Mając do czynienia ze Słowem Bożym, powinniśmy się spodziewać tego, że to Słowo będzie dokonywać w naszym życiu wielu, często cudownych, zmian. Słowo Boże ma w sobie taką moc, że czasem niespodziewanie, gdy zabrzmi, gdy spotka się ze szczerym posłuchem, powoduje niezwykłe zmiany. Pierwszy rozdział Pierwszej Księgi Mojżeszowej opisuje chaos, w którym nagle Bóg przemówił: „Niech stanie się światłość”. I stała się światłość! I potem wszystko po kolei, cały porządek rzeczy powstał dlatego, że Bóg wypowiedział Słowo.
Moglibyśmy przytoczyć wiele miejsc z Pisma Świętego, jako ilustrację tego, że tam, gdzie zabrzmiało Słowo Boże, następowały zmiany. Ciśnie mi się taki przykład, gdy za czasów króla Jozjasza robiono porządki w świątyni. Świątynia już od dawna w ogóle nie funkcjonowała, ponieważ stała się dla narodu nieinteresująca i mało atrakcyjna. Znalazły się inne ciekawsze ceremonie i obrzędy pogańskie. Były bardziej huczne, dające więcej zabawy i rozrywki. Jednakże król wydał zarządzenie i robiono w niej porządki.
Tak więc, grzebiąc w świątynnym skarbcu, ludzie natrafili na zwój Pisma. Rozwinęli, zaczęli czytać, ktoś złapał się za głowę i powiedział, że trzeba z tym pójść do króla. Następnie przeczytali to królowi, a ten rozdarł szaty i powiedział: Trzeba zrobić porządek. Bóg do nas przemówił! I tak nastąpiła gruntowna reforma. Całe życie narodu zostało zmienione, wszystko zostało odnowione, a lud powrócił do Boga. Wszystko zaczęło się od tego, że ktoś gdzieś w rupieciach natrafił na zwój Świętej Księgi, prawdopodobnie Piątej Księgi Mojżeszowej.
Inny przykład. Przy cle siedział Lewi i liczył pieniądze. Gdy zbliżył się do niego Jezus i wypowiedział te proste słowa: „Pójdź za mną”, celnik zachował się jakby został zaczarowany. Zostawił cały swój interes i od tego momentu stał się świętym Mateuszem. Już nie był dłużej Lewim, celnikiem. Dzięki cudownemu wpływowi prostego wezwania Bożego, możemy dziś czytać ewangelię św. Mateusza!
Gdy schodzimy się, by słuchać Słowa, lub gdy w naszym pokoju bierzemy Słowo Boże do ręki, aby je poczytać, miejmy w sercu to wyczekiwanie. Bądźmy świadomi, że w jednej chwili Bóg może przez swoje Słowo dokonać z nami cudu. Może być tak, że nawet jeśli wcześniej już 150 razy to samo czytaliśmy, gdy znowu powtarzamy ten sam temat, gdy po raz kolejny czytamy ewangelię, Bóg do nas przemówi przez swoje Słowo i nastąpi wielka zmiana! Słowo Boże, gdy dociera do człowieka w stosownym momencie, w Bożym czasie, to dokonuje cudu! Nawet jeśli wcześniej to samo Słowo było czytane i rozważane, i wówczas wcale tego cudownego wpływu nie wywarło.
Trzeba być uważnym, bo może właśnie teraz Bóg ma dla nas coś, co zmieni nasze życie. Zmieni nasz sposób myślenia, wyprowadzi nas na wolność z jakiegoś problemu czy nałogu, ulży nam w jakimś zmaganiu. Sięgając po Słowo Boże trzeba się spodziewać, że w każdej chwili możemy natrafić na coś, co wyprostuje nam drogę, co rozjaśni nam horyzont, co da nam wreszcie zrozumienie, dlaczego tak, a nie inaczej dzieje się w naszym życiu. Spodziewajmy się tego, bo Słowo Boże ma tę moc!
W poprzednim wykładzie podejmowaliśmy temat naszego stosunku do władzy zwierzchniej [Rz 13,1-7]. Teraz będziemy mówić o miłości bliźniego. Czytamy wersety od 8. do 10.: „Nikomu nic winni nie bądźcie prócz miłości wzajemnej; kto bowiem miłuje bliźniego, zakon wypełnił. Przykazania bowiem: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj i wszelkie inne w tym słowie się streszczają: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Miłość bliźniemu złego nie wyrządza; wypełnieniem więc zakonu jest miłość” [Rz 13,8-10].
Słowo Boże naucza nas tutaj, że nie powinniśmy być nikomu nic winni. Podkreślmy to. Dobrze jest, gdy nikomu nie jesteśmy nic winni. Nie należy chwytać się innego fragmentu Słowa Bożego, mówiącego, że jeśli ktoś komuś pożycza, to nie powinien oczekiwać zwrotu. Wielu chrześcijan tak właśnie się odnosi do tych, którzy im coś pożyczyli. Bezczelnie twierdzą, że ich wierzyciele nie powinni oczekiwać zwrotu, gdyż tak jest powiedziane w Piśmie Świętym. Niech się ćwiczą w swoim chrześcijaństwie, podczas gdy oni przez całe miesiące, a nawet lata, nie oddają im tego, co oddać powinni! Z tego fragmentu płynie ważna nauka: Jeżeli macie gdzieś jakiś dług, to trzeba go oddać! Trzeba zrobić wszystko, żeby dług uregulować! Powtórzmy, co mówi Słowo Boże: „Nikomu nic dłużni nie bądźcie (...) oprócz miłości wzajemnej”.
Jeśli chodzi o miłość, to w tej sferze jak najbardziej zawsze powinniśmy się czuć dłużnikami. Patrząc na brata, na siostrę, na sąsiada, na kogokolwiek, powinniśmy czuć się tak, jakbyśmy byli im dłużni miłość. Dlaczego to jest takie ważne i w jaki sposób ta postawa praktycznie pomaga nam we właściwych stosunkach międzyludzkich? Otóż na pewno wiemy z życiowego doświadczenia, że jeżeli jesteśmy czyimiś dłużnikami, to w stosunku do tego człowieka zachowujemy się jakby trochę bardziej poprawnie. To znaczy dbamy bardziej o właściwe kontakty z tą osobą, żeby jej nie urazić, żeby być dla niej miłym. Bardziej się z taką osobą liczymy, bo przecież ona nam pożyczyła i my jesteśmy jej dłużnikami.
Jeżeli udalibyśmy się do jakiegoś brata czy siostry, by pożyczyć pięć tysięcy złotych, co znaczyłoby, że jesteśmy w problemie, że musiało nas naprawdę mocno przycisnąć, i ten brat zgodziłby się nam pożyczyć, to powiedzielibyśmy wtedy, że jest on naszym przyjacielem. „Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie” – głosi znane przysłowie. W tym jednym momencie, przez to, że staliśmy się jego dłużnikami, urósł on w naszych oczach. Gdy odchodzimy, gdy rozmawiamy z innymi, cenimy sobie wielce tego brata i dobrze mówimy o nim, a gdy usłyszymy, że ktoś gdzieś źle o tym bracie się wypowiada, bronimy jego imienia. Przecież komuś, komu zawdzięczamy pomoc, nie będziemy pluć w oczy, nie będziemy się do niego źle odnosić! Chociaż byśmy nawet z natury byli złymi ludźmi i zazwyczaj inaczej się odnosili do ludzi, to jednak w tym przypadku przełamujemy się, ponieważ to jest człowiek, któremu coś w życiu zawdzięczamy. Pamiętam, że gdy w czasach szkolnych pewnemu chłopakowi siejącemu postrach na szkolnych korytarzach parę razy pomogłem w nauce, to potem stał za mną murem i nie pozwolił mnie tknąć.
Tę ludzką sytuację odnieśmy i zastosujmy do kwestii bycia dłużnikiem miłości wzajemnej. Pomyślmy, jak wiele się zmieni, gdy będziemy w ciele Chrystusowym czuć się względem siebie, jako dłużnicy miłości? Gdy zaczynamy o sobie myśleć, że pożyczyliśmy od siebie nawzajem sporo tej miłości i że mamy tę miłość sobie z wdzięcznością oddawać – to takie podejście zmienia nasze wzajemne stosunki. Nie bez kozery ten fragment jest oddany w taki sposób. „Nikomu nic winni nie bądźcie prócz miłości wzajemnej; kto bowiem miłuje bliźniego, zakon wypełnił”. Bez miłości bliźniego nie ma mowy o wypełnieniu zakonu.
Kiedyś Pan Jezus został przez znawcę zakonu zagadnięty o najważniejsze przykazanie. Możemy o tym przeczytać w ewangelii Mateusza 22,35-40: „A jeden z nich, znawca zakonu, wystawiając go na próbę, zapytał: Nauczycielu, które przykazanie jest największe? A On mu powiedział: Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i całej duszy swojej, i z całej myśli swojej. To jest największe i pierwsze przykazanie. A drugie podobne temu: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się cały zakon i prorocy”.
W rzeczywistości nie potrzeba żadnych innych przykazań i żadnych innych przepisów. Nie potrzeba szczegółowych 613-tu przepisów judaizmu. Pan Jezus powiedział, iż w tych dwóch przykazaniach, w przykazaniach miłości, streszcza się wszystko! I chociaż to wezwanie do miłości znane jest od samego początku istnienia Kościoła, to jednak tutaj, w trzynastym rozdziale Listu do Rzymian przykazanie miłości pojawia się znowu. Oznacza to, że gdy ktoś staje się chrześcijaninem, to miłość w sposób naturalny nie wsiąka w niego, tak że już nierozerwalnie jest w nim i już nie ma on możliwości innego zachowania. Gdyby tak było, to Słowo Boże nie wzywałoby nas do miłości.
Okazuje się, że ciągle miewamy problemy z miłością wzajemną, z miłością bratnią. Tu nie chodzi o taką miłość, która kryje się pod słowem „przyjaźń”. Nie chodzi tu o miłość określaną z grecka „filadelfia” czyli przyjaźń braterską – najwyższy poziom wzajemnych uczuć i relacji, jakie mogą się wytworzyć pomiędzy ludźmi. Tu chodzi o miłość „agape”, o miłość, która jest bezwarunkowa. Chodzi o miłość, która jest raczej decyzją woli, niż serca człowieka. To jest postawa serca niezależna od tego, co ktoś inny zrobił w stosunku do nas. Ktoś może być nam nieżyczliwy, lecz my mamy taką postawę, jakbyśmy byli mu dłużni życzliwość w stosunku do niego. Chociaż ktoś będzie się nam odgrażać, robić nam na złość, chociaż będzie nas oczerniał, my jednak będziemy w sposób niestrudzony i niezachwiany nadal dla niego życzliwi.
O taką postawę chodzi w tym fragmencie. O postawę miłości bezwarunkowej. Takiej miłości, jaką Bóg ma do wszystkich ludzi. Jego słońce świeci nad jednymi i drugimi, deszcz pada i na dobrych, i na złych. Taki jest Bóg i takimi my mamy się stawać.
Jednak, jeśli chodzi o taką miłość, to – niestety – mamy problemy. Potrafimy miłować tych, którzy nas miłują i potrafimy odpowiedzieć pięknie tym, którzy do nas pięknie przemówili. Tacy wspaniałomyślni jesteśmy! Dopóki nie ma jakiegoś punktu zapalnego, czy konfliktu interesów, dopóki panuje sielanka bratersko-siostrzana, dopóki nie zetkniemy się bliżej w rozmaitych okolicznościach, bo np. zaczęliśmy razem pracować lub razem realizować jakiś projekt, dopóty się wręcz kochamy. Lecz gdy dochodzi do konfliktu interesów, pojawia się ta kwestia. Wtedy dzieje się tak, jak w pewnej bajce Iwana Kryłowa o przyjaźni psów:
Koło kuchni pod oknem stojącym otworem
Wygrzewali się w słońcu pies As z psem Azorem,
Choć im raczej pilnować należało wrót;
Ale gdy się najadły w bród –
A trza wiedzieć swoją drogą,
Że psy takie rozpieszczone
W dzień nie warczą na nikogo –
Na rozmowy się puściły uczone
O przeróżnych różnościach: o ich pieskiej służbie,
O złu i dobru, a w końcu o drużbie.
„Czy być może – As rzecze – przyjemniej i raźniej,
Jak gdy dwa serca bratnie złączą się w przyjaźni?
Żeby sobie wzajemnie oddawać usługi,
Nie jeść, gdy je ten drugi,
Walczyć, gdy trzeba, choć na śmierć,
Za swego przyjaciela sierść,
I zawsze wzajem patrzeć sobie w oczy,
I tylko na ten moment wyglądać uroczy,
Żeby czym przyjaciela ucieszyć, ubawić,
Na jego szczęście całe swe szczęście postawić!
Więc gdyby nas na przykład taka siła,
Taka przyjaźń zespoliła
To, jak się chyba nie mylę,
Anibyśmy spostrzegli, jakby nam te chwile
Schodziły prędko i mile”.
„Otóż to! – odrzekł Azor – z dawna mnie to boli,
Że przy dworze tym samym, w tejże służąc roli,
Nie możemy jednego dnia przeżyć bez bitki.
Dlaczego? Skąd ten nawyk brzydki?
Nie głodno nam, nie chłodno, a jednak, niestety,
Wstyd pomyśleć! Wszak przyjaźń, wierność to zalety,
Którymi z dawien dawne pies we świecie słynie,
Nie masz ich jednak wśród naszych psów ninie,
Zupełnie jak wśród ludzi”.
„Nie masz, ale się teraz dzięki nam obudzi”.
Rzekł As: „My damy przykład!” „Daj łapę!” „Wspaniale!”
I nowe druhy nuż się obejmować,
Nuż się całować!
Nie wiedzą już, co mówić w tym radosnym szale:
„Mój Oreście!” „Piladzie!” „Precz swary, zawiść, złość!”
Wtem kucharz na nieszczęście rzucił z okna kość.
I oto druhy nasze już lecą w zawody!
Cóż z tych przyrzeczeń zostało i zgody?
Pilades z Orestesem żrą się i tarmoszą,
Że aż się kłaki z nich wkoło roznoszą;
Aż rozdzielił ich w końcu kubeł zimnej wody.
Przyjaciół takich dziś na świecie wiele.
Ale te ich przyjaźnie wszystkie jednakowe:
W słowach to zda się jeden duch w dwoistym ciele,
Lecz spróbuj kość im rzucić, żrą się jak psy owe.
To życiowa bajka. Niestety, nie omija to Kościoła, nie omija to ludzi wierzących. Czasem, pomimo tego, że dzień wcześniej podawali sobie rękę, mówili do siebie „drogi bracie”, „droga siostro” i nawet życzenia sobie składali, i nawet pomoc sobie okazywali, gdy diabłu udało się podrzucić im jakąś „kość”, to następuje między nimi nieporozumienie, gwałtowna zmiana stanowiska. Ludzie sobie najbliżsi, nie tylko odwracają się do siebie plecami, ale też potrafią kąsać się wzajemnie.
Słowo Boże powiada: „Miłość bliźniemu złego nie wyrządza” [Rz 13,10]. Miłość Boża nigdy nie jest taka, że kocha, a zarazem rani. Jeżeli ludzie miłują się nawzajem Bożą miłością, to na pewno nie popełnią cudzołóstwa. Werset 9. mówi: „Przykazania bowiem: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj i wszelkie inne w tym słowie się streszczają: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”.
Jeżeli naprawdę miłujemy, to żadnej z tych rzeczy nie uczynimy. Nie będziemy kraść, bo kradzież jest zaprzeczeniem miłości. Nikt nikomu z miłości niczego nie kradnie. Z miłości się nie pożąda, z miłości się nie zabija. Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie pożądaj – to są przykazania, ale gdy jest miłość, to nie potrzeba już żadnego z tych przykazań. Wypełnieniem zakonu jest miłość.
Chciałbym w tym miejscu zaapelować: Miłujmy się wzajemnie, bo miłość jest z Boga! Każdy, kto się z Boga narodził, miłuje braci i siostry i chodzi w tej miłości. Nie wyrządza nikomu złego ani w słowach, ani w czynach, ani w postawie. Zawsze dba o dobro bliźniego. Nie dopuszczajmy do tego, aby mówienie o miłości było truizmem w naszym gronie, takim starym, oklepanym tematem, który i tak nie będzie miał większego zastosowania w praktyce. Umówmy się, że tak długo będziemy mówić o miłości, aż tę miłość będziemy widzieć na każdym kroku.
Nie podchodźmy do tego, co Paweł napisał w Liście do Rzymian odnośnie naszego stosunku do władzy, odnośnie naszego życia chrześcijańskiego i miłości bliźniego, jako do przepisów, które ot tak, po prostu są i trzeba je znać, chociaż niekoniecznie zawsze stosować. Tak jak na przykład mamy przepisy drogowe i raczej luźny do nich stosunek. Ponieważ są, to je znamy i teoretycznie stosujemy, ale zazwyczaj jest tak, że dopiero gdy widzimy policjanta, to na dobre przypominamy sobie, że trzeba je stosować.
Jeśli chodzi o te wskazania Słowa Bożego, to werset 11. mówi nam, jaki powinniśmy mieć stosunek do tego, co jest tam napisane: „A to czyńcie, wiedząc, że już czas, że już nadeszła pora, abyście się ze snu obudzili, albowiem teraz bliższe jest nasze zbawienie, niż kiedy uwierzyliśmy” [Rz 13,11]. Oznacza to, że mamy czynić to wszystko nie dlatego, żeby cokolwiek dobrego czynić, ale dlatego, że kończy się czas, że zbliża się koniec tego porządku rzeczy.
Jeśli chodzi o nas, to niewiele nam zostało czasu na to, byśmy mogli to powprowadzać w życie i zmienić, co trzeba. Czas mija bardzo szybko. Coraz bardziej brakuje nam czasu na wiele rzeczy. Czas się skraca, choć doba nadal ma dwadzieścia cztery godziny, choć nadal jest tyle samo minut w godzinie i sekund w minucie. Czasu jest tylko tyle, ile my go mamy w sensie praktycznym. Trzeba więc sobie zadać pytanie: Czy znajdę w ogóle kiedyś czas na uporządkowanie mojego życia, jeśli nie zrobię tego teraz?
Nie raz już było tak, że odłożyliśmy jakąś rzecz na potem, ale potem nie znaleźliśmy już na nią czasu. Tak samo jest w komnacie naszego serca. Wiemy, że parę rzeczy trzeba uporządkować, postawić wszystko na miejscu, odkurzyć, doczyścić, wypolerować, dopilnować, żeby nabrało właściwego kształtu i wyglądu. Jednak my ciągle odkładamy to na potem. Jeśli w zwykłych ziemskich sprawach brakuje nam czasu, żeby wziąć np. kawałek listwy, przyciąć i przybić, aby w naszym domu nie było takiej prowizorki, to o ile bardziej dzieje się tak w naszym wnętrzu duchowym, którego nie widać. To co zewnętrzne, wszyscy widzą. Więc nawet ze wstydu przed sąsiadami w końcu weźmiesz i przytniesz tę wspomnianą listwę. Duszy ludzkiej nie widzą sąsiedzi, ale Pan Jezus widzi. On powiedział do faryzeuszy: „Podobni jesteście do grobów pobielanych, które na zewnątrz wyglądają pięknie, ale wewnątrz są pełne trupich kości i wszelakiej nieczystości” [Mt 23,27].
Duch Święty pewnego dnia odkryje w nas straszne robactwo, jeśli przez całe lata nie będziemy porządkować swojej duszy. Tak Bóg kiedyś zrobił z Dawidem, gdy przyszedł do niego prorok Natan i zdjął z twarzy Dawida maskę. Słowo Boże mówi nam: „To czyńcie wiedząc, że już czas, że już nadeszła pora, abyście się ze snu obudzili, albowiem teraz bliższe jest nasze zbawienie, niż kiedy uwierzyliśmy”. Jesteśmy bliżej bram zbawienia. Ten czas, który był nam dany, upływa i już go nie wrócimy. Nikt nam też nie zagwarantował, że jutro się jeszcze obudzimy, by można było cokolwiek uporządkować.
Słowo Boże wzywa: „Noc przeminęła, a dzień się przybliżył. Odrzućmy tedy uczynki ciemności, a obleczmy się w zbroję światłości. Postępujmy przystojnie jak za dnia, nie w biesiadach i pijaństwach, nie w rozpustach i rozwiązłości, nie w swarach i zazdrości. Ale obleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie czyńcie starania o ciało, by zaspokajać pożądliwości” [Rz 13,12-14]. Nie łudźmy się, bracia i siostry, że kiedyś w przyszłości uporządkujemy nasze życie, że kiedyś poukładamy wszystko, nawrócimy się i coś na dobre zmienimy. Teraz mamy to zrobić! Teraz jest czas, żeby naprawić, co trzeba!
Gdy przemija noc, gdy zaczyna się świt i zaczyna widnieć, to wszystko to, co żyje nocą, włazi czym prędzej do dziur. Gdy biją pierwsze dzwony, gdy nastaje brzask, to znaczy, że już noc przeminęła i wszystko się zmienia. Tak ma być w naszym życiu. „Noc przeminęła, a dzień się przybliżył”. Słowo Boże wzywa nas tutaj do natychmiastowego przygotowania się do dziennego życia, do życia w jasności dnia. A jak się żyje za dnia?
Mamy tutaj sześć obrazów tego, jak się żyje w nocy, w ciemności. Takie życie jest zaprzeczeniem życia za dnia. Z takiego życia trzeba się wycofać, aby można było powiedzieć, że żyjemy, jak za dnia.
Pierwsza rzecz to biesiadowanie. Tu nie chodzi o spotkanie przy lampce wina i kawałku kurczaka na przekąskę. Użyte tutaj greckie słowo oznaczało na początku grupę przyjaciół towarzyszących zwycięzcy w drodze powrotnej z zawodów i gromkimi okrzykami fetujących jego zwycięstwo. Potem zaczęto nim określać grupę głośnych wyrostków, którzy przewalają się nocą ulicami miasta, niepokojąc jego mieszkańców. Podobnie jak dzisiaj młodzież wracająca z dyskotek zachowuje się tak, jakby całe miasto do nich należało. Słowo Boże mówi, że taki rodzaj zachowania należy do nocy, do ciemności i nawołuje nas do odrzucenia takich uczynków. Chrześcijanin, syn światłości, nie ma co robić w towarzystwie cechującym się uczynkami ciemności.
Kolejną rzeczą jest pijaństwo. W tamtych czasach picie wina było bardzo rozpowszechnione, praktycznie tak, jak dzisiaj u nas picie herbaty. Pito wprawdzie wino rozcieńczone z wodą, ale czasami zdarzało się, że wody brakowało i nie było czym tego wina rozcieńczyć. Ludzie pili więc taki nie rozcieńczony trunek i wkrótce popadali w pijaństwo. Picie wina, które było normalną, codzienną, rozpowszechnioną czynnością, doprowadzać mogło do pijaństwa, które nazwane jest w Słowie Bożym uczynkiem ciemności. Ta myśl dotyczy wielu innych rzeczy w naszym życiu, ponieważ czasem z czegoś, co jest normalne i powszechnie uznane, a nawet właściwe, może zrobić się uczynek ciemności. Tak się dzieje, gdy człowiek przekroczy granice lub tej granicy nie wyczuje. Ta granica jest często bardzo subtelna i można ją zauważyć tylko w Duchu Świętym.
Następnym przykładem uczynków ciemności jest rozpusta. W tamtych czasach czystość moralna nie była uważana za cnotę. Kiedy ktoś dochowywał wierności małżeńskiej swojemu partnerowi, nie miało to społecznie żadnego większego znaczenia. Człowiek korzystał z przyjemności przy każdej nadarzającej się okazji i nie było takich norm, które uznawałyby to, za coś niewłaściwego, za grzech. W tych właśnie czasach Pan Jezus, jako prawdziwa światłość, ustanowił normy, które tak bardzo wyraźnie kontrastowały z tym, co było przedtem. W kazaniu na górze Pan Jezus wypowiadał się na temat cudzołóstwa, mówiąc, że nawet każdy, kto tylko patrzy na kobietę pożądliwie, popełnia z nią cudzołóstwo w swoim sercu. W rozumieniu ludzi tamtego okresu nie istniała taka sytuacja. Słowo Boże mówi jednak, że rozpusta jest uczynkiem ciemności. Uczeń Chrystusa Pana nie może być wodzony za nos przez pożądliwości ciała.
Kolejną rzeczą jest rozwiązłość, w innym tłumaczeniu – bezwstyd i to chyba lepiej oddaje istotę rzeczy. Opisuje bowiem człowieka, który nie potrafi się wstydzić, który zatracił normy i wyczucie, co jest przyzwoite i moralne. Nie zależy mu na reputacji, na godności ludzkiej. Robi publicznie rzeczy wstydliwe i nie potrafi się już nawet zarumienić z tego powodu.
Następnie, Słowo Boże wymienia sprzeczki i swary, czyli ducha niezdrowej rywalizacji, któremu towarzyszy ciągłe napięcie między ludźmi. Rywalizujemy o to, żeby być ważniejszym, żeby mieć więcej, żeby mieć większe względy, żeby być bardziej popularnym. Rywalizujemy o władzę, o poważanie, jednym słowem – o wszystko! A dlaczego? Bo chcemy być aktorem pierwszoplanowym, bo jesteśmy niezadowoleni z życia w cieniu kogoś innego, z bycia na dalszym planie. To jest postawa spod ciemnej gwiazdy, dosłownie, bo zrodziła się w sercu Lucyfera.
Wracając do listy uczynków ciemności, widzimy, że na szóstym miejscu wymieniona jest zazdrość. Zauważmy, że istnieje zazdrość pozytywna. Podsyca ona w nas determinację, żeby coś dobrego osiągnąć. Jest podłożem gorliwego dążenia do rzeczy szlachetnych i wspaniałych. Taką zazdrość-gorliwość mamy mieć dla sprawy Bożej! Jednakże zazdrość – to przede wszystkim cecha negatywna. Polega ona na patrzeniu złym okiem na bliźniego, tylko dlatego, że ma coś, czego my nie mamy. Na przykład dlatego, że jest szlachetny, że potrafi się wspaniale zachować wobec innych. Opanowani zazdrością nie lubimy takich ludzi. Zaczynają nas oni drażnić, a to dlatego, że sami tych cech nie posiadamy, że nam brakuje szlachetności, mądrości itd.
Takie są właśnie uczynki ciemności. Z powodu tego, że dzień się przybliżył i już jaśnieje, a Pan nadchodzi, te uczynki nie mają prawa bytu! Odrzućmy uczynki ciemności! Nie czyńmy starania o ciało, by zaspokajać pożądliwości. Oprócz potrzeb naturalnych, takich jak normalna porcja jedzenia, ani za mało, ani za dużo, jak normalna ilość snu itp., nasze ciało ma także swoje „zachcianki”, swoje pożądliwości. Słowo Boże nawołuje nas, abyśmy potrafili powiedzieć swojemu ciału „nie”! Żebyśmy potrafili postawić tamę, rozsądną granicę. Czytamy w Słowie: „Ale obleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa” [Rz 13,14], co oznacza, że mamy ubrać Jego szatę. Wonność Chrystusową mamy po świecie roznosić. Mamy być do złudzenia tak podobni do Niego, że gdy gdzieś wejdziemy, to ludzie powinni poczuć się tak, jakby to sam Jezus znalazł się wśród nich.
Pomyślmy więc, jak Pan Jezus by się zachowywał, gdyby wszedł do danego domu lub wjechał do miasta, do którego właśnie się wybieramy. Przyobleczenie się w Jezusa Chrystusa jest przeciwstawieniem się zaspokajaniu zachcianek własnego ciała. Słowa zapisane w końcówce trzynastego rozdziału doprowadziły kiedyś do nawrócenia Augustyna, jednego ze starożytnych ojców Kościoła. Pisał on o tym w swoich wyznaniach. Możemy tam przeczytać, jak kiedyś spacerował po ogrodzie, czując się rozczarowany i załamany, ponieważ nie był w stanie prowadzić dobrego życia. Zasmucony z tego powodu wciąż zadawał pytanie, kiedy wreszcie się to zmieni. Najczęściej odpowiadał sobie: „Jutro”. Aż nagle uświadomił sobie, dlaczego to miałoby być jutro, a nie dziś. Dlaczego nie skończyć ze złem już w tej chwili. Gdy tak się wewnętrznie zmagał i płakał, nagle usłyszał głos: „Weź i czytaj!” Pobiegł więc do swojego przyjaciela, przy którym zostawił księgi z listami Pawła, wziął je do ręki i przeczytał właśnie ten tekst. „Postępujmy przystojnie jak za dnia, nie w biesiadach i pijaństwach, nie w rozpustach i rozwiązłości, nie w swarach i zazdrości. Ale obleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie czyńcie starania o ciało, by zaspokajać pożądliwości”. I wtedy serce jego rozjaśniła pewność. Wtedy znikły wszystkie cienie jego wcześniejszych wątpliwości i rozterek. Bóg przemówił do Augustyna przez to Słowo. Nikt go nie napominał, nie wzywał do upamiętania. Nastąpiło to w taki zwyczajny, mało spektakularny sposób. Przeczytał dokładnie ten fragment Słowa i jego życie zostało zmienione.
Słowo Boże zawsze, w każdej chwili, może znaleźć drogę do ludzkiego serca. Właśnie dzisiaj może znaleźć drogę do twojego serca, do twojego problemu! Bez żadnych spektakularnych wydarzeń i niesamowitych okoliczności. W zaciszu twojego serca już dziś może nastąpić kontakt i Bóg przez swoje Słowo coś w tobie włączy. Bądźmy na to otwarci. Słuchajmy uważnie, gdy Słowo Boże jest głoszone, bo gdy będziemy słuchać Jego Słowa, zawsze jest taka szansa! (cdn.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz