08 sierpnia, 2010

Kaznodziejstwo

Prawdziwa posługa Słowa polega na usłyszeniu przez kaznodzieję głosu Bożego, osobistym przejęciu się jego treścią i przekazaniu tego poselstwa Słowa Bożego określonej grupie ludzi w konkretnym czasie. Bóg chce objawić zebranym ludziom prawdę, a sługa Słowa Bożego nie ma innego wyjścia, jak tylko posłusznie słowa tej prawdy przekazać.

Istotnym miernikiem dobrego kaznodziejstwa jest osobiste życie kaznodziei. Zwiastujący Słowo Boże sam żyje tak, jak głosi. Zanim wezwie innych do określonych postaw i czynów, najpierw sam wprowadza je w praktykę. Pan Jezus wskazał, że niestety widać nieraz inne tendencje. Na mównicy Mojżeszowej zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Wszystko więc, cokolwiek by wam powiedzieli, czyńcie i zachowujcie, ale według uczynków ich nie postępujcie; mówią bowiem, ale nie czynią. Bo wiążą ciężkie brzemiona i kładą na barki ludzkie, ale sami nawet palcem swoim nie chcą ich ruszyć [Mt 23,2-4].

Zajmijmy się jednak kaznodziejstwem należytym. Dziś kilka myśli o długości, treści i jakości kazania.

Jak długo może trwać przekaz Słowa Bożego? Czy herold wysłany do ogłoszenia królewskiego poselstwa decyduje, jak długo będzie je odczytywał zwołanemu na rynek ludowi? Oczywiste, że zależy to od długości obwieszczenia królewskiego, a nie od woli człowieka, który je przynosi. Podobnie jest z prawdziwym kazaniem Słowa Bożego.

 Tak było na przykład z posługą Słowa apostoła Pawła w Troadzie: A pierwszego dnia po sabacie, gdy się zebraliśmy na łamanie chleba, Paweł, który miał odjechać nazajutrz, przemawiał do nich i przeciągnął mowę aż do północy. A było wiele lamp w sali na piętrze, gdzie się zebraliśmy. A pewien młodzieniec, imieniem Eutychus, siedział na oknie i będąc bardzo senny, gdy Paweł długo przemawiał, zmorzony snem spadł z trzeciego piętra na dół i podniesiono go nieżywego. Lecz Paweł zszedł na dół, przypadł doń i objąwszy go, rzekł: Nie trwóżcie się, bo on żyje. A wróciwszy na górę, łamał chleb i spożywał, i mówił długo, aż do świtania, i tak odszedł [Dz 20,7–11].

 Wierzę, że św. Paweł przemawiał w natchnieniu Ducha Świętego. Miał tam wiele do przekazania i wcale się nie przejmował upływem czasu. Nawet zaśnięcie jednego ze słuchaczy i jego śmiertelny upadek, nie zniechęciły Pawła do kontynuowania posługi. Odszedł z Troady dopiero wtedy, gdy powiedział to, co miał im do przekazania.

Jako kaznodzieja wierzę w inspirację Ducha Świętego i jej staram się podporządkowywać. Czasem więc mówię dłużej, a czasem krócej. Długość głoszenia nie zależy od zegarka, a od zawartości poselstwa, które mam dla zboru. Gdy wypowiem to, co mam do powiedzenia w danym miejscu, bezwzględnie kończę, nawet jeśli to trwało tylko dziesięć minut. Czasem potrzeba na to znacznie więcej czasu i nie można zrobić inaczej, jak tylko wypełnić zadanie, z którym Pan posłał nas do zboru.

 A co z treścią kazania? Czy decyduje o niej posłaniec, czy Autor poselstwa? Jeżeli Pan Kościoła chce danej niedzieli objaśnić zborowi głębszy sens określonego fragmentu Biblii albo chce zbór napomnieć, to co w tej sytuacji ma zrobić sługa Słowa Bożego? Czy ma prawo odmówić, bo woli bardziej rozpalać do czerwoności serca członków zboru, niż ich nauczać? A może powinien zapytać samych wierzących, czego woleliby posłuchać?

 Głoś Słowo, bądź w pogotowiu w każdy czas, dogodny czy niedogodny, karć, grom, napominaj z wszelką cierpliwością i pouczaniem. Albowiem przyjdzie czas, że zdrowej nauki nie ścierpią, ale według swoich upodobań nazbierają sobie nauczycieli, żądni tego, co ucho łechce, i odwrócą ucho od prawdy, a zwrócą się ku baśniom. Ale ty bądź czujny we wszystkim, cierp, wykonuj pracę ewangelisty, pełnij rzetelnie służbę swoją [2Tm 4,2–5].

 I na koniec, parę słów o jakości kazania, o jego poziomie intelektualnym i warsztacie kaznodziejskim. W świetle Biblii widać, że tajemnica skuteczności kazania nie kryje się ani w wyglądzie mówcy, ani w błyskotliwości umysłu kaznodziei ani też w gładkości jego przemowy.

Wskazuje na to opinia o jednym z najskuteczniejszych kaznodziejów Słowa Bożego, bo powiadają: Listy wprawdzie ważkie są i mocne, lecz jego wygląd zewnętrzny lichy, a mowa do niczego [2Ko 10,10]. Z pewnością doskonalenie warsztatu kaznodziejskiego jest potrzebne, ale prekursorzy służby Słowa co innego akcentowali. Święty Paweł nie starał się być w tej sprawie oryginalny.

 Również ja, gdy przyszedłem do was, bracia, nie przyszedłem z wyniosłością mowy lub mądrości, głosząc wam świadectwo Boże. Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego. I przybyłem do was w słabości i w lęku, i w wielkiej trwodze, a mowa moja i zwiastowanie moje nie były głoszone w przekonywających słowach mądrości, lecz objawiały się w nich Duch i moc, aby wiara wasza nie opierała się na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej [1Ko 2,1–5].

 Prawdziwy sługa Słowa Bożego nie ma innego wyjścia, jak tylko wiernie przekazać zborowi to, co sam usłyszał od Boga. Jeśli kto mówi, niech mówi jak Słowo Boże [1Pt 4,11]. Czy się komuś podoba, czy nie, głosimy to nie w uczonych słowach ludzkiej mądrości, lecz w słowach, których naucza Duch, przykładając do duchowych rzeczy duchową miarę [1Ko 2,13].

 Podsumowując, Pan Kościoła nie potrzebuje kaznodziejów dbających o to, żeby ich kazania podobały się słuchaczom. Prawdziwe kaznodziejstwo polega na wiernym przekazywaniu tego, co Duch mówi do zboru, nawet jeśli nie wpisuje się to w aktualnie panujące trendy i oczekiwania.

 Prorok, który ma sen, niech opowiada sen, ale ten, który ma moje słowo, niech wiernie zwiastuje moje słowo! Cóż plewie do ziarna? - mówi Pan. Czy moje słowo nie jest jak ogień - mówi Pan - i jak młot, który kruszy skałę? Dlatego Ja wystąpię przeciwko tym prorokom - mówi Pan - którzy sobie nawzajem wykradają moje słowa. Oto Ja wystąpię przeciwko prorokom - mówi Pan - którzy używają swojego języka i mówią, że to "wyrocznia". Oto Ja wystąpię przeciwko prorokom, którzy za proroctwa podają sny kłamliwe - mówi Pan - a opowiadając je, zwodzą mój lud swoimi kłamstwami i przechwałkami. A przecież Ja ich nie posłałem ani im niczego nie nakazałem, oni zaś temu ludowi zgoła nic nie pomagają - mówi Pan [Jr 23,28–32].

Moda na opowiadanie z kazalnicy poruszających historyjek, zabawianie grzeszników, koloryzowanie przez kaznodzieję własnego życiorysu, prezentowanie ludziom prywatnych odczuć i przemyśleń jako pewników nauki Bożej, wyczytywanie z Biblii treści, których w niej nie ma - oto dość powszechny stan dzisiejszego kaznodziejstwa.

Ja wybieram proste i wierne - choć może nie tak błyskotliwe i nie z tak szerokim uśmiechem - głoszenie Słowa Bożego. Doceniam przy tym posługę innych braci, którzy nierzadko, z powodu obciążenia pracą zarobkową, siłą rzeczy w niedzielę rano swoim wyglądem i zachowaniem może i nie przypominają kaznodziejów ewangelii sukcesu, ale jednak na kolanach wypraszają u Pana kazanie dla zboru i pokornie je wygłaszają. Mógłbym nawet przekornie zapytać, na jakich manowcach byłoby dziś wiele zborów, gdyby nie ich wytrwała posługa?

Od trzydziestu lat jestem kaznodzieją Słowa Bożego. Dziękuję wszystkim, którzy towarzyszą mi w tej służbie, zarówno głosząc tę samą ewangelię, jak i wsłuchując się w treść kolejnego zwiastowania.

6 komentarzy:

  1. Bracie Marianie ! Dziękuję Bogu za Twoją kaznodziejską służbę- za te 30 lat służby dla Pana i Jego owieczek.Cieszę się, że poznałem Boże Słowo głoszone zarówno Twoimi ustami, ale też ustami moich Braci ze Zboru w Palowicach ! Panie !, dziękuję Ci za Was !

    OdpowiedzUsuń
  2. Moim zdaniem, w kwestii formy, długości i aspektu technicznego kazań, autor - wyśmienity kaznodzieja tego nurtu zresztą - reprezentuje nurt dość zachowawczy. Trudno zresztą powiedzieć, czy wynika to z chęci zachowania schematów z pierwszego wieku [przyznam, że nie wiem na ile byłoby to celowe], czy po prostu "kaznodziejskiego wychowania" w słowiańskich kręgach w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku :).

    Nie jestem pewien, czy model zachowawczy pozwala i dzisiaj optymalnie dotrzeć z Ewangelią do ludzi, którzy potrzebują stać się naśladowcami Jezusa. Na pewno jest to model idealny dla ludzi, którzy nawracali się X dekad temu i być może nie znają [a może i nie potrzebują] innego modelu kaznodziejstwa.

    Uważam jednak, że współczesny Kościół potrzebuje komunikować Ewangelię na różne sposoby - najlepiej zrozumiałe co do formy dla ludzi, którzy jeszcze nie poszli za Jezusem. Potrzebujemy różnorodności sposobów i form kaznodziejskiego usługiwania - już nie tylko ze względu na nasze ludzkie różnice w umysłowości, temperamencie i "wymowności", ale także ze względu na różne sposoby działania Ducha, prawda? Podejrzewam, że do współczesnego bezdomnego rastafarianina w Nowym Jorku TA SAMA Ewangelia dotrze być może w INNY sposób niż do oficera napoleońskiego podczas wyprawy na Moskwę...

    TREŚĆ jest święta, SPOSÓB - nie :)

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. cyt. "Czasem więc mówię dłużej, a czasem krócej. Długość głoszenia nie zależy od zegarka, a od zawartości poselstwa, które mam dla zboru. Gdy wypowiem to, co mam do powiedzenia w danym miejscu, bezwzględnie kończę, nawet jeśli to trwało tylko dziesięć minut."

    Czy moge zadać tylko jedno pytanie bez posądzania o złe intencje?
    Bracia komentatorzy z fan-clubu powiedzcie mi prosze: kiedy ostatnio pastor wygłosił niedzielne kazanie nie przekraczając 10 minut?

    OdpowiedzUsuń
  4. Za długo ,za krótko o co tu chodzi...? czy o zasadę że małe jest Fajne Duże może więcej...???
    Zgadzam się całkowicie z Bratem Pastorem w kwestii istoty głoszenia... i myślę a raczej Wierzę że Bóg Nas Pastorów i Kaznodziejów uposaża do głoszenia słowa nie pod względem ilości wypowiedzianych słów, ale pod względem zawartości treści i nie może to być jakąkolwiek wykładnią odpowiedniego do tego celu upływu czasu. Sam głoszę dwa razy w tygodniu i o każde słowo wołam do Boga, czasami Bóg daje mi odpocznienie dzięki Braciom których posyła do naszej społeczności, ale z reguły to jest tak że to co mam powiedzieć to jest powiedziane i nic ponad to. Spotykam się z opiniami że za krótko,że za długo, ale zawsze powtarzam wtedy że reguły ustala mój Ojciec a nie ja czy społeczność zawsze ktoś może iść tam gdzie będzie "doskonale"...i wspaniale!!!!
    i na koniec dodam że nie próbuje dostosować formy głoszenia do typów ludzi czy też do różnych pozycji społecznych... to są moim skromnym zdanie niepotrzebne manipulacje słowem Bożym i w ogóle to jest śmieszne...no ale to tylko moje zdanie.
    Pozdrawiam w Jezusie

    OdpowiedzUsuń
  5. To, co pisze tutaj brat Marian i tak jest ujęte delikatnie.
    Kiedy czasem widzę tych pajacujących pastorów.....
    Smutek ogarnia, że ze zwiastowania ewangelii i nauczania robią wygłupy, pokazy pychy, błaznowanie i zwyczajne schlebianie najprymitywniejszym potrzebom gawiedzi.

    OdpowiedzUsuń