05 marca, 2011

Kurtyna, która powinna pozostać do końca!

5 marca 1946 roku w amerykańskim mieście Fulton w stanie Missouri brytyjski premier Winston Churchill wygłosił przemówienie, które przeszło do historii jako "Iron Curtain Speech".

Opisując pojałtański porządek w Europie Churchill powiedział: "Od Szczecina nad Bałtykiem do Triestu nad Adriatykiem zapadła żelazna kurtyna dzieląc nasz Kontynent. Poza tą linią pozostały stolice tego, co dawniej było Europą Środkową i Wschodnią. Warszawa, Berlin, Praga, Wiedeń, Budapeszt, Belgrad, Bukareszt i Sofia, wszystkie te miasta i wszyscy ich mieszkańcy leżą w czymś, co trzeba nazwać strefą sowiecką, są one wszystkie poddane, w takiej czy innej formie, wpływowi sowieckiemu, ale także - w wysokiej i rosnącej mierze - kontroli ze strony Moskwy".

Od tego czasu określenie "żelazna kurtyna" na stałe weszło do politycznego słownika świata, jako synonim przepaści ideologicznej i gospodarczej, dzielącej wolny Zachód od bloku państw zniewolenia sowieckiego. Minęło kilkadziesiąt lat i żelaznej kurtyny już nie ma.

 Nie mnie oceniać wspaniałość cywilizacji zachodniej i rzeczywiste wyniszczenie narodów bloku wschodniego. Jednak z biblijnego punktu widzenia nie mogę i nie podzielam poglądu, że za żelazną kurtyną nie można było prowadzić prawdziwie chrześcijańskiego życia.

 Odważę się nawet stwierdzić, że żelazna kurtyna bardzo przyczyniała się do rozwoju w sowieckich państwach prawdziwego chrześcijaństwa, powstrzymując lub spowalniając szereg negatywnych zjawisk społecznych płynących z Zachodu, a także, z uwagi na niemożliwość ucieczki od komunistycznych reperkusji i nacisków, pomagała uczniom Jezusa zachować swe szeregi w pokorze, czystości intencji i zależności od Boga.

 Ilość i liczebność ewangelicznych zborów na Ukrainie, Białorusi i Rumunii, czy np. stan duchowy zborów w Chinach, dobitnie pokazują, że gdy wierzącym robi się na świecie trudniej, to zbliżają się oni do Boga, zaczynają wzrastać duchowo i stają się silni w wierze.

Europejska Jesień Ludów, upadek muru berlińskiego i opadnięcie żelaznej kurtyny, tak powszechnie gloryfikowane nawet przez ludzi ewangelicznie wierzących, jak do tej pory wcale nie zaowocowało jednak duchowym przebudzeniem i rozwojem zborów. Nawiasem mówiąc – o ile mnie pamięć nie myli – największy rozwój liczebny zborów w Polsce nastąpił w okresie stanu wojennego ;)

 Abstrahując więc od żelaznej kurtyny sensu stricto, trawestując słowa Churchilla, chciałoby się rzecz: Niechby Warszawa, Berlin, Praga, Wiedeń, Budapeszt, Belgrad, Bukareszt i Sofia, wszystkie te miasta i wszyscy ich mieszkańcy znaleźli się w czymś, co można by nazwać strefą wiary. Niechby w całej Europie przywrócona została linia demarkacyjna oddzielająca Kościół od świata!

 Nie chodźcie w obcym jarzmie z niewiernymi; bo co ma wspólnego sprawiedliwość z nieprawością albo jakaż społeczność między światłością a ciemnością? Albo jaka zgoda między Chrystusem a Belialem, albo co za dział ma wierzący z niewierzącym? Jakiż układ między świątynią Bożą a bałwanami? Myśmy bowiem świątynią Boga żywego, jak powiedział Bóg: Zamieszkam w nich i będę się przechadzał pośród nich, i będę Bogiem ich, a oni będą ludem moim. Dlatego wyjdźcie spośród nich i odłączcie się, mówi Pan, i nieczystego się nie dotykajcie; a ja przyjmę was i będę wam Ojcem, a wy będziecie mi synami i córkami, mówi Pan Wszechmogący [2Ko 6,14–18].

 Dzisiejsze wspomnienie wygłoszonego 5 marca przemówienia Churchila o żelaznej kurtynie obudziło we mnie niepokój, że podobnej kurtyny, tyle że w sensie duchowym, już prawie nie dostrzegam między Kościołem a światem.

Powiem więcej: Może i zasługuje na  podziw ten, kto przyczynił się do upadku muru berlińskiego, lecz kto przyczynia się do zacierania granicy pomiędzy Kościołem a światem, kto w szeregi chrześcijan zasiewa zgorszenie, ten niech wie, że czeka go sąd Boży, a nie nagroda. Bowiem tę kurtynę zawiesił sam Bóg i nie wolno jej usuwać.

19 komentarzy:

  1. Jestem autentycznie zszokowany tym wpisem - przerażony i bezradny w obliczu takiej retoryki...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem pokoleniem bardziej "wolnej", niż "zniewolonej" Polski, i nie mam porównania. Ale z opowieści rodziców, przyjaciół i starszych, wierzących osób wyciągam bardzo podobne wnioski jak autor. Pozostaje tylko walczyć dzisiaj o to, żeby nie dać się wciągnąć tej zniewalającej "wolności" i żyć z Bogiem Jego wolnością. Życzę tego wszystkim a sobie najbardziej.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do PRL i czasów "żelaznej kurtyny" nie będę się wypowiadać, bo urodziłam się już po jej zburzeniu. Ale wiem jedno, w dzisiejszych czasach jest bardzo wiele pokus i nie zawsze jest to takie łatwe obronić się przed nimi. A co gorsza, te pokusy i sposoby ich zaspokojenia stały się dość łatwo dostępne i stosunkowo tanie. Może właśnie z drugiej strony teraz jest lepsza możliwość rozwoju prawdziwej, głębokiej wiary? Bo to w sumie żaden problem, gdy nie ma żadnych pokus. A gdy one istnieją i jest ich dużo? Dla mnie osobiście wzorem są chrześcijanie z I wieku, którzy przecież żyli w świecie co najmniej tak samo zepsutym pod względem moralnym jak nasz dzisiejszy. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. http://www.youtube.com/watch?v=EXa_6EKn-DI

    Paul Washer w powyższym fragmencie kazania wskazał na to, jak łatwo było żyć dla Chrystusa na misji w Peru, a jak trudno żyć dla Pana w USA. W Peru jest się codziennie całkowicie uzależnionym od Bożej łaski, Bożej pomocy. W USA wszystko (bogactwo, przepych, wygoda) odciąga wierzących od Jezusa...

    Wszystkie świadectwa, jakie czytałem o wierzących w komunistycznej Rumunii, czy Chinach, potwierdzają moim zdaniem rozumowanie brata Mariana i zasadność takiego wpisu na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  5. To bardzo otrzeźwiający wpis...
    Czy w miarę jak dzień przyjścia Pana będzie się przybliżał, będziemy obserwować coraz większy rozwój Królestwa Bożego na ziemi i coraz wspanialszy rozkwit Kościoła czy może coś wręcz odwrotnego? Właściwa odpowiedź na to pytanie może okazać się kluczem do ostatecznego (właściwego)rozstrzygnięcia dla każdego z nas.
    Przyszły takie czasy, że to co dla jednych jest budujące , dla innych przerażające. W zborach tej samej denominacji to co dla jednych jest czarne dla drugich białe. Tym bardziej czuję się przynaglony żeby mocniej teraz studiować Biblię. Zna Pan tych którzy są jego - więc w końcu wszystko się wyjaśni. Może nawet prędzej niż nam się zdaje...
    A może po prostu Marianie, ta kurtyna jest w dalszym ciągu nienaruszona tyle że zmieniła swoje umiejscowienie? Kiedyś znajdowała się na granicy Kościoła a teraz biegnie w samym jego środku?

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy w miarę jak dzień przyjścia Pana będzie się przybliżał, będziemy obserwować coraz większy rozwój Królestwa Bożego na ziemi i coraz wspanialszy rozkwit Kościoła czy może coś wręcz odwrotnego?

    Coś wręcz odwrotnego!:"Tylko, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi,gdy przyjdzie?"Łuk.18:8

    OdpowiedzUsuń
  7. A propos ostatniego komentarza: Mam przekonanie, że Kościół czasów ostatecznych będzie jednocześnie chwalebny *i* poddawany uciskom. Jednocześnie zwycięski na sposób Boży *i* przegrany w oczach ludzi? Mnie się właśnie taki obraz rysuje z lektury całego Nowego Testamentu, a nie tylko wersetów, które pasują do z góry założonej tezy :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Powinnismy sie kierować własnym przekonaniem czy Słowem Bożym?

    OdpowiedzUsuń
  9. Przepraszam że na blogu Mariana piszę do Harrego:
    Harry - mam nadzieje że nikogo nie uczysz rozumienia Słowa Bożego....

    OdpowiedzUsuń
  10. @Bogdan - uważam, że powinniśmy kierować się całością Słowa Bożego, a nie własną interpretacją wybranych cytatów. Moje przekonanie wynika właśnie z takiego całościowego spojrzenia na biblijną prawdę :).

    @Darek - płonne nadzieje ;). Myślę, że wszyscy powinniśmy się uczyć zdejmować nasze historyczne / denominacyjne okulary tego "jak nas uczono jak byliśmy młodymi chrześcijanami", niejednokrotnie kilkadziesiąt lat temu. Wtedy przykładowo ja nie słyszałem o różnicy między Ewangelią pokuty a Ewangelią o Królestwie Bożym, a przecież - tu się zapewne zgodzimy - różnica jest olbrzymia :).

    Różne dekady życia Kościoła siłą rzeczy kładą nacisk na różne prawdy Słowa i nie ma nic w tym złego, grunt - moim zdaniem - w tym, aby się nie okopywać i nie uznawać, że moje interpretacje na dany temat są jedynymi możliwymi. A tak czasem rozumiem wpisy pastora Mariana, którego znam osobiście od lat i niesłychanie cenię, choć w większości tematów kompletnie się z nim różnię w opinii :).

    OdpowiedzUsuń
  11. Jest dzisiaj takie podejście relatywistyczne wśród chrześcijan: każdy ma swój punkt widzenia, który zależy od punktu siedzenia i trzeba spojrzeć na sprawę z wszelkich możliwych stron. A z wielu nauk, które z tego wynikną wybierz sobie tę "prawdę", która ci najbardziej odpowiada - wg twojego przekonania.
    Sorry, ale nie biorę udziału w takich praktykach... ani rozmowach.

    OdpowiedzUsuń
  12. Bogdanie, zupełnie nie mówię o relatywiźmie, tylko o pełnym obrazie biblijnej prawdy. Jednocześnie szanuję Twoje prawo do niekontynuowania rozmowy na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
  13. "Pełny obraz biblijnej prawdy" - już o dwa słowa za dużo. Własnie taki nadmiar słów, otwierających pola do coraz to nowych interpretacji i polemik o niczym najlepiej charakteryzuje takie własnie dyskusje. Jakoś tak się dziwnie zdarza, że w takim doszukiwaniu się "pełnego obrazu" bardzo rzadko używane jest imię Naszego Pana Jazusa Chrystusa. Symptomatyczne?

    OdpowiedzUsuń
  14. Harry, tak choć trochę zastanów się nad swoim pierwszym wpisem...
    Tak pomyśl czy jest ktoś kto może ciebie wyprowadzić z "autentycznego szoku... przerażenia... i bezradności..." udaj się do niego i niech ciebie ratuje... chyba że to jest taka "ciekawa" twoja retoryka, a i jeszcze - trochę wyżej o tym piszesz - jak można kogoś "niesłuchanie cenić i jednocześnie kompletnie się z różnić w opiniach" - chyba w całym podejściu i rozumieniu Słowa...

    OdpowiedzUsuń
  15. @Jarku - podam przykład pełnego obrazu biblijnej prawdy, żebyśmy się lepiej rozumieli:

    Prawda (niepełna): jestem grzesznikiem
    Prawda (pełna, zgodna z Biblią): jestem grzesznikiem odkupionym przez Jezusa

    Zgodzimy się, że jest różnica i nie wynika ona z relatywności tylko z dostępności i prezentacji *wszystkich* faktów? :)

    @Darek - dzięki za dobre słowo, też się przeraziłem rozmiarami moich emocji, ale jakoś - od lat - daję radę. Jak możesz, wspomnij mnie w modlitwie, żebym był odważniejszy i mniej się szokował.

    A co do autora bloga: oddzielam szacunek dla osoby i warsztatu kaznodziejskiego (na którym w dużym stopniu się kaznodziejsko wychowałem, jeśli mogę tak powiedzieć) od tego, że w wielu kwestiach po prostu zupełnie inaczej widzimy sprawy, o których m.in. tutaj dyskutujemy. Jest to całkowicie wykonalne :).

    OdpowiedzUsuń
  16. @Harry - "Żebyśmy się lepiej rozumieli"-do tego konieczne jest uważne czytanie tego, do czego się odnosimy. Inaczej trudno o dobre rozumienie się. Ale przecież nie o jakieś osobiste pogaduchy tu idzie. Tak naprawdę istotna jest róźnica w podejściu do Prawdy. Albo uznajemy, że Słowo Boże jest niezmienne, albo, że dopuszczamy jako oczywiste i godne pochwały wręcz, że z czasem zmienia się Jego interpretacja. Przy okazji dzielimy każdy włos na czworo i dywagujemy nad możliwymi interpretacjami wersetów, których wymowa jest oczywista. Ja nazywam to relatywizmem i postawą antybiblijną. Ot i wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  17. @Jarku, cenię sobie wymianę zdań na poziomie, ale nie będę naciskał na kontynuację akurat tej :). Ostatnie zdanie zatem: zgadzam się z Tobą, że Słowo Boże jest niezmienne. Uważam jednak - i tu zapewne się różnimy - że w wielu kwestiach nie jest aż tak jednoznaczne, jak być może przyzwyczailiśmy się uważać.

    Posłużę się jeszcze jednym przykładem biblijnym: choć zapewne wszyscy zgadzamy się z koniecznością pokuty przy nawróceniu, w przypowieści o synu marnotrawnym, jego ojciec przyjmuje go do siebie bez jakiejkolwiek formy pokuty ze strony syna, za wyjątkiem wewnętrznej skruchy. Dziwne, niejednoznaczne, a jednak znalazło się w jednej z najbardziej znanych przypowieści Jezusa.

    Ode mnie - wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  18. Też nie widzę potrzeby kontynuacji tej dyskusji. Chcę tylko zauważyć, że syn wyznał ze skruchą swoje grzechy i nie była to wyłącznie wewnętrzna skrucha. Zresztą nawet gdyby była wewnętrzna, nie wyrażona słowami wystarczyłoby to, bo ojcie, utożsamiający przecież Ojca Wszechwiedzącego, znającego serca, widziałby to i uznałby za wystarczającą formę pokuty. Przecież nawet nie dał synowi dokończyć przygotowanej pewnie zawczasu mowy pokutnej. I jak widać znowu nie zgadzamy się co do rzekomej niejednoznaczności biblijnych tekstów. Akurat podałeś przykład, co do którego nie ma chyba żadnych kontrowersji (chyba że szukać ich na siłę, o czym zresztą pisałem wcześniej).

    OdpowiedzUsuń
  19. Harry napisał: "Mam przekonanie, że Kościół czasów ostatecznych będzie jednocześnie chwalebny *i* poddawany uciskom. Jednocześnie zwycięski na sposób Boży *i* przegrany w oczach ludzi?"
    Skąd bierzesz to przekonanie? Czy z Twoich słów wynika więc , że jesteś przekonany iż obecny Kościół nie jest Kościołem czasów ostatecznych? Jesteś więc przekonany że zanim znajdziemy się w powietrzu z przychodzącym po nas Chrystusem wpierw musimy ujrzeć fazę wejścia Kościoła w fazę Kościoła czasów ostatecznych?
    Zwróciłem ostatnio uwagę, że z 1Tym.4,1 i2Tym.3,1 Dz.20,29 wynikałoby, że Paweł nie spodziewał się przyjścia Chrystusa w każdej chwili. Obiegowe przekonanie mówi, że chrześcijanie 1 wieku spodziewali się że Jezus przyjdzie niedługo i ich zabierze. Tymczasem bliższa lektura NT uświadamia że wiedzieli , że zanim to nastąpi mają być Jego świadkami aż po krańce świata - a to przecież musiało zająć wiele lat...
    Wydaje się jednak, że po 20 wiekach trudno mieć pewność , że Kościół nie dotarł jeszcze na krańce świata ze swoim poselstwem...
    Skąd więc przekonanie , że Kościół przed przyjściem Chrystusa będzie jeszcze bardziej chwalebny niż jest dzisiaj? Co takiego ma się jeszcze wydarzyć co nie miało już miejsca w przeszłości? Gdy czytam historię Kościoła i biografie znanych chrześcijan z poprzednich epok to jestem pod wielkim wrażeniem ich pobożności, odwagi, wytrwałości... Czy więc możemy mieć jeszcze jakąkolwiek inną pewność co do przyszłości Kościoła jak tylko tą że Chrystus może przyjść w każdej chwili a w związku z tym trzeba się starać zeby nas zastał czyniącymi swoją wolę , robiącymi to co prawdziwy Kościół zawsze robił?

    OdpowiedzUsuń