Chłopcy z Kings of Leon w dzieciństwie z rodzicami |
Nie każdy wie, że trzej bracia Followill, to synowie Ivana Leona Followilla, byłego kaznodziei kościoła zielonoświątkowego. Ponieważ jego posługa miała charakter objazdowy, więc chłopcy towarzyszyli ojcu w podróżach kaznodziejskich po Stanach Zjednoczonych. Matka, Betty-Ann, dbająca o muzyczną stronę ewangelizacji, była ich nauczycielką, jako że podróżniczy tryb życia uniemożliwiał im normalne chodzenie do szkoły.
Niestety, w 1997 roku ojciec zrezygnował z dalszej działalności kaznodziejskiej i rozwiódł się z żoną. Chłopcy zamieszkali w Nashville i zainteresowali się muzyką rockową. Dwa lata później mieli już swój zespół Kings of Leon i zaczęli robić szybką karierę. Tymczasem ich ojciec nie miał się najlepiej. Zaczął pić. Do tego stopnia popadł w nałóg, że synowie parę lat temu postanowili zasponsorować mu kurację odwykową i dalszą opiekę.
Kings of Leon |
Nie mam zamiaru sprzedać mojej duszy diabłu
Nie mam zamiaru zejść na niższy poziom
Nie zamierzam sprzedać mojej duszy Lucyferowi
[…]
Kiedy sprzedałem swoją duszę Jezusowi nikt nie wiedział, co on dla nas znaczy
Kiedy dałem sobie trochę tego ognia Ducha Świętego
Nie ma niczego na tym świecie, co może wznieść mnie wyżej.
Owszem, muzyka Kings of Leon może się podobać. Nawet ja z przyjemnością posłuchałem jednego z ich topowych utworów - Use somebody. Nie o muzyce jednak jest mój dzisiejszy tekst. Zastanawiam się, jak to możliwe, żeby życie i powołanie natchnionego kaznodziei kończyło się tak wielkim fiaskiem? Rozwód, uzależnienie od alkoholu, a dzieci, pomimo światowej kariery, jakby nie patrzeć - z chrześcijańskiego punktu widzenia - głęboko w świecie.
Ponieważ jestem kaznodzieją, Kings of Leon to dla mnie bardziej przeraźliwy sygnał alarmowy, aniżeli fajna muzyka. Żaden sługa Boży nie jest na tyle mocny, aby nie mógł upaść. Pycha, miłość pieniędzy i słabość do kobiet zrujnowały niejedno życie i służbę duchową. A tak, kto mniema, że stoi, niech baczy, aby nie upadł [1Ko 10,12] - ostrzega Biblia. Myślę o ludziach, którym posługuję Słowem Bożym. Myślę też o moich dzieciach. Na ile rozczarowali się mną i moją posługą? Czy jestem dla nich dobrym przykładem?
Ivan Leon Followill zawiódł. Jego najstarszy syn, Nathan powiedział: Zdaliśmy sobie sprawę, że nasz tata, w naszych oczach największy z ludzi, jakiego kiedykolwiek znaliśmy, okazał się jedynie zwykłym człowiekiem. I tak … otworzył się przed nami cały ten nowy świat. Również wokalista zespołu, Caleb, w jednym z wywiadów wyznał: Imponowała mi wiara mojego ojca i chciałem pójść w jego ślady. Myślałem, że tak jak on zostanę kaznodzieją, lecz w wieku piętnastu lat zacząłem zauważać, że rodzice są zwykłymi ludźmi i to złamało mi serce.
Synowie kaznodziei rzeczywiście mogą czuć się rozczarowani. Na szczęście Bóg nie wypowiedział jeszcze nad ich ojcem ostatniego słowa. Mam nadzieję, ze łaska Boża go podniesie i przywróci do Królestwa Bożego. Mam też nadzieję, że i w sercach jego chłopaków zasiane w młodości ziarno ewangelii kiedyś wyda jeszcze dobry plon.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia o ich przeszłości.. wzbudziło się we mnie ogromne współczucie dla nich, z powodu ogromnego zgorszenia jakim zostali dotknięci, już jako dzieci.. o jaki ogromny wpływ na młode umysły ma zachowanie ich najbliższych "zacząłem zauważać, że rodzice są zwykłymi ludźmi i to złamało mi serce". O jaka odpowiedzialność jest rodziców przez Bogiem i swoimi dziećmi! Bardzo mnie to zasmuciło, a zarazem wymalowało to przed moimi oczami ogromny wykrzyknik ostrzeżenia dla mnie.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że ich ojciec był pastorem, ale nie zdawałam sobie sprawy, że tak bardzo upadł... Myślałam, że pójście w świat było wyłącznie wyborem chłopaków. Ahh, jaka szkoda... Oby jeszcze coś dobrego z tego wyszło. Niestety "Cold Desert" pokazuje jak bardzo zrujnowało to wszystko Caleba. Smutno :(
OdpowiedzUsuńWiele razy dziękowałem Bogu, że nie urodziłem się w rodzinie "wierzącej".
OdpowiedzUsuńNie traktuję kaznodziejów, pastorów, diakonów, prezbiterów jako szczególnych ludzi, świętszych od innych. Ich upadki są takie same jak innych i czy upadną na twarz, na łopatki czy na kolana to i tak sytuacja jest podobna. Lotnicy życzą sobie: abyś miał tyle samo lądowań - ile startów. W tej sytuacji można każdemu życzyć aby podniesień było tyle samo ile upadków.
Tylko przez krótki czas wydawało mi się że to wielkie szczeście urodzić się w "wierzącej rodzinie".
Nieraz widziałem sytuacje gdy na widocznym miejscu w pokoju leżała gitara i "Śpiewnik Wędrowca" a w głebi półki o wiele bardziej zużyte płyty i kasety Pink Floyd, Deep Purple itp słuchane tylko wtedy gdy rodziców nie ma w domu.
Widziałem pełne zazdrości miny młodych ludzi gdy ktoś wspominał o dyskotece lub innych "zakazanych rozrywkach".
Ostatnio widziałem kilka razy filmy o młodych zbuntowanych amiszach, którzy często prowadzą podwójne życie aby nie stracić akceptacji środowiska w którym wyrośli a zarazem środowiska w którym nie widzą Boga a jedynie tylko zbiór nakazów i zakazów.
Niejeden raz słyszałem narzekania rodziców że nasz ........ ma już .... naście lat i najwyższy już czas aby się ochrzcił, bo oni muszą się za niego wstydzić.
Ojciec kaznodzieja nie uczyni nikogo chrześcijaninem i nie przekreślałbym ani ojca (może się jeszcze podnieść) ani też tych młodych ludzi. Mogą przyjść do Chrystusa nawet wtedy gdyby niektórzy nadgorliwi chrześcijanie swoją nadgorliwoscią ich do tego zniechęcali. Duch wiele jak chce i lepiej ze strony kościoła wykazać gotowość przyjęcia ich - niż na siłę zawracać ze złej drogi, bo mogą nas ominąć i pójść drogą jeszcze gorszą.