7 marca 1950 roku przyjęto w Polsce ustawę sejmową, wprowadzającą obowiązek pracy. Miało to zapewnić kadry pracownicze w zawodach szczególnie ważnych dla gospodarki. Ogólnie rzecz biorąc, chodziło o zwiększenie rozwoju gospodarczego kraju, zlikwidowanie bezrobocia i okazanie praktycznego poparcia dla władzy ludowej.
Osobom bez pracy oraz absolwentom szkół średnich i wyższych wystawiano nakaz pracy i kierowano ich do określonego w nakazie miejsca na terenie całego kraju. Tak więc np. ktoś z Gdańska, po medycynie, dostawał skierowanie do pracy w przychodni zdrowia gdzieś na Kielecczyźnie i musiał tam wyjechać. Oczywiście, jeżeli miał dobre wyniki końcowe lub znajomości, to miał szanse na miejsce bardziej korzystne pod względem lokalizacji i warunków zakwaterowania.
Administracyjne skierowanie do pracy obowiązywało przez trzy lata, po czym pracownik mógł już sam zadecydować o ewentualnej zmianie miejsca, gdzie chce pracować. Stosowania nakazu pracy w zawodach cywilnych zaniechano w latach 60. ubiegłego wieku.
Uśmiechamy się dziś, myśląc o takich rozwiązaniach. Jednakże, chociaż - jak to się mówi - z niewolnika nie ma robotnika, to przecież obowiązkowa przez trzy lata praca dawała ludziom zbawienną możliwość wyrobienia w sobie nawyku wczesnego wstawania i wdrożenia się w rytm codziennych obowiązków. Jakże by się to przydało wielu dzisiejszym niebieskim ptakom, którzy na myśl o chodzeniu w takim kieracie dostają dreszczy i o własnych siłach od lat do stałej pracy jakoś nie mogą się przekonać?!
Oczywiście, w czasach gospodarki rynkowej nikt takich rozwiązań nie stosuje, ale ponadczasowa Biblia jednoznacznie pracę nakazuje. My zaś napominamy was, bracia, żebyście tym bardziej obfitowali i gorliwie się starali prowadzić żywot cichy, pełnić swe obowiązki i pracować własnymi rękami, jak wam przykazaliśmy, tak abyście wobec tych, którzy są poza zborem, uczciwie postępowali i na niczyją pomoc nie byli zdani [1Ts 4,10–12].
Bo gdy byliśmy u was, nakazaliśmy wam: Kto nie chce pracować, niechaj też nie je. Albowiem dochodzą nas słuchy, że niektórzy pomiędzy wami postępują nieporządnie: nic nie robią, a zajmują się tylko niepotrzebnymi rzeczami. Tym też nakazujemy i napominamy ich przez Pana Jezusa Chrystusa, aby w cichości pracowali i własny chleb jedli [2Ts 3,10–12].
Wspomniany, ustawowy nakaz pracy odwoływał się poniekąd do powyższych słów Pisma poprzez leninowskie hasło "Kto nie pracuje, ten niech nie je", ale jednocześnie wypaczał naukę biblijną. Przecież nie każdy, kto nie pracuje, jest leniwy i niechętnie do pracy nastawiony. Kto nie chce pracować, niechaj też nie je – precyzuje Biblia. Są ludzie przez lata do pracy niezdolni, albo okresowo pracy pozbawieni, z przyczyn od siebie niezależnych. Tacy jeść mają prawo.
Zresztą, ta apostolska uwaga ma raczej służyć autorefleksji wierzącego człowieka nad własnym stosunkiem do pracy, a nie stanowić podstawy do osądzania bliźnich.
A tak przy okazji, z uwagi na narastające z drugiej strony zjawisko pracoholizmu, przypominam, że biblijna norma dla wszystkich brzmi następująco: Sześć dni będziesz pracował i wykonywał wszelką swoją pracę, ale siódmego dnia jest sabat Pana, Boga twego: Nie będziesz wykonywał żadnej pracy ani ty, ani twój syn, ani twoja córka, ani twój sługa, ani twoja służebnica, ani twoje bydło, ani obcy przybysz, który mieszka w twoich bramach [2Mo 20,9-10].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz