorliwie krzątającym się przy pracy duchowej w swoim zborze. Biblia naucza, że kto jest przełożony, niech okaże gorliwość [Rz 12,8]. Ten duszpasterski zapał wyraża się i troską o wiernych, i dbałością o rozwój osobisty. Przywódcy zboru niewątpliwie powinni stale pracować nad sobą, by doskonalić się w Panu. O to się troszcz, w tym trwaj, żeby postępy twoje były widoczne dla wszystkich. Pilnuj siebie samego i nauki, trwaj w tym, bo to czyniąc, i samego siebie zbawisz, i tych, którzy cię słuchają [1Tm 4,15–16].

W powyższym wezwaniu zawiera się również myśl o wykształceniu teologicznym. Trudno jednak w świetle Biblii zgodzić się ze stanowiskiem, żeby wykształcenie akademickie miało przesądzać o przydatności do służby Bożej.

Większość Bożych proroków posłanych swego czasu do Izraela, to ludzie prości. Nie inaczej było z apostołami. A widząc odwagę Piotra i Jana i wiedząc, że to ludzie nieuczeni i prości, dziwili się; poznali ich też, że byli z Jezusem [Dz 4,13]. Sam Jezus na własnym przykładzie pokazał, że Boże powołanie nie jest zależne od ukończenia szkoły. A przyszedłszy w swoje ojczyste strony, nauczał w synagodze ich, tak iż się bardzo zdumiewali i mówili: Skąd ma tę mądrość i te cudowne moce? Czyż nie jest to syn cieśli? Czyż matce jego nie jest na imię Maria, a braciom jego Jakub, Józef, Szymon i Juda? A siostry jego, czyż nie są wszystkie u nas? Skąd ma tedy to wszystko? [Mt 13,54–56]. I dziwili się Żydzi, i mówili: Skąd ta jego uczoność, skoro się nie uczył? [Jn 7,15].

Oczywiście, wyższe wykształcenie duchownych to dobry i pożądany element wyposażenia do służby. Chcę jednak podkreślić, że wykształcenie w rozumieniu Biblii, to nie dyplom ukończenia jakiejś uczelni. To przede wszystkim wieloletnie chodzenie pod kierownictwem Ducha Świętego, zdolność do duchowej oceny napotykanych spraw i doświadczenie w służbie Bożej.

Biorąc pod uwagę czas, powinniście być nauczycielami, tymczasem znowu potrzebujecie kogoś, kto by was nauczał pierwszych zasad nauki Bożej; staliście się takimi, iż wam potrzeba mleka, a nie pokarmu stałego. Każdy bowiem, który się karmi mlekiem, nie pojmuje jeszcze nauki o sprawiedliwości, bo jest niemowlęciem; pokarm zaś stały jest dla dorosłych, którzy przez długie używanie mają władze poznawcze wyćwiczone do rozróżniania dobrego i złego [Hbr 5,12–14].

 O takim właśnie wykształceniu i jego braku, mówi Słowo Boże w 1Pt 3,15–16: A cierpliwość Pana naszego uważajcie za ratunek, jak i umiłowany brat nasz, Paweł, w mądrości, która mu jest dana, pisał do was; tak też mówi we wszystkich listach, gdzie o tym się wypowiada; są w nich pewne rzeczy niezrozumiałe, które, podobnie jak i inne pisma, ludzie niewykształceni i niezbyt umocnieni przekręcają ku swej własnej zgubie.

Mądrości i poznania niezbędnego do dobrego pełnienia służby duchowej Bóg bynajmniej nie udziela na drodze szkolnych zaliczeń i egzaminów. A jeśli komu z was brak mądrości, niech prosi Boga, który wszystkich obdarza chętnie i bez wypominania, a będzie mu dana [Jk 1,5]. Parę lat u boku dojrzałych duchowo braci w zborze przygotowuje nowego pracownika do służby znacznie lepiej, niż niejedna szkoła teologiczna.

Sam nie mam wyższego wykształcenia. Mam jednak Boże powołanie do służby, rozpoznane przez braci starszych i wykształcenie, nabyte u boku doświadczonych pastorów i nauczycieli. Czy więc przestanę być starszym, gdy któregoś dnia zostanę pozbawiony pastorskiego urzędu?

Starszych więc wśród was napominam, jako również starszy i świadek cierpień Chrystusowych oraz współuczestnik chwały, która ma się objawić: Paście trzodę Bożą, która jest między wami, nie z przymusu, lecz ochotnie, po Bożemu, nie dla brzydkiego zysku, lecz z oddaniem, nie jako panujący nad tymi, którzy są wam poruczeni, lecz jako wzór dla trzody [1Pt 5,1–3].

 Kto naprawdę narodził się na nowo z Ducha Świętego i został przez Boga powołany do służby starszego w zborze, ten z miłości do Pana Jezusa i jest blisko tych, których Pan Kościoła powierzył pod jego opiekę, i gorliwie pracuje nad sobą, i ma wszystkie inne niezbędne kwalifikacje do wywiązania się ze swoich duchowych oraz życiowych powinności.

Moim zdaniem tego nie można zapewnić na drodze administracyjnych decyzji i działań. Proście więc Pana żniwa, aby wyprawił robotników na żniwo swoje [Mt 9,38]. Módlmy się o to, by sam Pan nasz Jezus Chrystus powoływał braci na przywódców zborów.

1 komentarz:

  1. Zgadzam się z powyższą opinią. Nigdzie w Biblii nie znajdziemy delegacji do ustanawiania przez jakąkolwiek centrale, rade czy jakieś ciało nadzorcze, starszych do lokalnych Zborów. Nie wyobrażam sobie, że ktoś z innego miasta, regionu, Zboru, może być prawdziwym starszy w Zborze. Bóg widzi ludzi pełnych Ducha, zapału do pracy dla Pana, w każdym Zborze i sam wybiera, dając im swój niepodważalny autorytet. wszyscy to widzą, czują i uznają.

    OdpowiedzUsuń