Może i ktoś słowa Jezusa skierowane przeciwko przywódcom religijnym nazwałby dziś "mową nienawiści" lecz faktycznie były one nacechowane serdeczną troską o ich zbawienie. Ludzie tego pokroju i pozycji społecznej nie są skłonni do tego, by przejmować się każdym słowem do nich kierowanym. Wszelkie napomnienia i uwagi czym prędzej przekierowują na innych, a sami kryją się za fasadą osoby duchownej. Dlatego Pan swą mowę dobitnie zaadresował i wypowiedział im prosto w oczy, ażeby wstrząsnąć nimi i zmusić ich do refleksji nad osobistą pobożnością.
Biada wam, znawcy Prawa i faryzeusze, obłudnicy! Dbacie o czystość zewnętrznych części kielicha i misy, nie o to, że środek pełny grabieży i gwałtu. Ślepy faryzeuszu! Czyszczenie kielicha zaczynaj od wnętrza, a wtedy to, co na zewnątrz, też zalśni czystością [Mt 23,25-26].
Obłuda uczonych w Piśmie i faryzeuszy była tak oczywista, że aż bolało. W sferze publicznej dbali o nienaganny ubiór, etykietę i postępowanie zgodne z protokołem. Wydawać by się mogło, że są naprawdę wielcy i jakby nieziemsko święci. W prywatnym życiu byli jednak żałośnie mali. Podobnie do innych nastawieni byli na zysk i zaspokajanie swoich pożądliwości. Pamiętam, jak dotkliwie przeżywałem tego rodzaju dwulicowość w okresie, gdy byłem ministrantem. Za ołtarzem i ksiądz, i ministranci, wyglądali na świętych. W zakrystii już tacy - niestety - nie byli. Nieduże drzwi oddzielające prezbiterium od zaplecza, a czyniły tak wielką różnicę!
Wy, faryzeusze, oczyszczacie zewnętrzną stronę kielicha i miski, podczas gdy wasze wnętrze jest pełne chciwości i zła [Łk 11,39]. Znam ludzi, którzy świetnie prezentują się na mieście, a mieszkają w brudzie i sypiają w barłogu. Koncentracja na sprawach zewnętrznego wyglądu zbyt często wiąże się z całkowitym zaniedbaniem wnętrza. Duszpasterz, przywódca chrześcijański nie może się posunąć do takiej hipokryzji, żeby robić na ludziach dobre wrażenie, a w rzeczywistości nurzać się w swoich grzechach. Najpierw środek, potem wygląd zewnętrzny - oto właściwy porządek rzeczy.
Zbawienie człowieka zaczyna się od przemiany jego serca. Przybrane pozory pobożności, wzniosłe słowa i piękne gesty potrafią oczarować ludzi ale zasmucają Boga. Nic nie pomagają w zapanowaniu nad własną zmysłowością. Do tego potrzebne jest duchowe odrodzenie. Tylko osobiste opamiętanie z grzechów, szczere i pokorne zwrócenie się do Jezusa Chrystusa z prośbą o przebaczenie, tylko nowe narodzenie czyni nas prawdziwymi sługami Bożymi i daje nam prawo do reprezentowania Boga pośród ludzi. Bóg nie powołuje do swej służby ludzi żyjących w obłudzie.
Dlatego trzeba nam, Bracia, z dostateczną troską zadbać najpierw o wewnętrznego człowieka. Zajmowanie się duszpasterstwem, doradzaniem i korygowaniem zachowania innych ludzi, domaga się wcześniejszego uświęcenia własnego życia. Biada takim przywódcom chrześcijańskim, którzy na zewnątrz chcą uchodzić za mężów Bożych, a żyją w grzechu. Biada takim, którzy innym mówią o wolności w Chrystusie, a sami są niewolnikami zepsucia. Czemu bowiem ktoś poddańczo służy, tego jest niewolnikiem [2Pt 2,19].
Uświęcenie - to proces, który trzeba nam zaczynać od własnego serca. Z tego wyniknie w naszym życiu szereg zmian o charakterze wizerunkowym. Dopiero wtedy mamy moralne prawo i Boży autorytet, aby zająć się innymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz