Czasem zdarza się nam niespodziewanie stanąć oko w oko z zadaniem, które na pierwszy rzut oka absolutnie nas przerasta. Coś się wydarzyło, zapadła jakaś decyzja, nagle zmieniły się okoliczności – i trzeba nam osobiście zamierzyć się z wyzwaniem: Angażować się, czy nie? Podejmować się wykonywania niemożliwego zadania, czy raczej trzymać się od niego z daleka?
Z takimi myślami 66 lat temu bili się Warszawiacy, gdy w okupowanej stolicy ogłoszono godzinę "W". Przed podobnym dylematem tydzień temu stanęła wspólnota Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE w Gdańsku, gdy nagle zmarł mąż od dwunastu lat nie wstającej z łóżka kobiety, zostawiając ją zupełnie samą i całkowicie bezradną na świecie.
Gdyby w takich chwilach kierować się racjonalnym myśleniem, gdyby słuchać ludzkich rad, gdyby siadać i kalkulować, to bardzo szybko stałoby się jasne, że zadanie absolutnie jest ponad nasze siły. Każdy ma przecież swoje życie; obowiązki, zwyczaje i zamiłowania. O, gdyby chodziło tu o jakąś kilkudniową akcję albo była szansa na jakiś wymierny zysk, to może i warto byłoby się poświęcić, ale oddawać życie tak po prostu, dla samej idei..?
Przypomina mi się atmosfera panująca w poszczególnych plemionach Izraela za czasów zbrojnego zrywu w okresie sędziów: Ocknij się, ocknij się, Deboro, Ocknij się, ocknij się, zanuć pieśń! Powstań, Baraku, i poprowadź w niewolę tych, którzy ciebie w niewolę prowadzili, synu Abinoama. Wtedy zstąpiła resztka, wraz z zacnymi zbrojny lud; Panie, zstąp do mnie wśród bohaterów. Z Efraima zstąpili w dolinę, idąc za tobą, Beniaminie, z twoimi rodakami. Z Machiru zstąpili wodzowie a z Zebulona trzymający buławę. I książęta z Issachara byli z Deborą, a jak Issachar, tak i Barak, w dolinę poniosły go jego nogi; lecz w oddziałach Rubena były długie rozważania: Dlaczego siedziałeś bezczynnie między dwiema owczarniami? By słuchać fujarek przy trzodach? W oddziałach Rubena były długie rozważania... [Sdz 5,12–16].
Rubenici przez swoje długie rozważania nie wpisali się dobrze w historię swojego narodu. Warszawiacy zrywając się do nierównej walki z okupantem na zawsze zostaną chlubą naszego narodu. A my? Jak się zachowujemy stając oko w oko z nagłym i zdaje się niemożliwym do wykonania zadaniem?
Racjonalizm, konformizm i tchórzostwo ścierają się w nas z marzeniem o heroizmie i duchowej wielkości. Przestrzegam przed długim kalkulowaniem. Trzeba nam więcej zaufania do Boga, bo u Boga żadna rzecz nie jest niemożliwa [Łk 1,37].
Od ubiegłej niedzieli w obliczu tego nowego wyzwania wiem, co chcę i co powinienem robić. Jakże jestem szczęśliwy, że otaczają mnie podobni "powstańcy"...
Myślę że nie świadomość tego co chcemy i świadomość tego co powinniśmy robić jest istotne, lecz to co robimy.!!!!!
OdpowiedzUsuńJa też jestem szczęśliwy,że są przy mnie ludzie którzy walczą o tą ziemię i jej mieszkańców głosząc ewangelie na ulicach mojego Miasta.
Alleluja!!!