14 lutego, 2013

Odległość mierzona miarą miłości

Miasteczko Nain
Jednym z miejsc  związanych z działalnością Jezusa w Galilei jest niewielkie miasteczko Nain (Kfar Nin),  w naszych czasach zamieszkane przez Arabów.  Dziś stało się ono kolejnym celem  naszych codziennych wypraw śladami Jezusa.

A zaraz potem udał się do miasta, zwanego Nain, i szli z nim uczniowie jego i mnóstwo ludu. A gdy się przybliżał do bramy miasta, oto wynoszono zmarłego, jedynego syna matki, która była wdową, a wiele ludzi z tego miasta było z nią. A gdy ją Pan zobaczył, użalił się nad nią i rzekł do niej: Nie płacz. I podszedłszy, dotknął się noszy, a ci, którzy je nieśli, stanęli. I rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię: Wstań. I podniósł się zmarły, i zaczął mówić. I oddał go jego matce. Wtedy lęk ogarnął wszystkich, i wielbili Boga, mówiąc: Prorok wielki powstał wśród nas i Bóg nawiedził lud swój.  I rozeszła się o nim ta wieść po całej Judei i po całej okolicznej krainie [Łk 7,11-17].

Ażeby dotrzeć z Kafarnaum do Nain, trzeba pokonać dystans ok. 4o km.  Nie czytamy o żadnej innej przyczynie  wędrówki Jezusa do Nain,  poza wyjściem naprzeciw  owej wdowie.  Oto siła miłości i współczucia. Co najmniej dziesięć godzin piechotą,  bo jakaś bezimienna wdowa straciła syna, a wraz z nim życiowe oparcie.  Z Biblii wiemy, że Jezus  od nikogo nie potrzebował świadectwa o człowieku; sam bowiem wiedział, co było w człowieku [Jn 2,25].  Zanim towarzyszący Jezusowi uczniowie i inni ludzie zobaczyli wychodzący z Nain kondukt żałobny, ponad wszelką wątpliwość Pan widział już ból i rozpaczliwe myśli owej kobiety. Dlatego udał się w tę podróż.

Czuję się dziś pozytywnie zawstydzony.  Nieraz w moim życiu bywało tak, że odległość albo późna pora dnia, powstrzymywała mnie i gasiła impulsy miłości. Pobudzony wewnętrznie, by pojechać do kogoś albo zadzwonić,  rezygnowałem na skutek chłodnej kalkulacji.  Jezus idący z Kafarnaum do Nain na jedno krótkie spotkanie, to cud sam w sobie, który - niczym wir ciepłego wiatru - porywa dziś i unosi moje serce.

Nie może mi być za daleko, za ciężko, za późno itd., gdy Duch Święty posyła mi sygnał, ażebym coś w  danym dniu zrobił.  Nie ma co się zbyt długo zastanawiać. Czym prędzej trzeba  iść za głosem miłości i współczucia. Trzeba zdążyć wyjść bliźniemu naprzeciw, zanim jego sprawa zostanie pogrzebana. Trzeba w imieniu Pana Jezusa nieść ludziom wsparcie, pociechę i życie.

Błogosławiony niech będzie Pan, który swoim przykładem skraca mi dziś dystans do niejednego "Nain" w moim życiu.

1 komentarz:

  1. Wspaniały i budujący tekst. Wielkie dzięki 😊 Bożego błogosławieństwa na każde"Nain"!

    OdpowiedzUsuń