Wyobraź sobie, że jesteś plantatorem truskawek. W środku sezonu wyznaczyłeś swojemu pracownikowi konkretny fragment plantacji do zbioru owoców. Rankiem zawiozłeś go tam i wytłumaczyłeś, co i jak ma w tym miejscu robić. Przyjeżdżając w południe po kosze z truskawkami odkryłeś, że twój pracownik opuścił wyznaczone mu miejsce. Poszedł sobie zbierać truskawki na innym polu, tam - gdzie jego zdaniem truskawki są ładniejsze i łatwiej się je zbiera.
Nie pytam, jak zareagowałbyś na taką samowolę swojego pracownika. Pytam natomiast, czy Chrystus Jezus - Pan Żniwa, ma prawo oczekiwać, że Jego słudzy będą pracować dla Niego w wyznaczonym im miejscu? Czy którykolwiek chrześcijanin na własną rękę może wybierać sobie miejsce swej służby i zmieniać je samowolnie? Czy możemy służyć Bogu gdziekolwiek i jakkolwiek nam się spodoba, czy raczej winniśmy trzymać się określonego dla nas zadania i wykonywać je we wskazanym miejscu?
Żaden przedsiębiorca nie zgodzi się na to, ażeby jego pracownicy krążyli w ciągu dnia po firmie, samowolnie zmieniając sobie stanowisko pracy i rodzaj zajęcia. Dlaczego mielibyśmy więc sądzić, że w Królestwie Bożym dozwolone jest samowolne przemieszczanie się pracowników Pańskich? Biblijne opisy Wczesnego Kościoła wskazują na ścisłe kierownictwo Ducha Świętego w określaniu miejsca i zakresu służby poszczególnych osób. Oto kilka przykładów: W Antiochii, w tamtejszym kościele, prorokami i nauczycielami byli: Barnaba, Symeon, noszący przydomek Niger, Lucjusz Cyrenejczyk, Manaem, który wychowywał się z tetrarchą Herodem, oraz Saul. W czasie gdy prowadzili publiczne nabożeństwo i pościli, Duch Święty powiedział: Oddzielcie mi Barnabę i Saula do tego dzieła, do którego ich powołałem [Dz 13,1-2]. Paweł natomiast obstawał przy tym, że lepiej nie zabierać z sobą kogoś, kto opuścił ich w Pamfilii i nie brał już udziału w ich dalszej pracy [Dz 15,38]. Uważajcie na samych siebie i na całą trzodę, w której was Duch Święty ustanowił przełożonymi [Dz 20,28]. On też uczynił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, jeszcze innych duszpasterzami i nauczycielami... [Ef 4,11].
Pierwszym czynnikiem określającym miejsce zaangażowania chrześcijanina w służbę jest środowisko, w którym rodzi się on duchowo. Podobnie jak przychodzące na świat dziecko w konkretnej rodzinie ma tym samym określone miejsce, gdzie będzie wyrastać, uczyć się i brać na siebie część obowiązków wspólnego zamieszkiwania, tak też niemowlę duchowe rodzi się w środowisku konkretnego zboru, aby właśnie w nim rosnąć, z czasem stając się użytecznym dla Boga i miejscowych ludzi. W świetle Biblii widać, że nawet stan cywilny nie jest tu bez znaczenia. Niech zatem każdy postępuje tak, jak mu wyznaczył Pan i jak go powołał Bóg. Tej zasady się trzymam we wszystkich kościołach. Ktoś został powołany jako obrzezany? Niech nie ukrywa obrzezania. Ktoś jako nieobrzezany? Niech się nie obrzezuje. […] Bracia, niech każdy pozostanie przed Bogiem w tym stanie, w którym został powołany [1Ko 7,17-24].
Chrystus Pan jako Głowa Kościoła troszczy się o poszczególne zbory. Dla ich dobra i rozwoju powołuje w nich do życia duchowego nowe, konkretne osoby. Nikt i nic w zborze nie pojawia się przypadkowo. Bóg ma swoje plany z każdym lokalnym zborem. Stosownie do tych planów sprawia, że w danej społeczności nawracają się określone osoby. Zamierzając posługiwać się jakimś zborem np. w dziedzinie muzyki lub pracy społecznej, Pan przydaje do zboru ludzi właśnie z takim obdarowaniem. Nie rozumiejąc tego niektórzy chrześcijanie - zamiast dążyć do rozpoznania swej roli na miejscu - rozglądają się za zewnętrznym miejscem aktywności, innym niż ich rodzimy zbór. Samowolnie opuszczają wyznaczone im stanowisko, a ich zbór nie jest w stanie spełnić roli wyznaczonej mu przez Boga.
Nie ma dla chrześcijanina ważniejszej sprawy ponad tę, żeby być posłusznym Bogu i wiernie wykonywać powierzone mu zadania w miejscu wyznaczonym przez Głowę Kościoła. Kto więc jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan postawił nad czeladzią swoją, aby im dawał pokarm o właściwej porze? Szczęśliwy ów sługa, którego pan jego, gdy przyjdzie, zastanie tak czyniącego [Mt 24,45-46]. Trwożę się na myśl o tym, co czeka osoby, które do służby Bożej i miejsca jej pełnienia podchodzą tak, jakby to nie Chrystus, a oni sami byli jej panami.
Nie wiem, jak Chrystus Pan będzie nas rozliczał za tego rodzaju samowolę, ale wyraźnie dostrzegam problem. Wiem, że istniejącą od ponad dwu dekad wspólnotę Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE Bóg powołał do wielkich zadań duchowych w Gdańsku. Jak daleko posunęlibyśmy się już w wypełnieniu woli Bożej dla naszego zboru, gdyby wszystkie nowo narodzone tu osoby pozostały w wyznaczonym im przez Boga miejscu służby? Zjawisko samowolnej zmiany przynależności do zboru i przenoszenia swej aktywności do bardziej dogodnego miejsca, dotyczy nie tylko zboru, w którym posługuję. Ze smutkiem dowiaduję się i od innych pastorów, że np. niektórzy ich muzycy zaniedbują posługę muzyczną u siebie, łatwo dając się werbować do grania gdzieś daleko od domu. Inni ciągle wyjeżdżają gdzieś na akcje charytatywne do innych miast, podczas gdy służba socjalna ich własnego zboru cierpi na brak rąk do pracy.
Czy można tak postępować w Kościele i nie ponieść z tego tytułu żadnych konsekwencji? Również aniołów, którzy nie dbali o powierzone im stanowisko, lecz porzucili swój obszar działania, zatrzymał w wiecznych więzach i w mroku na wielki dzień sądu [Jd 1,6]. Serce mi drży na myśl o tym, że swoją samowolą miałbym stanąć w poprzek Bożym planom dla zboru i miasta, w którym Bóg wyznaczył mi służbę. Jeżeli aniołów, którzy odeszli z miejsc dla nich przeznaczonych, zatrzymał w ciemnościach, krępując ich więzami wiecznymi, aż do dnia wielkiego sądu [Jd 1,6 wg BW-P] to skąd pomysł, że mnie wolno w niedzielę pojechać sobie gdzie chcę i służyć tam, gdzie lubię..?
I mówił im: Żniwo co prawda wielkie, ale robotników mało. Proście przeto Pana żniwa, żeby posłał robotników do swego żniwa. Idźcie, oto posyłam was jak owce między wilki. […] Macie też pozostawać w tym samym domu, jedząc i pijąc to, co wam dadzą. Wart jest bowiem robotnik zapłaty swojej. Nie przenoście się z domu do domu [Łk 10,2-7 wg Biblii W-P].
Jeżeli Pan Żniwa posłał nas do pracy w określonym miejscu, lepiej dla nas, gdy okażemy Mu posłuszeństwo i pozostaniemy na wyznaczonym stanowisku, niezależnie od tego, jak wiele innych miejsc kusi nas milszym towarzystwem i lepszymi warunkami służby.
Przenosząc się do innego zboru i miejsca zaangażowania duchowego, trzeba mieć absolutną pewność, że taka jest wola Boża.
Wszystko sprowadza się niestety do tego, kogo uznajemy za Pana w naszym życiu - Jezusa chrystusa czy własne JA, własny egoizm. Ale rzekome "większe możliwości dla służby" itp. w innym zborze to najczęściej tylko kiepskie wymówki dla własnego egoizmu, pychy i wygodnictwa. Nie mówiąc już o tych, którym jakakolwiek służba nigdy w głowie nie postała, bo czują się tylko konsumentami, mającymi "prawo" do tego, być dobrze karmionymi (trutniami).
OdpowiedzUsuńJezusa Chrystusa oczywiście!
OdpowiedzUsuńMyślę, że to również problem pastorów, którzy mają "wiele zadań" w związku z ich funkcjami w różnych organizacjach kościelnych. Czasami na kazanie pastora lub w ogóle jego uczestnictwo na nabożeństwo czeka się miesiąc a nawet dłużej.
OdpowiedzUsuńZawsze myślałem, że pastor powinien na pierwszym miejscu mieć "swoje owieczki" ale może się mylę
Jacek