Z ludźmi bywa podobnie. Trzeba dać im czas. Niech 'porosną' trochę w społeczności chrześcijan. Z czasem ujawniają się w nich postawy i cechy, które wyraźnie pokazują, czy dobrze o nich myśleliśmy. Przeto nie sądźcie przed czasem, dopóki nie przyjdzie Pan, który ujawni to, co ukryte w ciemności, i objawi zamysły serc; a wtedy każdy otrzyma pochwałę od Boga [1Ko 4,5].
Dzisiaj wszystko stało się jasne. Kościelna sensacja podwórkowa okazała się nie być ani smakowitą kanią, ani też silnie trującym muchomorem. Ponad wszelką wątpliwość między domem modlitwy a plebanią wyrósł nam czernidłak kołpakowaty. W pierwszym dniu podobno jest nawet jadalny i smaczny, ale bardzo szybko przestaje nadawać się do spożycia. Znika, lecz na trawie zostaje po nim czarna plama. Czy jestem rozczarowany?
Obserwacja i wynik końcowy nietypowego dla posesji kościelnej zjawiska botanicznego nasunęła mi myśli o bardzo dobrze mi znanym i dość typowym doświadczeniu z ludźmi pojawiającymi się w zborze. Gdy zobaczymy ich pierwszy raz, wzbudzają spore zaciekawienie i nadzieję, że przyniosą chwałę Bogu oraz pożytek dla Kościoła. Radość tę równoważy jednak obawa, czy aby nowi przybysze nie stanowią jakiegoś zagrożenia dla istniejącej wspólnoty. Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w odzieniu owczym, wewnątrz zaś są wilkami drapieżnymi! Po ich owocach poznacie ich. Czyż zbierają winogrona z cierni albo z ostu figi? [Mt 7,15-16]. Bardzo chcielibyśmy w każdym widzieć wartościową kanię. Niechby nikt nie okazał się muchomorem. A tymczasem...
Gdy przyłączający się do zboru ludzie dostaną szansę i czas, by w praktyce codziennego życia wspólnoty pokazać, kim naprawdę są, zbyt często okazuje się, że chociaż wprawdzie nie są duchowymi trucicielami, to niestety nie są też aż tak pożyteczni, jak o nich chcieliśmy myśleć. Są jak czernidłaki. Owszem, smaczna i dobra jest ich początkowa obecność w zborze. Niektórzy bardzo się przy nich karmią i budują. Jednakże zbyt szybko tracą oni swoje walory odżywcze. Niestety, bywa i tak, że potem zaczynają niezdrowo zabarwiać (żeby nie powiedzieć - zaczerniać) środowisko zborowe. Odchodzą, lecz coś po nich jednak zostaje... Przykro to powiedzieć, ale przekonałem się już o tym wielokrotnie.
Różne grzybki i ziółka wyrastają nam w zborze. Rozmaite ziarenka padają na kościelny grunt. A to, które padło na dobrą ziemię, oznacza tych, którzy szczerym i dobrym sercem usłyszawszy słowo, zachowują je i w wytrwałości wydają owoc [Łk 8,15]. Zbyt często rozdmuchana początkowo nadzieja kończy się brakiem duchowych owoców. Owymi zaś, którzy są zasiani na dobrej ziemi, są ci, którzy słuchają słowa, przyjmują je i wydają owoc trzydziestokrotny i sześćdziesięciokrotny, i stokrotny [Mk 4,20].
Takich osobliwości życzę naszej wspólnocie i każdej innej. Jak najmniej czernidłaków!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz