05 grudnia, 2011

Alchemia niejednej legendy

Pomnik Bohatera Narodu
Dziś wspomnienie wydarzenia prowokującego mnie do chwili refleksji nad narodzinami i rozwojem niejednej legendy. Chodzi o tajemnicze zaginięcie u wybrzeży Florydy eskadry amerykańskich samolotów torpedowo–bojowych. Ów sławetny "Lot 19" miał miejsce 5 grudnia 1945 roku. Pięć sprawdzonych w Bitwie o Midway amerykańskich Mścicieli [ang. Avenger] wyleciało z fortu Lauderdale na Florydzie, w celu odbycia rutynowego patrolu. W pewnym momencie dowódca eskadry poinformował lotnisko, że stracił orientację, gdzie się znajdują i ... tyle. Wszelki słuch po nich zaginął.

 Dało to początek legendzie o tzw. Trójkącie Bermudzkim. Chodzi o obszar wodny pomiędzy Miami, Puerto Rico i Bermudami, bardzo uczęszczany, na którym z niewyjaśnionych przyczyn giną ludzie, statki i samoloty. Do dziś rozbudza to wyobraźnię i owocuje niestworzonymi historiami, a najprawdopodobniej od czasu do czasu dochodzi tam do niespodziewanej erupcji dużych ilości metanu z podwodnych złóż, co uśmierca ludzi, ale także może doprowadzić do zatonięcia statku bądź utraty sterowności przez samolot.

 Ten przykład pokazuje, jak rodzi się i czym zazwyczaj karmi się legenda. Garść informacji koniecznie sensacyjnych, dostatecznie tajemniczych, niezbyt sprawdzalnych, ale za to należycie udramatyzowanych i zręby legendy gotowe! Potem już wystarczy, żeby tylko od czasu do czasu dorzucić jakiś nowy szczegół; wydarzenie lub skojarzenie i legenda żyje już własnym życiem, po latach nabierając znamion prawdy.

 Mamy więc legendarne sukcesy, zwycięstwa, akcje ratunkowe i wyczyny. Mamy legendarnych bohaterów, przywódców, wojowników, sportowców, policjantów, czy - jak w książce pt. "Sekretne życie motyli" - legendarnych taterników. Z daleka wyglądają imponująco. Z bliska, gdy wdać się w szczegóły, tracą swój czar i blask. Dlaczego? Bo nie zrodziły się z prawdy. Bo zbyt wiele tam rzeczy naciąganych.

 Tak czasem w kręgach chrześcijańskich rodzi się legenda niejednego sługi Bożego. Gruntem staje się tu odpowiednio udramatyzowana historia nawrócenia i przemyślany biogram. Tajemnica "mocnego" świadectwa polega na tym, że im gorsza przeszłość, tym lepsza trampolina do popularności. Nie powinno w nim zabraknąć opisu scen rodzinnych, jakiegoś "ukochanego" miejsca na ziemi i wzmianki o niezwykłym człowieku, ważnym dla kandydata do tytułu bohatera tworzonej autolegendy. Wskazane byłoby też przywołać trochę niezwykłych wydarzeń lub osiągnięć, najlepiej z jakimś tajemniczym więzieniem lub traumatycznym przeżyciem w tle.

 A biogram? Może być nawet krótki, ale koniecznie zawierający przynajmniej kilka egzotycznych nieco, bliżej nieopisanych przymiotników,  takich jak: doświadczony, namaszczony, dynamiczny, bezkompromisowy. Jeżeli zaś można go uzupełnić wzmianką o "wieloletniej" (bez podawania dat) tułaczce po dalekich polach misyjnych i niesieniu pomocy, to mamy wszystkie dane do rozwoju legendy o "niezwykłym mężu Bożym".

 Ze zjawiskiem sztucznego tworzenia legendy mężów Bożych w środowisku Wczesnego Kościoła zmierzył się kiedyś apostoł Paweł. Zasmucony tak łatwym i bezrozumnym zachwytem niektórych chrześcijan z Koryntu grupą przybyłych tam nauczycieli, którzy nie tylko głosili wątpliwe nauki, ale i drenowali ich kieszenie, zebrał się w końcu i nieco im przymówił.

 Najbardziej zaskakujące było to, że Koryntianie dali się nagle zauroczyć czymś, co od lat mieli na wyciągnięcie ręki, w osobie apostoła Pawła. Gloryfikujecie swoich nowych – jak to się modnie dziś mówi – mentorów i bohaterów służby, lecz uważam, że ja w niczym nie ustępuję tym arcyapostołom [2Ko 11,5] – napisał.

 Sługami Chrystusa są? Jako niespełna rozumu to mówię; daleko więcej ja, więcej pracowałem, częściej byłem w więzieniach, nad miarę byłem chłostany, często znajdowałem się w niebezpieczeństwie śmierci. Od Żydów otrzymałem pięć razy po czterdzieści uderzeń bez jednego, trzy razy byłem chłostany, raz ukamienowany, trzy razy rozbił się ze mną okręt, dzień i noc spędziłem w głębinie morskiej. Byłem często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od rodaków, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustyni, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach między fałszywymi braćmi. W trudzie i znoju, często w niedosypianiu, w głodzie i pragnieniu, często w postach, w zimie i nagości. Pomijając te sprawy zewnętrzne, pozostaje codzienne nachodzenie mnie, troska o wszystkie zbory [2Ko 11,23-28].

Wystarczyłoby tego na stworzenie dziesiątek dzisiejszych "legend" narodu czy Kościoła, a proszę zauważyć, że Paweł tylko raz tak się wypowiedział, i to w trosce o otumanione umysły wierzących Koryntian.

 Ludzie lubią legendy i nic na świecie tego nie zmieni. Jedyne, co możemy zrobić, to zadbać, aby wokół nas samych nie tworzono żadnego nimbu wyjątkowości. Taki przykład zostawił nam Jezus Chrystus i Jego apostołowie. Jak wiemy z Biblii, ani nie nakręcali innych do opowiadania o nich podkolorowanych historyjek, ani sami tego nie robili. Gdyż oznajmiliśmy wam moc i powtórne przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa, nie opierając się na zręcznie zmyślonych baśniach, lecz jako naoczni świadkowie jego wielkości [2Pt 1,16]. Zero fantastyki.

 Bo jeśli nawet zechcę się chlubić, nie będzie to przechwałka głupiego, bo prawdą będzie to, co powiem; lecz wstrzymuję się, aby ktoś nie myślał o mnie więcej nad to, co u mnie widzi lub co ode mnie słyszy [2Ko 12,6].

 Legenda o Trójkącie Bermudzkim ma się już do tego, jak piernik do wiatraka, ale tak mi dziś jakoś to na koniec wyszło J.

1 komentarz:

  1. natrudniejsza jest żmudna praca z ludżmi w zborze , codzienne karmienie , napominanie, opatrywanie , kochanie , znoszenie itd.

    OdpowiedzUsuń