Jeden z Czytelników zapytał mnie o zdanie na temat MLM (ang. Multi Level Marketing) czyli po naszemu marketing wielopoziomowy lub po prostu marketing sieciowy. Ktoś zaproponował mu wejście w ten biznes i zastanawia się, czy metoda tzw. sprzedaży bezpośredniej, to dla chrześcijanina dobry sposób zarabiania na życie? Jakiej rady należałoby mu udzielić?
Sprawa nie jest nowa. Mieliśmy swego czasu wielki bum marketingu sieciowego, gdy na polskim rynku pojawiła się firma Amway z pokusami wspaniałych zarobków. Jej uwodzicielskie metody rekrutacji, szkolenia i motywowania sprzedawców okazały się na tyle wątpliwe etycznie, a nawet szkodliwe dla ludzkiej psychiki, że zaczęły trafiać do sądu.
Sprzedaż bezpośrednia może dobrze funkcjonować tylko wówczas, gdy wciągnięte w nią osoby mają możliwość stałych kontaktów, szerszych niż tylko krewni i sąsiedzi. Idealnym więc dla marketingu sieciowego jest środowisko kościelne, zwłaszcza, jeżeli ktoś pełni w nim posługę wykraczającą poza zasięg lokalnej wspólnoty.
Z tej prostej przyczyny nieraz może się nam zdarzyć zaproszenie na kawę lub obiad po niedzielnym nabożeństwie z udziałem gościa odwiedzającego zbór, gdy jakby ni stąd, ni zowąd, ów gość zaczyna opowiadać o niezwykłych walorach jakiegoś produktu. Mało tego, okazuje się, że ma ze sobą w walizce takie cudo, a wziął je, bo jakżeby braciom i siostrom w Panu nie miał stworzyć możliwości nabycia takiego dobrodziejstwa?
Powiem tak: Nie obchodzi mnie to, co ludzie robią w innych kręgach i jak w nich patrzą na sprawę sprzedaży bezpośredniej. Mają prawo robić w swoim gronie, co imi się podoba. Skupiam się za to bardzo na środowisku wspólnoty kościelnej i pragnę stać na straży jej wyjątkowego, biblijnego charakteru. Chrześcijański zbór to absolutnie szczególny krąg ludzi, z definicji bezinteresownych, serdecznych i pomocnych.
Kto trafia do zboru, ma prawo czuć się tu bezpieczny i nie zagrożony jakimkolwiek wykorzystaniem. Wspólnota chrześcijańska jest tak wspaniałą enklawą na tym świecie, że powinniśmy jej strzec jak oka w głowie, zwłaszcza przed ludźmi, którzy chcieliby się nią posługiwać dla osiągnięcia jakiegoś zysku. Duch komercji opanował już dostatecznie dużo relacji międzyludzkich. Zbór ma pozostać od tego wolny!
Nie można przymykać oczu na to, że ktoś zaprasza nowo nawróconego brata lub siostrę na kawę, w domyśle - żeby pocieszyć się wzajemną społecznością i doznać duchowego zbudowania, a tam wyciąga potem jakieś kremy czy ustrojstwa, z wypiekami na twarzy o nich (zamiast o Panu Jezusie) godzinę opowiada i proponuje mu ich nabycie, oczywiście, na bardzo korzystnych warunkach.
Staram się zrozumieć ludzi, którzy chcą jakoś zarobić na życie, dali się wciągnąć w marketing sieciowy i teraz próbują wykorzystać każdy możliwy kontakt, by sprzedać to, co mają w zanadrzu. Nie mogę jednak się zgodzić na wykorzystywanie do tego społeczności ludu Bożego. Oburzam się na taką myśl, zwłaszcza, gdy coś takiego poważa się robić osoba jeżdżąca po zborach z posługą duchową. Paście trzodę Bożą, która jest między wami, nie z przymusu, lecz ochotnie, po Bożemu, nie dla brzydkiego zysku, lecz z oddaniem [1Pt 5,2] – napomina nas Słowo Boże.
Kto musi i chce w ten sposób zarabiać na życie, niech robi to na bazie innych, pozazborowych kontaktów. Chcę mieć pewność, że członkowie naszego zboru będą przy kawie relaksować się i budować w społeczności z braćmi i siostrami, a nie będą nagabywani do kupowania czegoś, czego wcześniej nie planowali. Zwłaszcza w Dniu Pańskim powinniśmy postawić temu tamę. A jeśli poganie tej ziemi będą wystawiali na sprzedaż towary, i różnorodne zboże w dzień sabatu, nie będziemy go od nich kupować w sabat lub w dzień święta [Neh 10,32].
Marketing wielopoziomowy istnieć będzie i po obydwu stronach zawsze znajdzie swoich amatorów. Nie życzę mu źle. Przestrzegam jednak ludzi wierzących przed wprowadzaniem i uprawianiem go w obrębie chrześcijańskiego zboru, zważając, że zbór jest cząstką Ciała Chrystusowego.
"Kto musi i chce w ten sposób zarabiać na życie, niech robi to na bazie innych, pozazborowych kontaktów"
OdpowiedzUsuńA to uważasz za moralne? Bo dla mnie, z całym szacunkiem, to brzmi trochę jak umycie rąk Piłata: nie jestem za to zło odpowiedzialny. No dobrze, może osobiście nie jesteś, ja też pewnie nie. Ale czy to wystarczy?
Mnie akurat starczyło poczucia zdrowego rozsądku, choć zostałem poddany próbie takiej inwigilacji jako bardzo młody człowiek. W dodatku inwigilatorem była moja była nauczycielka i wychowawczyni, a zatem autorytet. Bogu dziękuję, za łaskę zdrowego rozsądku wtedy.
Ale teraz sam mam syna w podobnym wieku jak byłem w tamtym momencie. I jakoś bardziej mi to poczucie odpowiedzialności ciąży, nie wiedzieć czemu.
Czy Ty w ogóle bierzesz pod uwagę, że to nie jest tylko jakieś tam promowanie kremu, który komuś tam się spodobał, ale przewartościowanie całego ludzkiego życia? Traktowanie wszystkich możliwych relacji jako potencjalne źródło dochodu? Masz świadomość, że to zło zatacza kręgi o wiele szersze, niż tylko jedno środowisko, obojętne, czy to nasze stanowisko pracy, czy zbór?
"Nie życzę mu źle," piszesz. Ciekawym, jak będziesz mu życzył, kiedy okaże się, że Twój syn ma wokół siebie tylko potencjalnych klientów, zamiast przyjaciół... :(
Dziekuję, Liam, za Twój głos. Nieraz miałem wrażenie, że tylko nieliczni oceniają to zjawisko tak krytycznie, jak ja. Twój komentarz przekonuje mnie, że jest nas więcej, niż sądziłem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo co pisze Liam jest 100% prawdą. Każdy znany mi system sprzedaży bezpośredniej jest większą lub mniejszą formą naciągania potencjalnego klienta, a w niektórych przypadkach nawet rodzajem świadomego kryptooszustwa.
OdpowiedzUsuńPrawie każda firma zajmująca się sprzedażą bezpośrednią, aby pozyskać nowych ''kontrahentów'' posiłkuje się wyrafinowanymi socjotechnikami które bardzo często wywracają im całe życie do góry nogami lub skutecznie pozbawiają rozumu i możliwości logicznej analizy rzeczywistości. Stoi za tym zawsze odwieczne diabelskie kłamstwo mówiące że BĘDZIESZ WIELKI I BOGATY, opakowane w psychologiczne sztuczki wyjęte żywcem z filozofii New Age.
Na początku mojej drogi za Panem, osobiście o mały włos nie upadłem i nie wróciłem do świata, gdy pewnego razu zorientowałem się, że poważny pastor dużego zboru zielonoświątkowego zaangażowany jest w sprzedaż amłejowej wersji szczęścia w swoim zborze.
W świetle Słowa Bożego, nie jest to w żaden sposób duchowo obojętne, gdyż jest to akceptacja oferty i filozofii przeciwnika, która mówi że MIEĆ ZNACZY BYĆ. Sprzedaż bezpośrednia to nie jest handel ale religia oparta na wierze w to czego nie widzimy ale czego się spodziewamy, to klasyczny zbór świadomy celu - to te same obietnice, te same zasady, te same szkolenia, tylko trochę inny asortyment.
Powiedzmy sobie szczerze: całe chrześcijaństwo opira się na "marketingu sieciowym"!!
OdpowiedzUsuń- Poznałeś Jezusa? Nawróciłeś sie? Opowiedz o tym innym! Dobra Nowina dla każdego!!
I tak zaczyna sie ewangelizacja: przyjdź do Jezusa, oddaj Mu swoje życie, zbawienie jest darmo, z łaski, nie zapracujesz na nie(uczynkami) ani "zdrowaśkami" za dusze w czyśćcu...
Twoje życie się zmieni!!! Wszystko będzie cudowne, piękne i zyskasz życie wieczne.
I człowiek przychodzi, zachęcony "reklamą" nowego, szczęśliwego życia.
A potem przychodzi codzienność i zamiast szczęśliwego życia, problemy, troski, zmartwienia, dodatkowo coniedzielne kazania: jesteś chrześcijaninem! musisz teraz to...i tamto... i nie wolno ci tego...nie powinieneś tamtego itp.
I co?
Amway w wydaniu zborowym :-)
Podzielam twoje zdanie Marianie, ważny tekst.
OdpowiedzUsuńNie wiem Gedeonsie czy ta diagnoza wynika z Twoich osobistych doświadczeń czy z opowiadań - nie wiem też która wersja jest smutniejsza, ale też i źle świadcząca o chrześcijanach, z którymi miałeś (masz?) do czynienia.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem najważniejszym dla chrześcijanina problemem związanym z martketingiem sieciowym (czy "bezpośrednim") jest kłamstwo, wpisane w tę metodę. NIe ma żadnego produktu idealnego i jeżeli sprzedawca tak prezentuje cokolwiek to po prostu kłamie. A człowiek chcący funkcjonować w tym "biznesie" musi tak postępować. Będąc na studiach i pragnąc dorobić sobie otarłem się o jakąś firmę sprzedającą filtry do wody. NIe byłem jednak w stanie wyobrazić sobie siebie sprowadzonego do roli spotu reklamowego, przesyconego nieprawdą.
W jakimkolwiek środowisku takie postepowanie musi budzić nasze oburzenie a w kościele jest po prostu nie do pomyślenia.
Bracie Marianie! Kolejna celna uwaga, należycie poparta Słowem. Dziękuję, przyda się i mnie.
OdpowiedzUsuńZetknąłem się kiedyś z małym Zborem, w którym większość ludzi zajmowała się zawodowo samochodami (handel, naprawa). Niektórzy znikali krótko przed zakończeniem nabożeństwa, ponieważ trzeba było odwiedzić giełdę w pobliżu. Wracali na posiłek (a był w tym zborze wspólny posiłek co niedzielę), i przy jedzeniu temat inny niż motoryzacja był rzadkością.A pod względem ducha ubogo... ubogo...
Wiem też z doświadczenia, jakie oddziaływanie na Zbór ma taka sytuacja, w której część członków jest uwikłana we wspólny biznes. Oczywiście uczciwy, a pastor jest jednym z właścicieli firmy. Życzę im sukcesów!. Wszystko byłoby w porządku, ale do zboru, podczas wspólnego spędzania czasu, "przesączają" się inne sprawy, które nie powodują niczego dobrego: typowy dla biznesu stres, komentarze, rozumiane tylko przez cześć grupy i inne.
Myślę sobie: Jeżeli powyższe sprawy mają miejsce, to sprzedaż bezpośrednia, gdzie przecież "sprzedawca" chce prawie na siłę wcisnąć towar w ręce Zborowników i ściągnąć z nich pieniądze, zbierze o wiele gorsze żniwo. A jeżeli "wyskoczy" typowo konsumencki spór, niezadowolenie nabywcy, jakaś bezzasadna lub nieuznana reklamacja lub tp, to lepiej nawet nie myśleć, co może być konsekwencją. Nawet "rozwałka" Zboru wchodzi w grę.
Osobiście uważam, że w przypadku gdy mamy rzeczywiscie do czynienia z dobrym produktem lub dobrą usługą - normalną rzeczą jest to że zachęcamy innych do korzystania z tego, czego sami doświadczyliśmy.
OdpowiedzUsuńUważam też, że jesli zachęcę kogoś do korzystania z tego co dobre - nie robię nic złego. Nawet mogę powiedzieć, że odwaliłem kawał "dobrej roboty" dla producenta i powinien mnie w jakiś sposób wynagrodzić. I to właściwie czysta idea MLM. Jednak nie spotkałem człowieka, o którym mógłbym powiedzieć że MLM mu nie zaszkodził. Zło jednak nie leży w MLM a w czym innym: Korzeniem wszelkiego zła jest miłość pieniędzy; niektórzy, ulegając jej, zboczyli z drogi wiary i uwikłali się sami w przeróżne cierpienia. (1 List do Tymoteusza 6:10)
Problem leży w tym że najcześciej nie mamy do czynienia z dobrymi produktami a jedynie z obietnicami "kokosowych dochodów" jak wszystko dobrze pójdzie. Problem leży w tym że osoby zaangażowane w MLM nie są zachęcane do utrzymywania kontaktów z tymi, którzy są "nieprzydatni dla biznesu" a jedynie do nawiazywania nowych kontaktów z potencjalnymi uczestnikami biznesu. Problem leży w tym że osobom tym tłumaczy się że Bóg chciałby widzieć je bogatymi, jakby od ilosci pieniędzy zależało nasze szczescie lub zbawienie.
System MLM nie byłby zły, gdyby służył ludziom jako sposób na dorobienie do stałych dochodów lub nawet jako podstawowe lub jedyne źródło dochodów. W praktyce to jednak LUDZIE SŁUŻĄ SYSTEMOWI MLM i swój krąg znajomych ograniczają do ludzi "pozytywnych" z punktu widzenia MLM, czas wolny (jeśli jakikowiek czas wolny jeszcze pozostaje) wykorzystywany jest na budowanie systemu, plany i marzenia kształtowane są przez system.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSystemy MLM stosują zasady psychomanipulacji i stąd mogą być klasyfikowane jako destrukcyjne sekty wg modelu Hassana (zobacz http://apologetyka.com/sekty )
OdpowiedzUsuńAmway (a właściwie sposób pracy jego dystrybutorów) opierał się zawsze na kłamstwach i manipulacji tylko że nie każdy był w stanie to od razu dostrzec. Aby to zrozumieć, trzeba dojść (przynajmniej w grupie Dextera Yagera) do poziomu co najmniej Silvera (21% obrotów grupy w miesiącu), bo wcześniej wiele informacji jest UKRYWANYCH (stosuje się tam hierarchiczny, reglamentowany dostęp do wiedzy, osoby z niższych levelów nie mogą uczestniczyć w spotkaniach wyższych). Od poziomu Directa wiele rzeczy wychodzi na jaw, lecz wtedy ten kto dotarł do tego poziomu ma problem aby tą wiedzę puścić w głąb swej grupy (jak to zrobi to mu się grupa "rozsypie" i tym samym spadną obroty przez nią generowane). Np. nikt tego nie mówi, że na spotkaniach Raily, na podium ma prawo wychodzić ten, kto choć jeden raz dotarł do danego pinu. Nawet jak nigdy więcej nie osiągnął tego poziomu obrotów ze swoją grupą, może tak wychodzić co miesiąc i wszyscy myślą, że "on ma sukces" to i oni mogą. Zwykłe kłamstwo i mamienie.
Największą jednak tajemnicą systemu Yagera jest to, że główną kasę zarabia się NIE NA PRODUKTACH, ale materiałach szkoleniowych rozprowadzanych przez jego organizację, nagrania, książki, opłaty ze spotkań. Kluczowe tu jest podsycanie zapału misjonarskiego, entuzjazmu, wizualizacji sukcesu, bogactwa i nakręcaniu się za pomocą czytania odpowiedniej literatury motywacyjnej i uczestnictwu w spotkaniach organizowanych przez swojego "upline'a". Tak jak w podobnych sektach destrukcyjnych, zakazuje i wzbudza się fobię wobec kontaktów z byłymi członkami. Potępiane jest samodzielne, krytyczne myślenie. Promuje się pragmatyzm jako światopogląd (jeśli coś działa to jest to prawdą), walczy się z wątpliwościami i negatywnym myśleniem. Większość dystrybutorów nigdy nie osiąga "sukcesu" i wpada w depresję, ciągłe nakręcanie się wizją bogactwa prowadzi w końcu do załamań nerwowych. Można by o tym dużo pisać, ale są już dostępne różne krytyczne analizy zjawiska MLM i jest internet. Wiec każdy może sobie wyszukać.
Jak ktoś nie oglądał, to polecam film Henryka Dederki pt. "Witajcie w życiu". Opowiada o dystrybutorach firmy Amway. W listopadzie 1997 r. sąd wojewódzki w Warszawie postanowił - na wniosek przedstawionych w filmie dystrybutorów Amwaya - że film nie zostanie pokazany w telewizji. Film otrzymał główną nagrodę na VIII łódzkim festiwalu filmów dokumentalnych "Człowiek w zagrożeniu". http://www.youtube.com/watch?v=Xhd9byZgS7Q
OdpowiedzUsuń"Czy Amway jest sektą? Wywieranie wpływu na ludzi w biznesie networkowym, czyli człowiek w sieci systemu brokerskiego Dextera Yagera" - polecam, to dobra analiza tematu http://apologetyka.com/sekty/amway/sekta
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, dlaczego tak wielu komentujących podkreśla kwestię charakteru pewnej firmy, wyczerpującego znamiona sekty. JA widzę inny problem - spotkania ludu Bożego nie powinny stanowić okazji do dyskusji o towarach, handlu, biznesie, kasie itp. Jest tyle ciekawych rzeczy, o których można pogadać i które wszystkich do siebie zbliżą. Nie mam na uwadze jedynie dyskusji dotyczących Słowa. Wyrażeniu tego poglądu miał służyć również mój poprzedni post. Zaznaczam, że sam prowadzę wolny zawód. Pozdrawiam nimrod/małpa/interia.pl
OdpowiedzUsuńJest mi wstyd za to ze dałem sie zwieść tego typu organizacji. I sam myślałem przez chwilę o ludziach bliskich jako o potencjalnych klientach. Sam próbowałem wprowadzić kilku znajomych. Narażając ich na zobowiązanie finansowe. Produkt nie był zly bo byl zamiennikiem, ale system opierał sie na wciskaniu. A na szkoleniach wiele sytuacji przedstawiano w zgodzie z wiarą w Boga. Wstyd mi za to że zabłądzilem, mam nadzieję ze Bóg mi wybaczy oraz grono moich znajomych.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem każdy powinien zwrócić uwagę na to, że firma to ciężki kawałek chleba. To nie jest tak, że każdy może sobie pozwolić na otworzenie działalności. To wiele ciężkich kroków, które trzeba rozgarnąć. Tutaj: strona źródłowa - znajdziecie masę fajnych spółek na sprzedaż. Moim zdaniem warto jest przemyśleć to rozwiązanie.
OdpowiedzUsuńWarto próbować, własna działalnosć to super sprawa. Pomyślcie też o wypromowaniu swoich usług. Może i tu pomoc od https://martis-consulting.pl wam się przyda.
OdpowiedzUsuń