Dzisiejsze obchody 35. rocznicy powstania Solidarności upływają w atmosferze nawoływania do jedności i wzajemnych oskarżeń o pogłębianie podziałów w społeczeństwie. Byłoby przecież tak miło, gdyby wszyscy, nawet zasadniczo różniący się w poglądach ludzie, stanęli obok siebie na scenie i wzięli udział w jednej, wspólnej uroczystości. Czy na pewno tak byłoby lepiej? Czy istnieje jakiś powód, który uzasadniałby obłudę? Czy naprawdę chcielibyśmy takiej akademii rocznicowej, w której ludzie co innego myślą, a co innego mówią i robią? Myślę, że nawet osoby dziś publicznie wytykające drugim brak jedności, w głębi duszy cieszyli się, że ich adwersarze byli pod bramą Stoczni Gdańskiej o innej godzinie.
Jak nie da się połączyć wody z ogniem albo światła z ciemnością, tak nie ma co wszystkich zmuszać do cieszenia się ze wszystkiego w ten sam sposób i na jednym miejscu. Już tak przecież było, że wszyscy musieli iść w jednym pochodzie. Już kiedyś kazano nam się uśmiechać na zawołanie i bić komuś brawa, chociaż wcale nie byliśmy nim zachwyceni. O co więc chodzi? Czyż to, co jedni uważają dziś za sukces, nie ma prawa być przez innych odbierane inaczej?
A Biblia? Uznaje i zaleca jedność, ale wyłącznie w obrębie tego, co z racji swej natury jest jednorodne. Łączenie czegoś różnego gatunkowo, zostało zakazane już w Starym Przymierzu. Nie będziesz twego bydła parzył z odrębnym gatunkiem. Twego pola nie będziesz obsiewał dwojakim gatunkiem ziarna i nie wdziewaj na siebie szaty zrobionej z dwóch rodzajów przędzy [3Mo 19,19]. Jezusowa modlitwa o jedność obejmowała wyłącznie grono Jego uczniów. Ojcze święty, zachowaj w imieniu twoim tych, których mi dałeś, aby byli jedno, jak my [Jn 17,11]. Harmonia między Ojcem i Synem - to nie wynik ekumenicznej postawy i wzajemnej tolerancji. To jedność prawdziwa, duchowa, najgłębsza! Ludzie o różnych poglądach i stanie ducha nie mogą być tak jedno, jak Ojciec i Syn. Wręcz grzeszyliby, gdyby to próbowali udawać.
Dobrze się dzieje, że ludzie różnego ducha są w różnych miejscach. Oby nigdy nie musieli razem się modlić i śpiewać. Chyba, że połączy ich to samo przeżycie nowego narodzenia i napełnienia Duchem Świętym. Wtedy, jednakowo rozmiłowani w Jezusie, mają miłować się wzajemnie. I robią to, z radością się spotykając. I trwają w tym, jak pierwsi chrześcijanie trwali w nauce apostolskiej i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach [Dz 2,42].
Mogłoby dziś się zdarzyć, że ludzie z przeciwległych biegunów staliby pod sztandarem "Solidarności" obok siebie, podawali sobie dłonie, uśmiechali się do siebie i obłudnie wykonywali wiele podobnych gestów. Osobiście wolę, że się na coś takiego nie silili. Widoczne różnice są bezpieczniejsze od obłudnej jedności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz