Tymczasem Pan Jezus miał całkiem inny ogląd sprawy. Radość tłumów jakoś Go nie cieszyła. Wiedział, że ludzie wiwatowali, bo chcieli pomyślności, niepodległości od Rzymu i odbudowy potęgi Izraela. Mało kogo obchodziło rzeczywiste odrodzenie duchowe i nawrócenie się do Boga. Syn Człowieczy nie miał złudzeń. Wiedział, co Go za parę dni czeka. Znał serce tego miasta. Jerozolimo, Jerozolimo, która zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy zostali do ciebie posłani! [Łk 13,34]. Od dawna pełno w niej było duchowej pychy, wzniosłych słów, pięknych haseł i fałszywych proroctw o wspaniałej przyszłości. Kto by w niej chciał posłuchać prawdziwego proroka Bożego?
W kulturze Zachody minęły czasy fizycznego mordowania posłańców Bożych. W kręgach chrześcijańskich zapanowała wszakże atmosfera, w której coraz trudniej do głosu dochodzą ludzie mówiący, jak Słowo Boże. Podobnie jak w ówczesnej Jerozolimie tylko nielicznych obchodziło, po co faktycznie Jezus przybył, tak i w konferencyjnej euforii naszych czasów zagłuszeniu ulega to, co mają do przekazania prawdziwi słudzy Słowa. Tłumy gromadzą się tam, gdzie mowa o sukcesie, wpływie, zdrowiu, rozwoju i świetlanej przyszłości. Kto w takim duchu głośno przemawia, ten ma i będzie mieć coraz większy posłuch. Kto przychodzi do ciebie cichy, siedzący na ośle, na oślątku, źrebięciu oślicy [Mt 21,5] ten wkrótce zostanie "ukrzyżowany".
Przeciwnik Boży, diabeł, jest pomysłowy i bardzo na czasie. Dzisiaj prawdziwych proroków już nie kamienuje się ani nie spala się na stosie. Jeden po drugim milkną i giną, zdominowani radosną ekspansją chrześcijaństwa konferencyjnego, gdzie nie tyle chodzi o wierne przekazanie prawdy Słowa Bożego, co bardziej o popularność i osobisty sukces mówców. O dziwo, w atmosferze natarczywej tzw. muzyki uwielbienia i w efekcie hałaśliwych wystąpień wspaniałych mówców motywacyjnych, zabija się wcale nie mniej proroków Bożych, niż za czasów biblijnego Izraela. Nie widać krwi, jest radość, poczucie triumfu, ludzie się cieszą, a prawdziwego głosu Bożego już prawie nie słychać. W niektórych przypadkach również dlatego, że część proroków wchodząc między wrony zaczęło krakać jak one.
Aplauz tłumów nie "zabił" w Jezusie celu, dla którego przybył do Jerozolimy i - jako Syn Boży - w ogóle przyszedł na ten świat. Jezus nie zmienił się pod wpływem ludzkich oczekiwań. Nie został ziemskim królem. Nie dał się omamić. Nie zaczął przemawiać ani działać pod publiczkę. A my? A ty?
Bardzo rzeczowy, trafny i trzeźwy komentarz naszych czasów chrześcijańskich. Zostaje sprawowanie swojego zbawienia z bojaźnią i wyczekiwanie Tego, który otrze każdą łzę, chwała Jezusowi i dzięki Mu za tych, którzy prawdziwie są dziećmi Bożymi 💛
OdpowiedzUsuń