W komentarzach o zmarłej przedwczoraj Violetcie Villas przewija się smutny wątek o izolowaniu jej w polskim środowisku artystycznym. Zasadniczo, niby wszyscy uznawali jej wielkość, niby nikt nic do niej nie miał, ale wciąż napotykała tu na jakiś dziwny mur. Dlaczego?
Wiadomo, że Violetta Villas w latach swej artystycznej świetności dysponowała niezwykłymi możliwościami wokalnymi. Posiadała głos o rozszerzonej skali 5 oktaw, pozwalający jej na śpiewanie barytonem, tenorem, altem, mezzosopranem oraz sopranem, co stanowi ewenement głosowy w skali światowej. Czemu więc przez lata nie korzystaliśmy w pełni z jej talentu?
Ogólnie rzecz biorąc, osoby o wybitnych uzdolnieniach nie mają łatwego życia pośród artystów nieco niższego lotu. Ogniskujący się na wielkim talencie zachwyt tłumów, staje się kością w gardle przeciętniaków. Z oczywistych względów nie mogą oni jawnie skrytykować i odrzucić kogoś, kto przewyższa ich o klasę. Kto jednak może im nakazać, żeby zawsze brali go pod uwagę i zapraszali go do swego grona? Każdemu przecież zdarza się "zagapić" i o kimś takim, jakby niechcący, zapomnieć, a może nawet potajemnie zrobić coś, co wyeliminowałoby go z gry.
Taką postawę dobrze widać w świetle Biblii. Księga Genesis kreśli nam sielankowy obraz rodziny Jakuba, w której jeden z synów zaczął wyrastać ponad przeciętność pozostałych. Jak reagowali na to jego bliscy? Ucieszyli się i udzielili mu poparcia? Oddajmy głos samej Biblii:
Pewnego razu miał Józef sen i opowiedział go braciom swoim, oni zaś jeszcze bardziej go znienawidzili. Powiedział im bowiem: Słuchajcie, proszę, tego snu, który mi się śnił: Oto wiązaliśmy snopy na polu; wtem snop mój podniósł się i stanął, a wasze snopy otoczyły go i pokłoniły się mojemu snopowi. Rzekli do niego bracia: Czy chciałbyś naprawdę królować nad nami? Czy chciałbyś naprawdę nami rządzić? I jeszcze bardziej znienawidzili go z powodu snów i słów jego [1Mo 37,5–8].
Pierwszy męczennik Kościoła, Szczepan, przywołując w natchnieniu Ducha ten obraz po latach, nie miał żadnych wątpliwości, czym kierowali się bracia Józefa: A patriarchowie, zazdroszcząc Józefowi, sprzedali go do Egiptu, ale Bóg był z nim [Dz 7,9].
Najdobitniej widać to na przykładzie duchowych przywódców Izraela. Gdy na scenie pojawił się Jezus z Nazaretu i zaczął przyciągać uwagę tłumów, arcykapłani, uczeni w Piśmie i faryzeusze zaczęli snuć potajemne plany wyeliminowania go z przestrzeni publicznej. Nawet Piłat zorientował się w rzeczywistych powodach ich niechęci do niego i wprowadził ich w ślepą uliczką wyboru Barabasza. Wcale nie zdziwił się, że zrobili wbrew zasadom zdrowego rozsądku i odrzucili Jezusa. Wiedział bowiem, że z zawiści go wydali [Mt 27,18].
Violetta Villas miała wybitny głos, ale nie było dla niej miejsca w środowisku, bo nie dawała się ugłaskać. Mogła o wiele więcej wnieść i bardzo ubogacić polską scenę muzyczną, a tymczasem przez całe lata pozostawała niedoceniona i jakby zapomniana. Ktoś powie: Sama sobie na to zasłużyła. Czy aby na pewno?
W środowisku artystycznym do takiego zjawiska dochodzi stosunkowo bardzo rzadko, bo sporo w nim ludzi o wielkim sercu, wrażliwych na prawdziwy talent i dających się nim zauroczyć. Gorzej bywa w innych kręgach zawodowych. Jakże często zawiść bierze w nich górę nad zdroworozsądkowym skorzystaniem z uzdolnień człowieka, który się tam pojawia. Niestety, klika graczy z kategorii "bmw" (biernych, miernych, ale wiernych), zakulisowymi sztuczkami skutecznie spycha go na ławkę rezerwową. Mają w swoim gronie ludzi naprawdę utalentowanych, ale nie dopuszczają ich do głosu.
Nasuwa mi się tu biblijny obraz dziwnego miasteczka. Było małe miasto i niewielu w nim mieszkańców. Wyruszył przeciwko niemu wielki król, obległ je i wystawił przeciw niemu potężne machiny oblężnicze. A znajdował się w nim pewien ubogi mędrzec; ten mógłby był wyratować to miasto swoją mądrością. Lecz nikt nie wspomniał owego ubogiego męża [Prz 9,14–15].
Śmierć Violetty Villas stawia polskie środowisko artystyczne przed niewygodną koniecznością wyjaśnienia, jak mogło dojść do czegoś takiego, że artystka wielkiego kalibru żyła tu ostatnio w biedzie i umarła w zapomnieniu? Czy jesteśmy pewni, że sama sobie zgotowała ten los?
A jak jest w środowiskach kościelnych? Czy przypadkiem i w tych kręgach nie ma ludzi zdolnych i wybitnych, ale z jakiegoś powodu przekierowanych na bocznicę, sprytnie zepchniętych na margines i jakby zapomnianych? Czy i tutaj z powodu małych i zawistnych serc nie zdarza się, że jesteśmy skazani na miernotę, podczas gdy moglibyśmy o wiele bardziej budować się duchowo i rozwijać?
Niechby smutny los Pani Villas dał nam wszystkim do myślenia.
Nie wiem dlaczego, ale termin klika ''bmw'' - bierni, mierni ale zawsze wierni, kojarzy mi się wyłącznie ze środowiskami kościelnymi :-)
OdpowiedzUsuńWiele w tym racji!
OdpowiedzUsuńTo prawda, sam tego doświadczam jak człowiek jest niewygodny dla innych, jeśli ma inne poznanie od tego co zostało zaakceptowane przez ogół.
OdpowiedzUsuńW odniesieniu do środowisk ewangelikalnych, gdy zdarzają się podobne sytuacje, byłbym raczej daleki od przypisywania komuś zawiści. Wydaje mi się że Pastorzy i Starsi cechują się raczej lenistwem i wygodnictwem - pozwalają na autopromocję osób, którzy do tego wykazują wrodzone tendencje. Po co zachęcać innych, wydzwaniać do nich, pisać maile, nakłaniać, a nawet przymuszać do służby, jeżeli można skorzystać z tych "zawsze gotowych", "gorliwych" "chętnych", "zaangażowanych", którzy potrafią sami zadziałać. Pani VV najprawdopodobniej nie miała managera, który wypromowałby ją w świecie artystycznym. Takiego opiekuna nie miał też cytowany ubogi mędrzec. Dobrze, że takich opiekunów mieli bohaterowie, pozbawieni zdolności do autopromocji, za to przydatni w służbie i budowaniu innych: Mojżesz, Jeremiasz (w sobie samego Pana), Tymoteusz, Tytus, Filemon (w osobie Pawła). Pastorzy i Starsi Zborów nie powinni zaniedbywać takiego "mecenatu". Szkoda, że rzeczywistość jest inna..
OdpowiedzUsuńA, a komentarze będą pewnie z boku pisane. Heh! A ja się zastanawiam, czy ja sam nie odsuwam od siebie kogoś bo boję się, że lepszy ode mnie, że mnie zaćmi, że przy nim zgasnę. Tak łatwo powiedzieć "środowisko." A ja? A Ty?
OdpowiedzUsuńA ja skomentuję bardziej od strony jednocześnie ziemskiej i duchowej... Choć wiem, że dla wielu osób mój komentarz będzie niepoprawny politycznie, za co z góry przepraszam :)
OdpowiedzUsuńCzy ktoś z Was wie, jak religijna była pani Villas? Że miała prywatne "objawienia maryjne", że rozmawiała z rzekomą Marią? Są na to dwa wytłumaczenia: albo był to wynik choroby psychicznej pani Villas (zbierała maniakalnie zwierzęta, co nazywa się animal hoardingiem i jest już uznane przez psychiatrów za zaburzenie psychiczne połączone z depresją), albo demoniczne zwiedzenie, takie same jak w Fatimie czy Lourdes - albo jedno i drugie, jedno drugiemu nie przeczy.
Co do śledztwa w sprawie jej śmierci, to dodam tylko, że codziennie w Polsce ze względu na wiek i różne choroby umierają dziesiątki ludzi. I poza rodziną, ewentualnie jeszcze niektórymi duchownymi i lekarzami nikogo to nie obchodzi.
Pozdrawiam serdecznie.
Liam - lepszych od siebie należy się radzić, a nie bać, wtedy zobaczysz dobre efekty. Rywalizacja to cielesna porządliwość, to musi w nas umrzeć.
OdpowiedzUsuńHm....kobieta to raczej tenorem ani barytonem niczego nie zaśpiewa. Co najwyżej kontraltem...5 oktaw? Myślałam, że 4. Kontralty mają trochę ponad 3, a to już jest baaardzo dużo, o 5 oktawowych śpiewaczkach to ja nigdzie nie słyszałam. Villas dysponowała skalą od C3 do A7 (4 oktawy, 4 tony i półton). Była sopranem koloraturowym o rozszerzonej skali. Ot, taka tam techniczna uwaga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.