Kończy się drugi dzień Nowego Roku. Jest już ciemno. Dwór Olszynka w Gdańsku dzielnie stawia czoła szalejącej wichurze. Są kłopoty z prądem. W ciągu kilku ostatnich godzin przy ul. Olszyńskiej już dwukrotnie kompletnie go zabrakło. Wyjątkowo silne porywy wiatru zdają się zatrzymywać płynącą powoli Motławę, a uderzający w szyby deszcz dodaje grozy temu, co dzieje się za oknami. Wewnątrz jest mi jednak dobrze. Mocno rozgrzany piec kaflowy w moim biurze pulsuje przyjemnym ciepłem. Mam czas na wieczorne rozmyślanie...
Wciąż jestem pod wrażeniem filmu pt. "Więcej niż fan". Dzięki fundacji "Głos Ewangelii" mam wyjątkowo refleksyjny przełom roku. Zresztą nie tylko ja. Obejrzeliśmy go razem z moimi najbliższymi, a potem również ze zborem, w ostatnią noc Starego Roku, tuż przed północą. Książkę Kyle'a Idlemana pod takim samym tytułem znałem już wcześniej. Film poruszył mnie, wręcz wstrząsnął mną, na nowo.
Stosunkowo łatwo być fanem Jezusa. Ja chcę być Jego naśladowcą. Po czterdziestu latach bycia ewangelicznie wierzącym chrześcijaninem nie wstydzę się stawiać w swoim życiu tej kwestii, tak jakbym był dopiero na początku drogi. Syn Boży, Jezus Chrystus godzien jest moich świeżych wyznań i postanowień. I szczerych przeprosin. Nie jeden raz bowiem jako kaznodzieja Słowa Bożego - niczym dawniejsi faryzeusze - sprawiałem Mu przykrość. Owszem, starałem się głosić zdrową naukę, ale ileż to razy sam uchybiałem w stosunku do tego, co głosiłem.
Mocno brzmią mi słowa Pana o faryzeuszach i uczonych w Piśmie, wzmagane odgłosami dzisiejszej wichury: Wszystko więc, cokolwiek by wam powiedzieli, czyńcie i zachowujcie, ale według uczynków ich nie postępujcie; mówią bowiem, ale nie czynią [Mt 23,3]. W życiu sługi Słowa Bożego tak być nie może. W duchu naśladowania Jezusa mówię więc: Oto przychodzę, aby wypełnić wolę twoją, o Boże [Hbr 10,7]. Zaczynam Nowy Rok z pokorną modlitwą, aby Pan zbawił mnie od łatwizny bycia Jego fanem. Proszę, aby pomógł mi Go naśladować.
Na zewnątrz wciąż jest bardzo niespokojnie. W środku robi się ciszej. Nie jestem fanem.
Wyjątkowo dobry film, dostarcza dużo przemyśleń na temat istoty chrześcijańskiego życia. Sam wiem z mojego doświadczenia, że dużo łatwiej być fanem niż naśladowcą. Każda głęboka refleksja nad naszym życiem połączona z modlitwą i szukaniem Boga (na wzór bohatera filmu) może stać się początkiem ku zmianie, by stać się prawdziwym naśladowcą Chrystusa w codziennym życiu, czego sobie i wszystkim chrześcijańskim pielgrzymom życzę.
OdpowiedzUsuń