Mamy dziś Światowy Dzień Walki z Wścieklizną, niebezpieczną dla życia człowieka zakaźną chorobą wirusową, której nosicielami mogą być dzikie i domowe zwierzęta. Wirus wścieklizny przenosi się zwykle poprzez ugryzienie. Nie leczone na czas zakażenie tym wirusem kończy się zgonem. Każdego roku z powodu wścieklizny umiera na świecie ok. 100 000 osób.
Oczywiście, tam gdzie wprowadzono powszechne szczepienie zwierząt przeciwko wściekliźnie przypadki śmiertelne są sporadyczne. Przed wiekami jednak szczepionek nie było. Jedynym sposobem walki ze wścieklizną było wypalanie pogryzionego miejsca rozgrzanym do czerwoności żelazem albo izolowanie chorego w odosobnionym miejscu, gdzie opuszczony umierał.
Epokową postacią w historii szczepień był profesor Ludwik Pasteur, który postanowił zmierzyć się między innymi z wścieklizną. Odkrył on, że zarazki wścieklizny z miejsca ugryzienia wędrują do mózgu i rdzenia kręgowego, gdzie się umiejscawiają. Dopiero wtedy obserwuje się objawy wścieklizny.
U człowieka okres wylęgania się choroby - od zakażenia do pojawienia się pierwszych symptomów choroby - średnio wynosi kilkadziesiąt dni, ale może trwać do ponad 1 roku. Uczony opracował metodę przenoszenia choroby ze zwierząt wściekłych na zdrowe. Szczepionkę uzyskał z wysuszonego rdzenia zwierząt doświadczalnych i podał ją zdrowym psom. Po serii szczepień uzyskał u psów całkowite uodpornienie na zarazki wścieklizny. Okazało się, że w podobny sposób można ratować także psy, które już były na nią chore.
Wyniki swych prac na zwierzętach Pasteur ogłosił w 1885 roku. By uzyskaną szczepionkę po raz pierwszy zastosować u człowieka zmuszony został koniecznością. Przywieziono bowiem do niego chłopca w beznadziejnym stanie, ciężko pogryzionego przez psa chorego na wściekliznę.
Pasteur po wahaniach i wielu konsultacjach postanowił podać dziecku pierwszą dawkę szczepionki. Zaszczepiono go dwanaście razy. Kuracja okazała się skuteczna, zaś wieść o cudownym ocaleniu przez szczepionkę profesora Pasteura owego chłopca, jakby skazanego już na śmierć, obiegła cały świat.
Ciekawostką jest, że wkrótce po tym szczepieniu polski bakteriolog Odon Bujwid, po kilkumiesięcznym pobycie u Pasteura w Paryżu, założył w Warszawie – drugą po paryskiej – stację szczepień przeciwko wściekliźnie. Do Warszawy zaczęli przybywać pogryzieni przez wściekłe zwierzęta z całej Europy wschodniej i środkowej. Było to niezwykle istotne, gdyż nie musieli tracić czasu na długą podróż do Paryża, zmniejszającą z każdym dniem szansę ratunku.
Nawiasem mówiąc, miło jest wiedzieć, że polscy uczeni byli jednymi z pierwszych, którzy wprowadzali i upowszechniali szczepienia ochronne przeciwko wściekliźnie.
Aby ograniczyć ryzyko zakażenia się wścieklizną należy po prostu unikać dziwnie zachowujących się zwierząt – zarówno domowych, jak i dzikich. Nie karmić ich, nie głaskać i nie dotykać, bez względu na to, jak bardzo wydają się nam przyjazne.
Ciśnie mi się tu na myśl wezwanie apostolskie: Strzeżcie się psów [Flp 3,2]. Czyżby Słowo Boże już w pierwszym wieku po Chrystusie udzielało rady, która wiele wieków później okazała się elementarnym sposobem walki z wścieklizną? ;)
Tak czy owak, Biblia na pewno wzywa do ostrożności w kontaktach z dziwnymi, noszącymi w sobie jakąś zarazę ludźmi: A człowieka, który wywołuje odszczepieństwo, po pierwszym i drugim upomnieniu unikaj, wiedząc, że jest on przewrotny i grzeszy, i sam na siebie wyrok wydaje [Tt 3,10–11]. W Liście Judy czytamy o ludziach, którzy są chmurami bez wody unoszonymi przez wiatry, drzewami jesiennymi, które nie rodzą owoców, dwakroć obumarłymi, wykorzenionymi, wściekłymi bałwanami morskimi, wyrzucającymi hańbę swoją, błąkającymi się gwiazdami, dla których zachowane są na wieki najgęstsze ciemności [Jd 1,12-13, podkreślenie MB].
Dobrze jest pamiętać, że istnieją dwie postacie wścieklizny – agresywna i spokojna.
W przypadku odmiany agresywnej, wirus atakuje mózg zwierzęcia. Wyraźnie widać jego podniecenie, niepokój i agresję. Chore zwierzę ma "dzikie" spojrzenie, gryzie prawdziwe lub wyimaginowane obiekty a nawet samo siebie i traci wrażliwość na ból.
Wścieklizna w postaci spokojnej oznacza zaatakowany rdzeń kręgowy. Typowe objawy to chwiejny krok, brak koordynacji ruchowej, niemożność uniesienia głowy i wydania dźwięku, ponieważ szyja i mięśnie gardła są sparaliżowane. Można odnieść wrażenie duszenia się zwierzęcia. Nawet całkowicie dzikie zwierzęta wydają się przyjazne, uległe i oswojone.
Czytelnicy z pewnością zauważą tu analogię do zachowania niektórych chrześcijan. Niechby Duch Święty pomógł nam w porę rozpoznawać u nich objawy duchowej choroby i przede wszystkim ratować ich samych, a jeśli to już niemożliwe, to przynajmniej innych uchronić przed kontaktem z nimi.
Jestem za....
OdpowiedzUsuńpozdrowienia bracie.