13 lutego, 2012

Wróć duszo do spokoju swego

Większość ludzi nosi w pamięci miejsca, w których czuli się dobrze i byli tam szczęśliwi. Niestety, przywrócenie takiego poczucia dziecięcej beztroski i szczęścia zazwyczaj okazuje się już niemożliwe...

 A jak jest z ludzką duszą? Czy jest takie miejsce dla duszy, taki stan, w którym może ona czuć się spokojna i szczęśliwa? Tak. Jest to życie w pojednaniu i bliskości z Bogiem. W takim właśnie celu człowiek został stworzony. Zerwanie więzi z Bogiem i wygnanie człowieka z raju do dziś skutkuje tym, że ludzie żyją na co dzień w duchowym niepokoju.

 Ten stan dobrze ilustruje przypowieść Jezusa o synu marnotrawnym [zobacz: Łk 15,11-24]. Młodszy syn miał dobrze w domu. Był na swoim miejscu, miał dobrego ojca i żył z nim w dobrych relacjach. Coś go jednak podkusiło, że opuścił swoje miejsce i zaczął szukać nie wiadomo czego. Niestety, początkowe złudzenie wolności i szczęścia zostało okupione utratą wewnętrznego spokoju, a swawola przeobraziła się w końcu w poczucie całkowitego nieszczęścia.

 Wtedy nasiliło się wspomnienie ojcowskiego domu. Pamiętał to miejsce, gdzie jego dusza na co dzień doznawała spokoju.  W końcu zadecydował: Wstanę i wrócę tam, gdzie było mi dobrze! Można wręcz odnieść wrażenie, że Jezus włożył w usta tego młodzieńca słowa Psalmu: Wróć duszo moja do spokoju swego, bo Pan był dobry dla ciebie [Ps 116,7].

Powtórzmy: Dla duszy każdego człowieka zostało wyznaczone dobre i bezpieczne miejsce. Jest nim bliska więź i pokój z Bogiem. Oczywiście, urodzeni w grzechu i żyjący bez Boga na świecie, z natury rzeczy nie jesteśmy tego świadomi. Staje się to jasne dopiero wtedy, gdy dotrze do nas światło Słowa Bożego.

 Każdy człowiek z powodu grzechu jest w oczach Bożych, jak wspomniany syn marnotrawny. Syn Boży przyszedł nam to uświadomić, a zarazem umożliwić nam powrót do społeczności z Bogiem. Ten, kto prawdziwie się nawróci, tzn. uwierzy w Jezusa Chrystusa, opamięta się ze swoich grzechów i podejmie decyzję powrotu do Boga, ten uspokaja się w głębi swojej duszy i wchodzi w stan pokoju z Bogiem. Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa [Rz 5,1].

 W oparciu o tę biblijną prawdę chcę dziś zaapelować: Wróć duszo do spokoju swego!

 Do kogo jest to wezwanie? Oczywiście do wszystkich, którzy żyją bez Boga na świecie. W szczególności jednak apeluję do tych, którzy uwikłali się w jakiś grzech i w nim trwają. Także do tych, którzy porzucili swoje chrześcijańskie powołanie, zaniedbali służbę Bożą, by robić coś bardziej teraz dla nich atrakcyjnego. I wreszcie, ten apel jest do tych, którzy weszli w jakiś konflikt z bliskimi im ludźmi, opuścili swoje miejsce (rodzinę, zbór) i zaczęli szukać nie wiadomo czego.

Każdego, kto wcześniej już poznał Jezusa, proszę: Wspomnij, jak dobrze ci było, gdy trwałeś w uświęceniu,  gdy sprawy Królestwa Bożego przedkładałeś ponad wszystko inne w swoim życiu i gdy żyłeś w dobrych relacjach z twoimi domownikami oraz braćmi i siostrami w  zborze.  Sprzeniewierzając  się Panu utraciłeś wewnętrzny pokój. W takim stanie zawsze będzie cię coś gryzło.  Nie mają pokoju bezbożni - mówi Pan [Iz 48,22]. Wróć więc duszo do spokoju swego!

 Jeżeli zaś jeszcze nigdy wcześniej Boga nie poznałeś, to oczywiste, że nie wiesz o jakim pokoju tu dziś piszę. Dlatego chcę cię w imię Boże zapewnić, że jest u Niego miejsce zarezerwowane specjalnie dla ciebie, gdzie będziesz mógł się uspokoić. Jego wspaniałomyślność objawiła się także w stosunku do ciebie tym, że Syn Boży przyszedł, aby szukać i zbawić to, co zginęło [Łk 19,10]. Gdy się do Niego zwrócisz, On z pewnością cię przyjmie i obdarzy nieznanym ci wcześniej pokojem.

 Jednym słowem, jest do kogo wracać! Jest gdzie wracać! Trzeba więc wstać i wrócić!
 Powiedz dziś do siebie samego: Wróć duszo moja do spokoju swego!

Posłuchaj tego zwiastowania w całości

3 komentarze:

  1. Wspomnij, jak dobrze ci było, (...) gdy żyłeś w dobrych relacjach z twoimi domownikami oraz braćmi i siostrami w zborze.
    Komentarz dotyczący w szczególności powyższego fragmentu wpisu Brata Mariana:
    Czy zbór chrześcijański i operator sieci telefonii komórkowej mają jakieś wspólne cechy?
    Ależ oczywiście. W salonie telekomunikacyjnym dla nowego klienta jest smartfon za złotówkę, abonament przez pół roku za grosz, 1000 SMSów gratis i inne dobrodziejstwa. Klient "stary", który chciałby np. zmienić telefon lub dokonać innych zmian na koncie, nie jest traktowany aż tak hojnie - za lepszy model musi zapłacić, otrzyma pakiet pozornie darmowych minut lub inne, nie zawsze przydatne usługi.
    Nowy członek Zboru otrzymuje należną mu dozę zainteresowania, deklaracje wsparcia, czasami nawet realizowane, obietnice. A członek długoletni, który z jakiegoś powodu wpadł w doła,na zainteresowanie ani wsparcie nie ma co liczyć.
    Zamiast apelować do pojedynczego człowieka, aby wspomniał, jak dobrze było mu z innymi, zaapelujmy do tych innych, aby dołożyli starań i osłabłego członka Zboru ponownie pozyskali do Wspólnoty. Pozdrawiam: nimrod/małpa/interia.pl - chętnie podyskutuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powrót do zboru nie musi wcale gwarantować uzyskanie "spokoju duszy". Czasami w zborach dochodzi do tylu nadużyć, że szkoda gadać. Znam mnóstwo poranionych ludzi- ich uczucia nie są jakieś zmyślone, nie są produktem ich "goryczy", "ducha Izebel" czy czego tam jeszcze. Są spowodowane obiektywnymi rzeczami- brakiem miłości, nadmierną kontrolą, egoizmem. Ucieczka ze zboru bywa jedyną szansą na to, żeby od Boga nie odpaść albo nie zletnieć w wierze. A pokój, który daje Jezus można uzyskać we własnym domu, jeśli szczerze się do Niego udamy, pokutujemy, modlimy się.
    Żyję bez zboru wiele lat. Próby dołączenia do denominacyjnych wspólnot okazały się z pewnych względów niemożliwe. Jeśli ktoś myśli, że zobaczy miłość wzajemną w takich społecznościach, to zazwyczaj się myli. Jeśli będzie "lojalny"( w poglądach, zachowaniu, będzie siedział cicho, nie sprawiał problemów) to będzie mógł jeździć na na nabożeństwa i pikniki. Jeśli nie- to go szybciutko wywalą. Bez żalu. I pies z kulawą nogą się nim nie zainteresuje. TAKA JEST PRAWDA< bracie Marianie.
    A naukę, która wzmacnia rolę zboru i pastora znam na pamięć. To ma związać człowieka z daną denominacją, nawet jeśli mu tam źle i nauka nie taka, jak być powinna, relacje wcale nie braterskie. Ale przecież...
    m u s i s z być w zborze, m u s i s z być posłuszny swoim starszym/pastorowi, m u s i s z - bo inaczej o d p a d n i e s z od Boga lub spotka cię inne nieszczęście. I nawet jeśli w zborze w ogóle nie ma biblijnych standardów, to przecież tam cię Bóg posłał, to tam masz być...
    NIEPRAWDA. Od złych rzeczy należy uciekać. Od fałszywej ewangelii należy uciekać. Od fałszywych braci również. Po prostu. I zbliżyć się do Boga, a wtedy uzyskamy ów spokój duszy, jaki Jezus daje. JEZUS- nie zbór, nie ludzie, nie pastor.
    Dobrą rzeczą jest być we wspólnocie wierzących ludzi. Braci i sióstr. Niestety, dzisiaj prawie nie ma już biblijnych wspólnot. Może jakieś kościoły domowe. Poza tym- śmierć duchowa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Żyjemy w czasach ostatecznych. Co prawda nie wiemy kiedy dokładnie Jezus przyjdzie na Ziemię powtórnie, ale wiele znaków czasu się wypełnia na naszych oczach. Jednym z nich jest to o czym piszą moi poprzednicy - oziębłość w miłości między braćmi, fałszywe nauki i to, że dziś ludzie chętniej niż Słowa Bożego słuchają baśni (Mt 24, 4-5, 2 Tm 3, 5 - pozory pobożności). Sama miałam okazję też poznać osobę bardzo poranioną przez swój zbór, nie będę tutaj tego opisywać, bo to nie miejsce na to. Z rozmów jednak wiem, że gdy człowiek szuka oparcia w Bogu i Biblii, to nawet bez konkretnej denominacji jego wiara się ostanie, ale jeśli będzie polegać na ludziach, to albo popadnie w fanatyzm i jakieś dziwne, sekciarskie nauki, albo przeciwnie - utraci wiarę (ateizm albo agnostycyzm)... Przykre to. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń