28 maja, 2020

Co mi dała izolacja?

Chociaż w moim osobistym życiu narzucone rygory antywirusowe praktycznie niewiele zmieniły - bo poruszałem się normalnie i w każdą niedzielę oraz środę w tym okresie byłem w domu modlitwy na swoim stanowisku - to jednak z duszpasterskiego punktu widzenia mogę stwierdzić, że dzięki niej jestem bogatszy o nowe spostrzeżenia. O Jezusie jest powiedziane, że On przejrzał wszystkich i od nikogo nie potrzebował świadectwa o człowieku, sam bowiem wiedział, co było w człowieku [J 2,24-25]. Ponieważ takiej zdolności nie posiadam, muszę przyglądać się ludziom wokoło i na tej podstawie wyciągać wnioski. Tak było w minionych miesiącach. Paromiesięczna izolacja ułatwiła mi w środowisku ewangelicznego chrześcijaństwa poczynić obserwacje, które wcześniej nie były możliwe, a już na pewno nie były dla mnie tak wyraziste.

Pierwszą z nich i zarazem najbardziej budującą, stało się potwierdzenie, że Centrum Chrześcijańskie NOWE ŻYCIE składa się z wielu naprawdę dojrzałych w wierze i stabilnych chrześcijan, którzy na tyle miłują i doceniają swój zbór, że żadna wymuszona izolacja ich od niego nie jest w stanie oddzielić. Ze zrozumieniem przyjęli oni w marcu apel o pozostanie w domu i spokojnie czekali na odwołanie obostrzeń. Niezmiennie pielęgnowali w tym czasie osobistą społeczność z Bogiem, karmili się pokarmem duchowym serwowanym w naszym zborze i w miarę możliwości utrzymywali kontakty braterskie i siostrzane. Nie zapomnieli przy tym, że podtrzymanie pulsu życia zboru z jego finansami włącznie jest naszą wspólną odpowiedzialnością. Te osoby bez cienia sprzeciwu zastosowały się też do ograniczeń i nakazów sanitarnych, a gdy tylko pojawiła się możliwość udziału w zgromadzeniu zborowym, natychmiast i z radością zaczęły z tej możliwości znowu korzystać.

Drugim moim spostrzeżeniem z tego okresu jest odkrycie, że w kręgach ewangelicznie wierzących chrześcijan są osoby, których związek ze zborem, chociaż wydawał się być bardzo silny, okazał się dość kruchym związkiem i łatwo zastępowalnym. Na początku, z chwilą ogłoszenia obostrzeń epidemiologicznych, mocno walczyli o organizowanie spotkań i nabożeństw zboru, nawet za cenę przeciwstawienia się rządowym rozporządzeniom. Reagowali tak, jakby zgromadzenie było najwyższą świętością zboru, a jego odwołanie jakąś zdradą i nieposłuszeństwem wobec samego Pana. Niedługo potem ich optyka uległa dużej zmianie. Przestali wyglądać możliwości udziału we wspólnym zgromadzeniu, szybko zastępując je spotkaniami w wąskim gronie przyjaciół. Odnoszę wrażenie, że ograniczenia liczby uczestników nabożeństwa przestały być dla nich problemem. Odkryli nieznane im wcześniej walory tzw. "kościoła domowego" i poczuli się z tym całkiem dobrze. Kto wie, czy w ogóle zechcą powrócić do udziału w publicznych nabożeństwach z takim samym zaangażowaniem, jak to bywało przed pandemią.

Trzecią grupę osób w naszych środowiskach tworzą ludzie, którym od razu spodobała się niedziela w domu. Nareszcie bez wyrzutów sumienia i denerwujących pytań, mogli dłużej sobie pospać i pocieszyć się wygodami swoich mieszkań. Nieco bardziej religijni spośród nich mogli poprzebierać sobie trochę w transmisjach z różnych zborów, gdzie indziej oglądając uwielbienie, a gdzie indziej szukając miłego dla ucha kazania. Swobodnie można też było odłożyć sobie przegląd niedzielnych transmisji na później, bo pastorzy dwoili się i troili, aby ich wierni niemal każdego dnia mieli możliwość choć trochę na swoich duszpasterzy popatrzeć. Kościół "on-line" okazał się więc dla tych chrześcijan znacznie lepszym rozwiązaniem od tradycyjnego. Stali się zwolennikami transmisji nabożeństw i z pewnością chętnie będą z nich korzystać, wykorzystując teraz każdy powód, aby w niedzielę posiedzieć sobie w domu.

Chciałoby się, ażeby w rezultacie wymuszonej izolacji wyłoniła się nowa grupa braci i sióstr w Chrystusie. Mam na myśli osoby, które już od jakiegoś czasu w ogóle nie brały udziału w życiu zboru. Niechby zaniepokojone kruchością doczesnego życia z nową gorliwością zwróciły się ku Bogu. Czasy epidemii pokazały, że z dnia na dzień człowiek może zostać pozbawiony wszystkiego, na czym opierał swoje życie. Tylko ten, kto narodził się na nowo i żyje w bliskiej, osobistej społeczności z Bogiem, może spać spokojnie. Chcę mieć nadzieję, że przynajmniej niektórzy z moich dawnych współwyznawców Chrystusa otrzeźwieją duchowo i powrócą na drogę wiary. Życie bez Boga nie ma przyszłości. Wszystko w tym świecie może nagle się zachwiać i zawalić. Warownym grodem jest nam Bóg Jakuba [Ps 46].

Co mi dała izolacja? W jej czasach osobiście upewniłem się co do słuszności obranej przeze mnie drogi życiowej, polegającej na szczerym oddaniu się Chrystusowi. Izolacja dobitnie potwierdziła mi też noszone w sercu przekonanie, że na co dzień otacza mnie całkiem spore grono wspaniałych, prostolinijnych towarzyszy wiary, z którymi mogę służyć Bogu i cieszyć się życiem na Jego chwałę. Czas odosobnienia ujawnił również pozorność wiary niektórych, co w ostatecznym rozrachunku też ma wydźwięk pozytywny. Bogu niech będą dzięki za próbę odosobnienia.

1 komentarz:

  1. Bracie Marianie,słyszałem o zborach na płd.Polski,które się nie zamknęły.Tam śmiercionośny wirus był bezrobotny,nawet zwykłego kataru nie zauważono.Jak to wyjaśnić ? Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń