Czytany dziś przeze mnie Psalm 16 wskazuje na swego rodzaju prawidłowość moich uczuć do miejscowych zborowników. Mówię do Jahwe: Jesteś moim Panem! Nie mam żadnego dobra ponad Ciebie. Do świętych, którzy są w Jego ziemi, jak silne uczynił moje upodobanie do nich [Ps 16,2-3]. Tak jest. Nikt i nic nie równa się z Bogiem! On jest godzien chwały i najwyższego podziwu z mojej strony. Wszakże bracia i siostry w Chrystusie - jako najbliżsi współwyznawcy - są nieodłączną częścią mojej dobrej społeczności z Bogiem. Co do świętych, którzy są w tej ziemi, są wspaniali i są mą rozkoszą (wg Biblii Ewangelicznej). Każda wdowa, każde dziecko, każdy mężczyzna itd. - niezależnie od tego, kim są według ciała - są dla mnie wspaniali i pragnę ich towarzystwa. Nieobecność kogokolwiek z nich w niedzielnym zgromadzeniu to dla mnie duży niedosyt.
Wiem, że w moich uczuciach względem braci i sióstr nie jestem odosobniony. Każdy normalny chrześcijanin, który wyjedzie na urlop lub do sanatorium i przez dwie, trzy kolejne niedziele nie jest obecny w swoim zborze, ktoś taki wie, o czym tu piszę. My nie nudzimy się sobą nawzajem. Ponieważ Chrystus przez wiarę zamieszkał w naszych sercach, lubimy z sobą przebywać. My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do życia, ponieważ kochamy braci [1Jn 3,14]. Nie tylko świeżo po nawróceniu chciałoby się nam, żeby nabożeństwa i spotkania zboru częściej się odbywały. Jakże wartościowa jest dla nas choćby jedna godzina spędzona w towarzystwie świętych. Choćby nie wiem jak prości, spracowani, małomówni - a jednak są oni naszą rozkoszą. To są szlachetni, w nich mam całe upodobanie - głosi przekład Biblii Warszawskiej.
W świetle powyższego nastawienia do zboru, potwierdzonego mi dziś przez Słowo Boże, w żaden sposób nie mogę pojąć ludzi, którzy do społeczności chrześcijańskiej w ogóle się nie przywiązują. Za nienormalną uważam taką sytuację, że ktoś prowadzi osiadły tryb życia, a nie przyłącza się do zboru i w kolejne niedziele bywa sobie w różnych miejscach. Tym bardziej zdumiewa mnie coś takiego, że ktoś jest członkiem określonego zboru, a w niedzielę idzie na nabożeństwo do innego. Jestem przekonany w Panu, że dla wierzącego człowieka najlepszym miejscem w niedzielę jest zbór, którego jest on członkiem. Miłuję zbór, do którego przynależę i wiem, o czym piszę. W każdym zborze można spotkać ludzi miłujących Boga, ale żadna społeczność nie jest dla nas tak wartościowa, jak ta, której jesteśmy członkami.
Korzystając z okazji pragnę zaapelować do każdego chrześcijanina, abyśmy - mając jasno określoną przynależność do zboru - kontakt z domownikami wiary, tj. z członkami swojego zboru, zawsze traktowali priorytetowo. Rozwijajmy i pielęgnujmy społeczność ze świętymi. Dla człowieka miłującego Pana nie ma takich salonów, takich kręgów towarzyskich, takich miejsc i klimatów, które swą wartością i magnetyzmem przewyższyłyby siłę przyciągania zboru Chrystusowego.
W wakacje ta prawda staje się mi szczególnie wyrazista.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz