01 lutego, 2025

Moje spotkanie z Jakubem Kamińskim

Osiem lat temu, gdy dotarła do mnie wiadomość, że młodziutki ewangelista z Gołdapi z wielką pasją głosi ewangelię, postanowiłem przyjrzeć mu się bliżej. Pojechałem na umówione z nim spotkanie i po uzgodnieniu kilku szczegółów zaprosiłem go do posługi w Centrum Chrześcijańskim NOWE ŻYCIE w Gdańsku. Poza zorganizowaniem ewangelizacji przyświecały mi dwa dodatkowe cele. Po pierwsze, ludziom z naszego Zboru, którzy słyszeli już o Jakubie Kamińskim, chciałem stworzyć możliwość spotkania się z nim i posłuchania go tutaj na miejscu, we własnym Zborze. A po drugie, obserwując, że ów młody ewangelista związuje się ze środowiskami Reformacji Nowoapostolskiej - wieszczącej zmierzch kościołów instytucjonalnych i rozkwit niezależnych kościołów pod przywództwem nowych apostołów i proroków - pomyślałem, że może podczas niedzielnego obiadu na Olszynce, uda mi się zawrócić go z tej drogi i pozyskać do służby na rzecz zdrowej ewangelii. Przecież w Polsce wciąż jest bardzo dużo biblijnych zborów, którym przydałoby się wsparcie ze strony ewangelisty, z pasją głoszącego zdrową ewangelię. Mogłem żywić taką nadzieję, bowiem podczas spotkania w Gołdapi Jakub powiedział, że jego celem nie jest zakładanie nowego kościoła, a służenie kościołom istniejącym.

W dniu 24 czerwca 2017 roku z różnych stron Polski najechało się do naszego Zboru sporo wielbicieli Jakuba Kamińskiego, co z pewnością miało wpływ na przebieg spotkania. Zrobiło się głośno i bardzo - jak na nasz Zbór - nienaturalnie. Nie inaczej było w niedzielę 25 czerwca. Ewangelista częściowo uszanował zgłoszony przeze mnie już w Gołdapi warunek, że jego żona, która w ich nomenklaturze też jest pastorem, nie będzie wśród nas wygłaszać kazania. Wystąpiła wprawdzie z krótkim apelem, ale główne przesłanie - już wtedy ze sporą dozą wątków finansowych - rzeczywiście miał Jakub. Część ludzi była poruszona. Ktoś stwierdził, że było to dla naszego Zboru bardzo rozciągające. Niektórzy wyrażali zachwyt, lecz raczej nie Jezusem Chrystusem, a bardziej samym Jakubem. Przekonałem się o tym następnego dnia, gdy kilka osób przyjechało na zapowiedziane spotkanie po-ewangelizacyjne. Gdy usłyszeli, że Jakuba już nie ma, natychmiast odjechali, nie zainteresowani rozmową o naśladowaniu Jezusa ze zwykłym pastorem.

Nadszedł czas niedzielnego obiadu. Moja żona i synowa przygotowały posiłek i zasiedliśmy do stołu. Po wymianie rozmaitych wrażeń, przy poobiedniej kawie miałem wreszcie możliwość otwartej rozmowy na wspomniany wcześniej temat. Niestety, szybko stało się jasne, że Jakub nie przyjechał słuchać moich rad i próśb. Zrobiło mi się przykro, bo nawet nie postarał się choć trochę wsłuchać w moje słowa. Nie był też zainteresowany historią, jak Bóg nas prowadził w ostatnich latach. Chyba trochę rozczarowany brakiem naszego aplauzu, popędził dalej w swoim kierunku... Tak skończył się mój kontakt z Jakubem Kamińskim. Do dzisiaj jest mi smutno, bo bardzo chciałem, żeby ten młody, zapalony kaznodzieja, służył Słowu Bożemu, a nie wytwarzaniu „produktu kościelno-podobnego”, oferowanego ludziom za coraz to odważniejsze kwoty.

Ponad czterdzieści lat służę Bogu w Kościele Zielonoświątkowym. Traktuję to jako zaszczyt, że mogę to robić w ramach klasycznego ruchu zielonoświątkowego, nauczając Słowa Bożego i w ten sposób dbając o duchowe dziedzictwo, pozostawione nam przez naszych ojców w wierze. Wiem, że do mojej wspólnoty kościelnej przenikają coraz to nowe trendy i nauki, tu i ówdzie zyskując sobie gorliwych zwolenników. Reformacja Nowoapostolska, której niegdyś, w ślad za amerykańską denominacją Zborów Bożych (ang. Assemblies of God) potrafiliśmy się przeciwstawić, teraz już swobodnie infiltruje nasze zbory, wyławiając dla swoich celów wielu gorliwych i aktywnych chrześcijan. Niedobrze się dzieje, że w Kościele Zielonoświątkowym nie mamy już Komisji Doktrynalnej, która stałaby na straży zdrowej nauki obowiązującej w naszym środowisku. Uleganie urokom błyskotliwych postaci spod znaku Reformacji Nowoapostolskiej i uwierzytelnianie ich poprzez organizowanie wspólnych eventów, skutkuje coraz mniejszą troską o wierność Słowu Bożemu. 

Już dzisiaj zbory Kościoła Zielonoświątkowego - np. pod względem nauczania i charakteru praktykowanej pobożności - do tego stopnia różnią się między sobą, że grozi to utratą wewnętrznej spójności, a nawet i naszej wspólnej tożsamości. Wykorzystując właściwą nam otwartość duchową, duch piewców Reformacji Nowoapostolskiej zwodzi nas w stronę ich chrześcijaństwa konferencyjnego, ze szkodą dla organicznej działalności lokalnych zborów Kościoła. Rzeczony Jakub Kamiński w tym procesie odegrał już całkiem pokaźną rolę.

Na koniec, czy w zborach biblijnych kościołów w Polsce naprawdę brakuje jakiejkolwiek refleksji, że corocznie ogłaszane na konferencjach przełomy duchowe jakoś wcale nie mają miejsca? Że szkoły, do których werbuje się naszych członków, przynoszą profity duchowe i materialne oraz tworzą przyszłe kadry przede wszystkim dla ludzi, którym - jak jemiole porażającej drzewo - tylko na tyle zależy na nas, na ile mogą ciągnąć z nas odżywcze soki?